Poniżej fragment wywiadu z tegorocznym laureatem:
Wszyscy dopuściliśmy do tego, by Polska stała się gnojowiskiem. Odświętne glancowanie butów to rozwiązanie krótkowzroczne. Trzeba zacząć wywozić gnój: postmodernizm, gender, propagandę homoseksualną, pogardę wobec własnej historii. Oczywiście pewien margines brudów będzie istniał zawsze, chodzi jednak o to, by zmieścić go w wychodku, a nie roznosić po uniwersytetach czy państwowych instytucjach kultury. Na pewno święty Jan Paweł II, wzorem swego Mistrza, nie gorszy się naszym upodleniem. Raczej nad nim boleje, patrząc z miłością zarówno na patriotów, jak i na ludzi zagubionych w cynizmie. Nie znaczy to przecież, że powinniśmy zaakceptować życie w gnoju.
* * *
Podejrzany o zabójstwo Ewy Tylman może być oskarżony tylko o nieudzielenie jej pomocy. Grozi mu za to do 3 lat więzienia. Ale wobec prawdziwych zbrodniarzy kary są surowsze.
W Sosnowcu ktoś się włamał do mieszkania, ukradł tytoń, chleb, konserwy i garnek z bigosem. Policja wykryła, że te rzeczy ukradła znajoma właściciela mieszkania. Grozi jej 10 lat więzienia. Może złagodzą wyrok, bo przedmioty odzyskano a tego bigosu nie zjadła.
Także w Sosnowcu w sklepie dwaj mieszkańcy porwali boczek i siatkę pomarańczy, a przy tym pobili ekspedientkę i ochroniarza. Im też grozi 10 lat odsiadki za rozbój.
Aż strach pomyśleć o większych przestępstwach, np. ktoś się lekceważąco wypowie o władzy. Na razie górna granica kar to dożywocie.
* * *
W swoim felietonie („Czy psychiatrzy mogą milczeć?”) Jacek Żakowski stawia wniosek o badanie przez psychiatrów osób na stanowiskach państwowych, których zachowanie sugeruje chorobę.
W USA właśnie 26.000 psychiatrów (!) podpisało się pod petycją znanego psychiatry Johna D. Gartera do Chucka Schumera, lidera Demokratów w Senacie USA. W petycji napisano:
My, podpisani tu specjaliści zdrowia psychicznego uznajemy w ramach naszych zawodowych kompetencji, że Donald Trump ma objawy poważnej choroby umysłowej, co czyni go psychologicznie niezdolnym, by właściwie sprawować obowiązki Prezydenta Stanów Zjednoczonych.
W „New York Times” ukazał się też list dwóch uznanych psychiatrów (poparło ich 33 specjalistów), którzy stwierdzili:
Poważna niestabilność emocjonalna wykazywana w wypowiedziach i działaniach pana Trumpa czyni go niezdolnym do bezpiecznego sprawowania prezydentury.
U nas Andrzej Celiński stawia publicznie pytanie, czy Macierewicz jest szaleńcem czy agentem.
Jacek Żakowski pisze:
Sprawa jest gruba. Nie można jej puścić mimo uszu. Celiński to poważna, zasłużona i wykształcona osoba. Trzeba przyjąć, że dobrze wie, co mówi. A chodzi o ministra obrony kontrolującego całe polskie wojsko, dysponującego gigantycznym budżetem, mającego dostęp do największych tajemnic i poważnie wpływającego na gotowość sojuszników do współdziałania z Polską. Stawką jest więc bezpieczeństwo Polski i Polaków. (…)
Pozwólcie zapytać wprost: czy zdaniem polskich psychiatrów i psychologów stawka wciąż nie jest jeszcze wystarczająco duża, by także w Polsce (…) przerwać milczenie w sprawie Antoniego Macierewicza? A może też w sprawie innych polityków? Gołym okiem łatwo przecież zobaczyć, że nie tylko w polskiej i amerykańskiej polityce narasta inwazja osób, których przypadłości, profile psychiczne, skrypty emocjonalne mogą dla ogółu stanowić poważne zagrożenie, gdy dojdą do władzy. Nie sądzę, by w takiej sytuacji mieli prawo do milczenia ci, którzy z racji swojego zawodu widzą te ryzyka dokładniej niż inni. (…)
Może pora już pójść jeszcze o krok dalej i zaproponować odpowiadające solidnej akademicko-klinicznej wiedzy jawne i transparentne metodologicznie profilowanie osób ubiegających się o publiczne urzędy? Skoro powszechnie uznaliśmy już, że opinia publiczna ma prawo wiedzieć, co ktoś kiedyś podpisał, jaki ma majątek, z kim uprawia seks, itp., bo to może mieć wpływ na sprawowanie urzędu. Dlaczego wciąż nie sądzimy, że mamy przynajmniej prawo wiedzieć, jaki jest według naukowej wiedzy stan zdrowia psychicznego i profil psychologiczny osób sprawujących lub ubiegających się o najwyższe urzędy?
