2018-02-21.
Ktoś z polskich znajomych podesłał mi link do wywiadu z Agnieszką Holland w TV24 (2 lutego). Gdy go oglądałam, przypomniał mi się Timothy Snyder, który podczas lunchu w klubie Uniwersytetu McGill, zapytany , co sprawiło, że zaczął się interesować Polską, odpowiedział bez wahania: „Polscy intelektualiści”.
W istocie, przyjemnie jest słuchać kogoś takiego jak Agnieszka Holland. Argumenty swoje przytacza jasno, ze spokojną pewnością siebie. W kulturalny sposób wyraża swój sprzeciw wobec nowej ustawy, która grozi karą za użycie terminu “Polskie obozy śmierci”. Problem właściwie bagatelizuje. Jej zdaniem wyrażenie to ma jedynie konotacje geograficzne.
W toku rozmowy Holland powiedziała, że przebywając na Zachodzie nie spotkała nikogo, kto, posługując się tym wyrażeniem, chciałby obarczyć Polskę odpowiedzialnością za obozy.
Z lekkim uśmiechem stwierdziła, że media zachodnie nigdy nie łączyły określenia „polskie obozy śmierci” z polską odpowiedzialnością. A reakcja w Polsce świadczy o tym, że Polacy nie czytają, są niewykształceni, więc łatwo jest politykom ich roznamiętnić.
Istotnie.
Polska, podobnie jak USA, wybrała w ostatnich wyborach populistów. Wśród wielu liberałów, obawiających się o losy demokracji ten wybór spowodował autentyczną konsternację.
Ale w USA liberalne elity, po otrząśnięciu się z pierwszego szoku, krytycznie odniosły się do własnego poczucia intelektualnej wyższości, które zrodziło ich lekceważący stosunek do pozostałych warstw społeczeństwa.
Czy w Polsce w podobny sposób elity krytycznie przyjrzały się własnej liberalnej tożsamości? Jeżeli wywiad z Holland jest miarodajny, to myślę, że jednak nie.
Intelektualiści wszędzie na świecie obracają się w kręgach ludzi sobie podobnych. Z łatwością podejmują rozmowy; nawet jeśli się spierają, to właściwie ich spory toczą się w sposób harmonijny. Na ogół jednak jedni podzielają poglądy drugich, wzmacniając przy tym własny punkt widzenia i generalnie ignorują lub lekceważą punkt widzenia innych. Odniosłam wrażenie, ze Agnieszka Holland obraca się właśnie w takich kręgach. Bezsprzecznie jest to ktoś, kto wiele podróżuje – Nowy Jork, Waszyngton , Los Angeles… Kto zaprzeczy, że zna Amerykę od morza do morza?
Jestem kimś, kto mieszka od dzieciństwa na kontynencie amerykańskim i poznał go nie tylko pędząc autostradami, lecz jeżdżąc po bocznych drogach; kto trafia nie tylko do artystycznych i businessowych centrów wielkich miast, lecz zagląda też na przedmieścia i na prowincję; kto bywa nie tylko w turystycznych uzdrowiskach , ale zna amerykańskie osiedla i małe miasteczka, I z całym przeświadczeniem zaprzeczam słowom Agnieszki Holland. To nie jest prawda, że mieszkańcy Ameryki nie łączą „polskich obozów śmierci” z polską odpowiedzialnością za Holocaust, i że wiedzą kim byli „naziści”. Nieprawda że cokolwiek wiedzą o polskim ruchu oporu, czy o walce Polaków u boku zachodnich aliantów . Jeżeli w ogóle cokolwiek o Polsce wiedzą, to to, że jest to kraj żydowskich grobów, wiecznego antysemityzmu , zamieszkały przez ludzi prymitywnych i gwałtownych. A ostatnio jeszcze dowiedzieli się o „polskich kolaborantach” , niedokładnie zresztą wiedząc, co to znaczy.
