czyli Lem nieoczywisty
Do tej książki wydanej w 2016 roku sięgnąłem trochę przez przypadek, a trochę z ciekawości. Przypadek wiąże się z zaproszeniem do rozmowy o twórczości Stanisława Lema dyrektora jednej ze szkód w Gliwicach. Proponując rozmowę (już kolejną zresztą), dla młodzieży zapytał mnie, czy znam książkę Zagłada i gwiazdy. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że znam, ale nie czytałem. Po rozmowie głupio mi się zrobiło i postanowiłem ją jednak przeczytać i przygotować się solidnie do rozmowy.
A ciekawość wiąże się oczywiście z proponowaną przez autorkę tej książki rekonstrukcją sposobu ujmowania przeszłości przez autora Solaris. W sumie efekt jest taki, że o moim ulubionym pisarzu dowiedziałem się sporo nowych rzeczy, a co może jeszcze ważniejsze, utwierdziłem się w przekonaniu, że to jeden z najwybitniejszych polskich (a może i nie tylko polskich) pisarzy XX wieku.
Jednak najbardziej zaskakujące było odkrycie faktu, że Stanisław Lem jest pisarzem jak najbardziej realistycznym i tradycyjnym, a używany w okresie PRL-u kostium pisarza science fiction wcale tego wymiaru jego pisarstwa cechy nie stłumił, ale niezależnie od tego jak to paradoksalnie zabrzmi, nie tylko wyostrzył jego realizm, ale przydał mu wręcz uniwersalizującego wymiaru.
Zacznijmy jednak o krótkiej noty o autorce i jej książce. Profesor Agnieszka Gajewska pracuje na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. W 2006 obroniła pracę doktorską Futurologiczne aspekty współczesnego dyskursu feministycznego w Polsce, zaś w 2017 uzyskała habilitację na podstawie interesującej nas książki Zagłada i gwiazdy. Przeszłość w prozie Stanisława Lema. Wspomnę jeszcze dla porządku, że na stronie uniwersyteckiej można zobaczyć, jak wiele Pani Profesor publikuje i jak różne tematy ją interesują. Mam wrażenie, że te publikacje nie należą do listy czasopism, które minister Przemysław Czarnek w swojej ministerialnej łaskawości obdarzył wyjątkowo dużą liczbą punktów. A dlaczego tak się dzieje, będzie jasne jeśli zdamy sobie sprawę z pełnionych przez nią funkcji. Otóż dr hab. Agnieszka Gajewska jest kierowniczką Pracowni Krytyki Feministycznej i sekretarzem naukowym Interdyscyplinarnego Centrum Badań Płci Kulturowej i Tożsamości. A poza tym opiekuje się Genderowym Kołem Literaturoznawczym. To zdecydowanie nie są priorytety twórcy nowej dziedziny naukowej, jaką jest biblistyka, która pozwoli polskim biblistom doszlusować do światowej czołówki.
Muszę przyznać, że książka Zagłada i gwiazdy. Przeszłość w prozie Stanisława Lema to rzadki przykład literaturoznawczej rozprawy, którą nawet nie literaturoznawca może przeczytać bez irytacji, jaką budzi zwykle zetknięcie ze specjalistycznym żargonem tej dziedziny wiedzy. Jest to książka, której celem jest rozumienie i niezaciemnianie znaczeń poprzez użycie zupełnie nieprzydatnych terminów technicznych. A co ciekawe, to rozumienie twórczości Stanisława Lema rzuca dość zaskakujące światło na to, co się dzieje w tej chwili z polską nauką, w tym również humanistyką.
Oto przykład pierwszy z brzegu. W 1948 roku Stanisław Lem w specjalistycznym piśmie „Życie Nauki” omawia książkę poświęconą lekarzom III Rzeczy, który Gajewska komentuje w sposób następujący: „Nazistowska nauka miała służyć rozrywaniu tkanki społecznej, segregacji, zerwaniu więzi oraz wprowadzała determinanty, niejednokrotnie łamiące tożsamościowe identyfikacje poszczególnych jednostek” (s. 51). Jakoś nie mogę oprzeć się pokusie, by o pojmowaniu nauki przez prominentnych zwolenników PiS myśleć podobnie.
