Przeszłość jednak trzeba znać, by nie okazało się, że odkrywamy dawno już odkryte, pakujemy się w podobne bagna lub, że drepczemy w kółko.
Jak tu patrzeć w przód, gdy perspektywy jest coraz trudniej zobaczyć i wyobrazić je sobie. Kiedyś było prościej – jak będziesz się uczył, to samo świadectwo ukończenia pewnego progu edukacji gwarantowało ci, jeśli nie jasno wytyczony kierunek kariery i poziomu życia, to przynajmniej duże szanse na to. Tak mocno przywykliśmy do tego obrazu z przeszłości, że większość odnosi się ze świętym oburzeniem, że tylu młodych z dyplomami w ręku napotyka na ścianę. Ten mechanizm tak utrwalony z przeszłości już nie działa, a my nawet tym młodym nie próbujemy tego uświadomić, a raczej bezpodstawnie rozbudzamy nadzieję, że im się to po prostu należy – spełnili warunek, uzyskali przecież dyplom, więc na pewno dzieje im się krzywda.
Na naszych oczach zmienia się też system wartości – związany z pojęciem awansu społecznego, satysfakcji zawodowej, wreszcie w końcu tego, czego wszyscy pożądamy – udanego, szczęśliwego życia. Na tym utrwalonym z przeszłości obrazie posiadania starych wzorców atrybutów szczęścia za pomocą dyplomu w kieszeni, rzesze edukacyjnych hochsztaplerów mogły otwierać fabryki rozdawnictwa dyplomów wszelkiej maści, bo nie na wykształcenie był popyt, a na dyplomy właśnie. Gdyby ci młodzi ludzie i ich rodzice zdawali sobie sprawę, że fach w ręku to znacznie więcej niż papierek w kieszeni, to edukacyjni oszuści nie mieliby szans na swoje działania. Nie potrzeba by było tworzenia całego systemu weryfikacji jakości tych fabryczek dyplomów, gdyż biurokratyczne systemy kontrolne zawsze będą nieefektywne, bo biorące pod uwagę formalne reguły, które nie nadążają za potrzebami zmian i bieżących potrzeb oraz podatne są na wpływy, koneksje, lobby i nepotyzm.
Politycy zabiegając u wyborców o względy roztaczają wizje wszechogarniającej szczęśliwości za pomocą wymyślnych oferowanych systemów, wielkich reform z zaprojektowaną z góry funkcją trybików i bezzasadnie rozbudzają u wyborców nadzieje, że nie oni sami, a tak zmieniony system ich uszczęśliwi. Gdy zapowiadano, że w krótszym czasie powszechnie niemal każdy będzie miał maturę, to u odbiorców powstawał skrót myślowy – powszechny będzie wzrost poziomu ich życia porównując różnice poziomu tych, co ją mieli z tymi bez niej, ale z przed 20-30 lat. Nikt nie uświadomił ogółowi, że tak powszechna matura to już nie będzie przepustka do raju, ale początek ciężkiej drogi. Powszechność uzyskana nie wzrostem wiedzy i zdolności skończy się ogólnym obniżeniem poziomu, bo tak szybkie tempo wzrostu wskaźników w dziedzinach takich jak wiedza można uzyskać tylko na skróty, za pomocą manipulacji tymi wskaźnikami.
Przywiązując tylko czysto formalną wagę do edukowania i szkoleń wszelkiego rodzaju uzyskujemy zamiast wzrostu wiedzy, tylko jej pozór na papierze. Dobrze to znamy z przypadków obowiązkowych szkoleń, jakie nam przypisano na piśmie w różnych przepisach np. szkolenia bhp. A wszystko dlatego, że za niewiedzę w tych dziedzinach odpowiedzialność ponosimy nie my, a np. nasz pracodawca, zwierzchnik. Więc pracodawca odfajkowuje w swych papierach, że szkolenie się odbyło, a pracownik się cieszy, że nie musiał słuchać po raz n-ty o krawcowej, która zmarła po ukłuciu igłą.
Uprawiając grę pozorów wszyscy są niezadowoleni, ale grają w tę grę dalej, bo ona zwalnia z własnego myślenia i osobistej odpowiedzialności. Skończyłem studia i nie mam pracy – to system jest winien, bo nie przewidział, co mnie może spotkać. Pewnie ten system jest zły, ale żaden nie przewidzi tego – takie czasy. Jaki byłby w takim razie dobry? Taki, który nie będzie nas takimi obietnicami mamił.
