Alina Kwapisz-Kulińska: Ciszej nad tą trumną4 min czytania


10.09.2024

Gdy ostatnim razem opisywałam jedną z tzw. miesięcznic, była jeszcze świętem państwowym, pilnowanym przez tabuny policjantów, ochranianym przez snajperów, celebrowanym przez tłum dostojników i ich akolitów związanych z rządzącym PiS-em. Niedługo będziemy obchodzić rok bez łapy pisowskiej nad państwem, nad Warszawą, nad placem Piłsudskiego. Wprawdzie sam plac nadal jest ozdobiony pamiątkami po ośmiu latach coraz bardziej bliskich totalitaryzmowi rządów PiS-u, ale to wszystko. Prawie wszystko.

Co miesiąc partyjni notable, łkający teraz w domowej ciszy nad utratą władzy, z coraz większym dębem w przestraszonych oczach, gnębieni przez reżim Tuska i siepaczy Bodnara, nadal tutaj obchodzą miesięcznicę swego mitu założycielskiego. Czyli katastrofy jakiej uległ prezydencki samolot pod Smoleńskiem. Już bez odgradzania się od ludu za sprawą posłusznych służb mundurowych.

Ubrani w eleganckie garsonki, spodniumy i garnitury przedstawiciele pisowskiego ludu (a raczej ci, których ustami pisowski lud spijał szampany) nadal przybywają tu i czekają na Prezesa. Demonstrują swoją wdzięczność, wierność, swoje Wielkie Nadzieje. A przede wszystkim pokazują swoje oddanie Prezesowi, oby żył wiecznie. A nuż na coś się przyda, jakby co.

Gdy PiS był u władzy, Lotne Brygady Opozycji i inne tego rodzaju organizacje, gromadziły w kontrdemonstracjach swoich zwolenników, aby ukazywali pisowskim pomazańcom drugą twarz ludu. Gniewne twarze tych, którzy na PiS nie głosowali, których bolało zawłaszczanie państwa. Także przez szaleństwo comiesięcznych tzw. uroczystości smoleńskich.

Szło na ostre, bo PiS, będąc w rozkwicie gromadzenia pełni władzy w swoich rękach, nie zawracał sobie głów demokracją, prawem czy zwykłą przyzwoitością. Co miesiąc odgradzał cały kwartał miasta płotami, tabunami zwożonych z całego kraju policjantów, aby tylko prezes nie doznał szoku po kontakcie z ludem innym niż pisowski. A ten lud poczuwał obowiązek demonstrowania swojego istnienia. I wolę sprzeciwu wobec dyktatury pisowskich ciemniaków (że posłużę się historycznym terminem). Przysłani przez PiS przedstawiciele służb mundurowych szarpali się z protestującymi. Było i niebezpiecznie, i humorystycznie (jak za czasów Pomarańczowej Alternatywy), gdy antyterroryści ćwiczyli posługiwanie się wysięgnikiem lub urywali – w słusznej sprawie – ogon przebranemu za kota opozycjoniście, gonionemu po drzewach Ogrodu Saskiego.

Dzisiaj inaczej. Od czasu, gdy po demokratycznych wyborach lud odgonił PiS od ministerstw, komend, urzędów, decyzji, wojsko i policja przestały zamykać ulice Warszawy na czas comiesięcznej wizyty Prezesa w kościele przy Krakowskim Przedmieściu, a potem przed złożeniem jedynie słusznych wieńców pod zagadkowymi ponurymi schodkami i pomnikiem maszerującego dziarsko Małego Pana przy Placu Saskim. Nadal dziesiątego każdego miesiąca czekają tu na swojego Prezesa, oby żył wiecznie, pisowscy Najwierniejsi. Ci, którzy muszą demonstrować swoją wierność. Tylko ona im została.

Zostawmy ich. Nie zwracajmy na nich uwagi. Nie napędzajmy im poczucia, że są nadal jakoś ważni. Bo nie są. Są już tylko śmieszni. Przez dalszą część miesiąca i początek następnego nikt nie przychodzi pod te pomniki. Stoją puste. Dziwią pojedynczych turystów. Każdy dziesiąty każdego miesiąca wywołuje wokół nich nieco życia. Coraz bardziej widać, z miesiąca na miesiąc, że to pozory. Że to reanimacja trupa. Pozwólmy mu spać spokojnie. A jeśli ktoś chce co miesiąc go reanimować, nie zwracajmy na to uwagi. Aż ujrzy bezsens swojego działania. Szarpanie się podczas składania wieńców staje się rytuałem. Ale, przyznajmy, zastanawianie się, czy Prezes wyciągnie z kieszeni sekator czy spray, aby zamalować napis na wieńcu obywatelskim, staje się nieciekawe. Nudne. Pozostawmy ich z tą nudą. Odpuśćmy. Niech się zanudzą na śmierć.

Alina Kwapisz-Kulińska

 

6 komentarzy

  1. Marek Jastrząb 11.09.2024
    • Adam 13.09.2024
  2. slawek 11.09.2024
  3. acl 12.09.2024
  4. JUREG 19.09.2024
  5. Michał 19.09.2024