Jerzy Łukaszewski: Posłusznie melduję, panie feldkurat…4 min czytania

feldkurat2014-02-19,

Ktoś zainteresowany tym szczególnym wycinkiem dziejów ludzkości, jakim jest historia życia codziennego, bez trudu zauważy, że najpoważniejszym problemem ludności cywilnej w okresie I wojny światowej było widmo głodu.

Tak się bowiem złożyło, że toczyły ze sobą wojnę państwa wcześniej tworzące sieć wzajemnych powiązań gospodarczych, która z racji wojny została przerwana.

Szczególnie ciężko odbierała to ludność Prus (w tym zaboru pruskiego) gdzie już od 1915 roku państwo narzucało receptury wypieku chleba ze sporym dodatkiem mąki ziemniaczanej, by oszczędzić zboże. Reklamowano ślimaki, które wg doradców rządowych „mogą bez trudu zastąpić wołowinę” itp.

Każdy kawałek jedzenia stawał się bezcenny i kosztował krocie, pomimo urzędowej walki ze spekulanctwem.

Na szczęście był ktoś, kto wiedział, że nie samym chlebem żyje człowiek, jak powiada Pismo. W sytuacji coraz powszechniejszej biedy rodziły się pomysły, co zrobić z pieniędzmi, które i tak na przyzwoite utrzymanie nie wystarczają.

Już na samym początku wojny w jednej z nadmorskich parafii proboszcz zorganizował zbiórkę pieniędzy enigmatycznie nazwaną „na cele XVII Armee Korps”, by wyrazić wdzięczność i podziw dla żołnierzy tego korpusu za zwycięstwo pod Tannenbergiem. W tej nowożytnej wersji bitwy pod Grunwaldem też brali udział Kaszubi, więc pomysł do pewnego stopnia usprawiedliwiony, choć nie wszyscy podzielali entuzjazm. Mimo to udało się zebrać ok. 530 marek. (o wartości pieniądza za chwilę)

Późniejsze pomysły kościelne były już większą oczywistością. W 1916 roku, gdy nadmiar pieniędzy w kieszeni mógł tylko zawadzać, postanowiono zbudować kościół wraz z przyległościami, jako rzecz pierwszej potrzeby.

Były i inne ciekawe inicjatywy. Zbierano „na wyposażenie dwóch księży do Rosji, gdzie mieli „nieść pociechę jeńcom w ich strapieniu”.

Na terenie Pomorza Niemcy zlokalizowali obozy jenieckie. W Bytowie, na terenie dawnego obozu dla Francuzów z lat 70 XIX wieku, zorganizowano obóz dla jeńców rosyjskich. Biskup chełmiński ogłosił zbiórkę na… budowę kaplicy katolickiej w obozie. Jeńcy rosyjscy z pewnością wpadli w zachwyt, co trzeba przypomnieć dziś ich potomkom, gdy upominają się o los swoich przodków zmarłych na terenie Pomorza. Owszem, zmarli, ale przynajmniej mieli duchową opiekę i to katolicką, nie byle tam prawosławną! To się chyba liczy, nie? Współcześni Rosjanie byliby skończonymi niewdzięcznikami, gdyby tego nie docenili. Ostatecznie to nasi przodkowie łożyli na utrzymanie pracujących tam kapelanów!

Mała dygresja o pieniądzu, by było z czym porównać. Koń pociągowy w tym czasie kosztował 500 – 700 marek. Wypłacany przez kasę chorych zasiłek położniczy (tak to się nazywało) wynosił 1 markę dziennie przez 2 tygodnie przed porodem i 6 tygodni po. Wynagrodzenie dla matki ( naprawdę tak się nazywało) za karmienie niemowlaka to 50 fennigów przez 12 tygodni.

Pośród kościelnych inicjatyw szczególnie jedna przypadła mi do gustu. Pasowała jak ulał do wieku pary i stali, zgodna z duchem czasów Juliusza Verne’a, śmiała, z rozmachem, choć z drugiej strony przyznam, że kiedy po raz pierwszy o niej przeczytałem, natychmiast stanął mi przed oczami feldkurat Katz z jego wyprodukowanym przez żydowską firmę ołtarzem polowym.

Któż by się mógł oprzeć tej śmiałej wizji?!

Wyobraźnia pokazuje Szwejka za kierownicą tego duchowego ambulansu, a na tylnym siedzeniu feldkurata Katza kombinującego, komu by ten wynalazek sprzedać, by mieć na karciane stawki.

A tak całkiem serio, to przejrzałem kilkanaście tysięcy pocztówek przysyłanych ze wszystkich frontów I wojny. Były na nich przykłady życia, jakie usiłowali sobie zorganizować żołnierze na froncie. Niektóre pokazywałem zresztą na SO.

Nie zauważyłem żadnej, na której widniałby wspomniany wynalazek. Bardzo żałuję, bo taka mobilna kaplica nie dość, że była z pewnością wyczekiwana przez ówczesnych żołnierzy bardziej, niż cokolwiek innego,  dziś stanowiłaby ozdobę każdej kolekcji.

Jak by nie patrzeć – jest to dowód, że Kościół gdy chce, potrafi błyskawicznie przystosować się do zmienionej sytuacji i nie na każdą w nim zmianę trzeba czekać wieki, jak to sądzą współczesne niedowiarki.

Bardzo optymistyczne, prawda panie feldkurat?

Jerzy Łukaszewski

Print Friendly, PDF & Email
 

3 komentarze

  1. jacek2 19.02.2014
    • hazelhard 20.02.2014
  2. Szafrański 21.02.2014