Agnieszka Wróblewska: Skąd ja znam ten nastrój? (2)11 min czytania

stan wojenny 12016-04-06.

Ściągnęłam ze strychu swoje zapiski z okresu po stanie wojennym, żeby sprawdzić jaki mieliśmy wtedy nastrój? Bo ciągle mi się zdaje, że podobny podział w narodzie, wisielczy humor jakim się dzielimy w rozmowach, wyczekiwanie na jakąś sensowną puentę tej irracjonalnej rzeczywistości – że już to kiedyś przeżywałam.

Dziś drugi, kolejny odcinek z mojego pamiętnika pisanego tamtej, pamiętnej wiosny. Gdybym wtedy nie spisywała wydarzeń na bieżąco, z pewnością nie umiałabym ich teraz odtworzyć. Dlatego zachęcam młodych, żeby się nie lenili i pisali co się w Polsce dzieje. Zapewniam Was – za kilkadziesiąt lat z przyjemnością (i z ulgą?) sobie poczytacie.

15 marzec 1982

Wczoraj poszłam z Olą Garlicką na mszę do św. Anny. O 11-ej w niedzielę odbywają się tam msze dla „salonu warszawskiego”. Symptom naszych czasów – w ub. niedzielę czytał podobno litanię prof. Klemens Szaniawski, ateista. Kiedy mówiłam o tym dzieciom w domu powiedziały że nie widzą w tym nic dziwnego – ich zdaniem udział w mszy nie ma nic wspólnego z wiarą. Wszystkich łączy teraz opozycja, świadomość wspólnoty i jedności celów.

W tej wczorajszej mszy brało udział kilku aktorów, którzy pięknie czytali ewangeliczne teksty – Łapicki, Szczepkowski. Nie wszystkich poznałam po głosie a stałyśmy za daleko od ołtarza, żeby zobaczyć.

Wieczorem był u nas na kolacji młody amerykański dziennikarz. Cały czas są zafascynowani Polską, mówił, że po tygodniu rozmów w Warszawie żadne opinie nie są w stanie go zaskoczyć.

Dziś po południu mam w redakcji rozmowę z szefową…

16 marzec 1982

Właściwie nic nowego ta rozmowa nie wniosła do sprawy – Sidorczukowa powiedziała mi, że zrobiłam kilka „niewybaczalnych błędów” – na komisji weryfikacyjnej powiedziałam coś tam o niereformowalnym systemie i sama zrzekłam się kierowania działem. No a poza tym, że byłam w Radzie Głównej Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, (teraz nielegalnej) no i, rzecz jasna, że oddałam legitymację partyjną.

Ja powiedziałam, że to nie są żadne błędy, wszystko robiłam i mówiłam świadomie. I dodałam, że moje odejście z redakcji może jej być na rękę, czemu nie zaprzeczyła. Tylko westchnęła: no cóż ja mogę…Bo niby wyroki zapadają wyżej, a ona tylko przekazuje. Na koniec jeszcze spytała czy będziemy w kontakcie i że muszę jej uwierzyć jaka przykra dla niej była ta rozmowa. Coś tam burknęłam.

W redakcji wszyscy byli poruszeni, że mnie wyrzucają, sama się rozkleiłam. Wyszłam z Elżbietą Wierzbicką, przeszłyśmy się trochę, kupiła mi fiołki pięknie pachnące wiosną.

Cały wieczór byłam rozklejona. Andrzej powiedział: – no i potrafili ci wmówić, że jesteś mniej warta, o to im przecież chodziło.

Może rzeczywiście. Ale kiedy wyrzucają człowieka po 25 latach tzw. wzorowej pracy, to co ma o sobie myśleć?

17 marzec 1982

Byliśmy dziś na kolacji u Darntonów, był też Daniel Passent. Wie że mam kłopoty, ale nawet się nie zająknął, żeby spytać co z moją pracą. Było mi naprawdę przykro – po tylu latach przyjaźni! Jakby chciał dać do zrozumienia: zajmowałaś taką a nie inną postawę polityczną, to nie możesz się teraz dziwić, że są kłopoty. A przecież co innego wiedzieć jakie mogą być konsekwencje tego co robimy, a co innego uznać, że wyrzucanie z pracy jest słuszne!

18 marzec 1982

Czekam na telefon od Andrzeja, pojechał pomóc przy rozładowaniu darów dla dziennikarzy z RFN, a tymczasem zadzwonił ten facet, który ma mu ewentualnie zaproponować posadę redaktora jakiegoś miesięcznika od zarządzania i organizacji. Oby się udało! To byłoby dobre zajęcie na teraz.

W mojej redakcji odbyło się wczoraj zebranie, które zespół wymusił na szefowej. Chciała je szybko zakończyć, ale baby przypuściły atak na nasz temat, czyli czterech wyrzuconych koleżanek. Wymusiły na niej zobowiązanie, że będzie interweniowała przynajmniej w mojej sprawie. Mówiły bardzo ostro, że nie może być tak, żeby karany był ten kto ma odwagę zamanifestować swoje poglądy, zresztą takie same jak mają inni. Ona na to, że też bardzo mnie żałuje i że będzie interweniować podpierając się opinią zespołu.

