29.05.2025
A co! Zróbmy sobie Ogólnopolski Wyborczy Dzień Dziecka. Może to jedyna taka okazja w historii.
Dzień Dziecka to nie prima aprilis, to nie mniej czy bardziej udany lub smacznie wykręcony tego dnia żart. To święto ważne i poważne, ale głównie radosne, święto szczęśliwego, niczym niezakłóconego dzieciństwa, bo takim przede wszystkim być powinno. I najlepiej nie tylko od święta. Czy jest?
Ale czas to dziś dosyć podły na dziecięce świętowanie, które zależne jest od widzimisię i nastroju ich najbliższych dorosłych. Czas pełen niepewności i obaw, politycznego rozgorączkowania i zapadania decyzji, emocji, od których nie sposób uciec. I którymi dzieci nasiąkając, szybciej dorośleją. *
Rozbawiony swoją trzeciego na kandydackim podium pozycją, ale zdobytą dzięki temu fuchą handlarza żywym towarem, Sławomir Mentzen odpalił grilla, rozpylił zanętę i już z marszu wysmażył na ciemny braun, tego tak łasego na mogące mu przynieść prezydencki prestiż głowy politycznych niewolników, jak pozbawionego zdolności honorowych, obywatelskiej odpowiedzialności i politycznej ogłady, które to wady powinny bez dwóch zdań wyeliminować go jako ubiegającego się, mało przy tym mentalnie strawnego Nawrockiego. Ten w efekcie, w zasadzie nie czytając, podpisał własnym śluzem podjaranego żółtodzioba Mentzenowy cyrograf, zarabiając a priori na szyderczy chichot i potępienie historii, a z marszu wywołując ferment we własnym środowisku politycznym. Widać było, że i na Mentzena pogardę zasłużył również. Ale ponieważ w polityce liczą się efekty mające przynieść odpowiedniej wagi i trwałości bonusy, a nie wyłącznie broadwayowskie ekstazy i wzruszenia, pan SM odfajkował z niejakim obrzydzeniem kandydata, wyostrzając sobie apetyt na pozornie bardziej delikatnego, na pewno zaś wymagającego większej precyzji obróbki, mającego się również pojawić w jego smażalni, Rafała Trzaskowskiego, co też stało się kilka dni później. W przeciwieństwie do poprzednika, nie dał się kupić konfederackimi srebrnikami drugi z kandydatów na najwyższy urząd w państwie. Nie podpisał bez zastrzeżeń lojalki za enigmatyczne i niepewne poparcie w ostatniej gonitwie. Nie okazał się „niezbyt lotnym osiłkiem” żonglującym krętactwami. Panowie porozmawiali na wizji, przedstawili swoje nie we wszystkim zbieżne stanowiska, nie przyklepując jednakowoż paktu. I jak to cywilizowani osobnicy zasiedli niebawem w pubie, by przy szklanicy piwa wyhamować emocje, zakończyć relaksem polityczny spektakl. Który z dwóch panów grillowanych przez Sławomira Mentzena będzie robił za żylastą karkówkę, ościstą rybkę czy chrupiącą kaszankę, zdecydują osobistymi preferencjami w najbliższą niedzielę wyborcy.
Przy okazji tego nieszablonowego pomysłu wyjawiło się, że pan Mentzen – o dziwo! – nie tylko potrafi być luzakiem z normalną mimiką i gestem, nie tylko ma ukonkretyzowane politycznie jaja, ale i sporo rozumu, zupełnie inaczej, niż wykastrowane, przede wszystkim zaś mózgowo wysterylizowane, partyjne prawiczki bielano-sakiewiczo-karnowskopodobne. Nie zrezygnował z żelaznej konsekwencji zachowując dystans do obu kandydatów, apelując jednak do dojrzałości moralnej i politycznej swoich wyborców. I może się okazać, że po zwycięstwie Trzaskowskiego konfederat nie tylko nie „zostanie wypluty albo do cna skonformizowany”, ale jego kariera pewnie się rozwinie, a Konfederacja nie rozpadnie, jak to przepowiadał czarnowidz Michał Karnowski.
