Szanowni autorzy pomysłu likwidacji pomników wdzięczności dla żołnierzy Armii Radzieckiej, którzy wyzwolili nasz kraj spod niemieckiej okupacji. Zostawcie te pomniki w spokoju. Naprawdę sławią one nie żaden komunizm tylko szeregowych rosyjskich żołnierzy, którzy szli, walczyli i ginęli. Którzy byli ofiarami swoich czasów, swego kraju i komunizmu; tak samo, jak potem my. I którzy nas spod niemieckiej okupacji wyzwolili. Tego nie da się zmienić, choćbyście zburzyli wszystkie pomniki, co do jednego.
Miałam już pięć lat, gdy przez podkrakowską miejscowość, do której moją rodzinę rzuciły wojenne losy, przetoczył się front. Wszystko pamiętam doskonale. Do dziś mam w oczach widok uciekających Niemców. Drogą tuż przed naszym domkiem wpierw ciągnęły kolumny niemieckich pojazdów – ciężarowych samochodów, czołgów, nawet motocykli. Ich kierowcy co chwilę wyskakiwali z szoferek i kryli się pod pojazdami. Z góry ostrzeliwały ich radzieckie samoloty.
W nadziei, że to nas ochroni, schowaliśmy się w niewielkiej piwniczce pod naszą chałupką. Siedzieliśmy w niej wszyscy – liczna rodzina naszego gospodarza, moja mama, ja z braciszkiem, nasza nastoletnia kuzynka, jakiś pan na wózku. Obok stały krowa i koń. Bombardowania z samolotów stawały się coraz silniejsze. W pewnym momencie gdzieś niedaleko rozległ się wybuch o wiele silniejszy od poprzednich. Ktoś powiedział, że pewnie trafili w niemiecki magazyn amunicji. Nasz domek się zatrząsł. Wyleciały wszystkie szyby. Wybuch wywalił drzwi wejściowe i z silnym podmuchem do sieni wpadł… mój tata. Przed rokiem Niemcy zabrali go razem z pacjentami małego sanatorium przeciwgruźliczego, w którym pracował. Teraz się nagle pojawił. Był tak chudy i zmieniony, że poznała go tylko mama. Opowiedział, że Niemcy wywieźli go na roboty. Pracował z licznymi więźniami w jakimś zakładzie, potem w polu. Ostatnio kazano im kopać rowy. „Niemcy pewnie chcieli nas zlikwidować – mówił – bo nadciągał front. Uratowały nas radzieckie samoloty. Zaczęły bombardowanie. I wielu więźniom udało się uciec. Mnie też.”.
Sznury ewakuujących się niemieckich pojazdów ciągnęły ponad dobę. Nad nami grzmiała nieustająca kanonada. W końcu nad ranem zrobiło się cicho. Czekaliśmy ze strachem, co dalej…Nadal w piwnicy.
Nagle rozległo się silne walenie w drzwi. Przeraziliśmy się, że wrócili Niemcy. Ale ktoś zawołał coś po rosyjsku. Jak ulga. I radość…
Drogą przejeżdżały teraz pojazdy rosyjskie. I szli rosyjscy żołnierze. Kilkunastu zatrzymało się przed naszym domem. Wyszła do nich moja mama. Znała doskonale rosyjski, także gruziński, bo urodziła się i wychowała pod Tyflisem. Widać było, że są wykończeni. Słaniali się na nogach. Niektórzy, gdy tylko usiedli, zasypiali. Wszyscy byli potwornie brudni, skotłowani, zawszeni. I potwornie głodni. Byli gotowi jeść surową kaszę, obierki z ziemniaków. Nawet sznurówki z butów. Mamie mówili, że idą od dwóch tygodni bez jedzenia. Żołnierska kuchnia została gdzieś daleko w tyle za oddziałem. Dziennie jedli tylko po kawałku czarnego żołnierskiego komiśnego chleba, który dostali przed wymarszem. Popijali spirytusem. Mieli go w menażkach.
My też nie mieliśmy wiele do jedzenia. Ale nasza gospodyni ugotowała im sporo ziemniaków i dała ze świeżo udojonym mlekiem.
Oddział, który wszedł do naszej wioski, zatrzymał się w niej na kilka dni. Dowództwo najwyraźniej zlitowało się nad wyczerpanymi żołnierzami i pozwoliło im trochę wypocząć. Mieszkańcy przyjęli ich serdecznie i karmili do przyjazdu kuchni. Prali im mundury, pomagali walczyć w inwazją wszy.
Moja mama także zaczęła gotować dla paru wygłodniałych chłopaków. Nagle mogła to robić dzięki temu, że nasz gospodarz zdobył sporo koniny z koni padłych na froncie. Gospodyni dawała ziemniaki. Na stole pojawiała się nawet zupa ze szczawiu zebranego na łące, albo z lebiody. Codziennie kilku żołnierzy przychodziło na obiad. Wśród żołnierskich stołowników był młodziutki, osiemnastoletni Gruzin. Zachwycił się, że w Polsce spotkał kogoś ze swojego kraju. Obiecał, że po wojnie się odezwie, jeśli przeżyje. A potem, gdy już wyjeżdżali, cichcem odniósł nam przedmioty, które inni próbowali nam „zwinąć”. Uratował dla nas m. in. akordeon tatusia i piękny zabytkowy zegar.