Pozwolę sobie uwiarygodnić tę generalną uwagę konkretnymi przykładami z własnej działalności zawodowej lub po prostu z obserwacji:
Udział Polaków w II wojnie Światowej jest dobrze przez historyków udokumentowany, co nie znaczy, że jest powszechnie znany. Inaczej trudno by było tak łatwo oskarżać o kolaborację z Niemcami kraj, którego obywatele walczyli na wszystkich frontach – od Norwegii po Afrykę Północną, we Francji, Belgii, Holandii, we Włoszech i w Rosji, na morzu, w powietrzu i na lądzie.
Tymczasem, ileż to razy w różnych mediach wspominano o „polskich jednostkach SS” (także w kanadyjskiej CBC)! TIME po wzmiance o Polakach w SS dopiero wtedy uznał swój błąd, gdy protestujący przeciw temu Kongres Polonii okazał otrzymane od Niemców oficjalne pismo, że nie ma dowodów na służbę Polaków w oddziałach SS!
Sama zmagałam się kilkakroć z terminem „Polskie obozy śmierci”. Raz podczas spotkania z wydawcami jednej z najważniejszych kanadyjskich gazet usłyszałam tłumaczenie, podobne do przytoczonego przez Agnieszkę Holland, że użyto tego terminu wyłącznie jako konotacji geograficznej. Że był to skrót myślowy, ponieważ – choć wiele obozów takich jak Dachau, Ravensbruck, Mauthausen czy Bergen-Belsen było umiejscowionych w Niemczech, to największy – Auschwitz, będący symbolem Holocaustu – znajdował się w Polsce. Gdy zaoponowałam, bo przecież ta część Polski była wtedy zaanektowana przez Niemcy do 1945, i że właściwiej byłoby nazwać te obozy „niemieckimi”, usłyszałam, że…to nie byłoby w porządku wobec dzisiejszych Niemiec(Sic!).
„Więc panowie uważacie, że mimo wypaczenia historycznych faktów, nie chcecie być ‘nie fair’ wobec Niemców, ale wyraźnie nie przejmujecie się tym, że nie jesteście w porządku wobec Polaków?” – zapytałam.
Zapadła cisza i w rezultacie w gazecie ukazało się sprostowanie, wyjaśniające, że obozy nie były polskie lecz niemieckie, ale też dodano, że redakcja woli sformułowanie „nazistowskie”.
W latach 90. byłam zatrudniona jako researcher przy produkcji kanadyjskiego filmu o II Wojnie Światowej. Na fragment o Polsce scenariusz przewidywał kilka minut. Zadałam sobie trud i zaproponowałam kilka ważnych tematów, prezentując reżyserowi poważne historyczne opracowania. Był sceptyczny, ale przejrzał te materiały. Po kilku dniach powiedział: „Nie myślałem, że nie wiedziałem aż tak wiele”.
Postanowił wtedy zrealizować dokument wyłącznie o Polakach podczas wojny. To było odważne, bo czy można było zrobić taki film o Polakach, a nie o Holokauście?
I producent, zresztą kanadyjski Żyd, zadecydował: „Polacy też mają prawo do mówienia o swojej historii”
Niemniej przed kolaudacją kopia filmu została wysłana do Kongresu Żydowskiego po akceptację. (Nie było obiekcji.)
Dlaczego jednak pokazywanie Polaków w dobrym świetle może być problematyczne i wymagające odwagi, tymczasem pokazywanie Polaków w złym świetle – zupełnie nie?
Agnieszka Holland mówi też w wywiadzie o bohaterskich Polakach, wymieniając tu Karskiego i Pileckiego. Twierdzi, że ich heroizm jest powszechnie znany. Trzeba przyznać, że poprzeczkę postawiła wysoko. We wspomnianym filmie dokumentalnym rozwinięto epizod o Krystynie Wituskiej, młodej, niewiele znaczącej uczestniczce polskiego ruchu oporu, która została ścięta w niemieckim więzieniu. Wszystkich realizatorów filmu autentycznie poruszyły jej listy i byli zdziwieni, że nigdy o Wituskiej nie słyszeli. (Warto tu wspomnieć, że w 2014 roku staraniem córki gestapowca, który skazał Wituską na śmierć, upamiętniono ją pomnikiem, który stanął na campusie uniwersyteckim w Halle). Listy Krystyny Wituskiej zostały przetłumaczone na angielski i wydane, ale niestety zupełnie nie dotarły do szerokiej publiczności.
