Piotr Rachtan: Raport gęgaczy14 min czytania

gesi2015-09-30.

Motto:

Gnomie, coś Polskę przez tak długie lata
wtrącił skutecznie w bez wyjścia kabałę,
nie myśl, że znowu zrobisz z nas wariata,
wziąć się nie damy na stare kawały

(Finalny Chór Gęgaczy, na melodię Boże, coś Polskę Janusz Szpotański: Cisi i Gęgacze czyli bal u prezydenta)

„Raport Gęgaczy – o kłamstwach, manipulacjach i prawdziwych zamiarach środowiska PiS

Liczący ok. 180 stron raport, zawierający analizę słów, czynów i dokumentów w/w środowiska, ukaże się drukiem i w Internecie za kilka, najdalej za kilkanaście dni. Wcześniej będziemy zamieszczać w Studiu Opinii, ku zachęcie czytelników, niektóre wybrane fragmenty. Raport demaskuje liczne kłamstwa, intrygi oraz ujawnia, na podstawie dokumentów, prawdziwy program tego środowiska, jakże inny od publicznie głoszonego w kampanii wyborczej.

Autorzy raportu (w porządku alfabetycznym): Waldemar Kuczyński, Krzysztof Łoziński, Marcin Makowiecki, Piotr Rachtan przy współpracy Antoniego Miklaszewskiego, Sławomira Popowskiego i Pawła Wimmera. W redakcji pomagała Agata Czarnacka.

Okładkę (jeszcze) rysuje Andrzej Barecki – pokażemy za parę dni. Wydawnictwo – nakładem własnym.

Dziś fragment pierwszy – zakończenie Raportu o pełzającym zamachu stanu.

Pełzający zamach stanu

Powtarzane od lat notoryczne kłamstwo na niemal każdy temat głęboko zapadło w świadomość wielu Polaków. Stali się sporą częścią społeczeństwa, której świadomość prawie już nie kontaktuje rzeczywistości do tego stopnia, że trudno z nimi dyskutować, bo bronią tego fałszu niczym niepodległości. Systematycznie sączone przy każdej okazji kłamstwo działa na masową skalę. I nie jest ono dziełem przypadku. Wiele wskazuje, że jest to część starannie przemyślanego planu przejęcia władzy i zmiany ustroju na autorytarny.

Nie miejmy złudzeń. Jeśli PiS osiągnie wynik wyborczy pozwalający na zmianę konstytucji, to projekt tej konstytucji znamy (opisaliśmy go w naszym raporcie). Ta konstytucja pozwala płynnie przejść z demokracji do dyktatury. Prezydent, który może w każdej chwili, pod byle pretekstem, a nawet bez pretekstu, rozwiązać parlament, który nie ma żadnego konkretnego terminu na ogłoszenie nowych wyborów (właściwie może ich nigdy nie ogłosić, a jego decyzji nie ma kto wtedy zakwestionować), który może zmieniać wszystkich sędziów po uważaniu, w tym sędziów Trybunału Konstytucyjnego i Państwowej Komisji Wyborczej, ma umożliwić powrót do systemu podobnego do tego z czasów PRL. Prawdziwą władzę może sprawować partia (oczywiście PiS) i jej prezes, a rząd i parlament będą tylko tej władzy wykonawcami.

Wiele wskazuje na to, że praktycznie rządzić ma Jarosław Kaczyński jako pozakonstytucyjny hegemon, za pośrednictwem swych namiestników: premiera i prezydenta, oraz zdyscyplinowanej, karnej, posłusznej do bólu większości sejmowej. A w przyszłości i Sejm może już nie być potrzebny, chyba że fasadowy, jak na Białorusi.

Czy jest możliwe funkcjonowanie takiego systemu? Jeśli złamie się wszelki opór, na przykład za pomocą tej mającej większość konstytucyjną zdyscyplinowanej maszynki do głosowania zawsze zgodnie z wolą Prezesa, jak najbardziej. Pewną próbkę takiej sytuacji mieliśmy za czasów rządu AWS, gdy była większość sejmowa, był premier, a prawdziwe decyzje podejmował Marian Krzaklewski. Brakowało mu tylko, na szczęście, dyspozycyjnego prezydenta i większej przewagi w Sejmie.

No i koalicjant, Unia Wolności, nie chciał go słuchać.

