Zbigniew Szczypiński: „Nie ma nic cichszego od naładowanej armaty”5 min czytania

11.01.2023

person standing near table

„Człowiek jest tym, co je” to znana i zdecydowanie za często przywoływana teza Ludwiga Feuerbacha, niemieckiego filozofa, krańcowego materialisty pojmującego człowieka jak maszynę, która do tego, by działać, potrzebuje różnych produktów spożywczych. To banalna prawda – człowiek pozbawiony żywności i wody zginie i nie pomogą mu najbardziej nawet wysublimowane myśli i idee. Człowiek to zwierzę, ale zwierzę polityczne, jak pisał Arystoteles – politikon zoon. Człowiek poza społeczeństwem nie istnieje, to społeczność, to inni ludzie i wypracowane społecznie normy i wzory kulturowe decydują o tym, kim jesteśmy jako ludzie, jako członkowie danej społeczności.

Przypominam te stare prawdy, ponieważ patrząc na polską scenę polityczną, na ten cyrk funkcjonujący od lat w polskim sejmie, warto może postawić takie proste pytanie – kto i kiedy ukształtował tych ludzi, zdecydował co dla nich jest ważne i jak postrzegają relację pomiędzy „moje” i „twoje”, pomiędzy „nasze” i „wasze”.

Stawianie tych pytań wobec tych ludzi jest ważne, bo ich pozycja i miejsce, jakie zajmują na scenie politycznej, wiążą się z procesem delegowania uprawnień w procesie wyborów powszechnych, w trakcie których każdy dorosły obywatel niepozbawiony wyrokiem sądowym praw publicznych może przelać swoją cząstkę władzy na wybranego przez siebie posła, senatora, prezydenta. Przy wszystkich wadach procesu wyborczego; wyborów powszechnych, referendów, plebiscytów i co tam jeszcze, jedna sprawa jest stała – wybrani otrzymują mandat – to znaczy mogą mówić, że podejmują decyzje w imieniu wyborców, że ich władza pochodzi od „suwerena”.

Uzyskanie mandatu od „suwerena” następuje po wielu różnych zabiegach i wydarzeniach animowanych przez coraz bardziej wyspecjalizowane sztaby specjalistów, którzy za niemałe pieniądze, korzystając z wielu kanałów informacyjnych i wielu mediów „sprzedają” swojego kandydata wyborcom. To duży przemysł, wiele instytucji, wiele organizacji i środowisk walczy o „swoich” kandydatów. W wyborach parlamentarnych, od których wyniku zależy kto będzie rządził w kolejnej kadencji, partia aktualnie sprawująca władzę ma do swojej dyspozycji nie tylko swoje sztaby i swoich działaczy, ma do dyspozycji cały aparat państwa, wszystkie jego służby i pieniądze. Mówienie, że wybory do Sejmu, Senatu, wybory Prezydenta są równe, wolne, tajne i bezpośrednie to jawna bzdura.

Ani równe, ani wolne, ani tajne, a jak pokazują przypadki głosowań w Domach Opieki, Domach Seniora podczas ostatnich wyborów prezydenckich również niebezpośrednie – bo tam za pensjonariuszy głosowali pracownicy tych ośrodków.

Przyglądając się polskiej scenie politycznej, tym ludziom którzy zajmują ważne, bo decyzyjne pozycje w systemie władzy państwowej, można dojść do przekonania, że starą tezę Feuerbacha należy zastąpić inną – człowiek jest tym, co robi, że to zajmowane przez niego stanowisko, pozycja społeczna kształtuje go jako człowieka, stwarza go, wyciąga z nicości i daje szansę na zaistnienie. Może właśnie dlatego ci ludzie bez wcześniejszego dorobku, bez wcześniejszych osiągnięć stają się ważni, bo mają pieczątkę, która wyznacza ich sprawczość.

To stanowisko buduje człowieka, a nie człowiek buduje stanowisko. Gdy tak jest, to marne są szanse na sukces, sukces tego człowieka – a pośrednio sukces nas wszystkich.

Za kilka miesięcy będą wybory; tak wynika to z Konstytucji.

Wybory będą albo nie będą – o tym zdecyduje prezes rządzącej partii, bo to jego wola jest najważniejsza, a nie jakaś tam konstytucja, pisana zresztą przez obcych mu ideowo ludzi. Wszystko wskazuje na to, że będzie to kampania jakiej jeszcze po 89 roku w Polsce nie było, że użyte zostaną wszystkie narzędzia jakie są do dyspozycji tych małych ludzi zbudowanych przez zajmowane przez nich pozycje i stanowiska, które zawdzięczają nie swoim kompetencjom, a woli prezesa.

Państwo PiS rzuci na rynek kampanii wyborczej wszystkie pieniądze pochowane w tych wszystkich zależnych od niego spółkach i funduszach, służby podległe partii rządzącej zrobią wszystko, a nawet więcej, aby udowodnić prostą prawdę, że przeciwnicy obecnej władzy to zdrajcy, oszuści i agenci, że wygrana przez nich w wyborach to koniec Polski, koniec wiary w boga i kościół (kościoły zostaną zamienione na dyskoteki), że to koniec normalnej rodziny i będą rządy gejów i lesbijek. W narastającym kryzysie gospodarczym rząd będzie rozdawał pieniądze zebrane wcześniej przez państwo i PKN „Orlen” Daniela Obajtka mówiąc, że tylko oni pomagają biednym i potrzebującym.

Kampania wyborcza już trwa, każdy kolejny miesiąc będzie wzmożeniem działań, akcji, decyzji. Nie ma i nie będzie żadnych spraw, które byłyby ważniejsze od tego, co wyżej. Jak będzie trzeba – zmieni się ordynację wyborczą, liczbę i kształt okręgów wyborczych, zasady liczenia głosów w komisjach wyborczych, powoła się ogromny korpus obrońców demokracji i zdominuje się działania komisji wyborczych, skorzysta się z Sądu Najwyższego w którym rządzi „nasza” prezes, gdy będzie czas podejmowania przez Izbę SN decyzji uznającej legalność wyborów, postawi się w stan gotowości policję i służby na wypadek ulicznych protestów po ogłoszeniu fałszywych wyników ….

A co po drugiej stronie tego sporu ?

Powiem krótko – cisza. „Ale nie ma nic cichszego od naładowanej armaty” – to Heinrich Heine.

Zbigniew Szczypiński

Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.