Więc czy polscy bohaterowie są rzeczywiście znani?
Jestem wraz z Tecią Werbowski współautorką pierwszej anglojęzycznej książki o Żegocie. Wydano ją w 1994. Śledziłam reakcje na nią. Zaręczam, że polscy bohaterowie są znani jedynie w bardzo wąskich kręgach, zapewne też w tych, w których obraca się znakomita polska reżyserka. Jest jednak na Zachodzie wyraźny opór wobec nich i jednocześnie mocny nacisk na wykazanie jak bardzo byli oni wyjątkowi. A heroiczne było głównie to, że działali dla dobra społeczności żydowskiej. Ten punkt widzenia jest problematyczny z dwóch powodów:
Po pierwsze: czyż nie jest bohaterstwem sam opór przed terrorem? Obrona siebie, własnych dzieci, kultury swojego kraju, opór przeciw grabieży? Gdy mówi się o polskiej „wyjątkowości”, to często w jakimś uwłaczającym kontekście, dowodząc, że Polacy niesłusznie lub przesadnie przedstawiają siebie za wyjątkowych w swoim cierpieniu i heroizmie.
Czyż krytycy Polski nie są wyjątkowo aroganccy i hipokrytyczni, ustalając dla Polaków standardy, których sami nigdy nie osiągnęli?
Po drugie: znane mi studia nad Żegotą i nad Sprawiedliwymi niosą na ogół pewne istotne uproszczenie. Pisząc naszą książkę uznałyśmy, że bohaterstwo członków Żegoty polegało przede wszystkim na fakcie, że ci ludzie odważnie opowiedzieli się po stronie godności.
Podniosłyśmy wówczas kwestie ryzyka i problem prawa do obrony własnego bezpieczeństwa. Tym tropem właściwie anglojęzyczni autorzy piszący o Holocauście nie poszli.
W naszej skromnej książce napisałyśmy, że członkowie Żegoty mieli na względzie moralny dylemat – czy ryzykować życiem własnych dzieci (które same nie mogły zaakceptować lub sprzeciwić się tej decyzji ). Stawali oni też przed innym moralnym dylematem, umieszczania dzieci w polskich rodzinach, nie ujawniając ich żydowskiego pochodzenia. Robiono tak w desperacji i na krótkie okresy, ale przecież zawsze narażając chwilowych, często nieświadomych opiekunów na straszne ryzyko.
Maria Kann i Zofia Kossak podniosły jeszcze inną ważną kwestię, pomijaną przez wielu badaczy. A mianowicie: jak bardzo demoralizujący wpływ miało na świadków obserwowanie bezkarnej , długotrwałej, sadystycznej przemocy. Psychologiczny efekt obcowania z masowym terrorem wymaga jeszcze zbadania i głębszego zrozumienia.
Może Agnieszka Holland nie widzi do jakiego stopnia doświadczenia Polaków przedstawiane są w czarno-białych obrazach. Niedawno Yuli Tamir, publicysta izraelskiego dziennika Haaretz przytoczył słowa Lecha Kaczyńskiego, skierowane do izraelskiej minister edukacji, „Niemcom wybaczyliście, bo mieli pieniądze i mogli wam zapłacić, a Polacy byli biedni i nie mieli co zaoferować”.
Jan Gross, polski nowojorczyk, wyżywa się portretowaniem Polaków jako prymitywów.
Ubóstwo to taka kraina, której powszechnie się nie szanuje. Elity w wielkich miastach nie obdarzają zbyt wielką sympatią biednych chłopów, i jest to dość powszechne zjawisko.
