21.01.2025
Grzegorz Braun wykroił kawałek piaskownicy…
…wbił energicznie łopatkę w piasek, czym wszem i wobec ogłosił – mój ci jest ten kawałek. I pewnie będzie sypał piachem w oczy niezadowolonym konfederackim kumotrom. On tak potrafi.
Ten staropolski średniowieczny obyczaj przetrwał w dziwacznie prawicowym polityku do dziś. A może jednak to średniowieczny poseł jakimś cudem dotrwał do tych rozpasanych współczesnych czasów? Każdy powinien indywidualnie ocenić tego nienagannie skrojonego na pierwszy rzut oka cudaka. Nie tylko zresztą jego.
Secesja w ugrupowaniu, zwanym dalej partią, o wzrastającej liczbie sympatyków, choć dosyć nikczemnej członków, o takichż również przekonaniach, takiej partii jak dotychczasowa przechowalnia pana Brauna, nikogo rozsądnego nie powinna martwić. W myśl życzenia: a niech się pozagryzają! Na politycznej szachownicy to akurat figury, które tylko w sprzyjających okolicznościach mogą stać się groźne. Ale jednak! Na wszelki więc wypadek… pan B. był łaskaw.
Prawdziwe zagrożenie dla dosyć egzotycznego partyjnego zlepka, czyli koalicji mieniącej się demokratyczną i przez tę swoją demokratyczność spętaną i priorytetowo rozproszoną, nadciąga od strony pozornie tylko osłabionej niegdysiejszej potęgi krętaczy, malwersantów i hurtowych złodziei, które to ugrupowanie podziwia i kocha co trzeci Polak. I gotów jest łożyć na utrzymanie partii, i bronić jej godności i jedności, i kochać umiłowanego przywódcę. Dla tzw. przyszłości narodu, poczętej już w smartfonie i urodzonej pięć minut temu, krótkie wyjaśnienie: myśmy to już przerabiali i wydawać by się mogło, że przegoniliśmy bezpowrotnie, no ale ta faktyczna amnezja u „cotrzeciego”… Dla lepszego zrozumienia najmłodsza generacja może sobie luknąć np. na wschód od nas. Tuż za naszą granicą pewien nabity mrzonkami a bezwzględny gnom właśnie kontynuuje wojenną zawieruchę. Ciut dalej, na Półwyspie Koreańskim, od dzieciństwa niezrównoważony psychicznie i z tego powodu wiele lat na banicji, z braku lepszego ogniwa w dynastii osadzony na tronie, trzyma w garści i morduje w przemyślny sposób własnych rodaków. W Europie, niedaleczko, nasz ponoć bratanek zniewolił ziomali komponując prawo łaskawe tak dla siebie, jak i swoich oligarchów. Trochę przykładów jest w Afryce, reszta w Ameryce Łacińskiej i Południowej. Coś też niesamowitego (czytaj: mało demokratycznego) szykuje się w USA, gdzie spragniony Trump nieźle już wymuskany.
Szaleństwa (w wersji hard – okrucieństwa, w wersji lite – dziwactwa) istniejące pod różnymi nazwami towarzyszą ludzkości od początku. Nie ominęły basenu Morza Śródziemnego, tej kolebki kultury europejskiej. Współcześnie opowieści o Kaliguli i jego ulubionym senatorze rzymskim mogą być zabawne, dwa tysiące lat temu niejeden ukradkiem zaciskał zęby.
A u nas, dziś – byle do maja. Ale nie będzie dobrze, jeśli partie i partyjki oraz wystawieni przez nie najznakomitsi figuranci, różne oszołomione możliwością lub rozdęte politycznie „koszałki-opałki”, w biegu do prezydentury skupią się wyłącznie na większym zaistnieniu w przestrzeni publicznej. Będą pajacować, pleść banialuki i głupawo się uśmiechać dla potrzeb okolicznościowego selfie. To gra o wielką stawkę. To bezpardonowa walka. Ostatni na pokładzie, czyli ten najlepszy, bierze wszystko. Może rozpalić światło, może je zgasić.
Ludzie, szturchnijcie szare komórki do galopu. Spójrzcie na zachowanie Dudy i posłuchajcie Nawrockiego. Plankton polityczny przepadnie, ale w tej sztafecie groźba kontynuacji jest całkiem realna.
Żeby nie było później mea culpa.
WaszeR d. Londyński

Obserwując Mentzena i Bosaka jak, bardziej bezczelnie od PiSu, zakłamują rzeczywistość, mamiąc swoich młodych i kompletnie politycznie naiwnych zwolenników obietnicami manny z nieba, doświadczyliśmy prawie cudu. Tym cudem jest Braun, który Mentzenowi i Bosakowi skutecznie pomiesza szyki. Pod warunkiem, że zdobędzie 100 tysięcy ważnych podpisów pod swoją kandydaturą. Drugą szalupę ratunkową ludziom rozsądnym wysyła niejaki Stanowski, który kandydując odwołuje się do tego samego elektoratu co wspomniani trzej konfederaci. Wspólnie z Braunem zdekomponują ten elektorat.
*
Tymczasem główny pretendent do prezydentury musi konkurować z doktórem, którego jedyną cechą wyróżniającą jest bogoojczyżniany, pusty i deklaratywny patriotyzm boksera. Jak zgrabnie nazwał go Tomasz Lis – alfons obywatelski. I tenże ekstremista wcale nie jest bez szans. POdzielam przezorność Autora bayśmy zachowali i wzmogli czujnośc rewolucyjną, bo może być ciężko.
Stanowski nie walczy o żaden elektorat. On nie chce być prezydentem, on chce tylko uczestniczyć w kampanii i pokazać jak od środka wygląda ten „cyrk kampanijny”. I jeszcze jedno. On nie jest „niejaki”, on właśnie jest jakiś.
Tutaj można wysłuchać o co mu chodzi:
https://www.youtube.com/watch?v=ja4NNpK8xZI
Zaimka „niejaki” użyłem aby nie zagłębiać się w bliższą charakterystykę kandydata, której zresztą nie jestem w stanie podać. Stanowski nie jest nijaki, co oznaczałoby raczej negatywną ocenę człowieka, choć wiele przesłanek na taką ocenę wskazuje. Zgadzam się, że Stanowski jest jakiś. A jaki – być może się okaże w trakcie samej kampanii wyborczej. Powody dla których zdecydował się wziąć udział w kampanii także poznamy po czynach i ich skutkach, bo same deklaracje to tylko słowa.
Sam fakt, że takie brauny zasiadają tam gdzie zasiadają świadczy o nas i o świecie, który tworzymy. A przynajmniej na jego tworzenie pozwalamy. Coraz wyraźniej widać zbliżającą się tragedię. Kolejną w historii, która tradycyjnie – niczego nas nie nauczyła.
No tak, racja, sami na to pozwalamy jako gromada homo sapiens przypisana pewnemu terytorium i hołdująca ukształtowanemu przez wieki dziedzictwu, żyjąca w obszarze kultury zwanej europejską. Tylko gdzie czasami podziewa się ten „wysoko rozwinięty instynkt społeczny”? Wystarczy posłuchać ostatnich wypowiedzi polskich europarlamentarzystów prawoskrętnych, by w to wysokie rozwinięcie zwątpić. Czyżby to cofanie się w rozwoju?