Któregoś dnia na obiad przyszedł tylko jeden żołnierz, sybirak. Starszy od innych. Z zawodu nauczyciel. Zaczął z mamą rozmawiać inaczej niż wtedy, gdy przychodził z większą grupą. Powiedział; „Nieszczęście, że to my was wyzwalamy. Żyłem nadzieją, że to wy nas uwolnicie”. I się rozpłakał. Mama zapytała ; „Co też pan mówi? Podobno u was teraz dobrobyt. Wszystkim się dobrze żyje”. Odparł; „To nieprawda. Propaganda. Może dobrze jest w Moskwie. Partyjnym. Komunistom. Ale zwykłym ludziom jest bardzo źle. Nie ma mieszkań. Jedzenie bardzo drogie. Niewola. I nie wolno o tym mówić. Bo zaraz ktoś doniesie. A za to czeka więzienie. Albo obóz. U nas wszyscy się ciągle boją. Nikt nie wie kiedy po niego przyjdą .I dlaczego”. Mama znów spytała; „A pana koledzy, co mówią?” Odparł „Na pewno myślą to samo. Ale nikt nic nie powie, bo każdy się boi, że to dojdzie politruka. On z nami idzie i pilnuje”.
Tę rozmowę moja mama dobrze zapamiętała. Opowiedziała ją wielu przyjaciołom, którzy łudzili się nadzieją na dobre czasy pod rządami komuny. Powiedziała także mnie, gdy nieco dorosłam. A potem zawsze dodawała „od tego Sybiraka dowiedziałam się wtedy, jaka jest prawda o komunistycznym raju. I tego, że naród rosyjski cierpi, może bardziej od nas”.
A ja do tej opinii dodam, że ci chłopcy, którzy zginęli walcząc z hitlerowskimi Niemcami, a także ci którzy to przeżyli, nie są winni temu, że zagarnęła nas sowiecka komuna. Że panoszyła się u nas przez wiele lat. Ani tego, że wojsko, w którym walczyli nazywało się Armią Czerwoną.
Te pomniki, które u nas powstały są dla nich, a nie dla sowieckich władz. Więc niech sobie dalej stoją. Co najwyżej można by na niektórych zmienić napisy – z chwalących silny Związek Radziecki na takie, które oddadzą cześć zwykłym żołnierzom, którzy dla nas ginęli.
Ewa Maziarska



Miałem dziesięć lat gdy się wojna skończyła. Pamiętam więcej niż Ewa. Przeżycie z bombardowania Warszawy we wrześniu 39. Ale nie o wspomnienia mi chodzi.
Gdy Armia Czerwona dotarła do Majdanka przestali w nim ginąć ludzie. W KL Auschwitz mordowano do stycznia.
Lenin, Stalin, Mao et consortes i stworzone przez nich reżimy były/są w skali świata i historii ludzkości jeszcze większą tragedią niż Hitler plus Mussolini. Ale akurat Polska jest tym wyjątkiem, który od tych drugich wycierpiał więcej.
Nie tu miejsce, by to rozwijać.
Pomniki. Do Rosjan nie dotrze, że dbamy o cmentarze ich żołnierzy, a znosimy pomniki w miejscach publicznych. Nie dotrą też nasze tłumaczenia o charakterze systemu, który nam Stalin narzucił. Dla nich to taki sam akt jakim dla nas byłoby znoszenie pomników naszych żołnierzy.
Po co nam to? Nie wystarczy nam wrogi Putin z Ławrowem i Żirinowskim?
Jak wyjaśnić, że prawdziwy świat to nie tylko symbole, kiedy tak wielu dostaje symbolizm zamiast logiki od poczęcia, aż grobowej deski?
Kiedyś na pomnik stawiano niewielu ale za to bardzo zasłużonych. Coś w tym jest, że formacje nie mające poparcia w społeczeństwie ogarnął od paru pokoleń szał pomnikowania. Nie będę się rozwodził tu nad bałwochwalstwem KK, to i na sprawa, ale akurat tu wchodzę we wpis Pana Koraszewskiego powyżej – nie dość, że otacza nas od kołyski symbolizm, to na dodatek w złym guście – kościelne bałwochwalstwo.
.
Wracając do tekstu Pani Ewy: rozumiem Pani rozterki. Ale nie zgadzam się, aby na głównych skrzyżowaniach czy placach pozostawały figury kojarzące się z uzależnieniem Polski od wielkiego sąsiada ze Wschodu, co cofnęło nas gospodarczo (PRL) i mentalnie (PiS) kilka pokoleń do tyłu.
.