Jeśli intelektualista sprzedaje swoją książkę, reklamując ją zdaniem „Polska połowa wsi wymordowała żydowską połowę” to nie jest naukowa ścisłość lecz fraza użyta dla przyciągnięcia uwagi w witrynie księgarni.
Yuli Tamir zakończył wspomniany artykuł zaskakującą sugestią: „Może Polacy mają rację: Może przegrani także powinni mieć możliwość opowiedzenia swojej wersji zdarzeń. Nie jest ona mniej wiarygodna, a nawet może być prowokująco bardziej inspirująca niż oceny, do których jesteśmy przywiązani”.
Dla elit jest to wyzwanie. Amerykańscy liberałowie zdają się gruntownie analizować swój stosunek do biednych i nieuprzywilejowanych. Miejmy nadzieję, że i polskie elity odważą się zrobić to samo. Ludzie nie zmieniają się od tego, że jako naród zostają nieustannie narażani na wstyd.
Irene Tomaszewski
zamieszkała w Montrealu i Ottawie, kanadyjska anglojęzyczna publicystka polskiego pochodzenia.
Zajmowała się głównie tematyką II Wojny Światowej. Była współinicjatorką edukacyjnego programu „Poland in the Rockies”, skierowanego do anglofońskiej młodzieży o polskich korzeniach.
W ostatnich kilku latach redagowała założony przez siebie internetowy magazyn „The Cosmopolitain Review” (www.cosmopolitanreview.com), koncentrujący się na sprawach polskiej historii, kultury i nauki.

Tu w kraju żyje się przekonaniem że cały świat interesuje się Polską a każdy sukces krajowy odbija się szerokim echem na świecie, szczególnie kiedy to Polak sportowiec uzyska jakiś medal. Jakoś nie słyszałem żeby w Polsce zachwycano się sukcesami zagranicznych sportowców.
Ciemnota jest powszechna na świecie, a ludzi zainteresowanych czymś innym niż najbliższą okolicą jest niewielu. W Ameryce spotkałem się z małą znajomością nawet geografii Europy, a co dopiero mówić o naszych problemach. Ale ciemnota w stosunku do przeszłości jest i tu powszechna. Zacytuję fragment wywiadu z prof. Grabowskim (podaję fragmenty w „Telewizja Pokazała nr 417”):
„W 2015 r. zrobiono badania, w których zapytano uczniów klas ponadgimnazjalnych, co się stało w Jedwabnem. 46 proc. odpowiedziało, że Niemcy zabili tam Polaków ratujących Żydów. 25 proc. że Niemcy i Rosjanie wymordowali tam polskich oficerów”.
Proponuję „licytację na ciemnotę”:
.
„Są zaszokowani Niemcy, jestem zaszokowany i ja. W kilkudziesięciu niemieckich szkołach przeprowadzono sondaż na temat wiedzy historycznej i politycznej uczniów klas 9 i 10. Połowa z nich nie wie kto to był Hitler; a prawie 1/3 sądzi, że był obrońcą praw człowieka. 40% nie dostrzega żadnej różnicy między demokracją a dyktaturą. 39% nie potrafi określić ustroju kraju, w którym żyją. Nie potrafią wytłumaczyć na czym polega wolność słowa, lub czym są prawa człowieka.
Sondaż przeprowadzono w 5 landach, 3 z Zachodu, 3 ze Wschodu; uczniowie ze Wschodu mieli lepsze pojęcie czym jest demokracja, a czym jej brak. ”
.
studioopinii.pl, 09.07.2012
no i ??
Autorce niski pokłon..
Trzeba żyć na „antypodach” aby napisać taki esej?
Wspomogę zdjęciami z czasów kiedy nie wiedziano co to fotografia cyfrowa ,
A retuszy dokonywano na negatywach.