Znamy też przykłady zagraniczne i historyczne. Deng Xiaoping przez 4 lata rządził Chinami będąc tylko prezesem federacji brydżowej, a przez następne 3 lata rządził całkowicie niekonstytucyjny twór: „sekretariat córek Deng Xiaopinga”. Parlament i wybory istniały też w PRL (a w praktyce rządził i tak pierwszy  sekretarz PZPR), istniały w ZSRR, istnieją na Białorusi, w Rosji… W Rosji jest parlament, odbywają się wybory, a rządzi i tak Władimir Putin, który sprawuje raz funkcję premiera, raz prezydenta i właściwie nie ma znaczenia, którą akurat sprawuje. Rządzi i tak.

Kluczem do takiego systemu rządów, dyktatury z fasadowym parlamentem i nieistotnymi wyborami, jest to, czym Jarosław Kaczyński już dysponuje: zdyscyplinowana, idealnie posłuszna partia i posłuszny tej partii prezydent. Ostatnim brakującym elementem jest osiągnięcie konstytucyjnej większości w parlamencie, pozwalające na zmianę konstytucji. I to jest prawdziwym celem Kaczyńskiego. Dla tego celu gotów jest obiecać każde gruszki na wierzbie, zresztą i tak nie zamierza tych obietnic realizować.

No dobrze, ale większość parlamentarna i prezydent z tego samego środowiska politycznego, to jeszcze nic złego. Taka sytuacja parę razy w Polsce już była. Na czym więc polega różnica? Na tym, że PiS jest partią wyjątkową. Partią nie uznającą reguł gry demokratycznej, wodzowską, w której nie istnieje nawet ślad wewnętrznej demokracji. Jarosław Kaczyński pracował nad tym przez lata. Każdy, kto ośmielił się mieć jakieś niezależne poglądy, kto ośmielił się okazać jakiekolwiek inne zdanie, niż prezes, a nawet każdy kto zaczynał mieć zagrażający monopolowi prezesa autorytet, był bezlitośnie z partii wyrzucany. I nie miał żadnych szans na skuteczne odwołanie od jednoosobowej decyzji prezesa.

A mechanizm tego jest dość prosty i zapisany w statucie. Prezes PiS ma w partii ogromną władzę:

Określa ją Art. 15. statutu

  1. Prezes PiS jest najwyższą władzą wykonawczą PiS.
  2. Do kompetencji Prezesa PiS należy w szczególności:
[…]

3) kierowanie:

  1. a) bieżącą działalnością ugrupowania,
  2. b) pracami Klubu (Koła, Zespołu) Parlamentarnego za pośrednictwem ich przewodniczących,
  3. c) pracami Rady Politycznej oraz Komitetu Politycznego,
[…]

5) wnioskowanie w sprawach, o których mowa w Statucie, w tym w sprawie:

  1. a) regulaminów władz naczelnych PiS,
  2. b) wyboru, powoływania i odwoływania członków władz PiS,

6) określanie zakresu zadań i kompetencji Wiceprezesów PiS, Przewodniczącego

Komitetu Wykonawczego, Skarbnika PiS,

7) udzielanie upoważnień do reprezentowania PiS w organizacjach lub strukturach powstałych w wyniku porozumień zawartych przez PiS, w tym o charakterze wyborczym,

[…]

9) przedkładanie do akceptacji Komitetu Politycznego kandydatów PiS w wyborach parlamentarnych, do Parlamentu Europejskiego oraz na urząd Prezydenta RP

[…]

Ale to nie wszystko, ponieważ

Art. 7. pozwala na:

[…]

2) wydanie przez Prezesa PiS postanowienia o zawieszeniu (członka PiS),w związku z uzasadnionym przypuszczeniem, iż naraził on dobre imię lub działał na szkodę PiS, w szczególności po wszczęciu przeciw niemu postępowania dyscyplinarnego do czasu rozpoznania sprawy przez Koleżeński Sąd Dyscyplinarny lub do czasu wyjaśnienia sprawy będącej przyczyną zawieszenia.

Art. 17. daje Radzie Politycznej kompetencję:

[…]

11) uchwalanie na wniosek Prezesa PiS szczegółowego trybu wyboru oraz działania władz PiS w formie regulaminów bądź też, w przypadku powierzenia tej kompetencji innemu organowi, określanie wytycznych.

