Agnieszka Wróblewska: Reżim umiera powoli (2)9 min czytania

40 lat prl2016-05-17.

Sięgnęłam do swojego pamiętnika z lat 80., schyłku PRL-u i epoki komunizmu. Władza, tzw. ludowa, próbowała się wtedy dźwignąć po 16-tu miesiącach „karnawału Solidarności” i wydobyć gospodarkę z kompletnej zapaści.

To były dziwne lata – z jednej strony nieco więcej swobód obywatelskich niż w poprzednich dziesięcioleciach PRL-u, z drugiej mizeria gospodarki i niespójne próby reformowania systemu – tak, żeby pozostała jeszcze władza partii, ale z drugiej, żeby zapełnić półki w sklepach. W tym celu w większym stopniu dopuszczano do głosu rynek. W ramach eksperymentu – ale że jajeczko nie może być częściowo nieświeże….

Pierwszy odcinek zapisków o latach 80 ub. wieku, pod tym samym tytułem, obejmował pierwsze trzy lata tamtego dziesięciolecia (Agnieszka Wróblewska: Reżim  umiera  powoli). Teraz jest początek 1984 – roku w którym, według prognozy Georga Orwella, komunizm miał się definitywnie skończyć.

23 lutego 1984

W Ursusie odbyła się demonstracja pod kościołem. Demonstrowało podobno ok. 2 tysiące ludzi. Ale nie przeciwko rządowi – ludzie demonstrowali, ponieważ kardynał Józef Glemp służbowo przeniósł do innej parafii księdza Nowaka, który był w Ursusie bardzo popularny. Pierwszy raz chyba odbyła się rewolta nie przeciwko rządzącym a przeciwko hierarchii kościelnej. Rewolta wewnątrz – kościelna.

Glemp gra swoją grę ugody z władzą – nie zadrażniać i dlatego musi poskramiać własną ekstremę, wewnątrzkościelną. Dotyczy to zwłaszcza młodych księży. Kardynał ma czym grać, są do rozdawania liczne przywileje, a władzy takie rozgrywki są na rękę. Pozwalają teraz kościołowi na wiele, mogą np. budować kościoły niemal bez ograniczeń i buduje się ich w kraju setki. Wystawiają sobie wytworny pałac prymasowski, rozszerzają wpływy, a za to muszą być lojalni, więc wzywają swoje owieczki do ugody z władzą.

Może być tak, że będą mieli pełno kościołów, ale pustych, bez ludzi. Bo ludzie, zwłaszcza młodzi, przestaną się garnąć do kościoła z przyczyn opozycyjnych. Na razie jeszcze w kościołach są występy mniej cenzurowane, koncerty, wystawy, wykłady z historii – drugi obieg. Ale demonstracja w Ursusie jest już przykładem, że wielu wiernych nie chce popierać kursu Glempa bo życzą sobie mieć u siebie księży-ekstremistów w rządowym pojęciu.

Co do reformy gospodarki, to absolutnie nie wierzę, żeby im coś z tego wyszło. Jak zwykle kładą nacisk na kontrole odgórne, partia plącze się między tym co dozwolone a tym co zabronione, nerwowo szuka sposobu jak opanować sytuację. Ciągle chcą wymyślić drogę do „gospodarki socjalistycznej”, jakby te kilkadziesiąt lat poronionych eksperymentów nie wystarczyło. Ale oczywiście chodzi o jedno – żeby aparat partyjny nie musiał oddać władzy. I tak przy konkursach na dyrektora najbardziej się liczy rekomendacja partyjna. Często już przed konkursem wszyscy wiedzą kto wygra. Wprowadzono motywacyjny system płac, ale zakład musi ją zatwierdzić w ministerstwie. Dyrektorzy mają teraz dostawać bardzo wysokie dodatki funkcyjne – im wyższa kategoria zakładu tym większe, ale która kategoria jest wyższa ustala minister. Czyli ma kandydatów w garści.

Wszystkie te „reformy” przypominają dowcip o eksperymencie który polega na puszczaniu połowy taksówek w mieście lewą stroną.

29 lutego 1984

Mieliśmy wczoraj w „Przeglądzie Technicznym” wieczorek karnawałowy. Lubię ten zespół i dobrze się tam czuję. Piszę teraz o pracy młodych inżynierów w przemyśle. Swego czasu dużo pisałam o tym w „Sztandarze Młodych”, ciekawe czy mają lepsze perspektywy niż wtedy.