Jest co obejrzeć i poczytać pod każdym dokumentem.
http://bag-of-dirt.tumblr.com
Chciałoby się raz jeszcze powtórzyć, że świat nie jest czarno-biały i dla zachowania uczciwości intelektualnej należy przynajmniej starać się dostrzegać niuanse. Nie ma takiego państwa, ani społeczeństwa, o których można byłoby powiedzieć, że są doskonali. Nie ma też takich zupełnie beznadziejnych. Ciemnota rozumiana jako ograniczona wiedza o świecie i brak pewnej minimalnej świadomości spraw występuje w każdej nacji. Gdybym miał porównać prowincję amerykańską z prowincją polską, to uznałbym wyższość wiedzy i świadomości Polaków. Ale pod względem wrażliwości, empatii i kultury osobistej to Polacy blado tutaj wypadają. W tym świetle niezbyt delikatne polskie próby pokazania innym, że to Polacy, i to w masie, a nie jako jakaś określona grupa spośród nich, są lepsi od innych, budzą politowanie u tych bardziej świadomych i grymas obrzydzenia u tych mniej świadomych. Nie dziwi więc reakcja odrzucenia i opór, o którym wspomina Autorka. Polacy idąc „w zaparte” jeszcze pogarszają sytuację. Mówiąc szczerze, to jest zupełnie tragiczne, ponieważ budują wysoki mur pogardy wobec samych siebie. Gdyby jeszcze byli dziećmi, to pół biedy – reakcją mogłaby być pobłażliwość, bo to takie dziecinne zachowanie… Ale na niewinną dziatwę nie wyglądają, szczególnie owa „dorodna młodzież patriotyczna”.
Jan Gross portretuje Polaków czasu II Wojny Światowej. Tak, portretuje jako naukowiec, stosując przyjętą metodologię badawczą ale Autorka uważa, że jest perwersyjny i chce pokazać Polaków jako prymitywów. Po pierwsze, nie wszystkich Polaków, po drugie tylko prymitywnych Polaków pokazuje jako prymitywów. Autorce zapewne nie przeszkadzałoby analogiczne portretowanie Niemców przez niemieckiego historyka albo Ukraińców przez ukraińskiego, albo Żydów przez izraelskiego. Zastrzegam tutaj bardzo mocno, że to nie była wina owych prymitywnych ludzi, że mieli taką ograniczoną świadomość spraw. To była w największej mierze kilkusetletnia wina ziemiaństwa, kleru i częściowo inteligencji. To jednak temat na osobną dyskusję.
Na pewno warto być otwartym i z pokorą przyjmować własne winy. Niczego nie ukrywać. Nie byliśmy, nie jesteśmy i nie będziemy wyjątkowi na tle świata. A winy innych zostawić tym innym do wyznania. Jak można oczekiwać docenienia za chwalebne czyny i wysoce moralną postawę wielu w czasie próby jeśli przysłania się je próbą nakrycia ozdobną narzutą wszystkich Polaków, łącznie z tymi niegodnymi? Świat jest współcześnie taką szklaną gablotką, gdzie niczego nie da się ukryć. Tylko dziecko będzie próbowało tak ustawić szklanego słonika, żeby „nikt się nie zorientował, że ma urwaną trąbę, bo wypadł z ręki”. Czy Autorka jest zwolenniczką mówienia prawdy przez dzieci, czy też jest zwolenniczką traktowania z pobłażaniem kłamstw i wspierania cwaniactwa rozumianego jako „spryt życiowy”? Zastrzegam od razu, że tego typu pytanie można zadać każdemu piszącemu o własnym narodzie. Bądźmy chociaż tutaj w awangardzie rozwoju cywilizacyjnego.
I na koniec elity. Być może Autorka nie zauważyła, że obecny rząd oparł swoją politykę wewnętrzną na pogardzie dla elit. Mówiąc brutalnie, kwestią czasu jest przesilenie. Albo oni zmuszą elity do emigracji lub podporządkowania, albo ich władza zostanie obalona. To chyba nie jest najlepszy czas do refleksji nad własnymi słabościami w sytuacji zagrożeń egzystencjalnych.
