2016-01-15. Agencja ratingowa S&P obniżyła rating polskiego długu w walutach zagranicznych z A- do BBB+. Co gorsze, z perspektywą negatywną. Wizerunek finansowy i inwestycyjny Polski w jednej chwili został zrujnowany.
Stało się to tuż po tym, jak kancelaria prezydenta, reprezentowana przez ekonomicznego dyletanta Macieja Łopińskiego przekazała „frankowiczom” prezydencki projekt ustawy o wsparciu państwa dla tej kategorii kredytobiorców. Nawiasem mówiąc, stało się to na 1,5 godziny przed oficjalną prezentacją tego dokumentu. Komisja Nadzoru Finansowego zapowiedziała wszczęcie procedury sprawdzającej, gdyż nie wszyscy uczestnicy rynku kapitałowego mieli równy dostęp do informacji, mogącej mieć wpływ na ten rynek.
Wcześniejsza, nieoficjalna prezentacja projektu mogła być naruszeniem art. 154 ustawy o obrocie instrumentami finansowymi. Artykuł ten zakłada wymóg równego dostępu do informacji dotyczących spółek giełdowych. W przypadku ustawy dotyczącej pomocy dla frankowiczów, spółkami, co do których pojawiają się nowe okoliczności, są banki.
– Nic się nie stało! Mówił minister Łopiński na konferencji prasowej w ten sposób odniósł się do wątpliwości inwestorów giełdowych, co do ewentualnego naruszenia prawa przez Kancelarię Prezydenta.
– No minęło 1,5 godz., ale czy sądzicie państwo, że w ciągu tych 1,5 godz. naprawdę coś się takiego stało, co zatrzęsło warszawską giełdą papierów wartościowych? – pytał na konferencji Łopiński. – Ja bym proponował, żebyśmy zachowali jednak spokój i powagę – dodał autor projektu wsparcia dla frankowiczów.
Łopiński poinformował też, że projekt, przygotowany w Kancelarii Prezydenta po kilku miesiącach konsultacji ze środowiskami frankowiczów, został im przekazany. Będzie też skierowany, z prośbą o opinię, do KNF. – Nie jest to projekt uzgodniony z bankowcami, część banków będzie zapewne niezadowolona – przyznał.
– Liczymy, że ten projekt będzie korzystny dla gospodarki – powiedział Łopiński, dodając, że dzięki niemu „zwiększy się poziom podatków, uzyskiwanych przez budżet państwa”.
Tymczasem, wkrótce po prezentacji projektu, na polską gospodarkę spadł wspomniany komunikat Standard&Poors, którego uzasadnienie jest znacznie poważniejsze, niż tylko prosta, chwilowa/ przejściowa obniżka ratingu długu zagranicznego do „BBB+” z „A-„. Agencja obniżyła także długo- i krótkoterminowy rating w walucie krajowej do „A/A-2” z „A/A-1”. To pierwsza zmiana ratingu agencji S&P dla Polski od 2007 r. Od lutego 2015 r. perspektywa polskiego ratingu w S&P była pozytywna. Jeszcze nigdy w historii Polski żaden rating nie został obniżony.
Agencja S&P uzasadnia obniżenie perspektywy swoją oceną zmian instytucjonalnych, jakie rząd Prawa i Sprawiedliwości przeprowadza w Polsce. Według S&P inicjatywy legislacyjne podjęte w Polsce osłabią niezależność i skuteczność kluczowych instytucji w Polsce. Agencja podaje również, że ocenia prawdopodobieństwo dalszego obniżenia ratingu dla Polski w ciągu najbliższych 24 miesięcy na co najmniej 1/3, jeśli podważona zostanie wiarygodność polityki pieniężnej lub jeśli finanse publiczne pogorszą się bardziej od naszych obecnych oczekiwań.
A takie sugestie można znaleźć w prognozach najważniejszych wskaźników makroekonomicznych, jakie agencja publikuje dla Polski. Według tych prognoz, po tym jak w 2015 roku z Polski została zdjęta procedura nadmiernego deficytu, w 2016 r. stosunek deficytu finansów publicznych do PKB w Polsce ponownie przekroczy poziom 3%, osiągając 3,2%, co może oznaczać ponowne wejście w tę procedurę.
Ciekawi mnie, w jakim stopniu wpłynęła na rating wojna rządzącej partii, legislatury i prezydenta z najważniejszą instytucją, gwarantującą prawidłowość procesu prawotwórczego – Trybunałem Konstytucyjnym? Jaki wpływ mogły mieć na ocenę analityków bliżej nieokreślone pomysły „repolonizacji” sektora bankowego, obłożenie banków i sieci handlowych (zagranicznych) specjalnym podatkiem, nieskrywane groźby wobec zachodnich koncernów medialnych? W jakim stopniu rolę odegrały wypowiedzi Pawła Szałamachy: jedna, że „Prawo i Sprawiedliwość opowiada się za pozostawieniem złotego polskiego jako naszej waluty, przyjęcie euro nie jest dla nas priorytetem” – (napisał to na Facebooku) i druga, (w której naśladował tromtadrackie wezwanie Jarosława Kaczyńskiego sprzed kilku lat), że „Złoty może stać się jedną z walut rezerwowych, naturalnie mniej popularnych, bo 95 proc. rezerw jest trzymanych w dolarze, euro, jenie”.
