Niedawno stwierdziłem, że dopada mnie skleroza, ponieważ zapomniałem uroczyście obejść okrągłej – 63 – rocznicy urodzin. Że co? Nie okrągła? A 1050 to okrągła? No.
W bogoojczyźnianym zadęciu Ojczyzna nasza będzie musiała przetrwać te „okrągłe” urodziny. Nie bylibyśmy jednak sobą, gdybyśmy nie wykorzystali każdej okazji, aby się pokłócić.
Już słychać o środowiskach protestujących przeciwko „zawłaszczaniu przestrzeni publicznej” w związku z uroczystościami.
Szczerze mówiąc nie do końca rozumiem. Publiczne obchodzenie jakiegoś święta przez katolików jest zawłaszczaniem? Moim zdaniem nie jest. Jeśli mamy być demokracją, to musimy pogodzić się z tym, że różne grupy społeczne mają dokładnie takie samo prawo publicznie demonstrować swoje przekonania, organizować uroczystości itd. Dążność do tego, by jednym było wolno, a drugim nie jest prostą drogą do zawłaszczenia właśnie.
Inna sprawa to forma i charakter tych uroczystości, która może powodować zamieszanie w umysłach publiczności.
Zbyt silne związki władzy państwowej z religijną zawsze budziły wiele kontrowersji. Jednak ogląd na tzw. stan rzeczy powodował, że nigdy się z nich nie uwolniono. Przypomnę choćby Bieruta idącego w procesji Bożego Ciała co niektórzy jeszcze pamiętają.
Im dalej w czas tym te związki wyglądają dziwniej, czasem groźnie, a czasem groteskowo.
Jeśli senat RP przyjmuje nie dość, że kuriozalną, to wręcz szkodliwą uchwałę
http://wpolityce.pl/historia/287923-senat-uczcil-uchwala-360-rocznice-slubow-lwowskich-zlozonych-przez-krola-jana-kazimierza
to działa on ewidentnie na szkodę „wychowania patriotycznego”, którym przy innych okazjach wypycha sobie jamę gębową. Uczy bowiem, że w obliczu niebezpieczeństwa nie trzeba brać się do roboty, lecz „oddawać pod opiekę” Najświętszej Panienki, a ona już sobie z wrogiem poradzi.
Temu służyła zresztą przez wieki tzw. legenda jasnogóska, tyleż nieprawdziwa co szkodliwa dla umysłu.
Nie przeczę, że w chwilach trudnych emocje mogą wiele, ale z pewnością nie mogą wszystkiego. Nie zastąpią walki, nie zastąpią pracy, nie zastąpią rozumu.
Uchwała senatu jest świadectwem nie tylko bezwzględnej uległości wobec Kościoła, ale także kompletnej ignorancji jeśli chodzi o procesy dziejowe składające się z szeregu całkiem przyziemnych przyczyn i skutków.
Podobnie jest z obecnym „okrągłym” jubileuszem”.
Tzw. chrzest Polski został zawłaszczony przez Kościół, choć historia uczy nas, że w rzeczywistości miał „nieco” inny przebieg, przyczyny i skutki.
Piszę tzw. bo wśród historyków niezaangażowanych emocjonalnie coraz częściej słychać powątpiewania nie tylko co do owych przyczyn i skutków, ale daty, a nawet samego faktu jako takiego.
Pomijając zresztą wszelkie kontrowersje tego dotyczące, obecna rocznica jest bardziej państwowa, niż kościelna i szkoda wielka dzieje się, że niemal nikt tego nie chce zauważać.
Mieszko dołączył do chrześcijańskiej Europy kierując się politycznym rozumem, którego wykazał w swym życiu bardzo wiele. W wieku X wspólnota chrześcijańska tworzyła coś w rodzaju (przy zachowaniu różnic i proporcji) współczesnej Unii Europejskiej i uczestnictwo w niej zwyczajnie się opłacało.
Było korzystne dla rozwoju państwa, a czas tego jak raz wymagał, ponieważ Mieszko rozszerzył jego granice w skali niewyobrażalnej dla swoich poprzedników i zmierzyć się musiał z problemami, które wcześniej obce były polańskim książętom.