W temacie , piekna historia : http://www.democracyok.org/2018/02/22/mam-taka-historie/
„Jan Gross, polski nowojorczyk, wyżywa się portretowaniem Polaków jako prymitywów. (…) Jeśli intelektualista sprzedaje swoją książkę, reklamując ją zdaniem „Polska połowa wsi wymordowała żydowską połowę” to nie jest naukowa ścisłość lecz fraza użyta dla przyciągnięcia uwagi w witrynie księgarni”. Pani Irene, która „mieszka od dzieciństwa na kontynencie amerykańskim” (i w dzieciństwie pozostaje do dziś) nie wie, nie czyta, nie zna też polskich realiów. Lata minęły od publikacji esejów Grossa. Powstały książki Grabowskiego, Engelking, Tryczyka, Tokarskiej-Bakir, Krzyżanowskiego, Bikont, przypomniano dziennik Klukowskiego – przy których opowieści Grossa blakną, jako bardzo łagodne i delikatne. A ta Irene swoje. Gross i Gross. Ostatnio moi antysemiccy znajomi odkryli, że była policja żydowska w gettach. Nie posiadali się z radości. Żydzi są sobie winni – taki wniosek wysnuli. Polacy niewinni. I nie prymitywni. A pani Irene, „naukowo ścisła”, jest od programów edukacyjnych w USA. Jezus Maria…
Artykuł porusza bardzo ważną kwestię – tłumaczenia, że „polskie obozy” to tylko o geografię chodzi, to bzdura.
.
Dziś w Washington Post polska flaga ze swastyką – fajnie?
Kilka dni temu na yt film o polskim holokauście – fajnie?
Przepraszam – w Washington Times
Ale dziwi się Pan tej polskiej fladze ze swastyką?
Przecież w Polsce sąd uznał, że to nic zdrożnego – ot dalekowschodi symbol szczęścia. Sąd sankcjonuje, ksiądz błogosławi, a na czele największego wydarzenia w święto niepodległości maszerują faszysci z innych krajów zaproszeni tam przez organizatora marszu. I władze (nie tylko obecne, to się ciągnie dłuższy czas!) nie uznają za stosowne, żeby w jakikolwiek sposób interweniować. Widać swastyka w Polsce żadnej z władz nie przeszkadzała. Dlaczego nagle by miała zacząć?
.
Odpowiadając na pytanie – nie! nie fajnie!
.
Ale jak ktoś mi zwróci uwagę, że mam niezapięty rozporek, to staram się schować w ustronnym miejscu i rozporek zapiąć, a nie pohukuję na zwracającego uwagę.
No i? Ja nie jestem faszystą, część rodziny zginęla w niemieckich obozach, wychowywałem się w szacunku i sympatii do Żydów. I co? Mam tolerować takie kretyńskie grafiki?
.
Ciekawe są twarde dane nt.antysemityzmu w Europie. W 2016 zanotowano w Polsce 101 antysemickich incydentów. W Niemczech 1468, we Francji 335, w Szwecji 277 (2015), w Wielkiej Brytanii 786. . http://fra.europa.eu/sites/default/files/fra_uploads/fra-2017-antisemitism-update-2006-2016_en.pdf
@dawniej kuba
Bardzo sie ciesze, że nie jest pan faszystą i antysemitą.
Problem polega na tym, że „markę” Polsce budują ci, co są i demonstrują swoje przywiązanie do faszystowskich symboli i haseł. Ci, co stają pod pałacem prezydenckim i rozkazują mu, by „zdjął jarmułkę” i podpisał złą ustawę*. A jeszcze bardziej t3 markę buduje reakcja społeczeństwa, a zwłaszcza władz państwowych i przywódców duchowych. Najwyraźniej tak czułym w innych przypadkach na godność urzędu i bez mała świętość osoby Prezydenta Andrzeja Dudy absolutnie takie zachowanie nie przeszkadza.
Co innego, gdy obywatele staną obok drogi, którą maszerują faszyści, by dać wyraz swojemu niezadowoleniu. Oni są zatrzymywani przez prokuraturę. Im wytacza się procesy.
