Jerzy Łukaszewski: Mizoginizm z konieczności7 min czytania

2017-03-14.

Zgłębiając historię pod kątem roli i pozycji kobiety w poszczególnych epokach zwracałem zawsze uwagę na poszukiwanie jakiejś logiki rozwojowej, która dałaby nam jasne odpowiedzi na pytanie: dlaczego jakiś proces zachodzi i dlaczego akurat tak, a nie inaczej.

Unikanie odpowiedzi zbyt prostych z jednej strony zmusza do wysiłku, co w przypadku zmagań umysłowych zawsze jest opłacalne, a z drugiej pozwala uniknąć błędów i pomyłek czyhających na drodze do wiedzy na ludzi łasych na lekko przyswajalne schematy.

Kiedy ostatnio zgłębialiśmy tajniki chrześcijańskiego mizoginizmu pierwszych trzech wieków naszej ery, zobaczyliśmy przy okazji ile wysiłku musieli włożyć twórcy nowej religii – by po pierwsze przetrwać, a po drugie dotrzeć ze swymi ideami do wszystkich. Nie było to łatwe bo ludów Imperium było wówczas mnóstwo, każdy wyrósł w innej kulturze, innych pojęciach, innym widzeniu świata. Narzucenie im swojej narracji w chwili kiedy było się ledwie tolerowanym członkiem społeczności (a czasem nietolerowanym) nie było proste.

Widać to m. in. po tym co pisarze chrześcijańscy pisali na temat kobiet.

Wielu nie może zapomnieć Pawłowi tego co wypisywał o kobietach tym bardziej, że z drugiej strony to on przecież powiedział „nie ma Greka ni Żyda, kobiety ni mężczyzny”. Niekonsekwencja? Owszem, ale łatwa do zrozumienia kiedy spojrzy się co, kiedy i do kogo on pisał. Najbardziej mizoginiczne teksty Pawła pochodzą z listów do Koryntian. Koryntian czyli – Greków. A właśnie starożytna Grecja była tą kulturą, w której drugorzędna rola kobiety była najbardziej widoczna (poza niektórymi aspektami ustroju spartańskiego). Pisząc do Greków nastrajał się „na grecko”, to widać bez najmniejszych wątpliwości.

W innych listach jakoś jest mniej radykalny.

Ewangelista Jan napisał w swoim tekście zdumiewające brakiem logiki zdanie:  „ Chociaż wychowane  w tej samej wierze, na tych samych zasadach i prawach, reprezentują (kobiety – przyp. mój) różne postawy. Niektóre z nich mogą być przykładem doskonałości, inne symbolem zła i grzechu”.

Coś takiego można powiedzieć o wszystkich ludziach bez względu na płeć. Można, jak się kto uprze, nawet o kotach czy misiach koala. Dlaczego człowiek pisze takie komunały? Aby znaleźć odpowiedź trzeba sobie przypomnieć, że Jan był ostatnim piszącym świadkiem nauczania Jezusa i swoją Ewangelię tworzył (a ktoś ją potem redagował) w czasach, kiedy dyskusja nad doktryną była już mocno zaawansowana i święty autor usiłował się dopasować do jednego z trendów. Nie szło mu to, jak widać, najlepiej ale usiłował.

Nie można twierdzić, że  mizoginizm najstarszych autorów chrześcijańskich był normą. Nie wszyscy w owych czasach tak pisali i tak myśleli. To co my znamy, to tylko zbiory zatwierdzone i podane do czytania przez czasy późniejsze. Byli i tacy, którzy uważali nawet seksualne przyjemności za dar boży, który należy hołubić, którego należy używać na chwałę bożą i być za niego wdzięcznym. Oni przegrali, ale wśród sobie współczesnych znajdowali poparcie nawet niektórych papieży i biskupów.

Św. Augustyn, człowiek po przejściach, co niektórzy uważają za przyczynę jego niechęci do kobiet (nie przesadzałbym z takim „wyjaśnieniem”) wywarł na współczesnych wielkie wrażenie swoim radykalizmem, ale przecież ten radykalizm z czegoś wynikał.

Wprawdzie jego czasy to przełom IV i V wieku, ale wciąż gorąca była wiara w rychłe przyjście królestwa bożego i zapanowania Pana na ziemi, co powodowało konsekwencje w postaci odrzucania wszystkiego co stanowiło treść ziemskiego bytowania, w tym „czysto ziemskich” przyjemności, jako rzeczy nic nie wartej, a na dodatek odwracającej uwagę od spraw duchowych, na których powinien skupić się człowiek. Tylko w ten sposób można wytłumaczyć sobie pęd do życia w celibacie (który gdyby się upowszechnił w zgodzie z nawoływaniami, ludzkość wyginęłaby nie doczekawszy przyjścia Pana), pokuty, umartwień  nieraz bardzo drastycznych i odrzucania wszelkich przejawów normalnego życia.

Rzeczą bardzo charakterystyczną jest to, że wprawdzie dopominanie się o celibat dla biskupów, księży i diakonów to koniec III wieku (synod w Elwirze), ale w ciało oblekło się to dopiero kilkaset lat później. Dlaczego? Ano dlatego, że dopiero wtedy zaistniały całkiem ziemskie przyczyny, by go wprowadzić w życie.

