Waszer d. Londyński: Tydzień po wyborach, a w Kaczych Dołach bez zmian5 min czytania


25.10.2023

Bo to, że na prominentnej wierchuszce, to nie dziwota.

C:\Users\Walter\Desktop\w.jpg

Oni naprawdę w dalszym ciągu czegoś nie rozumieją. Z tupetem ogłosić zwycięstwem kolejne zaledwie potwierdzenie jakości eksploatowanego od lat betonu, pomimo powiewów współczesności nadal niezmieniającego swojej struktury, to żaden sukces – on – ten beton, zawsze taki był i będzie. Nawet podpleśniały i mchem porosły. Żeby, chociaż jakieś nowe w nim komponenty, jakaś zewnętrzna kosmetyka… 

Będą bruździć niepogodzeni z odwróceniem się ról na politycznej scenie. 

Cyniczni fachmani mieli osiem lat, żeby zaminować i obsadzić fanatycznymi najemnikami kluczowe obszary. Dokonać prania mózgów na wielką skalę i bez skrupułów skaptować wiekowych, słabych i niekumatych. Pojeździć na ich barkach i pochować się za plecami. Co trzeci Polak ma swój udział w tej partyjnej machinie. Nie będzie łatwo poodkręcać i zneutralizować. Jednak główną przeszkodą w kierunku zmian mogą być trzy kłody: 

– Prezydent:, Jako człowiek – mało inteligentny. Jako polityk – niewiarygodny, bo krótkowzroczny i marionetkowy. Jako prawnik – knot totalny. Groźny pokerzysta z talią prerogatyw. Szkodnik niepotrzebnie blokujący najważniejszą w państwie miejscówkę;  

– Prezes NBP: Bajarz i kuglarz żonglujący narodową walutą. Sam jedynie bezkrytycznie zachwycony własnymi opowieściami i żonglerskimi zdolnościami. Kaczą wolą obdarowany strategiczną prezesurą za wyjątkową podatność na polityczne manipulacje. Bezcenny utajony aparatczyk. Przy tym wyjątkowy dyletant i bufon;

– Trybunał Konstytucyjny: Zgromadzenie prawniczych zombie powołane z pogwałceniem prawa i przyzwoitości. Wywlekane z podziemi według niejasnego klucza, przeważnie natychmiast do katakumb powracające, niezhańbione na ogół żadną działalnością oprócz pobierania apanaży, niedobór adrenaliny uzupełniające we własnym gronie. Ale… Na skinienie gotowe popełnić w dowolnej chwili każde niekonstytucyjne świństwo. 

*

Nieprawda, że idzie nowe, lub że oto przyszło. Ono tu zawsze było. Płynnie ewoluowało, mimo tłamszenia przez boskich i konstytucyjnych zaprzańców. Zrazu przekornie popróbowało samodzielnego myślenia, by z czasem nieśmiało zacząć oddzielać ziarno od plew. Powoływało do życia nowe pokolenia już nieznające zastoju i wstecznictwa. Zachłystywało się powiewem wolności, a garściami czerpiąc z cywilizacyjnego postępu z rozmachem planowało przyszłość. Temu to wolnemu duchowi władza postanowiła gasić światła, zakładać okowy i stawiać szlabany. I to właśnie wywołało efekt niepogodzenia i buntu. Wyzwoliło energię na miarę utrącenia skostniałego zacofania. Nie do pokonania przez umysłową naftalinę. Bo na imię temu duchowi Młodość. 

To w zasadzie młodzi wyborcy przechylili szalę zwycięstwa na jasną stronę  Ci z ledwo co nabytym prawem wyborczym i ci po raz pierwszy przekonani do udziału w wyborach. Stworzyli niespotykaną do tej pory armię wytrwale stojącą w wielometrowych i kilkugodzinnych kolejkach przed elekcyjnymi lokalami. Gdzieniegdzie trzeba było dowozić arkusze wyborcze, a nawet urny, bowiem zanurzona w fałszywej rzeczywistości władza nie przewidziała ponad siedemdziesięcioprocentowej frekwencji. No to została pogoniona. 

Wzruszeniu nie dało się nie ulec słuchając tych młodych ludzi. Doskonale wiedzieli, po co tu przyszli i nie kryli się z tym. Dostrzeżone to zostało i nagłośnione. Wrocławska pizzeria Mania Smaku nie zaprzestała działalności po zakończeniu weekendowego maratonu i rzeka ciepłych, smakowitych krążków popłynęła w chłodną wyborczą noc do stojącej w najdłuższej kolejce młodzieży. Karma wróciła już w poniedziałek od rana: na adres firmy zaczęły z całej Polski napływać kwity z dokonanymi z góry opłatami zamówienia z adnotacją “proszę nie szykować ciasta…” Ludzie przynosili oczekującym napoje i ciepłe okrycia, pokrzepiające słowa dodające otuchy. Pewna pani z identyfikatorem na szyi, być może członkini komisji, sama w widoczny sposób zmęczona, ze łzami w oczach dziękowała młodym za wytrwanie. Ludzka solidarność. Gigantyczne przebudzenie Polaków. 

Powyborczy tydzień przyniósł masę migawek, komentarzy i kalkulacji. A także wróżenia z fusów i spekulacji. Wszystko podlane, czy to zdrowym rozsądkiem, czy szczerymi chęciami, czy wręcz zacietrzewieniem lub otwarcie manifestowaną niechęcią. Nierzadko wiele znaczącą ciszą. Ci wygrani-przegrani, skażeni nieuleczalnym syndromem pamiętnego “zwycięstwa” 27:1 Beaty Szydło, już kombinują, co zresztą wychodzi im najlepiej. Nie dotarło do nich, że korzyści z niespotykanej frekwencji odniosła wyłącznie opozycja, a referendalne fiasko dokumentnie pogrzebało zakusy prawicowych maniaków. Wyjątkowo pasuje do tej formacji określenie, które ktoś ukuł lata temu odnosząc je do miasta Radomia, jednego z pisowskich bastionów południowego Mazowsza: Radom to nie miasto, to stan umysłu. Już od siebie dodałbym: stan umysłu Suskiego, który to poseł jest niekwestionowanym idolem tego grodu, co potwierdzają wyniki tegorocznego głosowania. Cóż, wypada dodać – w kaczych łbach też bez zmian. 

WaszeR d. Londyński 

Print Friendly, PDF & Email