Już mniej ważne jest co z tego wyjdzie. Ważne, że ludzie mają odwagę, że nie dali się zastraszyć i że dziewczyny tak masowo stanęły w mojej obronie. Nie byłam na tym zebraniu, ale po południu przyjechała Baśka Pietkiewicz i mi to wszystko opowiedziała.

Została dłużej, bo przyszedł Jarek Szymkiewicz, dziennikarz z Wrocławia, który niedawno wyszedł z internowania. Za co siedział – nie wiadomo. Też był członkiem naszej Rady Głównej SDP, ale człowiek zdecydowanie umiarkowany. Opowiadał ciekawie o atmosferze w więzieniu – nikt się podobno nie wyłamywał. Robotnik, który wyszedł wcześniej i wrócił do swojej fabryki, mówił mu, że stosunki w fabryce są teraz fatalne, np. nie wolno przechodzić z wydziału na wydział bez pozwolenia. I, co smutne, ten robotnik żałuje, że tak wcześnie wyszedł z interny, bo koledzy patrzą na niego podejrzliwie – ciekawe za co został wypuszczony.

Był przy tym opowiadaniu John Darnton z New York Timesa, będzie miał temat. Nie można samemu pisać, to niech przynajmniej inni napiszą jak tu jest.

Wieczorem pojechaliśmy do katedry św. Jana na spektakl Teatru Dramatycznego – „Mord w katedrze” Eliota. Reżyserował Jarocki, grał Holoubek, Zapasiewicz, Łapicki. Wydarzenie było prawdziwe – mordują arcybiskupa, który sprzeciwia się władzy króla. Kiedy uzbrojeni rycerze z łomotem wdzierają się do katedry, wszyscy widzą w tym atak ZOMO. Rycerze tłumaczą konieczność swojego czynu, może i okrutnego, ale koniecznego dla dobra ojczyzny, bo biskup zagrażał bezpieczeństwu Anglii – jego siła podważała decyzje władzy. Analogie z „Solidarnością” czytelne.

Środowisko aktorskie utrzymuje bardzo solidarną postawę. Większość aktorów bojkotuje teraz telewizję, radio i nawet prasę, występują tylko w teatrach. Kiedy Kłosiński wystąpił gdzieś pro-rządowo, zaraz potem był przez widownię teatru wyklaskany.

20 marzec 1982

Właśnie usłyszałam w dzienniku wieczornym, że odbyło się zebranie dziennikarzy z całego kraju i że powołali do życia nową organizację, którą nazwali Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. A z gazety wiemy, że dziś rano prezydent Warszawy rozwiązał nasze SDP. Czyli oni na nasze miejsce. Wybrali zarząd z Klemensem Krzyżagórskim, ogłosili deklaracje i nawet już statut.

Z naszej dawnej Rady Stefana Bratkowskiego przeszło tam kilka osób, co jest przykre, ale było do przewidzenia.

Parę dni temu pisaliśmy sprzeciw w imieniu SDP przeciwko listom „oddolnym”, w którym dziennikarze domagają się rzekomo rozwiązania naszego Stowarzyszenia ze Stefanem Bratkowskim i utworzenia nowej organizacji dziennikarskiej. Nie zdążyliśmy zebrać podpisów pod tym sprzeciwem na rzekome protesty, kiedy oni już się uwinęli i powołali nową organizację!

23 marzec 1982

Modne ostatnio hasło: – Wstąp do ZOMO wyjdziesz na ludzi.

Jeszcze przypomniałam sobie dwie historyjki zasłyszane od Maćka Iłowieckiego. 12 grudnia, czyli w przeddzień ogłoszenia tej wojny, Maciek dostał cynk, że ma być stan wyjątkowy. Poszedł do Turowicza, red. naczelnego „Tygodnika Powszechnego” i mówi mu o tym. A on na to – może i chcą tak zrobić, ale nie jest możliwe teraz, w czasie Kongresu Kultury, co by Europa na to powiedziała!

Innym razem taksówkarz mu mówi – „wiesz pan, ten z uszami powiedział, że ślepak się przeżywi”. Było to nawiązanie do Urbana, który powiedział w telewizji, że sankcje amerykańskie, czyli odmowa pomocy godzi jedynie w społeczeństwo, bo rząd i tak się wyżywi. „Ślepak” to popularne przezwisko generała. Ale ciekawe, że ludzie nie boją się tak otwarcie mówić.

Zrobiło się pięknie, słonecznie. Ale niestety nie sprawdza się w życiu hasło – zima wasza, wiosna nasza. Bo w realnym życiu oni umacniają się coraz bardziej. Jak zwykle – wańka-wstańka wraca na swoje miejsce.

