05.05.2023
Kasztany kwitną, więc w szkołach matury. Młodzież musi się przygotować, by odpowiedzieć na wiele różnorodnych pytań. Nie ma jednak szans, by zadać proste pytanie komuś „na górze” i doczekać się odpowiedzi na nie: po co to wszystko, po co jest ten egzamin maturalny…?
Społeczeństwo jest z natury konserwatywne, więc jeśli coś było i jest, to i powinno być. Jak jest wesele, to są oczepiny, a jak maj to młodsi mają komunie a starsi maturę. Oczepiny kończą panieńską nieodpowiedzialność i narzucają obowiązki mężatki. Bez komunii zapewne nasza pociecha nie trafi do nieba, a przezorny musi się na wszelki wypadek ubezpieczyć. Matura jest zaświadczeniem wydanym z mocą autorytetu państwa polskiego, że dany osobnik zdobył wykształcenie średnie, zyskując prawo zdobywania wykształcenia wyższego.
W życiu publicznym przydatne są różnego rodzaju zaświadczenia wydawane w imieniu państwa, np. o umiejętności kierowania samochodem, o kompetencjach dotyczących leczenia ludzi, o niekaralności itd. Zaświadczenie o posiadanym wykształceniu wpisuje się w ten ogromny katalog, nie budząc specjalnych kontrowersji. Akceptuje się to bez zbytecznych pytań. Praktyka weryfikuje, czasem boleśnie, czy posiadacz zaświadczenia o umiejętności kierowania samochodem rzeczywiście to potrafi. Zaświadczenie o niekaralności jest wymogiem społecznie zbędnym, ale poprawiającym samopoczucie ogółu. Przy zaświadczeniach o wykształceniu mam osobiście mieszane uczucia.
Pan minister Czarnek dysponuje zaświadczeniem o wykształceniu nad-nad-wyższym (tak można określić doktora habilitowanego). Jego dorobek, przeczytany na stronach macierzystej uczelni, wygląda skromniej niż tytuł. Napisał jedną książkę o tytule, sygnalizującym ograniczoną odkrywczość: „Wolność gospodarcza – pierwszy filar społecznej gospodarki rynkowej”. Bez względu na jakość swojej pracy pan Czarnek zdobył odpowiednią liczbę punktów, dzięki którym organ, występujący w imieniu państwa, mógł mu wydać zaświadczenie o wysokim poziomie wykształcenia. Czy zaświadczenie to określa równie wysoki poziom inteligencji pana Czarnka?
Przy obecnym upowszechnieniu wykształcenia średniego zaświadczenie maturalne nie decyduje o statusie społecznym ani nie ułatwia sytuacji na rynku pracy. Otwiera jedynie drogę do zdobycia kolejnego szczebla wykształcenia. W teorii zwiększać ma szansę zdolniejszych: kto uzyskał na maturze więcej punktów, może trafić na studia na lepszej uczelni. Moi znajomi, pracujący na uczelniach, mają na temat tego obiektywizmu swoje zdanie. Ktoś, kto trafił na Politechnikę z zaświadczeniem państwowym o znajomości matematyki, okazuje się w tej dziedzinie kompletnym laikiem; inny gość ze świadectwem wyuczonego humanizmu nie odróżnia I wojny światowej od II wojny i przypisuje Einsteinowi autorstwo teorii heliocentrycznej. Chociaż konkurs świadectw ułatwia życie nauczycielom akademickim, wielu z nich marzy o przywróceniu egzaminów uczelnianych; byłaby to możliwość odsiania kłopotliwych nieuków obniżających poziom nauki.