Zakotłowało się po pierwszej turze prezydenckich. Przede wszystkim na szeroko pojętej prawicy. Tak bardzo się boją, a normalne, że klęski, nie głosząc tego publicznie, obawia się również strona przeciwna, bowiem zawodnicy idą łeb w łeb; tak się cykają, że przepadnie ich obywatelski kandydat, że aż z prawicowego dna popodnosiły się różne mniej lub bardziej utytułowane męty i nieludzkie frakcje, a także dziwnym trafem unoszące się jeszcze na powierzchni istnienia dyplomowane i habilitowane toksyczne szumowiny, różne takie konfederaty, republikany i inne szczątkowe kukizy, które z całą zajadłością rzuciły się nie tylko na swoich przeciwników, ale i sobie wzajemnie do gardzieli. Winnym fetowania piwem spotkania ze „śmiertelnym” wrogiem okrzyknięty został oczywiście Mentzen, czym wyjątkowo w tym przypadku nie dało się obciążyć Tuska. W całej tej gromadzie nimbem nietykalności otoczony został wyłącznie główny sprawca nerwówki, najnowsze odkrycie kandydackie prezesa Kaczyńskiego, nasz obywatelski Karol Kocham Polskę. Z wybielonym kontem, duchową energią pompowaną przez fanatycznych do szpiku kości zwolenników i cyklicznym turbodoładowaniem delikatnym dopalaczem. *
No i wyszło mi jak zwykle w tym rozognionym czasie politycznym, a miało być o szczególnym Dniu Dziecka. To może rzutem na taśmę chociaż przedwyborczy niezbędnik dla młodzieży w formie najkrótszego jak się da misz-maszu, dla przyzwoitości i przypomnienia:
– Ten tryskający zadowoleniem konfederacki mistrz ceremonii grillowania, to ten sam z zaciśniętymi w kampanii ustami zwolennik klapsowania, czyli rodzicielskiego w domu stosowania argumentu fizycznej przewagi w miejsce bezsiły merytorycznych argumentów,
– Likwidacja obowiązku pracy domowej wzbudziła spore emocje, krytykowana jeszcze przed jej wprowadzeniem, nawet przez niektórych jej młodych beneficjentów. Może się nie utrzymać, podobnie jak ograniczenia w przypadku lekcji religii.
– Lekko zidiociali osobnicy w średnim wieku, o rokującej wbrew pozorom aparycji, zaproponowali przyspieszony kurs postawy obywatelskiej: wymyślili otóż, żeby to uczniowie wybierali dyrektorów swoich szkół. Godne to wytrzeszczu oczu i kopary w dół. Ktoś tam w sieci momentalnie zaproponował w komentarzu, że pacjenci mogliby wybierać swoich ordynatorów. Dlaczegóż nie mundurowi swoich generałów?
– Grzegorz Braun zdradził publicznie obietnicę, która do niego dotarła okrężną drogą ze środowisk okołopisowskich, że jak oficjalnie poprze kandydata obywatelskiego, zostanie objęty, zależnie od okoliczności, abolicją lub ułaskawieniem,
– Czarnek mało nie eksploduje tryskając ultraprawicowo-kościółkowym jadem na lewo i prawo. Ma pewne premierostwo w wypadku zwycięstwa tego, no… uzależnionego kandydata,
– Dziwny ten świat – co osobnik, to inna maszyna. Dla jednego dopalaczem jest Leśne Ruchadło online nocą, drugiemu potrzeba na cito saszetki snusa, bez względu na okoliczności,
– Ten od zażywania na wizji niesamowicie rozpropagował zabronioną w Polsce używkę. Szczególnie wśród najmłodszych, która to populacja ma genetyczne zamiłowanie do eksperymentowania, nawet kosztem własnego zdrowia, a nawet życia. Ma facet inklinacje celebryckie, śmiało może zrezygnować z aktualnego ubiegania się, bo zwycięstwo niesie za sobą mnóstwo kłopotów, podpisywania, wetowania, przy nie aż tak kosmicznych dochodach. Celebryckie profity zaś przychodzą lekko, łatwo i przyjemnie, są satysfakcjonujące, jak ukradkowy seks z imitacją Kim Kardashian,
– Wrócę do was, kochani. Wrócę do was, w telewizji – z czapką wyborczą Nawrockiego na głowie Jacek Kurski anonsuje swój powrót do telewizji publicznej.
– Po moim trupie – Nawrocki na platformie X.
– Karol, ciebie podobno debaty prezydenckie nudzą? Tak bardzo, że żeby nie zasnąć, musisz wziąć jakiegoś snusa. Cienki jesteś, Karol, oj cienki, jak ty bez dopalacza godziny nie ustoisz. W chirurgii to dłuższego wyrostka byś nie ustał – profesor Tomasz Banasiewicz, chirurg.
– Jak wyglądałaby Polska, w której prezydentem jest Nawrocki, a skrajna prawica ma ponad 20 proc. poparcia?
– Brunatnie. […] To w żadnym razie nie jest próba budowania konsensusu społecznego wokół najważniejszych spraw, a raczej radykalizacja życia politycznego i społecznego.
– To będzie Polska, w której będziemy…
– …walczyć o podstawowe wartości.