Wczoraj spotkaliśmy się – parę osób z naszej Rady SDP, żeby napisać odwołanie od decyzji o rozwiązaniu. Nie wierzymy, oczywiście, że to coś da, ale nie można się nie odwoływać, niech przynajmniej wiedzą, że protestujemy.. Zapewne do tego nowego stowarzyszenia – SDPRL, które już ktoś nazwał duperelem – zapisze się większość pracujących dziennikarzy. Życie ma swoje prawa i nasze protesty są żałośnie beznadziejne. Oni mają siłę, po chamsku ją wykorzystują, kłamią w żywe oczy bez skrupułów. W tym systemie to zawsze działa. Zarzucają nam, np., że łamaliśmy statut – oni, którzy łamią wszelkie prawa, na czarne mówią białe i nawet im powieka nie drgnie!

Czekam na Agnieszkę Metelską, ma przyjść opowiedzieć co w redakcji. Bo one podobno postanowiły nie ustępować w mojej sprawie.

26 marzec 1982

Zaraz ma przyjść parę osób z naszej Rady SDP, będziemy pisać list do Jaruzelskiego. Na tym liście, oprócz członków rozwiązanej Rady, ma się podpisać paru bardziej znanych dziennikarzy. Ale już widać, że ci co zostali w swoich redakcjach boją się wychylać. Coraz wyraźniej rysuje się granica podziału między tymi co dalej pracują a wyrzuconymi.

W środę po południu było u nas w domu kilku kolegów, którzy rzucili pracę, same znakomite nazwiska – Kapuściński, Maziarski, Wierzyński, Fikus, Paszyński. Smutne, że nikt z nich nie ma złudzeń, że się poprawi, raczej będzie coraz gorzej. Rysiek Kapuściński uważa, że wygra patent czeski z 68-go roku – bilakizacja. Redakcje będą czyścić, terror zwiększać – innej drogi nie widzi.

29 marzec 1982

Ostatnie dni upłynęły wokół naszego listu do generała w sprawie rozwiązania SDP. List rodził się w kilku wersjach, wreszcie Witek Osiatyński je pożenił. Nie jest to nadzwyczajne dzieło, ale już trudno. Podpisać się mają członkowie Rady i kilkadziesiąt t.zw. nazwisk. Ponieważ krąży też i drugi list, szeregowych członków, odezwały się podobno pretensje, że dzieli się środowisko na lepszych i gorszych. Ale grunt, że będzie dużo protestujących. Udało się nawet złowić nazwiska ludzi którzy z SDP nie mieli nic wspólnego.

W ciągu paru dni powinno to być wysłane, bo już podobno korespondenci zachodni coś wywąchali i jest obawa, że wyślą informację do swoich gazet wcześniej niż nasz list dotrze do adresata. To nie byłoby dobre. Już dziś naczelny „Życia Warszawy” tłumaczył się ponoć, że nie może wydrukować listu adresowanego do niego w sprawie kolegów z „Życia”, bo wcześniej podało tę informację BBC.

Ciągle dni pełne spotkań. Dziś byłam w redakcji, rozmawiałam z szefową. Powiedziała, że odwołanie koleżanek pisane w mojej sprawie nie odniosło skutku – nie będę mogła pracować w „Kobiecie i Życiu”. Ale zapewniła mnie, że ona bardzo nad tym boleje. Przy okazji chciała mnie wykorzystać w taki sposób, żebym wpłynęła na koleżanki, żeby nie pisały już w mojej sprawie petycji, którą szykują. Powiedziałam, że nie zrobię tego, bo ludzie nie powinni się publicznie godzić z tym co prywatnie potępiają. Znamy aż za dobrze te argumenty – „nie ten moment, towarzysze”, „lepiej nie robić szumu, bo to pogorszy sytuację” itp. I wiemy do czego taka hipokryzja prowadzi.

Powtórzyłam dziewczynom rozmowę z szefową, co postanowią kiedy same z nią będą rozmawiały – nie wiem.

Andrzej ma być dziś u Johna Darntona z New York Timesa. John go zaprosił, bo mówi że jest szansa na stypendium dla Andrzeja na Harwardzie i wyjazd z rodziną! Byłoby fantastycznie, gdyby coś z tego wyszło. Dzieci wzięłyby urlopy dziekańskie. Ważne to jest z wielu względów, ale szczególnie ze względu na Tomka, który jest dosyć nieobliczalny, licho wie co mu może strzelić do głowy. Działa w komitecie strajkowym na UW, w domu nie nocuje a paru jego kolegów już siedzi.

Wszystko jeszcze na wodzie pisane. I tak nie mamy przecież paszportów, wcale nie wiadomo czy by nas wypuścili.

Agnieszka Wróblewska

Poprzedni odcinek: (Agnieszka Wróblewska: Skąd ja znam ten nastrój?)

 

 

One Response

  1. andrzej Pokonos 13.04.2016