Musimy wymienić podłogę w jednym pokoju, bardzo zniszczona. Chcemy tam położyć deski, ale nigdzie ich nie można dostać. Rysio, nasz sąsiad w domu na Mazurach, lekarz z Olsztyna, obiecał że pomoże. Lekarz i miejscowy to ma zupełnie inne możliwości.

W „Zeszytach Literackich” przeczytaliśmy kapitalny wywiad z historykiem francuskim Alain Besancon. Uważa, że podstawową sprawą w systemie komunistycznym jest założona z góry ideologia, której podporządkowuje się wszystko. Tymczasem ta ideologia jest mitem, hasłem, parawanem do zwalczania kapitalizmu. A faktycznie istotą komunizmu jest obrona władzy. I cały wysiłek władzy w systemie komunistycznym pochłania dowodzenie, że istnieją rzeczy które nie istnieją. Pisze, że dzieło systemu zostało dokonane, kiedy na czele stają ludzie bezosobowi jak Breżniew czy Czernienko. Ideologia osiąga swój cel, kiedy funkcjonuje bo zajęła miejsce osoby ludzkiej. Twórcą tego obłędu był Lenin – rządziła ideologia, która nie pozwoliła mu zmienić zdania nawet kiedy w imię tej ideologii ginęły już miliony ludzi.

Zdaniem Besansona ideologia komunizmu jest oparta na micie, czyli na kłamstwie – i pełni w naszych czasach rolę średniowiecznego demona.

19 marca 1984

Cenzura zdjęła mi w „Przeglądzie Technicznym” artykuł o tym jak w gdyńskim „Radmorze” wyrzucono dyrektorów za to, że urządzili sobie luksusowe gabinety. Trzeba było wyrzucić, bo Jaruzelski napiętnował ten przykład z trybuny na plenum partyjnym. Zaraz pojechały komisje, kontrole, a miejscowe betony uaktywniły się pod hasłem – biją naszych. Fajny temat, jak się okazuje, pisać o tym nie wolno.

W drodze na Mazury wstąpiliśmy do chałupy Adamczewskich, bo Piotruś zaproponował, żebyśmy kupili z nimi do spółki pół cielaka. Mam miejsce w zamrażarce, to będzie na dłużej.

Miałam ostatnio ciekawe doświadczenie – pojechałam do Torunia, bo samorząd „Elany” zorganizował tam seminarium dla 20 największych zakładów przemysłowych w kraju. I w ostatniej chwili to seminarium odwołano, bo, jak mi mówiono, były takie naciski, straszenia – partia, bezpieka, że Rada Pracownicza się poddała i przegłosowali odwołanie całej imprezy. Okazuje się, że nie można robić nawet tego, co jest ustawowo dozwolone. Napisać też o tym nie mogę rzecz jasna.

Teoretycznie struktury samorządowe mogą się zbierać „poziomo” w celu wymiany doświadczeń, czyli bez udziału aparatu czy dyrekcji, ale to jest na niby, czyli pod warunkiem, że wszystko będzie w zgodzie z linią partii. Tak „na niby” jest wiele rzeczy teraz wprowadzanych – prawo, ustawy, a w praktyce jest kierownicza rola partii, która wszystko przesądza. A tej „kierowniczej roli” nijak nie da się połączyć z samorządnością.

Robię teraz materiał o samorządzie pracowniczym w Hucie Warszawa. Jest tam świetny samorząd, dlatego znienawidzony przez partię i dyrekcję. Na szczęście w Warszawie można sobie na więcej pozwolić niż w takim Toruniu.

Po drodze z Torunia oglądałam z autobusu jak „rosną w siłę” chłopskie obejścia. Wyraźnie im dosypało forsy – domy bardziej zadbane, nowe zabudowania, widać że tam zjawiła się forsa. Chłopi wygrywają na gospodarce niedoborów – zarabiają, ale forsa, niestety, idzie bardziej w konsumpcję niż w rozwój. Słuszne jest powiedzenie – w Polsce można żyć, tylko trzeba się usamodzielnić. I kto bardziej zaradny, radzi sobie z partyjnym nadzorem.