Zgodnie z podtytułem książki sporo miejsca w analizach Gajewskiej zajmuje przeszłość, a więc przede wszystkim Lwów, w którym Lem spędził 24 lata (od 1921 do 1945), co obejmowało nie tylko dwudziestolecie międzywojenne, ale również drugą wojnę światową. Oznacza to również czas kiedy doszło do zagłady lwowskich Żydów. Temat nie tylko słabo, ale i źle obecny w historiografii nie tylko polskiej, ale i ukraińskiej. Jak wiadomo, Polacy są zajęci głównie własnym bólem i utraconym mitem Kresów, a Ukraińcy dokładają wszelkich starań, by udowodnić sobie i światu, że to miasto właściwie od zawsze było ukraińskie. Nie wchodząc w szczegóły tych beznadziejnych sporów, warto sobie uzmysłowić, że nie ma w nich miejsca dla takich Lwowian jak Stanisław Lem. Jest faktem, jak mimochodem stwierdza autorka, że Lem nie był zbyt wylewny jeśli chodzi o własne pochodzenie: „Lem niewątpliwie chronił swoją prywatność i jego rodzinną historię znało zaledwie kilka osób. Nie upubliczniał jej, a powojenna historia Polski niejednokrotnie udowodniła, że strategia ta była słuszna” (s. 78). Dopowiedzmy, za słusznością tej strategii była świadomość stale obecnego w społeczeństwie antysemityzmu, który wcale nie jest wynalazkiem ostatniego odrodzenia faszystowskich odrośli endecji, ale stałym komponentem polskiej kultury katolickiej. Ale nie tylko o katolicki antysemityzm chodzi.

Wprowadzona od samego początku PRL-u stalinowska polityka historyczna (nawet w tym PiS nie jest oryginalny) przez komunistyczny reżim nakładała na pisarza cenzorskie rygory, którym musiał się podporządkować jeśli w ogóle chciał być drukowany. Mimo tych obostrzeń i tak biograficzna trylogia Czas nieutracony (Szpital przemienienia, Wśród umarłych, Powrót) musiała czekać aż na czas odwilży w 1956 roku. Pisarz miał do tego fragmentu własnej twórczości raczej negatywny stosunek i pozwalał na przedruk jedynie jej pierwszej części. Zasługą Agnieszki Gajewskiej jest przedarcie się przez liczne przeszkody i zasieki, jakie stanowiła swoista gra autora nie tylko z cenzorem, ale i czytelnikiem i potrafiła zrekonstruować dość precyzyjne wojenne doświadczenia Lema. O ile mi wiadomo to właśnie autorka Zagłady i gwiazd po raz pierwsze określiła te książki Lema jako opowieść o życiu żydowskim (choć po aryjskiej stronie): „Trylogia Lema to także starannie zakamuflowana opowieść o życiu po tzw. aryjskiej stronie, ukrywaniu się, ucieczce z getta, z czym wiąże się nieustanne myślenie o tych, którzy w nim pozostali i których los mógł być losem samego pisarza i jego rodziców” (s. 107). Ważnym dopełnieniem trylogii jest znacznie późniejsza (z 1967 roku) powieść pisana w konwencji science fiction: „Aluzje biograficzne rozbite na kilku protagonistów odnaleźć można także w Głosie Pana, jeśli przeczyta się tę powieść science fiction jako powieść z kluczem” (s. 119). Teraz rozumiem, dlaczego pisarz nalegał bym właśnie tę powieść przeczytał, ofiarował mi ją zresztą z dedykacją. Była to więc jasna wskazówka jak należy ją czytać. Dodam, że właśnie w tamtych latach miałem okazję debatować wielokrotnie ze Stanisławem Lemem na tematy niezwiązane zresztą z jego twórczością, tylko ze światopoglądowymi wyborami.
Może właśnie dlatego należy powiedzieć, że autor Głosu Pana o Lwowie napisał tak istotne stronice, że znajomość tego miasta bez znajomości autobiograficznych i quasi-autobiograficznych tekstów Lema będzie niepełna. Przy czym nie chodzi tu o kolejną próbę przypisania Stanisławowi Lemowi jego żydowskiej genealogii, do której w istocie nie przywiązywał wielkiej wagi, ale o uwzględnienie humanistycznego głosu uwolnionego od nacjonalistycznych swarów.