Najbardziej niedoświadczony obserwator wie, że trwające od kilku tygodni osłabienie złotego i spadki na giełdzie są świadectwem nieufności inwestorów do polityki gospodarczej i finansowej rządu. Stabilność polityki pieniężnej jest – na razie – zagwarantowana przez niezależną, umocowaną w konstytucji Radę Polityki Pieniężnej. Dokonuje się jednak zmiana jej składu, latem kończy się kadencja prezesa NBP. Czy nowi członkowie RPP i przyszły szef banku centralnego – jeszcze nieznany – mogą już dziś uspokoić inwestorów, zapewnić ich, że nie będzie żadnych gwałtownych działań? Najbardziej niedoświadczony obserwator wie, że to niemożliwe. Bardziej doświadczony wie, że Prawo i Sprawiedliwość nie cierpi niezależnych instytucji, choćby Rady Polityki Pieniężnej, która w projekcie konstytucji tej partii w ogóle nie istnieje.
Klimat polityczny w Polsce oddziałuje nie tylko na coraz liczniejsze grupy społeczne, ale – jak się okazuje – także na czułe detektory analityków rynkowych, których nie interesują nadbudowa, podsłuchy i aksjologia, o ile nie mają wpływu na interesy. A w przypadku Polski, niestety – mają. Nieoczekiwanie dla dyletantów w dziedzinie polityki gospodarczej – jest to wpływ negatywny.
Piotr Rachtan

Małpa dostała brzytwę.
A ja jestem za stary na emigrację…
Według Wyborczej:
Gdyby wybory parlamentarne odbyły się w styczniu, na Prawo i Sprawiedliwość zagłosowałoby 39 proc. badanych – wynika z najnowszego sondażu CBOS. Co piąty ankietowany zagłosowałby na Nowoczesną (22 proc. poparcia), a 13 proc. Polaków wybrałoby Platformę Obywatelską.
W Sejmie znalazłoby się jeszcze ugrupowanie Kukiz’15, na które zagłosowałby co dziesiąty Polak (9 proc. poparcia). Pozostałe partie znalazłyby się poza parlamentem, w tym Polskie Stronnictwo Ludowe (2 proc.), którego posłowie obecnie w nim zasiadają.
*
Sondaż był wykonywany przed obniżeniem ratingu.
Teraz z pewnością notowania PISu przekroczą 45%.
SUWEREN nie lubi gdy mu się obcy wtrącają.
*
Damy radę!?
Kiedy nadzieja słabnie….
Dzisiejszy sondaż CBOS niepotrzebnie wywołuje konfuzję. CBOS ma inna metodologię oraz inne grupy referencyjne niż IBRIS. Jeżeli przeanalizujemy przeszłość to IBRIS zwykle mylił się mniej niż CBOS. Ważniejsza jest średnia z kilku sondaży oraz tendencja. A tendencja średniej z sondaży pokazuje jednoznacznie stopniowy spadek poparcia PiS. Nie oczekujmy jednak cudów. To musi potrwać – Polacy muszą dostać w kość aby otrzeźwieli. Sprzyjać temu będzie:
– słabnąca gospodarka, co widać po ratingu S&P,
– debata w UE, która zakończy się kompromitacja rządu PiS,
– brak pieniędzy na obietnice wyborcze,
– dokuczająca powszechna inwigilacja ludzi,
– postępujące protesty społeczne.
Pokonamy fanatyków z PiSu bo jesteśmy świadomi dobrodziejstwa demokracji i wolności. Pokonamy bo miłość zawsze zwycięża nad nienawiścią. Będzie nas to drogo kosztować, ale nic co ŁATWE NIE BUDZI SZACUNKU.
@slawek nie byłbym aż takim optymistą. Wystarczy odpowiednio propagandowo przedstawić sprawę, a okaże się, że „wiadome siły” na Zachodzie sprzysięgły się przeciw Ojczyźnie i dlatego jest nam tak źle. A rację ma @jmp eip , suweren nie lubi obcych.
Naprawdę pan sądzi, że demokracja, wolność słowa itd. to są takie oczywiste potrzeby naszego społeczeństwa? Czytając komentarze w necie mam wątpliwości. A raczej – nie mam wątpliwości.
Komu niby ma dokuczać inwigilacja? „Nie mam nic na sumieniu to się nie boję” – najprostszy przywoływany argument.
No i tradycyjne: „Nieważne czy ja będę miał, najważniejsze żeby Nowak nie miał!”
50% zbierze pan w ten sposób bez trudu.
W Jachrance zapadły ważkie ustalenia i konkretne wytyczne:
„Szef PiS poprosił też polityków partii o nieformalną aktywność na spotkaniach z dyplomatami. Zachęcał, by chodzili do teatru i opery, bo tam można ich spotkać”.
Postawił tym samym swoich „polityków” w szalenie trudnej sytuacji, bo nie podał wykazu obowiązkowych tytułów przedstawień.
Nie zazdroszczę tym „politykom”, bo skąd mają wiedzieć gdzie iść i na co?
Czy zawsze wystarczającym usprawiedliwieniem będzie pobyt służbowy?
*
Filharmonie na razie ocalały, ale kto wie, na jak długo?