Wiem, że to by się wiązało z różnymi ryzykami, ale nauka nie musi być tchórzliwa i pewnie nie powinna. To nie znaczy, że ma beztrosko łamać tabu i normy stworzone przez kulturę oraz cywilizację. Ale chyba powinna świadomie je adaptować, gdy zmienia się rzeczywistość. A z całą pewnością ma obowiązek przynajmniej stawiać sobie i poważnie rozważać pytanie, czy zmiana rzeczywistości (wiedzy, sytuacji społecznej) nie wymaga dostosowania norm do okoliczności. Na moje oko wymaga. I to jak cholera.
* * *
Główny ekonomista agencji ONZ – Światowy Program Żywnościowy (WFP) poinformował, że w następnych sześciu miesiącach z powodu głodu w północno-wschodniej Nigerii, Somalii, Sudanie Południowym i Jemenie może stracić życie 20 mln ludzi.
Na części terytorium Sudanu Południowego ogłoszono klęskę głodu. Z głodem zmaga się 100 tys. ludzi, wkrótce będzie ich o milion więcej. Do lipca połowa z 11 mln mieszkańców będzie niedożywiona, w tym milion dzieci. Wojna domowa między prezydentem z plemienia Dinka i wiceprezydentem z plemienia Nuerów trwa od 2013 r. Dziesiątki tysięcy osób zginęło, 1,5 mln opuściło domy. Obie strony nie dopuszczają pomocy organizacji humanitarnych.
* * *
Po owocach ich poznacie. Nazwy niby te same ale treść…
Nie mogę się przyzwyczaić do ludzi „dobrej zmiany”. Jakoś jeszcze nie zaadaptowałem się do myśli, że prezydentem jest Duda. Dziwi mnie pani Szydło, która zrobiła taki przeskok i awansowała o pare szczebli, jak nowi wojskowi Macierewicza. Marszałek Sejmu Kuchciński. Minister zdrowia Radziwiłł. Macierewicz – klasa sama w sobie. Minister oświaty Zalewska. Szefowa Trybunału Konstytucyjnego Przyłębska. Minister spraw zagranicznych Waszczykowski. Minister sprawiedliwości Ziobro. Minister ochrony (?) środowiska Szyszko. Minister spraw wewnętrznych Błaszczak.
Nagrodę „Zasłużonego dla Polszczyzny” otrzymuje pan Wencel. Złoty medal za zasługi dla obronności dostaje Misiewicz. 20-letni Janniger zostaje doradcą ministra obrony narodowej.
Nie uda się wymienić wszystkich, którzy co dzień zaskakują nas swoją obecnością i działaniami oraz wypowiedziami.
A mówiła mi mama żeby nie jeść wieczorem, bo potem ma się męczące sny.
* * *
Fragmenty wywiadu w Onet rano z prezydentem Słupska Robertem Biedroniem:
Myślę o tym, jak prezes Kaczyński powiedział, że za tą ustawą o drzewach też stało jakieś lobby biznesowe. Czy myślisz że to jest prawda?
Ja nie wiem czy to jest prawda, ale fakt, że nagle zmieniamy prawo, bo obudził się prezes, pokazuje, że żyjemy dzisiaj już w demokracji autorytarnej. Że wszystko zależy od jednego faceta. Jeżeli ten facet powie „zmieniamy prawo”, to już rusza cała machina państwowa, która zmienia to prawo.
