Krzysztof Łoziński: Projekt7 min czytania

Konstytucja Prezespospolitej Kaczystowskiej

05.08.2019

Ponieważ Prezes, Jarosław Kaczyński, zapowiedział zmianę konstytucji na taką, „jaka jest potrzebna”, przypomnę projekt konstytucji według PiS z 2010 roku. Ponieważ ten projekt pisany był pod wieczną prezydenturę Lecha Kaczyńskiego, trzeba co nieco zmienić. Obecnie rządzić ma nie Prezydent (tak było w oryginale projektu), tylko Prezes (dlatego w tekście zamieniłem słowo Prezydent na Prezes). Wprowadziłem też nowe rozwiązania, które PiS już przeprowadził.

No to zobaczmy, co z tego wyszło:

Projekt konstytucji według PiS – demokratura

Wyjaśnijmy najpierw co to jest demokratura. Jest to taka demokracja, w której nie ma obecnego bałaganu, żeby przed wyborami nie było wiadomo, kto po wyborach będzie rządził.

Ustrój zmieni się na prezydencki, ale specyficzny – prezesowski. Powstaje też nowa kategoria: Prezes Rzeczpospolitej Polskiej.

W oryginale z 2010 roku, podmiotem konstytucji według PiS jest naród („Władza w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu. Naród sprawuje władzę przez demokratycznie wybranych przedstawicieli lub bezpośrednio”). Ale przecież już wiemy, jak PiS rozumie naród. Naród nie tylko je kawior ustami swych przedstawicieli, ale i przemawia ustami Prezesa. A więc będzie tak: „Władza w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Prezesa. Prezes sprawuje władzę przez wybranych przez siebie przedstawicieli lub bezpośrednio”.

Art. 94 nowego projektu konstytucji daje Prezesowi, pół roku po objęciu urzędu, prawo do rozwiązania Sejmu bez konkretnego powodu. Ot tak, jak Sejm mu się nie będzie podobał, to go ciach i nie ma.

Art. 122 pozwala Prezesowi nie powołać rządu (premiera i ministrów) wybranych przez Sejm, jeśli uzna, że zachodzi „uzasadnione podejrzenie, że nie będą oni przestrzegać prawa”. Co to jest „uzasadnione podejrzenie”? Nie wiadomo. Kto ma je uzasadnić? Nie wiadomo. W praktyce rząd będzie taki, jak chce Prezes i już.

Art. 103 pozwala Prezesowi jednoosobowo zarządzić referendum nad ustawą uchwaloną przez Sejm, która mu się nie podoba. A gdy wynik referendum będzie po jego myśli, może rozwiązać Sejm. Na wszelki wypadek, Art. 8 konstytucji według PiS obniża próg ważności referendum do 30 procent frekwencji.

Art. 105 daje kolejną możliwość. Prezes może też zastosować odwrotną kolejność. Najpierw zarządzić referendum nad własnym projektem ustawy, a później, jeśli Sejm jej nie uchwali, Sejm rozwiązać.

A co będzie, gdy PiS straci władzę i będą nowe wybory? Spokojnie, Prezes czuwa. Po pół roku rozwiąże Sejm (Art. 94) i nastąpią kolejne wybory, a jak trzeba to kolejne, kolejne, tak długo, aż wygra PiS. Nigdzie nie jest powiedziane, że Art. 94 ma być stosowany jeden raz.

Prezes oczywiście odpowiada za naruszenie konstytucji, ale tylko umyślne, zaś premier i ministrowie za każde. A zresztą, po co Prezes miałby taką konstytucję naruszać.

Do kompletu tych pomysłów, sędziami Trybunału Stanu nie muszą być wcale zawodowi sędziowie. Mogą być znajomi Prezesa.

Art. 106 pozwala rządowi zabronić posłom wnoszenia poprawek do rządowej ustawy.

Art. 62 upoważnia rząd do udzielenia Prezesowi wydawania dekretów z mocą ustawy, a przypomnijmy, że rząd będzie zawsze taki, jak chce Prezes, bo uchwał Sejmu co do składu rządu wcale go nie wiąże (Art. 122), a trudno sobie wyobrazić, by Sejm, który może być w każdej chwili rozwiązany (Art. 94, 103 i 105) uchwalił skład rządu, którego Prezes nie chce.

