Jarosław Dudycz: Transatlantyk8 min czytania

rp

Fot. Newsweek 39/2015

2016-04-21.

Myślę, że znalazłem kluczowy dla tożsamości polskiej prawicy tekst. Ma on charakter bardzo nieoficjalny i nie krąży w medialnym i politycznym obiegu. Najważniejszy manifest tej formacji, która teraz nami rządzi i chce nas wszystkich postawić pod ścianą swoich uprzedzeń, mitów i zaklęć, wyartykułowany został w osobliwych okolicznościach i w przedziwnym miejscu. Znaleźć go możemy w spreparowanym wydaniu „Rzeczpospolitej”, wykonanym przez Jarosława Kaczyńskiego specjalnie dla jego matki, którą w kwietniu 2010 roku, ze względu na jej zły stan zdrowia, izolowano od wiadomości o śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Prezes PiS wespół z zaufanymi ludźmi przygotował swojej mamie gazetę, która donosiła, że prezydent żyje i ma się dobrze. Aby wytłumaczyć, dlaczego nie odwiedza mamy, napisano o wizycie politycznej w Ameryce, o erupcji islandzkiego wulkanu i pyle utrudniającym komunikację lotniczą, przez co do Polski trzeba wracać statkiem, co znacznie wydłuża podróż.

I właśnie opis tego statku, stylu bycia jego pasażerów, ich pomysłów na podróż, aury rejsu jest najlepszym źródłem wiedzy o tym, jaka jest polska prawica, jaką ma wizję świata i ludzi, jakie ma marzenia i oczekiwania. Nic nam ducha tej ekipy nie odsłoni lepiej niż ten szczery materiał. Szczery, bo adresowany do najbliższej Jarosławowi Kaczyńskiemu osoby.

Przytoczę Państwu kilka ustępów z tej sfabrykowanej gazety. Oto pierwszy z nich:

Prezydent Lech Kaczyński postanowił nie czekać, aż miną zakłócenia w transatlantyckim ruchu lotniczym, spowodowane wybuchem islandzkiego wulkanu, i wraz z Pierwszą Damą oraz towarzyszącą mu delegacją wsiadł na statek, płynący z Meksyku do Europy. Swoją decyzją prezydent zaskoczył wszystkich. Podjął ją szybko, tak jak swego czasu błyskawicznie postanowił polecieć do Gruzji na wieść o wkroczeniu wojsk rosyjskich na terytorium tego kaukaskiego państwa.

Oto mamy prezydenta-bohatera, który zawsze podejmuje najlepsze decyzje. I podejmuje je szybko, nie oglądając się na innych. Czy chodzi o rejs statkiem, czy chodzi o wielką politykę międzynarodową – prezydent Lech Kaczyński nigdy się nie waha, działa z determinacją i zawsze osiąga założone cele. Ciekawe jest zresztą to powiązanie, banalnego przecież, rejsu statkiem z wyprawą do Gruzji. Jest typowym sposobem na budowanie hagiografii.

W hagiografiach dąży się zawsze do zachowania ponadprzeciętnej, karykaturalnej spójności, do utrzymania decorum za wszelką cenę. Święty wszystko robi z tym samym zaangażowaniem, na tym samym rejestrze wrażliwości i sensu, z tą samą głębią. Czy je, czy śpi, czy się modli, czy ratuje komuś życie, czy walczy ze złem – zawsze według tej samej poetyki, bez zbędnych emocji, zawsze z jednakową mądrością. Jego sen jest równy jego działalności, tak samo sensowny i treściwy.  Jego rozrywki to w sumie nie są rozrywki, to walka.

Podobnie w tej spreparowanej gazecie mówi się o prezydencie Kaczyńskim. On nie zdradza żadnej słabości, żadnego zawahania ani nawet życiowej dynamiki. Zawsze przejawia ten sam psychiczny turgor, wszystko robi na pełnych obrotach. Wsiąść na statek dla rejsu przez Atlantyk czy lecieć do kraju ogarniętego wojną – to dla niego taki sam wysiłek, to jedno i to samo. Do wszystkiego przecież podchodzi najpoważniej jak się da, ze wszystkim radzi sobie najlepiej, wszystko mu się udaje tak samo idealnie. A otoczenie jest oczywiście zaskoczone. Nigdy nie nadąża za swoim genialnym prezydentem.

Prawda tymczasem jest tragiczna, choć w tym tragizmie dziwnie banalna: tekst jest wymyślony, prezydent nie płynie przez Atlantyk, bo nie żyje, a lotowi do Gruzji towarzyszył skandal, bo prezydent próbował przejąć kontrolę nad samolotem, rozkazując kapitanowi lądowanie za wszelką cenę.

Spójrzmy na drugi fragment wyprodukowanego artykułu:

Owszem, prezydent sporo odpoczywa, trochę czyta, spędza więcej niż normalnie czasu z małżonką, ale też bardzo dużo pracuje, a wraz z nim my wszyscy – mówi „Rz” szef Kancelarii Prezydenta Władysław Stasiak. – Mamy teraz wyjątkową sposobność na długie dyskusje o Polsce, o stanie naszego państwa oraz o tym, jakie zadania stoją przed nami – dodaje.