Bo gdyby powiedział że nie, że to prawo jest super…
To wszystko by było OK. A facet powiedział, że prawo nie jest super i nagle uruchomiona została cała machina. Takie rzeczy dzieją się na Białorusi, w Korei Północnej, w Rosji, ale nie w demokratycznym państwie. I to jest fascynujące. To już nie musi dotyczyć tego drzewa, ale dotyczy wielu kwestii, które funkcjonują w życiu publicznym a zależą od jednego faceta, który pokazuje nota bene, że takiej wrażliwości społecznej ma niewiele, takiej ludzkiej.
On się cofa w momencie kiedy popełniane są poważne błędy, także społeczne, kiedy ludzie zaczynają protestować, wychodzić na ulice. Wtedy on się orientuje, że znów nie wyczuł społeczeństwa, że znów popełnił jakiś błąd i się wycofuje. Ale wszystko mimo wszystko zależy od niego.(…)
Ja się zastanawiałem, o czym będziemy dzisiaj rozmawiali. I myślę sobie, że te spory, które ja toczę w stacjach radiowych, jak odwiedzam Warszawę, często nie interesują mieszkańców mojego miasta. Ale musimy się zastanowić, jak sprawić żeby ludzie się zaczęli interesować tym co się dzieje.
Ale czy mają czytać o Trybunale Konstytucyjnym? Jakie to ma przełożenie na ich życie?
No ma, ale nie zrobiliśmy nic żeby im pokazać, że to mimo wszystko ma. Oczywiście on jest nienamacalny w codziennym życiu, ale jednak ma znaczenie, bo od tego Trybunału Konstytucyjnego będzie m.in. zależało, czy można wycinać drzewa czy nie. Gdyby był niezależny, bo w dzisiejszej formie oczywiście nie. (…)
Nie zbudowaliśmy społeczeństwa obywatelskiego, w którym obywatele interesują się swoim miastem, swoją okolicą, swoim państwem, znają to państwo, znają mechanizmy funkcjonowania tego państwa. Co zrobiły poprzednie ekipy żeby zabezpieczyć nas przed autorytaryzmem, przed takimi facetami jak Jarosław Kaczyński, którzy autorytarnie podejmują decyzje? (…)
Wydaje mi się, że powinniśmy zacząć od społeczeństwa, jeżeli nam się to nie podoba. Ja na przykład chodzę do szkół i robię lekcje demokracji miejskiej. Ja osobiście mam lekcje i uczę dzieciaki jak funkcjonuje demokracja w mieście. Jak wygląda budżet miasta, ile kosztuje miasto, jak można współuczestniczyć we współdecydowaniu o mieście, że jest młodzieżowa rada miasta.
Oni o tym nie mają pojęcia.
Nie mają, ale dowiadują się, interesują się. Jeżeli byśmy inwestowali w to społeczeństwo. To oczywiście jest pozytywistyczne, potrzebujemy „siłaczek”, ale mamy wielu takich ludzi. Ja spotykam ludzi, którzy mówią że trzeba coś robić, trzeba to zmienić, tak nie może dalej być. No to zacznijmy to zmieniać. Nie czekajmy aż przyjdzie Robert Biedroń, przyjdzie jakiś Mesjasz, czy Donald Trump, czy Jarosław Kaczyński, czy ktokolwiek, ale jeżeli nam się nie podoba, to zmieniajmy to od dzisiaj. To jest bardzo trudne. W społeczeństwie polskim, gdzie mamy deficyt zaufania – tylko 8% ludzi ufa sobie nawzajem – to jest katastrofa oczywiście. Ale inaczej tego nie zmienimy. Nie znajdzie się rycerz na białym koniu który zmieni to społeczeństwo. (…)
Zróbmy eksperyment. Wyjdźmy na ulicę i zapytajmy ludzi na przystanku czy znają budżet swojego miasta, czy wiedzą kto jest ich radnym. Ludzie nie mają o tym pojęcia. I czyja to jest wina? Oczywiście można mówić że polityków, tylko co my w systemie edukacji, w systemie życia publicznego zrobiliśmy żeby to zmienić, żeby ludzi nauczyć tego że to są ich sprawy?
