Jacek Parol: Przewrót Majowy3 min czytania

zamach majowy2016-05-01.

W dniach 12–15 maja 1926 w Warszawie marszałek Piłsudski dokonał przewrotu.

Mój dziadek Józef Parol był wtedy dwudziestodwuletnim szeregowcem, stojącym wraz z oddziałem na straży Bramy Żoliborskiej warszawskiej Cytadeli. Gdy po bezskutecznych negocjacjach marszałka Sejmu Macieja Rataja rozpoczęły się walki w stolicy, wojna domowa dotarła i do Bramy Żoliborskiej.

Jako dziecko z zapartym tchem słuchałem opowieści starego człowieka o oddziale legionistów marszałka, którzy dotarli do stacjonujących, wiernych rządowi żołnierzy i zażądali poddania się. Mimo upływu lat i mimo przeżytej później okupacji dziadek w opowieść wkładał tyle emocji, że tę opowieść zapamiętałem szczególnie.

Gdy dziś zastanawiam się dlaczego – myślę, że było to w życiu dziadka szczególnie trudne i traumatyczne przeżycie. Była to historia o strachu, niepewności i ogromnym lęku, że przyjdzie mu strzelać do Polaków, że naprzeciw siebie stoją rodacy, tacy sami, wykonujący rozkazy rówieśnicy, może koledzy ze szkoły, może z podwórka. Ostatecznie w tym miejscu nie padł ani jeden strzał.

Gloryfikujemy dziś marszałka Piłsudskiego, wspominamy go jako męża stanu i bohatera. Jakoś łagodnie traktujemy zbrojny zamach stanu, w wyniku którego demokratycznie wybrane władze zastąpił rząd autorytarny. W wyniku tego zamachu zginęło według oficjalnych danych 215 żołnierzy i 164 cywilów. Tylu Polaków zginęło z rąk Polaków. Co znamienne, trzecia część ofiar to przypadkowi cywile, mieszkańcy Warszawy, którzy byli w złym czasie w złym miejscu. Bo ktoś postanowił, że będzie lepiej sprawował władzę niż ktoś inny i nie miał cierpliwości do działania zgodnie z zasadami demokracji i metodami pokojowymi.

To przestroga i czarna karta naszej historii. Żadna polityka nie jest warta ludzkiego życia, żadna racja bardziej „mojsza” niż „twojsza” nie powinna wywoływać takich dylematów i zmuszać do takich wyborów.

Nikt nie ma prawa zdecydować, że są takie racje, dla których Polacy mogliby stanąć naprzeciw siebie z bronią – czy kamieniem – w ręku.

Dzisiejsza władza jest w porównaniu z marszałkiem Piłsudskim w komfortowej sytuacji. Przeprowadzając swój zamach stanu nie musi szturmować bram Cytadeli, zajmować mostów ani wyważać bram koszar. Nie ma bezpośredniej konfrontacji sił lojalnych jednej lub drugiej stronie sceny politycznej. Niemniej zamach trwa. Co do tego nie mam wątpliwości. Bowiem nie gwałtowność wydarzeń świadczy o tym, a skutki i wpływ na państwo i konstytucję.

Nie ma też dziś – poza nielicznymi na szczęście wariatami, którzy znajdą się wszędzie – ugrupowań opozycyjnych dążących do rozwiązań siłowych. Nie mamy, jako Polacy, dzięki bogom, ochoty na wojnę domową. Nie ma na to przyzwolenia społecznego i nie słychać takich pomysłów. To dobrze.

Metody oporu mogą być radykalne, ale MUSZĄ z zasady być całkowicie pokojowe. Nawet jeśli nasza ostateczną bronią chciałoby się uczynić permanentny protest uliczny. Chciałoby się zapewne niektórym – ale jest to chęć nie do zaakceptowania.

To oczywiście – wykluczenie siły – powinno obowiązywać i drugą stronę. Czy ona to rozumie – to inna sprawa.

Przed liderami opozycji stają w każdym razie coraz wyraźniej ciężkie i trudne decyzje. Jak odebrać nasze państwo władzy, która wyraźnie zrobi wszystko, by władzy nie oddać? Jak jej zamach na państwo zakończyć bez ofiar? Jakie podjąć działania?

Jacek Parol

 

6 komentarzy

  1. narciarz2 01.05.2016
  2. Junona 01.05.2016
  3. past 01.05.2016
  4. j.Luk 02.05.2016
  5. narciarz2 03.05.2016
    • jotbe_x 04.05.2016