Alina Kwapisz-Kulińska: Pikieta pod sejmem6 min czytania

AKK_pikieta_032015-12-19.

Podobno przyszło nas 20 tysięcy, tak rzecze Ratusz. Ile osób było rzeczywiście? Trolle pod relacją w gazecie.pl dowcipkują, że 500 tysięcy, 70 tysięcy, ale jakoś żaden nie podchwytuje danych ubiegłotygodniowych policji: od 12 do 17 tysięcy. Jednak liczebność nas budzi szacunek, niepokój, obrzydzenie (niepotrzebne skreślić). To ostatnie uczucie widziałam na twarzy pani siedzącej w autobusie 503, do którego wsiedliśmy wracając po godzinie pikietowania pod Sejmem.

Ale od początku…

Do autobusu 116 wsiadaliśmy pod „Bristolem” przed godziną 12. Taki tłok przeżywałam ostatni raz chyba w trolejbusie w godzinach szczytu gdzieś w latach 60-tych minionego stulecia. Tłok jednoznacznie robili udający się na pikietę. Można ich było poznać na przykład po plakietkach dumnie zdobiących pierś. Królował: Najgorszy sort, ale byli i Komuniści i złodzieje, i nienacechowane ujemnie znaczki KOD-u lub tylko skromne biało-czerwone wstążeczki. W niesamowitym tłoku jakaś pani ze środka autobusu poskarżyła się, że jedzie do pracy i już jest spóźniona. Wypuszczono ją jakimś życzliwym cudem koło Foksal. Bo prawie cała wiara wysypała się z autobusu za Placem Trzech Krzyży. I włączyła się w strumyk zdążający na Wiejską. Ludzie nadciągali z kilku kierunków. Flagarstwo polskie (czy flagownictwo?) miało znów swoje złote żniwa. Dobra teraz, bo zyskowna branża, obsługuje i jedną, i drugą stronę. Ciekawe, kiedy mają większe żniwa.

Za 25 złotych także i my kupiliśmy biało-czerwoną flagę średniego rozmiaru. Uznaliśmy, że się przyda na przyszłe demonstracje i pikiety. Bo na tej jednej się chyba nie skończy. Już pod Sejmem jakaś pani deklarowała: – Będę przychodziła co tydzień, jeżeli będzie trzeba. Niejedna z obecnych osób by tak powiedziała.

A jeszcze wczoraj Jacek Rakowiecki wyraził na FaceBooku obawę o frekwencję:

Spośród prawie 1400 fejsbukowych znajomych uczestnictwo w jutrzejszym spotkaniu pod Sejmem zapowiedziało na FB 110… Zakładając, że nawet może połowa mieszka poza Warszawą i wybiera się na podobne uliczne spotkania gdzie indziej, a jakiś odsetek jest chory lub ruchowo niesprawny, przyznam, że nieco mnie ta mała liczba niepokoi – tym bardziej, że pochlebiam sobie, że nigdy nie przyjmowałem znajomych na łapu-capu, tylko zawsze najprawdziwszy „gorszy sort” pierwszej kategorii…
No chyba, że znów będziemy mieli do czynienia z fenomenem sprzed tygodnia: grubo ponad dziesięciokrotnie więcej ludzi w realu, niż w wirtualu. Szczerze sobie tego i wszystkim Państwu życzę, bo sprawa jest niebagatelna

Życzenia spełnione.

Godzina pikiety

Stoimy daleko, pod pomnikiem Polskiego Państwa Podziemnego i Armii Krajowej, ze znakiem nomen omen Polski Walczącej na cokole. Dociera do nas głos Mateusza Kijowskiego, ale już nie słowa. Chyba tylko w postaci skandowanych haseł. Podchwytują je lepsze od naszych młode uszy. Bo nieprawda, że młodych ludzi nie ma. Są. Może nie nastolatki. Ale młodzi rodzice z dziećmi w wózkach i na barana. Śmialiśmy się, gdy jeden z ojców gonił malucha lawirującego w tłumie na hulajnodze.

Skandowanie haseł nie wszystkim odpowiada. Ale oklaski i gwizdy (trąbki i wuwuzele można też było kupić) – już tak. Tłum się zagęszczał. Ludzie stali na obrzeżu pomnika i coraz szczelniej zapełniali jego płytę. Już potem dowiedzieliśmy się od znajomych, że trzeba było stanąć od strony Ambasady Francuskiej. Tam było lepsze nagłośnienie. Niestety, komunikatów organizatorów nie słyszeliśmy. Chłopaki w kamizelkach i ze znaczkami KOD-u, regulujący ruch od strony Wiejskiej, zapraszali nas tylko słowami: Współpracownicy Gestapo, komuniści i złodzieje na prawo. Bo wśród demonstrantów wszechobecny był humor. Świadczyły o tym także transparenty domowymi środkami wymalowane, a raczej wypisane. Jak chodząca Konstytucja na wielu arkuszach dykty. Kilka widać na zdjęciach.