Żyjemy w społeczeństwie, w którym ludzie sobie nie ufają, również ze względów historycznych. Żyliśmy pod zaborami, żyliśmy w PRL-u, władza nie była nasza. I nadal się traktuje tak tę władzę „to nie jest nasza władza”. „Hanna Gronkiewicz-Waltz przychodzi żeby nas oszukać. Biedroń na pewno chce nas oszukać, tam musi być jakiś podstęp; taki miły , słodziutki, elegancki”. Natychmiast jak przechodzisz na tę drugą stronę lustra to stajesz się wrogiem społeczeństwa, bo jesteś politykiem, czyli tym złym. Cieszymy się bardzo niskim zaufaniem, na szczęście samorządowcy dużo większym niż politycy w Sejmie, czy w Senacie, czy prezydent, ale nadal cieszymy się ogromnym brakiem zaufania. (…)
Oczywiście media też są winne. Dlaczego ty nie rozmawiasz ze mną o budżecie? Bo nikt nie będzie tego oglądał jak będę mówił z czego się składa budżet Słupska, na co wydajemy pieniądze, gdzie nam brakuje, gdzie mamy więcej. (…)
Kiedy chodzę do TVP Info, gdzie jestem koncesjonowaną opozycją, słucham przed programami polityków i jestem przerażony, bo wartość logiczna tych rozmów jest zerowa.
Kto ich wybrał? Sami się wybrali?
Wybraliśmy ich wszyscy. Ludzie wybierają tych którzy najgłośniej krzyczą. Donald Trump jest takim najlepszym przykładem.
No ja już nie wiem. Może ludzie potrzebują takich małp, które będą się wygłupiały, wydurniały, a my będziemy z nich szydzili. Tylko że te małpy mają brzytwy i one nie zawahają się ich użyć. (…)
Dlaczego nie chcesz wrócić do polityki na wyższym szczeblu?
Dlatego że wiem jak to wygląda. Dlatego że jako prezydent wiem że mam moc sprawczą, a jeżeli będę jednym z 460 posłów lub 100 senatorów, nie będę miał tej mocy sprawczej. (…)
Proponuję żebyśmy bardziej się przyglądali politykom, ale nie pod kątem tego czy żarł kanapkę czy sałatkę na sali sejmowej, czy obraził tego czy tamtego, tylko starali się szukać chociaż odrobiny merytoryczności. Wiem że mediom to się nie będzie podobało, bo media szukają sensacji, ale musimy zrobić odrobinę wysiłku intelektualnego żeby ratować tę demokrację, no musimy.
Jesteś politykiem, który rozumie, że również treści merytoryczne można przekazać w taki sposób żeby media zainteresować. Doskonale wiesz, że jak tylko przyjeżdżasz do Warszawy to media się zabijają o rozmowę z tobą. Dlaczego? Dlatego że potrafisz rozmawiać o rzeczach merytorycznych, jednocześnie nie będąc sztywnym.
Namówcie Hannę Gronkiewicz-Waltz żeby zrobiła to co ja zrobię w Słupsku teraz z kolejnym moim budżetem. Wydam go w formie obrazkowej i zrobię z niego takie duże plansze które będą taką wystawą na mieście i ludzie będą chodzili i oglądali ile kosztuje miasto. Zacznijmy od prostych rzeczy. Zacznijmy inwestować w ludzi, a zobaczysz że oni zaczną ci ufać.
Ostatnio zrobiłem badania w Słupsku, Akademia Pomorska to zrobiła, i się przeraziłem – mam 91 % zaufania. To nie spada z nieba. (…) To trzeba budować, tylko trzeba wybierać odpowiednich ludzi i trzeba ich rozliczać. I trzeba trochę zaufać. Boję się, że my mimo wszystko wolimy w politykach widzieć zło a nie dobro. Że zbyt rzadko szukamy tego co może być dobre. Nawet w prof. Pawłowicz można znaleźć dobro. Ja w niej znalazłem wiele dobra, naprawdę. Ja z nią pracowałem. To jest bardzo merytoryczna posłanka. Ona przygotowała bardzo dobry projekt ustawy o zgromadzeniach, ten który kiedyś obowiązywał a został zepsuty przez Platformę Obywatelską. To naprawdę może działać.
PIRS
Mój szacunek dla Roberta Biedronia rośnie “wykładniczo”…
Potrzeba takich polityków więcej, znacznie więcej…
oj, tak.
