Ktoś, kto pół wieku temu współpracował ze mną jako jeden z reporterów „Turnieju Miast”, obejrzał w TVP KULTURA mój film “Azoty od rana do wieczora”, po raz pierwszy nadany w TVP już po mojej emigracji w roku 1969 – i tak do mnie napisał:
Widziałem dziś twój seans. Tak się temu młodzieńcowi (chodzi mu o prezentera telewizyjnego), niby odcinałeś od tamtej rzeczywistości, a w gruncie rzeczy zrobiłeś jej panegiryk. Te mieszkania dla ludzi w Puławach, ten dyrektor rozmawiający z nimi o pierdołach, ta egzekutywa wyrażająca łaskawie zgodę na zwolnienie obiboka… Maryś, raj ludziom dzisiejszym pokazałeś, a nie żadną opresję! No i bardzo dobrze. Ale to temat na dłuższą wymianę myśli. Najlepszego.
Bogdan Miś
Na co ja:
Masz rację: dzisiaj z pracownikiem tak się nie rozmawia, wiec niech to będzie odbierane jako raj, wtedy była to ironia, uczłowieczająca nieudolny system, to dobrze, że film z tamtych „strasznych czasów” – dzisiejszym Polakom coś pozostawia.
Podoba mi się ta rozmowa o filmie dokumentalnym, o otaczającej go rzeczywistości, percepcji widza wtedy i teraz. Przypomina mi to jak za mojej młodości oglądało się filmy amerykańskie. Ameryka – twierdza światowego imperializmu i wszelkiego zła w wydaniu propagandy, w odczuciu widzów była wymarzonym rajem. Lubiło się ją w kinie za samo sfotografowanie tamtej rzeczywistości, za drapacze chmur, za ubrania, które nosili Amerykanie, za samochody, jakimi jeździli, za wnętrza ich domów, za te imponującą nonszalancję amerykańskiego stylu życia. Sam, jako dwunastoletni chłopak, zaaresztowany bylem za czytanie w gablocie ambasady amerykańskiej jaki to film będzie dziś wyświetlany.
Niedoinformowani, odbieraliśmy tamtą rzeczywistość amerykańską czysto emocjonalnie, podobnie jak ciągle niezrozumiane są lata Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, a niektórzy euforyczni i intelektualnie leniwi Polacy chcieliby wykreślić je z narodowego życiorysu. A były to lata odradzania się społeczeństwa wyniszczonego fizycznie i moralnie wojną, lata zakończonego klęską społecznego eksperymentu. Wiele jego elementów przydałoby się dzisiaj w leczeniu schorzeń innego eksperymentu, jakim jest demokracja.
Film, który kończy się scena balu pracowników kombinatu w Puławach, miał się nazywać “Bal samotnych”, ale po mojej emigracji nazwano go bardziej optymistycznie: “Azoty od rana do wieczora”. Jego bohater, dyrektor kombinatu wychodzi w tym filmie ze swojej roli partyjnego menadżera socjalistycznego przemysłu. Niepokoi go samotność tysięcy podległych mu chłoporobotników wyobcowanych w wielkoprzemysłowym środowisku.. Ich czarno-białe twarze filmowe sprzed pól wieku, powinny dawać dziś cos do myślenia, bo samotność nie przestała być naszym zmartwieniem.
Marian Marzyński



Wchodząc w polemikę lub pisząc jakikolwiek komentarz, bardzo dokładnie zaznajamiam się z postacią Autora. Zapoznaję się z sylwetką, dokonaniami, bibliografią, życiorysem. Dopiero wtedy i TYLKO wtedy mogę się wypowiadać. Z wielkim szacunkiem i aprobatą przeczytałam powyższą notkę (nie tylko tę). Obejrzałam archiwalne filmy, przeczytałam artykuły sprzed lat. Przesyłam Panu wyrazy zasłużonego szacunku za dziś i za wczoraj.
Z poważaniem
Do tej naszej korespondencji dodam jedno (nie wiem, czy będziesz zachwycony…): gdyby wykreślić z naszej historii rok 1968, gdybyś nie wyjechał – jestem pewien, że w TVP lat siedemdziesiątych, tej „telewizji Szczepańskiego”, zrobiłbyś wielką karierę i nie byłbyś w niej obcym ciałem. Zapewne miałbyś własny zespół twórczy i nadal robilibyśmy – być może – „Turnieje Miast”, wszak w latach 70-nie najlepiej imitowane przez inny program…
W każdym razie zarówno „Azoty” jak i „Przed turniejem” pokazywały ówczesną rzeczywistość dokładnie tak, jak o to chodziło tej ekipie. To był właśnie ten „socjalizm z ludzką twarzą”. A ten sekretarz partii z Sycowa, który nas wszystkich troszkę wtedy śmieszył swoim entuzjazmem i zaangażowaniem, zapewne byłby dziś zwycięzcą wyborów samorządowych, jakimś burmistrzem czy prezydentem miasta; i to wcale niekoniecznie z opcji „postkomunistycznej”…
Tylko ten ksiądz, tak z nim fajnie współpracujący, pewno podzieliłby dziś los ks. Lemańskiego.
Tak więc rzeczywistość – jak sądzę – i ta dzisiejsza, i ta ówczesna, nie poddaje się tak łatwo ocenom. Ani wówczas nie było tak czarno, jak to dzisiejsi zwolennicy „teorii oprawców” twierdzą, ani dziś nie jest tak biało, jak chcą… z reguły ci sami ludzie.
Bo myślący wiedzą: nic nie jest jednoznaczne i dobro zawsze przeplata się ze złem.
Patrzę w lewo, patrzę w prawo. Patrzę dookoła. Widzę złych, widzę dobrych. Ciekawe, że jedni i drudzy są zgodni w tym, że zło rośnie w siłę. I że to jest niedobrze.
tchórzem, prawdziwym tchórzem jest tylko ten, kto boi się własnych wspomnień.
spróbuj nie oceniać. przedstawiaj. nie ma nic obrzydliwszego niż potępianie. jest zawsze takie lub inne i zawsze niesłuszne. któż wie dostatecznie dużo, żeby kogoś potępić? kto jest na to dostatecznie bezinteresowny?
(elias canetti)
Natan, swietnie piszesz o falszywosci wstydu i o Urbanie ( w swoim blogu) – bo polskie dzisiaj nie jest zadnym niepokalanym poczeciem, ale kontynuacja tamtego wczoraj, rozwinales to w naszej korespondencji mejlowej:
” zawsze uważałem, że subkultury społeczne mają trwalszy żywot od przemian ustrojowych, mimo odżegnywania się każdej nowej władzy od przeszłości. PRL zachowała wiele cech polski sanacyjnej (tak chwalonej w sferze wpływów PiS-u). stał się to szczególnie widoczne w marcu ’68 kiedy dawni endecy ochodzo włączyli się w główny nurt propagandy, a komuniści ochoczo przygarniali ich, chwaląc za patriotyzm.
po upadku komunizmu, kilku znanych dziś polityków z kręgu PiS-u jeździło z ryngrafami do londynu, by złożyć hołd pichochetowi, aresztowanemu przed deportacją do chile. ci sami ludzie głośno wychawalali też (i robią to dotąd) generalísimo franco.”