Sprawna armia potrafi podbić wielkie obszary, ale z ich utrzymaniem i to przy użyciu pokojowych środków już nie jest tak łatwo. Podbijane przez Mieszka plemiona wyznawały różne religie, wpływ na ich decyzje i stosunek do świata miały różne gremia kapłańskie, najczęściej wrogie wszystkiemu co nowe i obce, bo przyjmowane jako zagrażające ich pozycji.
Mieszko zdawał sobie sprawę, że pozostawienie takiego stanu rzeczy na dłuższą metę doprowadzi do rozpadu państwa, do zniszczenia dzieła jego życia. Miał rację, co późniejsza historia pokazała na przykładzie Lutyków czy Prusów.
Druga sprawa to zarządzanie wielkim obszarem. Takiego państwa jakie stworzył nie da się na koniku objechać w kilka dni i pozałatwiać wszystkich bieżących problemów. Do tego potrzebna jest sprawna i nowoczesna administracja.
A wzorem takiej dysponował Kościół. Nie był jej twórcą lecz depozytariuszem z czasów rzymskich, ponieważ swą własną strukturę oparł właśnie na administracyjnym szablonie państwa cezarów.
Dla polskiej administracji szalenie cenni byli ludzie umiejący czytać i pisać, wyszkoleni w tworzeniu i pracy kancelarii, wiedzący co to sprawozdawczość i posiadający jeszcze wiele, wiele podobnych umiejętności.
Bez nich państwo nie ruszyłoby z miejsca.
Decyzja Mieszka była więc oczywista.
Gdzie w tym wszystkim religia?
Owszem, aspekt religijny też musiał być brany pod uwagę, ponieważ stanowił argument dla likwidacji wspomnianych wyżej klanów kapłańskich stanowiących przeszkodę w całkowitym i bezwzględnym opanowaniu terytorium zamieszkałego przez różne, często wrogie sobie plemiona.
Pamiętać przy tym należy, że w tamtych czasach państwo traktowane było jak prywatna (!) własność księcia i każde odejście od tej zasady kończyło się jego rozpadem lub co najmniej wejściem w zależność od kogoś silniejszego.
Mieszko „zdelegalizował” więc wszystkie religie na swoim terenie, stworzył warunki dla rozwoju jednego wyznania, ale – o tym też mało się mówi – uzależnił je od siebie w stopniu później niespotykanym. Kościół w państwie Mieszka nie posiadał żadnego własnego majątku, wszystko co miał zależało od łaski księcia, co z kolei powodowało, że we własnym interesie musiał być mu posłuszny. Mam wrażenie, że ta wiedza poparta źródłami nie jest jakoś nadmiernie eksponowana w seminariach.
Przyjęcie chrześcijaństwa w tamtych czasach było swego rodzaju formalnością. Nikt nikogo nie pytał o „chrzest kraju” – za taki uważano przyjęcie nowej religii przez panującego – to w zupełności wystarczało.
A jeśli – jak w przypadku naszego księcia – nowy nabytek dostarczył papieżowi (będącemu akurat w wielkiej potrzebie) środków finansowych niezbędnych w walce o utracony Rzym, to można było zrobić to co on zrobił – zorganizował „swój kościół” w sposób co nieco odbiegający od przyjętych w tym czasie reguł. Chodzi m.in. o sprawę podległości bądź nie w europejskiej strukturze kościelnej itp.
Mieszko był człowiekiem mądrym, trzeźwym i chodzącym twardo po ziemi. Dlatego dokonał tego, czego nie dokonali jego przodkowie, a i niektórzy potomkowie nie dorastali mu do pięt.
I tego należałoby uczyć rodaków przy takiej okazji jak obecna rocznica. Jesteśmy bowiem w takim okresie naszej historii, że przykład Mieszka byłby bardzo pożądany jako egzemplifikacja powiedzenia, że „Polak potrafi”.
Zamiast tego nasi rządzący wciskają do głów wyborców ciemnotę tyleż niezgodną z prawdą co szkodliwą dla przyszłości.
Pełniący obowiązki prezydenta Andrzej D. mówił ostatnio:
„…Polska nawet, jeśli znikała z mapy, to wracała siłą Polaków i siłą ducha, którego dawała im wiara i chrzest i którego pomagał im chronić Kościół…”
Nie znam przypadku, by na tym świecie zdziałano coś „siłą ducha” bez zwykłych przyziemnych czynności, za to znam wiele przypadków, które zadają kłam tak natrętnie podkreślanej roli Kościoła w naszych dziejach.
