29.08.2022
Państwo rozumiane jako dobro wspólne, dobro wszystkich obywateli – to konstrukt łatwo weryfikowalny: – w takim państwie dwie sprawy mają znaczący priorytet. Są to: opieka zdrowotna i oświata publiczna. Zdrowie i oświata to wartości i cele najważniejsze.
Podkreślam – opieka zdrowotna publiczna i oświata realizowana w systemie szkół publicznych. To ważne: nie chodzi o poziom opieki zdrowotnej w danym państwie i jakie istnieją w nim szkoły; mogą być nawet na światowym poziomie ale dla nielicznych, tych, którzy mają pieniądze i mogą za te usługi zapłacić. Chodzi o poziom tych usług w sektorze publicznym, dla wszystkich ubezpieczonych i wszystkich mieszkańców, tych z wielkich miast i tych z małych czy ze wsi (jeżeli jeszcze są takie w tradycyjnym rozumieniu tego słowa)
No to jak to jest z polskim państwem, tym które mamy, które powstało po transformacji 89 roku ?
Tu nie trzeba wielkich analiz i studiów. Koń, jaki jest – każdy widzi !
Zostawmy służbę zdrowia. Pamiętamy czas epidemii i to, że jako państwo byliśmy w absolutnej czołówce krajów o najwyższym wskaźniku umieralności i to jak radziły sobie szpitale oraz lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczni, cały personel. Pamiętajmy jednak, że polskie państwo nie stanęło na wysokości zadania. Pamiętajmy, że ówczesny minister zdrowia to ten, który zakupił maseczki od instruktora jazdy na nartach i wydał wielkie pieniądze na zakup respiratorów od handlarza bronią, który nie zwrócił pieniędzy i podobno umarł w Tiranie.
Teraz jest czas powrotu dzieci do szkoły, teraz najważniejsi są nauczyciele.
Wszyscy mamy w pamięci takie podniosłe zdania jak tytuł tego tekstu. To była wtedy prawda i teraz też jest to prawda. Jeżeli tak, to wystarczy chwila, by wpaść w popłoch – to, co robi minister oświaty i nauki profesor – a jakże – Czarnek nie pozostawia żadnych złudzeń. Polska PiS chce mieć takich obywateli, których głównym zadaniem będzie głosowanie na PiS. Tak powiedział przyboczny prezesa, marszałek Terlecki. Cele, jakie ma realizować szkoła państwa PiS zostały przedstawione w podręczniku do nowego przedmiotu, który wymyślił Czarnek – HiT, Historia i Teraźniejszość, który ma zastąpić lekcje wychowania obywatelskiego i wiedzy o społeczeństwie, jakie były w szkole do reformy ministra Czarnka.
Wróćmy do konkretu.
Zawód nauczyciela to zawód z misją. Zawód, który jeszcze w niedawnych czasach był prestiżowy. Nauczyciele byli liderami w swoich społecznościach lokalnych. Pamiętam jak wielka była grupa nauczycieli, którzy weszli do Sejmu w pierwszych latach po transformacji. Dobry nauczyciel startujący w wyborach miał przewagę nad innymi kandydatami. Były to jednak czasy wielkiego spłaszczenia struktury społecznej; mówiąc wprost wszyscy byliśmy niezamożni. Place nauczycieli w tamtych czasach mieściły się w głównym nurcie, nie najwyższe zarobki a prestiż i uznanie lokalnych społeczności składały się na uposażenie polskiego nauczyciela.
Tak było ale już nie jest!
We współczesnej Polsce XXI wieku, płaca nauczyciela rażąco odbiega od przypisywanej mu roli, jaką ma do odegrania – opieki i kształcenia młodych Polaków. Nauczyciele są opłacani przez państwo. Nauczyciele to sfera budżetowa, to Sejm określa ilość pieniędzy, jakie państwo polskie przeznacza na płacę w oświacie.
Przez wszystkie lata transformacji sfera budżetowa, w tym nauczyciele, była traktowana fatalnie. To, co mamy teraz, w 2022 roku jest doskonałym tego przykładem. Przez kilka ostatnich lat „budżetówka” była praktycznie bez podwyżek. Płaca nauczyciela rozpoczynającego swoją karierę, absolwenta uniwersytetu, mieści się blisko płacy minimalnej.
Czy to ma być zachęta do podejmowania pracy w szkole? Czy poziom proponowanych przez państwo płac może przyciągnąć do tego zawodu zdolnych ludzi? Czy warunki pracy, te wyznaczane przez ministra i jego kuratorów, motywują do pozostawania w zawodzie?
Na te wszystkie pytania odpowiedź jest jedna – nie, nie zachęcają, nie motywują, nie dają perspektyw nikomu.
To nie są błahe sprawy. W państwie PiS, gdzie wydaje się lekką ręką ogromne pieniądze na różne cele, nawet te najbardziej absurdalne, nie ma pieniędzy dla nauczycieli. I tu nie chodzi o to, aby od zaraz uzyskać taki poziom płac, jaki wynika z wagi i znaczenia ich pracy. Stworzenie systemu, który odzwierciedlałby w wysokości uposażenia nauczyciela znaczenie dla państwa ich pracy musi pewnie trochę potrwać. Ale od zaraz trzeba wyrównać ich płacę o wartość wskaźnika inflacji a ta wynosi 15% a może osiągnąć 20%. To nie podwyżka, to wyrównanie.
A ile powinien zarabiać nauczyciel ?
Powiem krótko – dużo, tak dużo, aby młodym, zdolnym ludziom opłacało się być nauczycielem, aby było tak, że o etat w szkole ubiegało się więcej kandydatów niż jest wolnych miejsc.
A tak konkretnie to ile powinien zarabiać nauczyciel w państwie rzetelnie podchodzącym do zadań, jakie państwo ma wykonania?
Moja propozycja jest prosta – na starcie dwie średnie krajowe, a potem, w zależności od uzyskiwanych kwalifikacji znacznie więcej. Nauczyciel mający wynagrodzenie na poziomie 15 -20 tysięcy złotych (w obecnych czasach) nie powinien nikogo dziwić. Dziwić to może dziś, zarabiając mniej niż kasjer w Biedronce.
Jeżeli w banku, w ministerstwie, w spółkach skarbu państwa państwo płaci swoim funkcjonariuszom takie pieniądze, to proponowana wysokość płacy nauczyciela nie powinna nikogo zaskakiwać. Jeżeli celebrytom i pseudo artystom płacimy takie kwoty nie okładając ich 80% podatkiem, to nie mówmy, że dla nauczycieli nie ma pieniędzy w budżecie.
Nauczyciele i lekarze muszą być na szczycie wysokości pobieranych wynagrodzeń. Tak trzeba, to się wszystkim opłaci tak jak teraz wszyscy tracą na tym, co mamy.

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.

Autor dotknął sprawy absolutnie kluczowej. Na marginesie wspomnę, że lata temu zastanawiano się ponoć nad stworzeniem w Unii Europejskiej jednolitej tabeli płac dla pracowników edukacji – od stopnia podstawowego do akademickiego. W myśl tego projektu nauczyciel szkoły podstawowej miał na starcie zarabiać tak samo, jak dowódca plutonu w wojsku – by dojść do pensji dowódcy batalionu a w wypadku dyrektora – dowódcy pułku. W szkole średniej rozpiętość miała sięgać od zarobków majora do generała brygady, w szkole wyższej limitem miała być pensja rektora uniwersytetu równa wynagrodzeniu głównodowodzącego armią państwa czterogwiazdkowego generała. Oczywiście, ten obrazoburczy projekt tylko polityków rozśmieszył.