Dzięki temu fragmentowi możemy zapoznać się z wyobrażeniem polskiej prawicy o idealnej prezydenturze czy w ogóle idealnym sposobie sprawowania władzy. Prawica oczekuje prawdziwej sielanki, polityka ma wyglądać jak senny, miękki i przewidywalny świat z „Pana Tadeusza”. Ma być rajska i anielska, z panem prezydentem w centrum. Jest statek, prezydent jest główną postacią rejsu, wszyscy poświęcają mu uwagę, krążą wokół niego, są bezkrytyczni. Prezydent godzinami dyskutuje, wypowiada swoje wizje, zdradza swoje pomysły na Polskę, a wszyscy pokornie słuchają. Czerpią z krynicy prezydenckiej mądrości, w zasadzie nic się nie dzieje, świat jest gdzieś daleko, można bez przeszkód chłonąć geniusz wielkiego męża stanu. Nikt mu nie przerywa, nie ma wszędobylskich, złośliwych mediów zadających kąśliwe pytania, jest tylko najprzychylniejsze otoczenie, gotowe skoczyć za prezydentem w ogień. Są cisza i spokój, prezydent czuje się potrzebny, ma poczucie, że jego wizja Polski jest najsłuszniejsza. Nie musi jej weryfikować, w zasadzie niczego nie musi robić, po prostu płynie statkiem i dyskutuje z najwierniejszymi poddanymi. Mówi do nich godzinami, a oni nie mają żadnych wątpliwości.

Polska jako wyrwany ze świata transatlantyk, który płynie po swojemu, własnym kursem nieuzgadnianym z nikim, donikąd się nie śpiesząc, nikomu niczego nie zawdzięczając, statek wolny od różnych złych ludzi, mącicieli i zdrajców, statek, na którym nie padają żadne niewygodne pytania i któremu nie grozi katastrofa, bo jest na pokładzie ten największy, najwspanialszy prezydent, który samą swoją obecnością rozwiąże wszystkie problemy – czy to nie jest największe marzenie polskiej prawicy?

I jeszcze trzeci fragment, zobaczmy:

Możliwe jest, że prezydent wykorzysta fakt, iż portem docelowym jest Marsylia, odbywając po drodze do kraju szereg nieoficjalnych spotkań z przywódcami państw unijnych.

A także:

Przypomnijmy, że swego czasu Nicolas Sarkozy był zaskoczony erudycją Lecha Kaczyńskiego i jego wiedzą na temat historii Francji.

To już prawdziwa kwintesencja prawicowych marzeń. Nie dość, że prezydent Kaczyński podczas dwutygodniowego rejsu opowiada godzinami współpasażerom o Polsce, a oni chłoną jego mądrość, to jeszcze, nim ostatecznie wróci do Polski, spotka się w trakcie drogi przez kontynent z wieloma europejskimi przywódcami. Oni oczywiście będą mieli na takie niespodziewane, umówione w ostatniej chwili spotkanie czas, bo prezydentowi Kaczyńskiemu się nie odmawia. Każdy go szanuje, każdy w nim widzi męża opatrznościowego Unii, każdy chce wysłuchać jego recept i prognoz i każdy jest zachwycony jego osobowością i intelektem. Prezydent wyjdzie na ląd w Marsylii, będzie jechał przez Europę i wszędzie będzie przyjmowany z otwartymi ramionami. W końcu to prezydent Kaczyński w podróży. Chciałoby się powiedzieć: z wizytacją. Największy polityk w Europie, który wyświadcza przysługę europejskim przywódcom, łaskawie ich odwiedza. Tych spotkań, co ciekawe, nie ma być kilka, to ma być szereg spotkań. Zaraz po tym, jak prezydent postawi nogę na lądzie, zacznie się spotykać. I spotkaniom nie będzie końca. Będzie jechał przez Francję i Niemcy i będzie się spotykał. Radził, komentował, sugerował. I wszyscy będą zachwyceni. Do Polski wróci pewnie po miesiącu.

Właśnie taki obraz wyłania się z materiałów spreparowanych na życzenie Jarosława Kaczyńskiego. Taki obraz Kaczyński zaprezentował swojej chorej matce. Obraz absolutnie wyssany z palca, nierealistyczny, baśniowy. W taką politykę wierzyła jego matka i w taką, zdaje się, wierzyli sami Kaczyńscy. Jakaś bohaterska decyzja o powrocie statkiem, jakieś wielogodzinne dyskusje mędrca Kaczyńskiego ze współpracownikami, jakiś rajd przez Europę z mnóstwem spotkań. Absolutny odjazd, fantasmagoria.

Nie oceniam krytycznie samego faktu spreparowania gazety. Rozumiem, że Jarosław Kaczyński chciał mamę chronić. A że była matką prezydenta, to trudno ją było chronić wyłącznie przez milczenie, trzeba było przygotować alternatywny przekaz medialny. Inaczej szybko dowiedziałaby się prawdy o Smoleńsku. Nie chcę tego oceniać. Nie powinienem. To sprawa miłości syna do matki, tego się nie powinno interpretować pochopnie, zwłaszcza w takim pobieżnym tekście.

Natomiast treść tej spreparowanej gazety już oceniać można. Co wyżej zrobiłem. To, co Kaczyński kazał w tej gazecie powypisywać, to niesamowite, piramidalne bzdury. Ale bzdury, które mówią o stanie duszy polskiej prawicy więcej niż jej rzeczywiste publikacje i wystąpienia.

Na koniec można by chyba pół żartem, pół serio powiedzieć, że polskość rozpina się między dwoma transatlantykami: tym gombrowiczowskim i tym, który wymyślono w gazecie spreparowanej dla Jarosława Kaczyńskiego.

Teksty z fikcyjnego wydania „Rzeczpospolitej” zaczerpnąłem z książki Michała Krzymowskiego „Jarosław. Tajemnice Kaczyńskiego”.

Jarosław Dudycz

Print Friendly, PDF & Email
 

3 komentarze

  1. jotbe_x 21.04.2016
  2. wejszyc 21.04.2016
  3. Mariusz Malinowski 22.04.2016