Antysemityzm i faszym były przez lata tolerowane. Obecnie wręcz promowane, a antygaszyści gnębieni przez władze.
.
Jeśli Panu się to rzeczywiście nie podoba sugeruję wspieranie antify. A także partii Razem, która jest bodaj jedyną siłą polityczną w Polsce, która aktywnie przeciwstawia się propagowaniu faszyzmu.
* złą ustawę…
Jak się wyraził marszałek Terlecki ta ustawa była nieszczęśliwa i narobiła kłopotów (dlatego „zła”) ale to wina polityków Kukiz15…
@dawniej kuba,
Z tymi „twardymi danymi” to żart, prawda?
Jako antysemickie incydenty w Polsce pojawia się w tych tabelach jedynie to, co MSW zarejestrowało jako antysemicki incydent. Ot choćby „mowa nienawiści”. Na wszelki wypadek MSW wycofało podręcznik, który miał pomagać ją zwalczać. I zamiast „antysemickiego incydentu” mamy w statystykach huligański wybryk…
Nawet przyjmując punkt widzenia Autorki, że wielu niedoinformowanych prostych ludzi w Ameryce sądzi obelżywie o polskości obozów Zagłady, pozostaje pytanie: w jakim stopniu na ich postawę może wpłynąć zagrożenie odsiadką w odległym kraju, który nie wiadomo dokładnie gdzie się znajduje?
Wiadoma niedbała nowela do wiadomej ustawy nie wpłynie na postawę ludzi w dalekim kraju, a raczej wyzwoli niechęć do Polaków.
.
Ale właśnie dlatego, że możba tak sobie niedbale mówić „polskie obizy”, to potem New York Times napisze „Dachau concetration camp in Poland” (naprawdę!).
NYT to taka gazeta dka prostych, niedoinformowanych ludzi.
Czyżby tych wszystkich ignorantów miała zdyscyplinować nowela do ustawy i zagrożenie karą więzienia? I odtąd już wszyscy mieszkańcy odległych krajów będą się kłaniać nisko każdemu napotkanemu Polakowi? A może na ich opinie o Polsce wpłynie jakieś inne doniesienie prasowe? Na przykład informacja o uzyskaniu przez Polskę nagrody ONZ za najbardziej zaawansowany system państwa prawa, albo pierwsze miejsce w rankingu krajów o największych swobodach obywatelskich, albo pierwsza nagroda dla kraju, który najwięcej się nauczył w dziedzinie wprowadzania standardów demokracji od czasu swojej pierwszej konstytucji?
Ciekawy tekst. I bardzo potrzebny. Ale autorka, według mnie, fałszywie interpretuje polityczne zwycięstwo populistów w Polsce ( i również w USA) jako sygnał dla liberalnych elit do zawarcia jakiegoś kompromisu. Elity według niej muszą się więc „otrząsnąć”, coś „zrozumieć” i wziąć „pod uwagę”. Pani Tomaszewska sugeruje, że populiści powinni otrzymać jakby koncesję na swoją część historii, swoje „500 plus” etc. Elitom zatem „wyższość” intelektualna nie należy się. I teraz nastał czas wyrównania tej niesprawiedliwości. Co oznacza taka teza? Po prostu: akceptację populizmu oraz czający się gdzieś z tyłu antyintelektualizm, pogardę do elit. Ale nie chodzi tylko o przyznanie populistom „części podłogi”, gdyż przykładowo w Polsce właśnie taki scenariusz się dokonuje. „Dobra zmiana” dyscyplinuje całą resztę ( W USA nie, chociaż p. Tomaszewska błędnie twierdzi, że elity amerykańskie zrozumiały swój „błąd”). Autorka, w moim przekonaniu, wierzy, że populizm jest następstwem społecznego rozwoju, a więc – dla niej – jest również prawidłowością. Jest to fałszywa diagnoza.
A Schindler był Polakiem, w przeciwieństwie do szmalcowników, żadnych obozów dla Japończyków amerykańskich nie było a Indianie chcieli zniszczyć amerykańską demokrację … itd.