Jeśli na cokole stoi sobie czołg czy bezimienny żołnierz(e), niech sobie stoją, byle gdzieś na parkowym skwerku a nie w centralnym punkcie miasta czy osiedla. I z odpowiednią adnotacją, informującą jakie były koszty tego wyzwalania Polski od Wschodu…
Ale są także pomniki np katów polskiego ruchu oporu. A to nie biedni żołnierze-wyzwoliciele, choć też ofiary tamtego systemu. Ci powinni zniknąć jeśli nie do muzeum, to może do „nadawcy”.
.
A teraz czeka nas przyszłe decydowanie o losie tych wszystkich maszkar JPII i LK… Kraj pokryty od Bałtyku do Tatr. Dlatego lepiej nie stawiać pokników pochopnie, nie ofiarować przedsionków do krypt wawelskich bez zastanowienia. Trochę cierpliwości i zastanowienia nigdy nie zaszkodzi. I odczekana by patyna czasu pozwoliła oddzielić to co wielkie od tego co miałkie. Małe jest piękne…
Zostawmy to, co jeszcze stoi. Jako świadectwo po prostu. Obsesjom i nieuleczalnym paranojom Instytutu Pamiętliwości Narodowej mówmy nie.
A ja zaniemówiłem.
„Lenin, Stalin, Mao et consortes i stworzone przez nich reżimy były/są w skali świata i historii ludzkości jeszcze większą tragedią niż Hitler plus Mussolini.”
Panie Erneście Skalski, Pan tak naprawdę myśli?
Czyli zapominamy o Holokauście?
Nie myślę, szanowny panie Magog, lecz wiem. Hitler;1933-1945. Mussolini 1922-1943. Komunizm; 1917 i trwa w Korei Płn., jeszcze na Kubie, nie zniknął całkowicie w Chinach, Wietnamie.
Mao ma na sumieniu więcej istnień niż Hitler – jeśli już ciągniemy ten upiorny rachunek.
I jeszcze jedno, czego nazizm i faszyzm nie robiły. System ekonomiczno-społeczny – pastwo-folwark – będący, z wiadomym skutkiem, wypaczeniem współczesnej cywilizacji.
Kłaniam się nisko.
Panie Erneście, nie zgodzę się z Panem.
Nie interesują mnie implementacje socjalizmu narodowego w innych kulturach zwanego komunizmem. Mao mordował ale to było zgodne z mentalnością ludzi wschodu, inna kultura inne spojrzenie na to co tam się działo i dzieje. Podobnie okoliczne narody.
Dla mnie istotne jest że europejscy Hunowie – Niemcy w imię chorych idei eksterminowali mój naród w stopniu niewyobrażalnym.
To samo robili z innymi podludźmi za których uważali Polaków, Żydów, Cyganów i Rosjan.
Udało nam się przeżyć i zakończyć wojnę a potem nikt na ulicy nie robił łapanek,
nie strzelał do ludzi o każdej porze dnia i nocy, nie planował eksterminacji naszego społeczeństwa, nie okradał nas ze wszystkiego. Po wojnie ostało nas się 29 milionów, obecnie 38. Po wojnie odbudowano kraj, stworzono przemysł, wyedukowano społeczeństwo vide pan i ja. Gospodarka polska była konkurencją dla zachodniej co należało „uzdrowić” i zlikwidować ją aby kadry wykształconych fachowców podjęły produkcję dla zachodniego przemysłu. Udało się, ale to podlega krytyce, dlaczego? Przez 45 lat PRLu ludzie zgłupieli?
Krytykują to co mają i to co widzą?
Jest tylko jeden drobiazg, ta krytyka wynika z faktu że żyjemy bezpiecznie i kłopoty dnia codziennego są jedynymi które nam dokuczają.
No i jeszcze są pomniki wystawione sowieckim żołnierzom..
To ludziom doskwiera najbardziej…
Szanowny Panie Magog,
Przeoczył pan w moim pierwszym komentarzu zdanie, że akurat Polska ucierpiała bardziej przez hitleryzm niż przez komunizm.
A w skali świata i historii – odwrotnie. To, że akurat pana nie interesują te implementacje nie zmienia faktu, że człowiek Wschodu też człowiek i tak samo nie lubi gdy go mordują.
Pełna zgoda z Ernestem – komunizm namieszał w świecie znacznie bardziej, wymordował więcej ludzi, zniszczył gospodarkę, zdemoralizował społeczeństwa.
A co do wspomnień – byłam w wieku Ernesta kiedy wojna się kończyła, a więc dwa razy starsza od Ewy i pamiętam rosyjskich żołnierzy, którzy przyszli z frontem wyzwalać wieś Nagłowice do której nas wywieźli po powstaniu warszawskim – wszystkich warszawiaków jak wiemy wyrzucono z miasta. Byli skromni i uprzejmi, położyli się na podłodze, żeby spać, między nimi był nawet oficer.
To wspomnienie nie świadczy o tym że komunizm był w porządku, ani o tym, że w każdym mieście powinien stać pomnik czerwonoarmistów, ale burzenie pomników teraz jest wyrazem głupoty i barbarzyństwa.
„człowiek Wschodu też człowiek i tak samo nie lubi gdy go mordują.”
Tu niema kontrowersji…