Daria Różańska-Danisz, naTemat.pl w rozmowie z prof. dr hab. Anną Pacześniak, politolożką i europeistką z Uniwersytetu Wrocławskiego.
– Jasiu, wstawaj, musisz iść do szkoły!
– Nie chcę dzisiaj iść do szkoły!
– Ależ Jasiu, musisz, przecież jesteś dyrektorem. *
Jako się rzekło mamy mieć wkrótce Dzień Dziecka, Międzynarodowy. Żadna to nowość dla rozkapryszonych, rozbisurmanionych i roszczeniowych małolatów. I w większości przypadków ich kaprysów zaspokajanych, bowiem jest to jedno ze świąt, po bożonarodzeniowej Gwiazdce tudzież Św. Mikołaju, przez dzieciaki pamiętanych i skwapliwie wykorzystywanych dla własnych wieloznaczeniowych korzyści, a przez rozpolitykowanych starych odfajkowywanych dla świętego spokoju lub podładowania własnego (starych) ego. Kiedy dorośli zniżają się do poziomu dzieci tocząc w ogólnokrajowej piaskownicy te swoje zacietrzewione rozgrywki, konsole powinny przejąć wydoroślałe gwałtownie ich małolaty. Pora na rewanż, młodzieży! Dobrze wiecie, że dla dorosłych problemem bywa poprosić młodych o jakąkolwiek przysługę; nic, tylko polecenia, wymuszenia, egzekwowania. Wyprzedźcie więc akcję – w rewanżu – a ponieważ w tym roku w Polsce wyjątkowo w ponadtysiącletniej jej historii jest to Wyborczy Dzień Dziecka, tedy rodziców proszę na smycz i marsz w kierunku najbliższego punktu wyborczego. Wszystko tym razem od was zależy, to może być wasz wyborczy dzień. Pamiętajcie, że jak jeden z dwóch rywalizujących w drugiej turze kandydatów, a wy dobrze wiecie, tak jak mój siedmioletni wnuczek Gabryś, który zaimponował mi niedawno znajomością wyborczych realiów; wy wiecie, o którego chodzi, to możecie zapomnieć o rowerze, smartfonie czy hulajnodze i beztroskim korzystaniu z nich, może nawet ekscytującej zagranicznej wyprawie, bowiem życie w Polsce będzie jednym wielkim pasmem nawrotów do pełnego nakazów i zakazów siermiężnego i bogobojnego czasu z ulgą pogrzebanego 15 października ’23 roku, nawrotów do czasu PiS-ancien regime’u. Czasu wszechobecnej ciemnoty i lęku, kłamstwa, draństwa i złodziejstwa na szczytach władzy, wzmocnionego izolacją rozkwitającego i liczącego się na międzynarodowej arenie kraju w wyniku jego wyjścia ze struktur Unii Europejskiej. Czasu nowego, jeszcze bardziej zajadłego i zakłamanego PiSancjum.
Czego sobie i wam nie życzę.
Do spotkania przy urnie, gdzieś w Polsce lub polskim środowisku za granicą, w niedzielę, 1 czerwca 2025 roku, do godziny 21:00.
WaszeR d. Londyński

 
                     
											 
											 
											 
											
Oj ulało się Autorowi, ulało, choć to zrozumiałe. W takiej atmosferze kiedy kandydaci reprezentują tezę (Trzaskowski) i antytezę (Nawrocki) trudno o spokój i równowagę ducha. Mimo tak napiętej atmosfery i nerwówki musimy jeszcze zachować do niedzieli zimną krew. Po Dniu Dziecka możemy wylać nagromadzoną w nas żółć i gorycz, a jest co wylewać. I trzeba będzie to zrobić dla porządku niezależnie od okoliczności. Niech wygra Trzaskowski i ja robię wszystko aby tak było, ale nie zamierzam po wyborach siedzieć cicho. Co najmniej 50% odpowiedzialności za istniejącą sytuację spada na demokratyczny obóz polityczny i jego niekwestionowanego przywódcę. I trzeba to głośno powiedzieć, nawet jeśli świdomość wskazuje, że on ma to w …nosie. A póki co czekamy na niedzielny komunikat: :Rafał Trzaskowski prezydentem RP !
Dla PiS te wybory to być albo nie być, stąd taka determinacja przekraczająca wszelkie bariery. Z tym, że chyba dla nas też, bo nie wyobrażam sobie Polski pod butem Czarnka (pomijając kapcie prezesa).
Oni wiedzą, że przegrana to wyrok dla nich. Będą więc walczyć do końca, a nawet dalej. Na to musimy być przygotowani.
Nasze dzieci też.