Humorystyczny wręcz przykład przywołuje autorka w przypisie 23 na stronach 60-61 gdzie mowa jest o rezygnacji z kreowania bohaterów ukraińskich po zetknięciu się z materiałami archiwalnymi: „Anna Abakunowa w następujący sposób podsumowuje swoje badania dotyczące obecności tematu zagłady Żydów w ukraińskim życiu publicznym: „W okresie prezydentury Wiktora Juszczenki przez Ukrainę przetoczyła się dyskusja na kontrowersyjny temat OUN i UPA, mająca za cel nadanie ich członkom statusu bohaterów narodowych. Ukraińskie środowisko akademickie wsparło Juszczenkę, ale w wyniku badań zamiast bohaterów znaleziono zabójców Żydów. W związku z tym, o ironio, akademicy uznali, że nie ma potrzeby poświęcać czasu i środków na badania nad zagładą Żydów, skoro ukraińska historia pełna jest nie mniej tragicznych wydarzeń, takich jak Wielki Głód, oraz ma własnych bohaterów, takich jak Kozacy, Taras Szewczenko i partyzanci z czasów drugiej wojny światowej. Zagłada ma pozostać tematem badanym tylko przez Żydów, ponieważ Żydzi ukraińscy nie są przez nich postrzegani jako współobywatele, sami więc mają się troszczyć o swoją tragiczną historię narodową […]. Jestem przekonana, że przeciętny obywatel Ukrainy nawet nie zna słów «Zagłada» czy «Holokaust» i nie byłby w stanie powiedzieć choćby kilku zdań o losach Żydów w czasie drugiej wojny światowej”. A. Abakunowa, Obecny stan badań nad Zagładą na Ukrainie, „Zagłada Żydów. Studia i Materiały” 2014, nr 10, s. 913. Taras Wozniak podkreśla, że to właśnie Ukraińcy powinni odpowiadać za kulturową spuściznę żydowską, polską i austriacką. Zauważa przy tym, że nie chodzi mu wyłącznie o pamięć prosperity monarchii austro-węgierskiej, ale o pustkę wytworzoną przez traumatyczne doświadczenia pierwszej połowy XX wieku. T. Wozniak, Galicja dziś, s. 134–138”. Nie sposób nie myśleć w tym kontekście o naszych rodzimych bohaterach, których bohaterstwa nie zawsze wytrzymuje konfrontację z zachowanymi archiwami, o ludzkiej pamięci nie wspominając.
Tak Lema potrzebujemy jako świeżego powietrza, by przezwyciężyć przekleństwo polityki historycznej, w którą wtrąciła nas III RP. Otóż można pisać o historii i jej ofiarach bez popadania w narodową egzaltację i bez ulegania przymusowi udowadniania sobie i światu, że jesteśmy najważniejszym centrum światowej historii.
Przypominam książkę Lema „Wizja lokalna”, w której jeden z żydowskich protagonistów opowiada o swoim pobycie w obozie koncentracyjnym. Jest to chyba jeden z nielicznych przykładów, ze bohater Lema jasno identyfikuje swoja tożsamość.
Tak się złożyło, ze mam tu w USA jedną z wcześniejszych powieści Lema „Eden”. Czytałem dawno temu. Mało co pozostało w pamięci. Zapamiętałem jako dobrze napisaną, konwencjonalną fikcję pod gwiazdami. Wczoraj wziąłem do reki, otworzyłem blisko końca, i zacząłem czytać rozmowę kosmonautów z „dubeltem”, czyli istotą z innej planety. W rozmowie starają się zrozumieć to, co widzieli. Pojawiają się kłamstwa władzy, propaganda, nieudane eksperymenty biologiczne na ludziach (znaczy się, dubeltach), tworzenie nowego człowieka (dubelta) zgodnie z oszalałą doktryną, której nie da się nawet opisać, zniewolenie, zaprzeczanie rzeczywistości… To mogłoby być napisane wczoraj albo dzisiaj. To mógłby być opis Korei Północnej albo Polski Rydzyka, Jędraszewskiego, i Kaczyńskiego. Pomimo didaskaliów to jednak jest książka o naszej obecnej rzeczywistości. Ona się tylko tak niewinnie nazywa i tak niewinnie zaczyna. Ale końcówka jest wstrząsająca i zupełnie aktualna.
Przepisuję mój komentarz z FB, tak dla pamięci. To jest krótkie omówienie paru książek, ktore poleciłem mojej znajomej tamże.