Pośmialiśmy się, poklaskaliśmy, powołaliśmy: Cała Polska dziś się śmieje, zaczynamy mieć nadzieję, które nawiązywały dowcipnie do obraźliwych w zamierzeniu słów Prezesa z ubiegłotygodniowego „wiecu Wolności i Solidarności”, w którym popierał swój rząd i swojego prezydenta. A krótko mówiąc: popierał samego siebie, stając w opozycji do tej części społeczeństwa, która go nie kocha. Czyli do nas. Chciał nas obrazić, ale raczej mu się to nie udało. Jak każdy marny facecjonista, uśmiał się ze swojego dowcipu.

Zakończenie pikiety

No cóż, wszystko co dobre, to się kończy. Domowe obowiązki kazały nam wracać po nieco ponad godzinie. Przepychając się przez ścisły tłum ruszyliśmy tą samą drogą, którą przyszliśmy. Trudniej było iść, bo na przeciw nas do pikiety dochodził strumyk ludzi; zdążyli zapewne na niewiele po 13. Przeciskaliśmy się i w końcu dotarliśmy do Placu Trzech Krzyży.

Po drodze usiłowaliśmy się przez komórkę połączyć z znajomymi, z którymi się umawialiśmy na wspólne pikietowanie. Niestety, telefony były głuche. Słyszeliśmy, że ktoś obok skarżył się na to samo: nie mógł wysłać ememesa.

Już w domu połączyliśmy się z naszymi bliskimi. Stali na czole pikiety. Słyszeli, co mówili Mateusz Kijowski, pani Holland i Maja Komorowska, Krzysztof Materna, profesor Monika Płatek. My tego wysłuchaliśmy w TVN24. A zaraz potem politologa ze Szczecina, który filozoficznie zastanawiał się, czy demonstracja ma sens, wyliczał, o ile była mniejsza (nie umiał ocenić na podstawie obrazu spod Sejmu…), opowiadał o celach pisowskiego marszu sprzed tygodnia i jego imponujących rozmiarach (oczywiście, według niego miasto źle policzyło ubiegłotygodniowych zwolenników KOD-u) . Wyglądało, że żałuje tej Polski, która spotkała się tu, pod Sejmem, przy naszym udziale. Nam też się zrobiło żal, że takie osoby są zmuszane do komentowania wydarzeń, których sensu nie rozumieją.

Czy dzisiaj w sumie było dziesięć czy dwadzieścia tysięcy osób – to nie ma znaczenia. Nikt się nie licytował na liczebność ani przed tygodniem, ani dzisiaj. I nie zamierza. Bo i tak jest nas dużo. I to daje nadzieję. A ona na razie krzepi i wystarcza.

PS Już z internetu dowiedzieliśmy się, że pikietę pod Sejmem wygaszono po telefonie o zagrożeniu bombowym. Prowokacji zapewne wiele przed nami. Prób zdyskredytowania, ośmieszenia, zlekceważenia. Czyż właśnie to samo nie dotykało „Solidarności” w czasach jej chwały?…

Przetrwała.

[print_gllr id=139232 display=short] [metaslider id=139137]

Alina Kwapisz-Kulińska

Print Friendly, PDF & Email
 

20 komentarzy

  1. wejszyc 19.12.2015
  2. narciarz2 19.12.2015
    • wejszyc 19.12.2015
  3. j.Luk 19.12.2015
    • koraszewski 19.12.2015
  4. SAWA 19.12.2015
  5. sroka 19.12.2015
  6. SAWA 19.12.2015
  7. SAWA 19.12.2015
  8. koraszewski 19.12.2015
    • Anna-Maria Malinowska 20.12.2015
  9. Stary outsider 20.12.2015
  10. slawek 20.12.2015
  11. Alina Kwapisz-Kulinska 20.12.2015
  12. pulskonstancina24 20.12.2015
  13. A. Goryński 20.12.2015
  14. Magog 20.12.2015
    • wejszyc 20.12.2015
      • wejszyc 20.12.2015
  15. PIRS 20.12.2015