Ken Robinson nawołuje do zrewolucjonizowania edukacji. Ja choć zgadzam się z jego obserwacjami i wnioskami, to ku żadnej rewolucji nigdy się nie skłaniałam, bo losu Dantona nie chciałabym podzielać. Jestem jednak przekonana, że ewolucyjne zmiany nastąpią i to w podobnym kierunku, jakie Robinson zarysowuje. Będą one następować tym szybciej i sprawniej, im świadomość tych zmian będzie powszechniejsza. Rewolucje nie tylko pożerały własne dzieci, ale negując w czambuł przeszłość przejeżdżały buldożerem po wszystkim co na drodze, również po tym co cenne. Stąd tyle we mnie przekonania do wagi mądrej edukacji, która tę ewolucję mądrzej i sprawniej ukierunkuje. Ta ewolucja wyrastać będzie na gruncie wolności wyboru, a nie narzucania odgórnie za pomocą biurokratycznych przepisów.
Jeśli uczenie się wynika z potrzeby wewnętrznej, to jednostka lub firma znajdzie na rynku to, co go wzbogaci, a nie sprowadzi tylko do nikomu nieprzydatnego formalizmu – są już takie firmy na naszym rynku np. Discover Team http://discoverteam.pl/ . Bez płynnego sprawnego przebiegu zmian, w warunkach ściśnięcia ich potrzeb w ścisłych gorsetach, takie zmiany i tak prędzej, czy później następują, tylko wtedy ze wszystkimi katastrofalnymi kosztami rewolucji. Zresztą Ken Robinson nie nawołuje do takiej rewolucji – on stwierdza jedynie, że naprawianie nienaprawialnego opartego na XIX wiecznym systemie edukacji nie przystaje już do naszego tak szybko zmieniającego się świata – zmieńmy więc paradygmat, zbudujmy tę edukację od nowa. Choć czujemy sentyment do parowozu, to nie naprawiamy go już, tylko zaprzęgamy elektrowóz, a marzy nam się nawet pociąg na poduszce magnetycznej.
Zmieńmy edukacyjne paradygmaty – zachęca Ken Robinson (tu bez polskiego tłumaczenia, bo to RSA Animacja) http://www.ted.com/talks/ken_robinson_changing_education_paradigms.html
Danuta Adamczewska-Królikowska


„Jestem jednak przekonana, że ewolucyjne zmiany nastąpią i to w podobnym kierunku, jakie Robinson zarysowuje.”
A co czcigodny ser zarysowuje?
„Patrzeć w przód, a nie poprawiać przeszłość”?
Nie pomyślała Pani czasem, że może podoba się on Pani, bo podobnie myślicie o rzeczywistości?
Nie pomyślała Pani, że jego „myśli”, jak powyższa, można by napisać na postumencie W. I. Lenina?
Nie czytałem sera Robinsona. Ale Pani mimo lekkiego pióra raczej kiepsko go propaguje. Myślę, że nie znajdę czasu, by do dokładniej poznać.
Myślę, że autorka ten brak zainteresowania przeżyje. Pzdr
..edukacja nie potrzebuje reformy – potrzebuje transformacji. Kluczem do tej transformacji nie jest standaryzacja edukacji, ale jej personalizacja, budowanie osiągnięć na odkrywaniu indywidualnych talentów każdego dziecka, umieszczenie uczniów w środowisku, w którym chcą się uczyć i w którym mogą naturalnie odkryć swoje prawdziwe pasje..
tyle Robinsona z jedynie chwilowego googlowania, brzmi nieźle
Dziękuję za cytat.
Miiodzio.
Jesli pani Sawa i Autorka to te sama osoba, to dobrze, ze swoimi uczuciami nie obdarzyła Prezesa. Byłoby groźnie, bo pióro sprawne ma…
„Kluczem do tej transformacji nie jest standaryzacja edukacji, ale jej personalizacja, budowanie osiągnięć na odkrywaniu indywidualnych talentów każdego dziecka, umieszczenie uczniów w środowisku, w którym chcą się uczyć i w którym mogą naturalnie odkryć swoje prawdziwe pasje..”