Przemawiający po nim abp Polak wypowiedział słowa wręcz skandaliczne.
„Wskazał, że być może w życiu społecznym „wyczerpał się już ten wyłącznie ludzki potencjał, który mógłby nas przywieść do upragnionej jedności. […] rocznica chrztu Polski, przeżywana pod hasłem 'Gdzie chrzest, tam nadzieja’, zachęca nas abyśmy nie liczyli tylko na własne możliwości”.
Jest to nic innego, jak wezwanie do złożenia hołdu lennego organizacji kościelnej przez państwo. Czyli – dokładnego odwrócenia dzieła Mieszka i to akurat w uroczyście obchodzoną rocznicę jego decyzji.
Poza tym wszystkim wciskanie ludziom poczucia beznadziei i własnej bezsilności bez wsparcia „sił nadprzyrodzonych” powinno być karalne jako działalność w gruncie rzeczy antypaństwowa.
Nie możemy liczyć na obecnie rządzących, że zareagują na te roszczenia. Pomijając ich uzależnienie widoczne gołym okiem – nie ten poziom intelektualny. Oni tego nawet nie zauważą.
Jednak to nie powód byśmy tego nie zauważali my – obywatele póki co wolnego kraju.
Jerzy Łukaszewski



Okrągłe rocznice mają tradycję w polskim filmie.
.
Miś:
Zniknęły parówki, zwołano zebranie:
(…)
Grubas z sali: Brygada młodzieżowa zobowiązuje się zaciągnąć wartę młodzieżową przy nowo zakupionych parówkach, dla uczczenia rocznicy powstania naszego przedsiębiorstwa.
Głos z tłumu: Trzydziestej pierwszej rocznicy!
Grubas z sali: Tak jest! Trzydziestej pierwszej, okrągłej rocznicy!
Kolega Grubasa (cicho do Grubasa): O musztardzie było wspomnieć…
Grubas z sali (cicho do kolegi): Mam musztardę…
.
A pozatym szkoła powinna uczyć zadawania pytań.
(jak choćby te świetne pańskie pytanie o to, dlaczego Mieszko nie został świętym)
Serdeczne zyczenia! 63 lata tylko? Myslalem, ze to, o czym piszesz, po prostu pamietasz z dzecinstwa 🙂
63 rocznica – okrągła jak najbardziej.
W układzie dwójkowym 111111, w ósemkowym 77.
Wszystkiego najlepszego!
…zapomniałem obejść OKRĄGŁĄ …ROCZNICĘ
…zapomniałem OBEJŚĆ…OKRĄGŁĄ …ROCZNICĘ. (kogo, co)
Tak jeszcze pisano kiedy ja miałem 63 lata, młody człowieku.
A poza tym ze wszystkim się zgadzam.
Zdrowia, szczęścia, pomyślności!
Dzięki serdeczne w imieniu Okrągłych Rocznic 🙂
@Ernest Skalski – w zasadzie ma pan rację (nie mogę napisać, ze całkowicie, bo przy ostatnio obserwowanym stylu polskich dyskusji mogłoby się to wydać podejrzane i nienaturalne).
„[O]becna rocznica jest bardziej państwowa, niż kościelna i szkoda wielka dzieje się, że niemal nikt tego nie chce zauważać”. Nie rozumiem zdziwienia. Przecież od dawna wszystkie rocznice i uroczystości są kościelne.
PS. Życzenia autorowi składam.
Jeszcze co najmniej 37! I oby ciekawe czasy poznawał Pan tylko z kronik.
Dolaczam sie do zyczen. Oby wszystkie budynki staly wyprostowane, jak ten na obrazku, i zeby butelka nigdy sie nie wyproznila.
Oczywiscie chodziło mi o butelkę z wodą mineralną.