Art. 18. (dotyczący Komitetu Politycznego PiS)

[…]
  1. Prezes PiS może określić inne osoby uprawnione do udziału w posiedzeniach Komitetu Politycznego z głosem doradczym.
  2. Komitet Polityczny na wniosek Prezesa PiS wybiera Sekretarza Komitetu Politycznego.

Art. 19 (określający kompetencje Komitetu Politycznego)

[…]

5) wybór i odwoływanie, na wniosek Prezesa PiS, Rzecznika Dyscyplinarnego PiS i jego 2 zastępców, Rzecznika Prasowego PiS, Pełnomocnika Finansowego Funduszu Wyborczego oraz Pełnomocnika Wyborczego i Pełnomocnika Finansowego Komitetu Wyborczego PiS,

6) dokonywanie na wniosek Prezesa PiS wiążącej wykładni Statutu,

7) w uzasadnionych przypadkach zwoływanie, na wniosek Prezesa PiS, posiedzeń Zjazdu Okręgowego, Zarządu Okręgowego lub Rady Regionalnej.

Statut PiS jest tak ułożony, że większość istotnych decyzji może zapaść tylko na wniosek prezesa. Statut nie daje w tych sprawach prawa wnioskowania nikomu innemu, a prezes nie ma żadnego terminu na złożenie tych wniosków. W praktyce może ich nie złożyć nigdy. Ponadto prezes może w każdej chwili zawiesić w prawach członka każdego wedle własnego uznania na bliżej nieokreślony czas. Teoretycznie decyzja ta musi być zatwierdzona przez Koleżeński Sąd Dyscyplinarny, ale nie ma żadnego terminu rozpatrzenia sprawy. Praktycznie prezes może też każdego z partii wyrzucić, bo ma tak ą władzę, że nikt mu się nie przeciwstawi. W statucie nigdzie nie zapisano, jak mają wyglądać głosowania, czy mają być jawne, czy tajne. Nigdzie nie ustanowiono takiej instytucji, jak komisja skrutacyjna. W efekcie prezes może, nie łamiąc statutu liczyć glosy sam, bez żadnej kontroli (tak było np. w sprawie odwołania Zbigniewa Ziobry od decyzji usunięcia go z partii).

Według Art. 12. statutu, prezesa wybiera Kongres PiS.

Ale: Art. 13. mówi, że delegatami na Kongres są, między innymi: „Prezes PiS, członkowie Rady Politycznej, Krajowej Komisji Rewizyjnej, Koleżeńskiego Sądu Dyscyplinarnego oraz Przewodniczący Rad Regionalnych, członkowie Rady Ministrów, sekretarze stanu, marszałkowie i wicemarszałkowie województw, posłowie i senatorowie oraz posłowie do Parlamentu Europejskiego, o ile są członkami PiS” oraz delegaci wybrani przez Zjazdy Okręgowe… A co to znaczy? To, że poza delegatami wybranymi w wyborach okręgowych, są jeszcze delegaci powołani „na wniosek prezesa” oraz członkowie władz państwowych (gdy PiS rządzi) wręcz mianowani przez prezesa (gdy jest premierem on lub jego namiestnik, np. Beata Szydło). A to sporo osób. Członkowie rządu, marszałkowie i wicemarszałkowie województw – to już dobre 30-40 osób. No a posłowie, senatorowie? No przecież praktycznie to prezes decyduje o listach wyborczych, kolejne 200-250 osób Tą metodą prezes może wprowadzić na Kongres, jako delegatów, około trzystu swoich ludzi nie wybranych w regionach.

Art. 14 mówi: „posiedzenie Kongresu zwołuje Prezes PiS co najmniej raz na trzy lata”. A ponieważ kadencja trwa też 3 lata, to prezes może zwołać Kongres tylko jeden raz. W trakcie kadencji nie musi. Kongres jest więc instytucją fasadową, potrzebna tylko do wybrania władz, które dalej robią, co uważają.

Art. 16 określa, że w skład Rady Politycznej wchodzą:

1) Prezes PiS,

2) Wiceprezesi, Skarbnik oraz Przewodniczący Komitetu Wykonawczego PiS,

3) Prezesi Zarządów Okręgowych,

4) posłowie, senatorowie oraz posłowie do Parlamentu Europejskiego, będący członkami PiS,

5) do 120 członków wybranych przez Kongres,

6) osoby dokooptowane na wniosek Prezesa PiS przez Radę Polityczną do swego składu, w liczbie nie większej niż 10% składu Rady.