Będę niegrzeczny i zapytam: kto miałby to robić, na jakiej zasadzie, gdzie itd.?
To wszystko pięknie brzmi, ale ja chciałbym zobaczyć opis praktycznego działania tego systemu.
Na jaką skalę miałoby to działać? Na masową? A da się? Pewnie to nie będzie dobrze przyjęte, ale moim zdaniem edukacja masowa z góry eliminuje większość tego typu pomysłów.
Mówię serio, proszę spróbować opisać edukację jakiejś wyimaginowanej grupy, dzień po dniu ze szczegółami. Zwykle w nich tkwi diabeł i stąd sceptycyzm laików. Ponieważ do nich należę, a temat mnie naprawdę interesuje, chciałbym coś takiego zobaczyć.
Panie Jerzy, jak sama nazwa wskazuje transformacja to nie jednorazowy i jednostkowy akt, a ciąg zmian zarówno w czasie jak i w otoczeniu i nie wymyślę takiego scenariusza dla dzieci dzień po dniu.
Dzień po dniu to ja każdego dnia staram się zmieniać mentalności moich uczniów, bo na system, w którym działam nie mam wpływu. Ale ten system będzie musiał się zmienić, wymuszą tę zmianę warunki. Możemy jednak tym zmianom pomagać lub się im opierać. Jak widzę pomoc w zmienianiu choć pierwszego etapu spróbuję opisać szerzej i uzasadnić.
Dlaczego w ogóle postanowiłam się z tym uaktywnić? Bo całe życie zawodowe robiłam niekonwencjonalne rzeczy, których otoczenie nie najpierw nie rozumiało, a potem okazywało się za 10-20 lat, że właśnie takie rozwiązania inni propagują lub powielają. Dobrze jeśli ze zrozumieniem, gorzej gdy bez tego jako narzucony schemat, bo to nie tędy droga.
Tylko, że moja rzeka już popłynęła dalej.
Chyba Pani nie zrozumiała JŁ. Moj polonista skomentowałby to prawdopodobnie: komentarz nie na temat.
Artykuł Pawła Rudnickiego pt. „ASSA -„szkoła która nie chciała być szkołą” – dwadzieścia lat później. Refleksje o świecie edukacji wolnościowej”. Tekst jest dostępny na stronie edukacja.pl -wywoływany do tablicy zastanawiając się nad odpowiedzią szybko przeczytałem i mogę polecić w kontekście odniesienia do praktyki polskiej (założenia tej szkoły były formułowane w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, przytaczany w artykule założyciel tej szkoły Daniel Manelski był jednym z moich licealnych nauczycieli fizyki (a wcześniej dyrektorem III LO we Wrocławiu). Założenia te wydają się mieć wiele wspólnego z cytatem. Czyli można, a czy na wielką skalę? Tak zapewne nie, artykuł także tego dotyczy, lecz i jak sądzę niedocenia on potencjału zawartego w możliwym upowszechnieniu modelu. Do szerszej odpowiedzi należałoby się jednak przygotowywać umieszczając ją w kontekście innych przykładów, np. ze Stanów, gdzie wiele najlepszych uczelni poważnie modyfikuje metody nauczania wobec postępującego docenienia roli efektu synergii w pracy studentów, szczególnie wobec wydaje się nieodwołalnie postępującej z rozwojem dziedzin interdyscyplinaryzacji części curriculum.
Przepraszam, artykuł jest na stronach Academia.edu .
Powyższe to poprawka do mojej wczorajszej odpowiedzi @ Jerzy Łukaszewski, ta oczekuje na moderacje więc dla wyjaśnienia powyższego tu jeszcze raz w skrócie (może wskoczy od razu): proszę zwrócić uwagę na artykuł Pawła Rudnickiego na stronach Academia.edu pt. ASSA – „szkoła, która nie chciała być szkołą” – dwadzieścia lat później. Refleksje o mikroświecie edukacji wolnościowej.