W Astronautach Lem opisuje radio, oczywiście lampowe, w całości nadrukowane na zewnętrznej stronie obudowy lampy próżniowej. W ten sposób to on stal się wynalazcą układu scalonego jeszcze przed wynalezieniem tranzystora. Ale Nobel go ominął. „Wizję Lokalną” można czytać po „Dziennikach Gwiazdowych”, bo jest w jakimś sensie kontynuacją. Tam właśnie występują otwarte wspomnienia z II Wojny, które chronologicznie kompletnie nie pasują do całej reszty. Pojawia się Żyd, który miał zginąć i jego skora miała posłużyć za abażur. Podobnie, w „Glosie Pana” są sceny z rozstrzeliwania, które pasują chronologicznie. Głos Pana dzieje się w w połowie XX wieku. To jest trudna książka, ale warta przeczytania. Nie ma w niej nic śmiesznego, ale za to jest cala seria pytań na temat odpowiedzialności naukowców za wyniki ich badan. Ciągle aktualne. Wtedy chodziło o bombę, teraz chodzi o biologię. To nie są lekkie pytania. Czyta się ciężko i powoli. Na samym początku opisane jest utopienie prawdy w propagandowej bredni. Ta historia mogłaby zostać napisana dzisiaj. Wypisz wymaluj Macierewicz. To się ciągle dzieje na naszych oczach. Choćby dlatego warto zacząć czytać Głos Pana, choć im dalej, tym trudniej.
Kontynuacja.
Jeszcze napisze, co u Lema na pewno jest, a czego na pewno nie ma. To nie jest psucie lektury przez zdradzanie wątków, bo u Lema watki są tylko pretekstem. To jest raczej fabularyzowana filozofia. Coś się niby dzieje, ale nie o to chodzi. Chodzi o zagadnienia, czasem stawiane poważnie, a czasem satyrycznie i wesoło. Można się uśmiać, a można się zastanowić. Moim zdaniem, Lemowi jest dość blisko do Mleczki. Tak samo, jak Mleczko rysunkiem, Lem opisuje nasze codzienne absurdy na paru stronach i potem nie sposób przestać myśleć „przecież to absurd”. W podobny sposób pisze o polityce oraz o Kościele. Rzadko wprost, ale za to bardzo celnie. Cyberiada oraz „Dzienniki Gwiazdowe” to są kopalnie takich złośliwych kawałków. Jeśli czytać Lema jako satyryka, to trudno się będzie zawieść. A czego nie ma? Nie ma osobistych emocji, poza tymi, o których już wspomniałem. Lem głęboko ukrywa swoje emocje i wspomnienia i bardzo rzadko opuszcza gardę. Nie ma spraw męsko -damskich, poza jedynym Solaris. I nawet tam chodzi o halucynacje, a nie o rzeczywistość. To jest bardzo trudna emocjonalnie książka, bo głęboko sonduje podświadomość. W tej warstwie to jest książka omalże psychiatryczna. To jest jedyna jego książka, w której pojawia się watek, który poza nim eksploatują bodajże wszyscy inni pisarze.
Watek męsko -damski pojawia się jeszcze w „Powrocie z gwiazd”, ale tej akurat książki bym nie polecał. Może i ciekawa, może i dobrze napisana, ale na tle innych książek jakoś nie wysuwa się na czoło ani w tej, ani w żadnej innej kwestii.
Dopiero rozpoczynam przygodę z twórczością S. Lema, więc nie jestem absolutnie ekspertem. W tym człowieku zafascynował mnie jego twardy pragmatyzm i racjonalizm. Wielokrotnie czytałem z nim wywiady w sieci i zaimponowało mi podejście do życia jednego z najwybitniejszych polskich literatów, choć niestety nie dane było mi Go poznać, gdyż miałem 5 lat w chwili jego śmierci.
PS. Nie wiem czy chciałby dożyć obecnych czasów. Gdyby zobaczył co się porobiło w kraju i na świecie prawdopodobnie nie wytrzymałby tego.
Lem to kosmos i każdy może w nim znalazc to, czego poszukuje. To jest czysty intelekt, bezinteresownie analizujący meandry ludzkiej psychiki. A może dokładniej, demaskujący jej głupotę. Narciarz2 wspomniał o kilku przykladach, można je mnożyć. Wychodzą na światło dzienne wtedy gdy dostają władzę. I to niezależnie czy jest to władza faktyczna jak w polityce czy pozorna jak w religii. Głupota jest tym jaskrawiej widoczna im więcej władzy. Władza absolutna bywa uosobieniem głupoty absolutnej, albo jakby powiedzial Einstein, bezbrzeżnej czyli nieskończonej. A co do uwagi Filipa Nowakowskiego, to nie sądzę by Lem miał kłopot z tym, co się wokół nas dzieje, widział gorsze rzeczy w czasie wojny i świetnie to opisał, więc dałby radę opisać i to.