A więc podsumujmy: Poza 120 osobami wybranymi przez kongres, w skład Rady Politycznej wchodzi prezes i ok. 200-250 osób wybranych do Sejmu, Senatu i Parlamentu Europejskiego z list układanych przez prezesa, do tego 10% członków nie wybranych, lecz wprowadzonych na wniosek prezesa. Jak by nie liczył, jakieś 60 procent Rady Politycznej pośrednio, lub bezpośrednio mianuje prezes. W dodatku Art. 19. p 3. stanowi: „Prezes PiS może podjąć decyzję w sprawach nie cierpiących zwłoki, przypisanych do kompetencji Komitetu Politycznego. Dla jej dalszej ważności wymagane jest jej zatwierdzenie przez Komitet Polityczny na najbliższym jego posiedzeniu”. Oczywiście z tym „zatwierdzeniem” nie będzie kłopotu. W dodatku Art. 18. p 3. mówi: „Prezes PiS może określić inne osoby uprawnione do udziału w posiedzeniach Komitetu Politycznego z głosem doradczym”. Jak by było mało, to prezes może także ustanawiać grono ekspertów, którzy choć sami nie glosują, to ich opinie wpływają na sposób głosowania członków Komitetu.

Wynikającą z tego statutu praktykę można by streścić jednym zdaniem: Właściwie prezes decyduje o wszystkim i może wszystko, co najwyżej musi trochę poudawać, że są jakieś procedury i jakieś gremia. W statucie nawet słowo „Prezes” pisane jest z dużej litery. W końcu to imię własne – Prezes jest tylko jeden – Jarosław Kaczyński. Kult Prezesa w tej partii jest niemal religijny. Prezes ma nawet przydomek: „Zbawiciel”. PiS jest jedyną polską partią, w której od początku ani razu nie zmienił się przywódca. To wszystko pozwala prezesowi PiS uczynić z posłów i senatorów swojej partii absolutnie posłuszną maszynkę do głosowania zgodnie z jego wolą.

Można śmiało odsunąć wszelkie spekulacje, że premier, ministrowie, a nawet prezydent z PiS mogą usamodzielnić się od woli prezesa. To czysta teoria oderwana od realiów. Prezes może w każdej chwili sprawić, że premier (jeśli on sami nim nie jest) oraz ministrowie mogą w każdej chwili przestać nimi być. A prezydent?

Teoretycznie jest niezależny od swej partii, ale w praktyce prezydent z PiS będzie natychmiast bezradny, gdy zadrze z prezesem. Zostanie pozbawiony zaplecza politycznego, a bez tego każdy prezydent niewiele może, a tym bardziej nie zostanie wybrany na kolejną kadencję.

W wywiadzie dla „Wprost” (15 stycznia 2007) Jarosław Kaczyński powiedział: „Chciałem rządzić, już gdy miałem 12 lat. Premierem zamierzałem zostać mając lat 34, a skończyć rząd, mając lat 91. To byłby rok 2040. To jeszcze strasznie dużo czasu.”

Można by powiedzieć, ze to tylko jedna megalomańska wypowiedź, ale w zachowaniu Jarosława Kaczyńskiego są elementy, które każą ją traktować na serio.

Od kilku lat systematycznie i demonstracyjnie nie uznaje on państwa polskiego, o ile on sam nie rządzi. Prezes PiS, jako jedyny szef partii reprezentowanej w parlamencie, ani razu nie przyszedł na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, wielokrotnie demonstracyjnie wychodził z sali sejmowej podczas wystąpień premiera lub prezydenta. Nie przyjął oferowanej mu ochrony z BOR, każde wybory, których jego partia nie wygrała, nazywał sfałszowanymi (bez żadnych na to dowodów). Przykładów wymienić można by wiele. To jest otwarte demonstrowanie postawy: nie uznaję demokracji, nie uznaję wyniku wyborów, których nie wygrałem, nie uznaję nikogo, kto nie uznaje mnie za jedynego prawowitego władcę. Tak się nie zachowuje polityk w demokratycznym państwie, tak się zachowuje uzurpator do roli dyktatora.

