25.03.2020
Dzieje się… a to dopiero początek.
Nie będę zajmował się tym czy prezes wszystkich prezesów ma, czy nie ma kontakt z rzeczywistością. To nie ma sensu. Wszystkich, którzy myślą, że to szaleniec, przestrzegam – to byłoby za proste, to nie jest chory człowiek wymagający leczenia.
Prezes nie jest chory. Jest zdeterminowany. Zmotywowany do działań jak nikt. On wie, że gdyby stracił władzę – to koniec. Koniec wszystkiego. To jest stan, w którym kiedyś, inni tacy mówili … „a po mnie choćby potop”.
Czas jest taki, że sprzyja refleksji o sprawach prostych, podstawowych, egzystencjalnych. Przymusowa izolacja, poczucie własnej bezsiły wobec tego, co wyrabia wirus, narastające przekonanie o słabości państwa, jego struktur i marności ludzi mających aktualnie władzę powoduje narastający lęk o przyszłość. Nie swoją – innych. Bliskich, ale nie tylko.
W takim czasie źle mieć wyobraźnię. Myśleć – mając wiedzę i wyobraźnię – to widzieć co może stać się za miesiąc, za dwa. A nawet za rok.
Lepiej nie mieć i nie wiedzieć. Lepiej — skoro i tak nie mamy na to żadnego wpływu.
Myślę tu o ludziach starszych, schorowanych, mieszkających razem z partnerem, mężem/żoną lub mieszkających samotnie. Zdanych na bliskich, na sąsiadów, ale wiedzących jedno – tak będzie tylko przez jakiś czas. Niedługi. A potem skończy się czas święta solidarności międzypokoleniowej i wszystko wejdzie w tryby kryzysu cywilizacyjnego.
Umieranie jest naturalnym procesem, śmierć jest klamrą zamykającą życie. Bez śmierci życie nie ma sensu.
Chodzi jednak o sposób umierania, o formę odejścia. Pandemia niesie w sobie wizje śmierci odartej z jakiejkolwiek powagi czy majestatu. Ciała na płycie lodowiska, bo nie ma już miejsca w specjalnie do tego przygotowanych instytucjach, pogrzeby bez udziału bliskich, a nawet wizja masowych grobów wypełnionych wapnem – tak jak to jest teraz, jak bywało w przeszłości, przy innych epidemiach dziesiątkujących ludzkość nie jest budująca.
A przecież to jest możliwy scenariusz. W Polsce. Teraz, za moment.
Z tej perspektywy zupełnie inaczej widać wszystko to, co do niedawna, dwa-trzy tygodnie temu zajmowało uwagę licznych obserwatorów sceny politycznej i aktorów na niej występujących. Teraz wszystko się zmieniło. Coś się zaczęło i trwa. Na pytanie, kiedy to się skończy, nie ma precyzyjnej odpowiedzi.
Ci, co wiedzą nie mówią. Mówią ci, co nie wiedzą.
Wiedza i wyobraźnia pozwalają jedynie na snucie prognoz. Ich rzetelność i trafność nie są duże. Modele matematyczne pomagają w symulacji tego, co będzie. Za tydzień, za miesiąc, góra za dwa. A co będzie za rok?
Warto, mimo wszystko, snuć takie prognozy. Pisanie możliwych scenariuszy może być pomocne w podejmowaniu rzeczywistych decyzji w przyszłości. Może stanowić punkt odniesienia w tym, co nadejdzie.
Mamy w pamięci (ja mam) taki czas, w którym przez świat przetaczała się dyskusja, a nawet u niektórych (u mnie nie) zachwyt nad książką Francisa Fukuyamy „Koniec historii”, czy nad inną, innego myśliciela – Yuvala Noaha Harariego z jego „Homo-Deus” czy „21 pytaniami na 21 wiek”. Na kontrze do tych dziel, pamiętamy też książkę „Społeczeństwo ryzyka” Ulricha Becka.
Czy cokolwiek z tamtych myśli miało realny wpływ na losy świata?
Nie, nie miało. Poza chwilową wrzawą wokół spraw i problemów prezentowanych przez tych i innych autorów w realnym świecie sprawy biegły tak jak biegły. W Stanach prezydentem został Donald Trump, a w Polsce rządy przejął Jarosław Kaczyński. I nic nie wskazuje na to, że zaraz oddadzą raz zdobytą władzę.
Jest pierwszy dzień po wprowadzeniu słusznych z punktu widzenia władzy zasad pełnej izolacji, zakazu wychodzenia z domu poza nielicznymi przypadkami takimi jak wyjście po zakupy, do apteki, do pracy – jeżeli ktoś ma taką pracę, że musi do niej chodzić. Władzy da to argument – my zrobiliśmy wszystko, a nawet więcej niż inni, aby pokonać wirusa. Jeżeli będzie to, co może być – jeżeli wystąpi zapaść służby zdrowia, szpitali, ratownictwa medycznego to wtedy będzie to siła wyższa, ponad nasze siły. Siły rządu, co dobrze chciał…
Boję się, że tak może się stać, że wystąpi stan wojny wszystkich przeciwko wszystkim. W Stanach Zjednoczonych, w kraju, w którym liczba sztuk broni palnej posiadanej przez obywateli jest najwyższa na świecie, w tej chwili, na początku epidemii, najbardziej poszukiwanym towarem jest – właśnie broń palna, karabiny, pistolety i co tam jeszcze chcecie. To wiele mówi o nastrojach, wiele mówi o tym społeczeństwie.
A u nas jedyne co słyszę z ulicy, przy której mieszkam — nie arterii, zwykłej ulicy — ale takiej, po której jeżdżą autobusy — to dźwięk karetek pędzących do Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Coraz częściej, coraz częściej…
Dzieje się…
Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Prezes Zarządu Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
Nic dodać, nic ująć. Nawet jeżeli założyć, że tak zwani wielcy tego świata czytają jakieś książki (co jest bardzo wątpliwe, bo bycie wielkim tego świata, jest strasznie czasochłonne) – to wpływ lektur na zachowanie i decyzje, jednego człowieka jest niezwykle trudny do rozwikłania i rozeznania. A co dopiero na społeczeństwa i masy ludzkie, które kierują się motywami bardzo podstawowymi.