Ja tez zabawie sie w historyka. Proponuję popatrzec na mapę. Widzimy na niej duze terytorium zarządzane w sposob samodzierzawny: Rosja, Białorus, Ukraina. Granicą samodzierzawia do niedawna był Bug. Na zachod od Bugu byl zwarty obszar demokracji. Jeszcze niedawno ta demokracja usiłowała się rozszerzac na tereny Ukrainy. Jeszcze niedawno Polska probowała ambitnie, choc trochę nieudolnie wspomagac pochod demokracji na wschod. A teraz co? Wygląda na to, ze od zeszłej jesieni granica satrapii przesunęła sie na Odre. Obszar samodzierzawia się rozszerzył. Teraz satrapia sięga od Władywostoku do Wrocławia. To jest praktyczna ilustracja słow Putina o największym nieszczęsciu XX wieku. Putin jest wybitnym przywodcą i za swojego panowania praktycznie odrobił straty. Wschodnich Niemiec nie odzyska, ale własnie odzyskuje Ukrainę oraz Polskę. Brawo Putin.
.
Dwadziescia siedem lat temu Zachod bezkrwawo odzyskał tereny przyznane Rosji w Jałcie, a teraz Rosja te tereny własnie odzykuje. Takze w zasadzie bezkrwawo, nie licząc ofiar na Ukrainie. Jednak skala przelewu krwi jest omalze zerowa, jesli porownac to z drugą wojną swiatową. Sporne tereny przechodzą z rąk do rąk, a krew się w zasadzie nie leje. To bardzo dziwne, jak na historię kontynentu.
.
Moim zdaniem takie spojrzenie sporo wyjasnia. W latach ’80 Zachod łozył pieniądze na Solidarnosc. To nie zarzut, tak po prostu było. Te nakłady bardzo się Zachodowi opłacily. (Polsce oczywiscie tez.) Dlaczego by nie załozyc, ze Putin się nauczył na tym przykładzie? To bardzo zdolny i myslący osobnik, zas rosyjska dyplomacja zawsze była niezrownana. Nalezy ich docenic. Zamiast toczyc krwawe wojny, taniej jest dobrze posmarowac. Popatrzmy na historię: w jaki sposob Katarzyna Wielka opanowała Polske? Czy musiała ją rujnowac? Nic podobnego. Posmarowała i znalazła w Polsce wykonawcow. Pomogł jej w tym Koscioł Katolicki. Wielka, bogata kraina znalazła sie pod jej kontrolą nienaruszona. To był majstersztyk podboju. Dlaczego by nie załozyc, ze ten scenariusz jest własnie odgrywany na nowo? Putin chce przywrocic swoją strefę wpływow uzywajac metod Katarzyny. Za jej przykładem znalazł w Polsce stronnictwo prorosyjskie, ktore dla zamydlenia oczu uzywa antyrosyjskiej retoryki, ale i co z tego? Liczą się czyny, a nie propaganda.
.
Patrząc w ten sposob, widac wyrazne podobienstwa. Biskupi odgrywają te same role, co wtedy. Znalezli sie „patrioci”, dla ktorych jedynym patriotyzmem jest ich własny interes w stylu Bogusława Radziwiłła. Są takze agenci. (Czy ktos ma jakies wątpliwosci na temat czołowego demaskatora?) Jest nawet wcielenie krola Stasia. Podobnie do pierwowzoru, Pierwszy Obywatel Rzeczpospolitej zachowuje sie jak odtrącony kochanek. Ciągle nie moze przebolec, ze jego bozyszcze pokazuje mu nadąsaną twarz. Gdyby to przedstawienie nie było takie zenujące, to byłoby nawet bardzo smieszne.
.
Wszystko to juz było. Oglądamy znajomy spektakl i bardzo mnie dziwi, ze ludzie z maturą nie widzą tego podobienstwa.
narciarz2- idealna płenta do tekstu autora.
Zaś apropos samego tekstu pana Łukaszewskiego, obserwacja z mediów. Otóż przemawiający podczas mszy rocznicowej na stadionie, prezydent poznania Jacek Jaśkowiak, został po bratersku, wybuczany i wygwizdany przez uduchowione i rozmodlone rzesze zebranych tam katolików.
Paradoksalnie obrazek ten chyba nieco rozmija się z cytowanymi w tekście słowami abp Polaka ” że być może w życiu społecznym „wyczerpał się już ten wyłącznie ludzki potencjał, który mógłby nas przywieść do upragnionej jedności” […]
Poznaniacy (zebrani tam) wygwizdując swego wybranego demokratycznie włodarza miasta, nie czekali na „świętą panienkę”, tylko wzięli swój los w swoje – usta 😉