Nazwałem to rzeczą charakterystyczną, ponieważ właściwie cała historia chrześcijaństwa jest opowieścią o dostosowywaniu doktryny do realnego życia. Odwrotne próby też się zdarzały, ale z reguły skazane były na klęskę.

Najlepiej widać to było kiedy z jednej strony chrześcijaństwo stało się religią panującą w Imperium, a z drugiej kiedy zachodnia część tego Imperium upadła.

Gdy na jego gruzach powstawały nowe państwa, głównie złożone z plemion germańskich, „chrześcijańskie” widzenie kobiety nagle jakby znika z horyzontu, a dominują pojęcia znane nam z opisu Germanów, bardzo jeszcze pogańskich.

Podobnie w innych częściach Europy, gdzie „barbarzyńscy” Celtowie nie widzieli niczego nadzwyczajnego w tym, że kobieta jest prawnikiem, lekarzem, wojownikiem, a nawet wodzem by wspomnieć choćby sławną Boudikę.

Germańscy Frankowie inaczej lokowali kobietę, niż Ojcowie Kościoła i widać to choćby w prawodawstwie Imperium Karola Wielkiego, bardzo przecież  chrześcijańskiego władcy.

U Germanów ceniących monogamię i przykładne życie rodzinne, kobieta miała prawo do rozwodu jeśli mąż ją zdradzał bądź też odnosił się do niej bez szacunku. U „cywilizowanych” Rzymian nie.

Krzywda wyrządzona kobiecie bądź zbyt obcesowe z nią się obchodzenie zagrożone było wysokimi karami.

Dla ciekawych kilka przykładów.

  • Za nazwanie kobiety ladacznicą była surowa kara – 1800 denarów (sporo pieniędzy)
  • Za dotknięcie ręki bądź choćby palca obcej kobiety (zaczepka) – 600 denarów
  • Za położenie ręki na jej łokciu – 1400 denarów
  • Za położenie ręki na jej piersi – 1800 denarów.
  • Za uderzenie kobiety w ciąży – 12 000 denarów (w większości wypadków kompletna ruina winnego)

Ciekawe były poglądy karolińskich prawodawców na małżeństwo, które traktowane było jak każde inne zobowiązanie.

„Mąż powinien zatrzymać przy sobie żonę nawet gdy jest bezpłodna (a to był powód do automatycznego rozwodu i w Egipcie i w Grecji i w Rzymie), szpetna, stara, brudna, pijaczka, bez wychowania, rozpustna i przeklętnica […] bo skoro człowiek ten był wolny i dobrowolnie podjął zobowiązanie, powinien go dotrzymać”.

Ślady wpływów Kościoła widać jedynie w osobliwych zwyczajach co do seksu, także małżeńskiego.

Od współżycia należy się powstrzymać 40 dni przed Bożym Narodzeniem (adwent), 40 dni przed Wielkanocą (i tydzień po świętach), w środy i piątki, w czasie ciąży, 40 dni po urodzeniu dziewczynki i 30 dni po urodzeniu chłopca, 5 dni przed komunią.

Jeszcze ciekawiej wyglądała sprawa z klasztorami irlandzkimi, klasztorami nie do przecenienia, jeśli chodzi o zachowanie zdobyczy cywilizacji starożytnej, które jednak nawet doktrynę naginały do dawnych zwyczajów celtyckich i organizowały np. koedukacyjne zgromadzenia zakonne.

Opanowanie tego wszystkiego zajęło Kościołowi sporo czasu i wcale nie było ani łatwe, ani oczywiste.

Uderza jedna rzecz. Po pierwsze w Czterech Ewangeliach nie znajdziemy najmniejszych podstaw do tego, co wypisywali chrześcijańscy autorzy później. Wniosek: to co pisali musiało wynikać z innych przesłanek niż nauczanie Jezusa.

I drugie – im silniejszy władca (jak choćby Karol Wielki) tym mniejsze wpływy doktryny chrześcijańskiej na prawodawstwo.

Jego następcy, dużo słabsi musieli zabiegać o poparcie, także duchownych, co odbiło się na stosowanym przez nich prawie, a także pozycji społecznej kobiety.

To naprawdę jest widoczne bez trudu.

Gdybym chciał wyciągać z tego wszystkiego jakiś wniosek (na wykładzie tego mi robić nie wolno, ale tu mamy do czynienia z publicystyką), to powiedziałbym, że we współczesnym świecie szykany jakie stosuje władza wobec kobiet łamiąc konstytucyjną zasadę ich równouprawnienia, a czasem wręcz zaprzeczając istnieniu przypisanych jej praw obywatelskich dowodzą słabości tej władzy, jej niesamodzielności i opieraniu się z konieczności na autorytecie obcym.

I nie ma znaczenia w jakim to się państwie dzieje. Może być nawet San Escobar.

Jerzy Łukaszewski

 

2 komentarze

  1. PIRS 14.03.2017
    • j.Luk 15.03.2017