Do tego dochodzi u części polityków tego środowiska trudno skrywana obsesja podsłuchiwania, nagrywania, gromadzenia „haków”, prowadzenia „teczek” (Lech Kaczyński, gdy był ministrem sprawiedliwości w rządzie AWS-UW, polecił prokuraturze dostarczać mu akta wszystkich spraw z udziałem polityków i innych znanych osób, podsłuchami zbierał „haki” na przeciwników politycznych Mariusz Kamiński, Zbigniew Ziobro nagrywał Andrzeja Leppera, Arkadiusz Mularczyk starał się zdyskredytować sędziów TK „teczkami” z IPN, itd.).

Zastanawiający jest przebieg tzw. „afery podsłuchowej”. Po pierwsze PiS systematycznie przedstawia ofiary przestępstwa (nielegalnie nagranych) tak, jakby byli sprawcami przestępstwa. Po drugie, dziwnym trafem nie ujawniono dotąd ani jednego nagrania polityków PiS. Nie wiadomo, czy za nagraniami stoi tylko biznesmen Falenta, czy ktoś jeszcze. Widać za to, że tajemniczy ktoś nadal dysponuje magazynem nagrań i w odpowiednich momentach je dawkuje, zawsze na korzyść PiS. Nie robi tego Falenta, bo nowe nagrania wyciekały do mediów (zawsze tych przychylnych PiS), gdy on siedział w areszcie.

Jest wiele elementów, składających się na obraz długotrwałego zaplanowanego działania, które można określić pełzającym zamachem stanu. Takim elementem jest na przykład sposób, w jaki PiS wyprowadził w pole swoich koalicjantów:

  1. PiS-u stopniowo wyrzucani byli politycy zagrażający prezesowi (albo tacy, których prezes podejrzewał, że mu zagrażają).
  2. Wyrzuceni z PiS utworzyli oddzielne niewielkie partie (np. Solidarna Polska)
  3. Te partie zyskały pewne poparcie wyborców, którzy mieli podobne poglądy, ale nie do końca podobało się im postępowanie Jarosława Kaczyńskiego.
  4. Poparcie dla tych partii było za małe, by mogły wejść do Sejmu.
  5. Przed wyborami prezes zaproponował im, oraz uciekinierom z innych partii (np. Gowinowi) koalicję.
  6. Koalicja skonsumowała poparcie wszystkich pod wodzą PiS.
  7. Politycy tych mniejszych partii dostali na listach wyborczych dalekie miejsca, ze znikomymi szansami wejścia do Sejmu, lub nie dostali miejsc wcale.
  8. Komitet wyborczy został zgłoszony do PKW jako tylko komitet PiS.

Podsumowując: PiS przejął ich wyborców, a im samym pokazał figę. Trudno się oprzeć wrażeniu, że było to dobrze zaplanowane.

Co z tego wszystkiego wynika?

Zapowiada się więc taka struktura władz państwa (jeśli PiS wygra wybory), w kolejności ważności:

  1. Naczelnik – Hegemon – Jarosław Kaczyński
  2. Podległy mu prezydent Andrzej Duda
  3. Podległa mu premier Beata Szydło
  4. Podległa mu większość parlamentarna wykonująca bez szemrania jego decyzje.

Jeśli Szanowny Czytelniku widzisz tu jeszcze jakąś demokrację, to radzimy przetrzeć oczy. Naszym zdaniem, powstanie takiej sytuacji jest niezwykle poważnym zagrożeniem dla Polski.

Zupełną natomiast katastrofą byłaby taka sytuacja, w której PiS zyskałby większość pozwalającą zmienić konstytucję.

Na jaką?

Przecież to opisaliśmy.

Print Friendly, PDF & Email
 

19 komentarzy

  1. andrzej Pokonos 30.09.2015
  2. Stary outsider 30.09.2015
  3. Magog 30.09.2015
  4. Marian. 30.09.2015
  5. wejszyc 30.09.2015
  6. jureg 01.10.2015
  7. j.Luk 01.10.2015
    • jureg 01.10.2015
    • Magog 01.10.2015
  8. Stary outsider 01.10.2015
    • jureg 01.10.2015
  9. W. Bujak 01.10.2015
    • Stary outsider 01.10.2015
  10. W. Bujak 01.10.2015
  11. dawniej_kuba 01.10.2015
  12. Therese Kosowski 01.10.2015
    • Marian. 01.10.2015
  13. Obirek 02.10.2015
  14. otoosh 02.10.2015