Biedroń się cieszy swoim słabym zaufaniem (jako polityk). Ja się cieszę moim (od niedawna) fatalnym zdrowiem. Każdy powód do radości należy wykorzystywać – to zmniejsza stress. *
Właśnie znów tu zajrzałem i przeczytałem, że w okolicznościach diametralnie zmienionej sytuacji może powinniśmy przeanalizować obowiązujące reguły gry i trochę je zmodyfikować, bo są anachroniczne. Mógłbym wskazać parę takich reguł. Jedna z nich, co dochowywana przez nas przez ostatnie dziesiątki lat (z wyjątkiem USA – naturalnie, bo one nie trzymają się żadnych reguł, prawie od nigdy) dotyczyła nienaruszalnej hegemonii państwowych rządów nad własnymi obywatelami, nawet jeśli oni na oczach całego świata mordują swój naród, lub jakąś jego część. Stany Zjednoczone A.P. czasem interweniują, z różnych powodów, nigdy nie z tego właśnie, ale właśnie najczęściej z najgorszym możliwym skutkiem. Niezależnie od jakości intela najwyższego dowódcy, czyli aktualnego prezydenta. Od zaraz zastanawiałem się, czemu zamiast tej “pustynnej burdy” Bush nie wysłał zwyczajnie do Bagdadu Brygady desantowej tych “Skur… Karków” z wielką betoniarą i wylądowawszy na jego, Saddama sześciopiętrowym (wgłąb ziemi) bunkrze, nie zalał go dogłębnie betonem, uniemożliwiając wyjście. Kosztowałoby sto razy taniej. Tam było nawet jego prywatne lotnisko, co ułatwiało desant, a od frontu tylko kolczatki i parę kolesiów z kałaszami. Idealna sytuacja dla szybkiej akcji w stylu izraelskim (jak na tego “Tammuza”). Pozwoliliśmy Aminowi, pozwoliliśmy Pol- potowi, pozwoliliśmy od tamtej pory nie wiem już ilu innym, w sytuacji oczywistej, skorumpowanej do dna, lub oszalałej z żądzy krwi wierchuszki, natychmiast do wycięcia i zastąpienia tymczasową władzą komisaryczną, dla zatrzymania trwającego mordu i dostarczenia pomocy która nie wyląduje – jak zwykle – na zagranicznych kontach władców. Interweniujemy dopiero, kiedy państwo rozpadnie się, jak np. w Jugosławii. Przy zachowaniu pozorów normalnego – bo przeciaż suwerennego państwa – nie interweniujemy, choćby ginęły miliony LUDZI, chyba żeby tam była nafta albo uran. Niektórzy ludzie posługują się w swym postępowaniu zdrowym rozsądkiem i jakąś etyką/moralnością. Inni uważają, że ich na to nie stać. Państwa generalnie utraciły w naszej epoce tę umiejętność. Jako wyjątkowe możemy po WWII odnotować odejście państw Europy od kolonializacji “trzeciego świata”. Bo utrzymanie dalsze kolonii stawało się stopniowo nieopłacalne. Z wielu przyczyn, wojna algierska była najoczywistsza, ale trzeba było aż inteligencji i odwagi de Gaulle’a. Czemu zagrał tu w czterech krajach (Anglia, Belgia, Francja, Holandia) jakiś niezrozumiały odruch moralny (biurokracji?) każący im otworzyć granice dla własnych kolonialnych pachołków, co przysporzyło im kolejnych kłopotów ? Historycy odpowiedzą. Pamiętam też kiepskie Algierskie wino Gellala, które kupowaliśmy za psi grosz od Francji w latach ’60-tych, bo oni brali jakiś kontyngent corocznie z dawnej kolonii,
gdzie przecież tę gospodarkę winną narzucili bogobojnym muzułmanom ci Pieds Noires. *
Ale kogo mianować tam, w spacyfikowanych afrykańskich państwach na komisarzy?
O dziwo, jestem zdania, że najlepszym wyborem byliby miejscowi chrześcijańscy misjonarze. Potrafią odróżnić, kto ich będzie jutro chciał zamordować i mają jeszcze jakieś altruistyczne motywy. A z pewnością są lepszym wyborem, niż amerykańscy biurokraci, co spustoszyli na dziesiątki lat każdy kraj, w którym choć na chwilę pozwolono im porządzić. Nie udało im się tylko z Niemcami, ale to dlatego, że mieli do czynienia z narodem o kulturze i poziomie wykształcenia wyższym niż ich własne.