Określenie „nieuk” jest absolutnie niepoprawne. Z tym akurat się zgadzam. Uważam, że zdolności są tak przeróżnie i indywidualnie rozłożone, że prawdziwą sztuką jest je odkryć i zmienić w wartość. Takich odkryć nie dokonuje się z dnia na dzień, tu jest potrzebna ciągła kilkuletnia praca nauczycieli współdziałających z opiekunami dziecka. Zastąpienie tego oceną opartą na sprawdzianie stosującym „obiektywizm” punktowy prowadzi do niepoprawnego skrzywdzenia. Ktoś, pierwszy raz na oczy widzący dziecko, na podstawie jego umiejętności doboru oczekiwanych odpowiedzi na zadane pytania ma wyrokować, czy osobnik jest zalążkiem geniusza, czy leniwym nieukiem. Taki system pozwala jedynie na mnożenie panów Czarnków, a więc ludzi umiejących swoją opinię zawsze przystosować do oczekiwań przełożonych. Nie da się tego określić jako zachętę do kreatywności, ale raczej dogłupianiem do poziomu naczalstwa.
Zderzają się przy maturze dwa wykluczające się mity. Pierwszy wskazuje pożyteczność egzaminu zewnętrznego dla oceny pracy szkoły. Nie wiem jak w innych miastach, ale w Częstochowie jest kilka szkół z klasami uczącymi wybitnych, zdających na piątki. Nie jestem w stanie na tej podstawie ocenić pracy tych szkół, bo do tych klas chodzą dzieci lekarzy, prawników i innych reprezentantów inteligenckiej klasy średniej. W dodatku wszystkie dzieci w tych najlepszych klasach korzystają z odpłatnych korepetycji. Ocena maturalna może więc dowartościować nauczyciela, ale może także odzwierciedlać zaangażowanie rodziców w kształcenie potomka.
To kłóci się z innym mitem: wiarą, że obiektywny zewnętrzny sprawdzian państwowy „wyrównuje” edukacyjne szanse, ułatwia zdolnym dzieciom społeczny awans.
Awans wiąże się z elitarnością, zwolennicy idei równościowej tego nie lubią, więc zamiast do elitarności dąży się do umasowienia. Wystarczy drobna zmiana systemu edukacyjnego, by w pełni umasowić wykształcenie średnie, spowodować by 100% dzieci zdało egzamin maturalny. Możemy także dalej umasawiać wykształcenie wyższe, uzyskać wskaźnik 80% dzieci z licencjatem, 60% z tytułem magistra. Tylko po co? Status społeczny posiadacza licencjatu będzie taki jak dziś posiadacza matury, wartość tytułu magistra – wartością licencjatu. Poziom kształcenia w warszawskim „Rejtanie” może wtedy odpowiadać poziomowi liceum w Kamienicy Polskiej, bo umasowienie zrówna wszystko w dół.
Matura ma jedną niewątpliwą zaletę. Poprawia samopoczucie rządzących. Zawsze można tak ułożyć pytania, by odpowiedzi potwierdzały tezę o słusznym kierunku reform oświatowym. I taki argument przyjmie społeczeństwo ze zrozumieniem. Skoro jakiś obyczaj istnieje tak długo, że wrósł w naszą świadomość, dobrze jest widzieć, że jest ktoś z tego zadowolony.
Oczepiny na weselu też się podobają kilku starszym ciotkom i wujkom, więc się trzymajmy tej obyczajowości jako Ziobro suwerenności.
Jarosław Kapsa
Dokładnie tak! Było już kiedyś – „nie matura a chęć szczera zrobią z ciebie oficera”, teraz mamy wyścig szczurów a na mecie ministra Czarnka co to ma maturę i tytuł a nie ma wyksztalcenia i kultury.
W Europie mamy szkoły w Polsce ale w Finlandii – wystarczy porównać wyniki
Potwierdzam, dokłądnie tak. Minister Czarnek, jest zaprzeczeniem jakiegokolwiek wykształcenia . Braki ma nawet w podstawowym.;) System edukacji tak w ogóle, jest skostniały od dawna. Edukacja oparta na strachu, i ”wykuciu ”na pamięć każdego tematu. Młodzi coraz bardziej znięchęceni. Nauczyciele także. Nie dziwię się. Zestresowana młodzież i oczekujący wykazania się, rodzice. Kiedyś to wszystko musi ”walnąć” Szkoda tylko młodych. Nie pozwala system się ksztacić w kierunkach, które młodych interesują.