Dziękuję @PK – Wrocław był zawsze w czołówce w innowacyjności edukacji. Te 10 lat jakie przyszło mi spędzić na Dolnym Śląsku (wtedy czułam to jak wygnanie) na pewno było dla mnie bardzo szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Po powrocie do Warszawy po 10 latach miałam wrażenie, że tu są „100 lat za Murzynami”. Zajęcia z prof. Ryszardem Łukaszewiczem cieszyły się ogromnym powodzeniem i uznaniem, to już w latach 80′ zapoznawał on nas ze swoimi koncepcjami wdrożonej później Wrocławskiej Szkoły Przyszłości – o niej np. tu http://pracownia.org.pl/dzikie-zycie-numery-archiwalne,2240,article,4295
A potem szliśmy w teren i próbowaliśmy choć odrobinkę tego wcielać w życie. Ale taka odważna jak w ASSA to ja nie byłam. 😉
Coraz lepiej pani wpisy rozumiem. A może się coraz lepiej wzajemnie rozumiemy.
.
Słowa ..edukacja nie potrzebuje reformy – potrzebuje transformacji.. zamieniłbym może na „edukacja nie potrzebuje reformy – potrzebuje wyzwolenia”, znaczy oswobodzenia, znaczy wolności. Przy czym ta wolność nie ma być oparta na zasadzie „róbta co chceta”, lecz musi być oparta na mocnych fundamentach takich jak odpowiedzialność, naturalna ciekawość wprogramowana już w genach w człowieka, no i pewien wzgląd na dobro wspólne, czyli na dobro najbliższego otoczenia.
Dokładnie tak, bisnetusie.
Wolność wymaga najwyższego stopnia odpowiedzialności, zniewolenie od odpowiedzialności zwalnia. A trzeba też zrozumienia tej wolności, że kończy się tam, gdzie wkracza się w ograniczenia wolności innych.
Stare to prawdy jak ten nasz świat.
@SAWA , ja właśnie planuję coś niekonwencjonalnego i dlatego tak łapczywie podpytuję 🙂 Zawsze co fachowiec, to fachowiec.
Do wspomnianych zmian zawsze mam najważniejsze pytanie: kto je ma zrobić? Patrząc na dzisiejszą edukację, to najpierw musimy wychować nauczycieli.
I już pan sobie odpowiedział na to pytanie. Najważniejszym elementem mądrej edukacji jest nie system, a nauczyciel. Jeśli on przestanie uprawiać pozory uczenia, jeśli on będzie rozumiał co to znaczy pomagać małej istocie w rozwoju, a nie tresurze, jeśli będzie umiał cierpliwie poczekać na efekty, a nie uzyskiwać czary-mary na skróty, a do tego będzie wnikliwym obserwatorem, to ma pan pokonany najważniejszy próg. Reszta to tylko otoczka.
jeśli on będzie rozumiał co to znaczy pomagać małej istocie w rozwoju, a nie tresurze,…
We don’t need no education.
We don’t need no thoughts control.
No dark sarcasm in the classroom.
Teacher, leave them, kids, alone.
Hey, Teacher, leave them, kids, alone!
Za dużo się Pani tego nasłuchała, zapewne.
A ser Robinson jest bardzo przystojny i taki zabawny, nieprawdaż?
jakkolwiek nie miałem przyjemności poznać Sir Robinsona, wydaje mi się, że takie tytuły traktuje się poważnie, ja swoje wpisy tutaj także, być może więc inni też. Pink Floyd rocks as always, proponowałbym także teksty z „Flickering Flame” – everything makes sense, zum Beispiel. Pozdrawiam kolegę komentatora SO. PK
No to pięknie doczekaliśmy się efektów magicznego myślenia o recepcie naprawy edukacji przez rynkowe zasady – czy ktoś przewidział, że tak skończy się zasada by za uczniem/studentem szedł pieniądz?
http://polska.newsweek.pl/studenci-na-uniwersytecie-edykacja-newsweek-pl,artykuly,270796,1.html
Panie Jerzy,
zapraszam do obejrzenia filmu dokumentalnego o Finskim systemie edukacji: http://www.youtube.com/watch?v=70AlyhEGWf4 albo do przeczytania ponizszego artykulu: http://www.profesor.pl/publikacja,26683,Fenomen-edukacyjny-szkolnictwa-skandynawskiego-na-podstawie-Finlandii
Moze Pana watpliwosci co do mozliwosci wdrozenia systemu w ktorym zindywidualizowana edukacja odbywa sie z sukcesem na masowa skale, zostana rozwiane.