Za to partia nie wie jak sobie poradzić z tymi zaradnymi. Tępe aparatczyki gardłują, tupią, domagają się zwiększania kontroli, podniesienia podatków itp. Mówią, że prywaciarze bogacą się kosztem biednych mas i pewnie coś w tym jest – tylko że wyjściem nie jest tłamszenie tych co potrafią, odbieranie tym co mają. A na poluzowanie przepisów tak, żeby wszystkim się opłaciło starać nie mają odwagi.

17 maja 1984

Bałam się, że tekst o samorządach nie przejdzie, ale tylko jeden akapit mi wyrzucili – o tym, że rada robotnicza w Hucie Warszawa nie dostała pozwolenia na wydawanie biuletynu. Tylko że artykuł miał iść na czołówkę i z okładką, a numer wyszedł i widzę że z czołówki zleciało. Pytam sekretarza redakcji – nowy, ściągnięty z Żołnierza Wolności – dlaczego?

  • Bo za dużo już prztyków dawaliśmy ostatnio – mówi.
  • Ale mieliśmy tu okazję wyrazić stanowisko redakcji, bo jest realna groźba, że samorządy będą ograniczać.
  • Życie i tak pójdzie swoją drogą, a my ostatnio za często udawaliśmy naiwnych.
  • Po paru latach będziemy sobie pluli w brodę, że nie zatrzymywaliśmy tej powracającej fali – mówię.
  • Ja już nie doczekam – on na to – a pani jeszcze zdąży pisać co będzie chciała.

Mówią o nim, że był pułkownikiem bezpieki, jeśli to prawda, trzeba przyznać że i tak mówi szczerze.

Co do bezpieki, to dostałam list od Franciszka Szlachcica. Gratuluje mi artykułów i pyta czy nie wiem gdzie można zdobyć książkę „Megatrends”, o której pisałam tak interesująco.

Inną przyjemność miałam, kiedy odwiedził mnie w redakcji rolnik z opolszczyzny. Jest czytelnikiem, chciał porozmawiać – deszcz pada, mówił, roboty nie ma, to wsiadłem w samochód. Bardzo inteligentny – pytał mnie dlaczego ta władza nie chce do końca doprowadzić reform gospodarczych bo już widać, że wszystko zostanie po staremu. Czy oni są samobójcami? – pytał naiwnie. Bogaty wyciąga z hektara po 300 tysięcy złotych i mówi, że pieniądze i tak mu niepotrzebne bo nie ma na co wydawać, więc będzie ograniczał produkcję. A siły ma, chciałby jeszcze coś robić.

Pewnie mówił o sobie. Jest w średnim wieku, a co myślą naprawdę młodzi?

1 czerwca 1984

Dziwny ten nasz naczelny! Podobno na odprawie w wydziale prasy KC krytykowali „Przegląd Techniczny”, ktoś mi mówił, że też moje artykuły – że chcę reprywatyzować przemysł i handel i że w recenzji z filmu „The day after” nie rozróżniałam „dobrych” rakiet, czyli naszych, od „złych”, czyli amerykańskich. Szef był na tej odprawie i nawet się nie zająknął, ani na zebraniu, ani prywatnie, o czym mówili. Nie sądzę żeby się bał, raczej sprawia wrażenie jakby się wstydził o tym mówić. Tylko widzę, że teraz częściej moje artykuły chowają na dalszych stronach.

Ale w sumie nie jest źle, mogę robić co chcę. Nikt tu nikogo do niczego nie zmusza. Mój kierownik nie przejmuje się pracą, jego żona odeszła z telewizji, sprzedaje lody i lepiej zarabia. Danielka B. jest delegatem tego nowego stowarzyszenia dziennikarzy, zwanego przez nas duperelem, co nie znaczy, że mówi o tym co się dzieje inaczej niż wszyscy. Po prostu warto być takim delegatem – dostała teraz od duperelu przydział na samochód, to znaczy prezent za 200 tysięcy licząc różnicę do ceny czarno-rynkowej. Inny kolega, grupowy partyjny ma kilka posad, w redakcji się go nie widzi.

W poniedziałek jadę do Tułowic, fabryka porcelany pod niemiecką granicą, temat znów samorządowy…

Agnieszka Wróblewska

Print Friendly, PDF & Email