W praktyce Prezes może tak długo rozwiązywać Sejm, aż będzie mu uległy i powoła rząd po jego myśli. Nazwijmy to wprost: Prezes ustala skład Sejmu i rządu.

W tym Sejmie liczba posłów ma być zmniejszona do 360, a do wniesienia poselskiego projektu ustawy potrzebne będzie 36 posłów (obecnie 15). No to co? A no to, że mniejsze partie nie będą mogły wnosić projektów ustaw. Zresztą, jak widzimy, i tak każdą ustawę może Prezes obalić. Chodzi tylko o to, by miał z tym niej roboty.

PiS-owski projekt konstytucji ubezwłasnowolnia też Trybunał Konstytucyjny, którego wyroki będą ważne tylko wtedy, gdy zagłosuje za nimi 4/5 składu sędziów. Czyli jeśli 11 sędziów uzna ustawę za niekonstytucyjną a 4 będzie miało inne zdanie, to ustawa będzie konstytucyjna (Art. 135). Na wszelki wypadek tych 4, prezesa i jego zastępców, powołuje — kto? Oczywiście Prezes i to wedle uznania. Nikt mu nie zgłasza kandydatur. Sam je zgłasza (Art. 128).

Znikną też niezawisłe sądy. Art. 145 przewiduje, że Prezes może odwołać każdego sędziego w każdym sądzie za „niemożność lub brak woli” rzetelnego wykonywania obowiązków sędziego. Wniosek w tej sprawie kieruje Rada do Spraw Sądownictwa (nowy organ), którego 80 procent składu powołuje rząd (zależny od Prezesa), Sejm (w takim składzie, jakiego Prezes sobie życzy), a jej przewodniczącym jest sam Prezes. Tak więc Prezes na czele rady, którą praktycznie w 80 procentach sam powołuje (przecież zależny rząd i zależny Sejm mu nie podskoczą) kieruje wniosek sam do siebie, by konkretnego sędziego pozbawić posady.

Co więcej, na mocy Art. 144 Prezes też sędziego powołuje na wniosek, na jak że by inaczej, Rady do Spraw Sądownictwa, którą w praktyce sam powołuje. Tak więc Prezes może każdego sędziego powołać lub odwołać, także sędziego w składzie Państwowej Komisji Wyborczej.

Smaku temu wszystkiemu dodają zapowiedzi polityków PiS karania „butnych i aroganckich sędziów”, badania ich wariografem, pobierania od nich moczu do badań…

Interesującym projektem jest pomysł powołania „izby wyższej” Sądu Najwyższego, która będzie miała prawo zmieniania prawomocnych wyroków wszystkich sądów i wedle niektórych wypowiedzi pomysłodawców w jej skład nie będą wchodzić tylko sędziowie. Pasowałaby dla niej nazwa: „izba linczu”.

Przypomnijmy jeszcze, że Państwowa Komisja Wyborcza składa się z sędziów. Teraz tych „butnych i aroganckich” w niej nie będzie. Zacytujmy klasyka: „nieważne kto głosuje, ważne kto liczy głosy” (Józef Stalin).

Państwo nie będzie też świeckie. Obecni ślubujący poseł może dodać słowa „tak mi dopomóż Bóg”. Wedle nowej konstytucji słowa te w rocie ślubowania już będą, a poseł może co najwyżej oświadczyć, że ślubuje bez nich.

Art. 183 daje Prezesowi prawo „użycia sił zbrojnych w stosunkach wewnętrznych” w razie „poważnych zamieszek”. Swego czasu Jaruzelski musiał w tym celu wprowadzić stan wojenny. Prezes z PiS będzie mógł wysłać wojsko na ludzi bez tego. Na wszelki wypadek w projekcie konstytucji nie ma prawa do strajku i prawa do zgromadzeń.

Art. 186 pozwala Prezesowi wprowadzić na wniosek Rady Ministrów (której skład sam mianuje) stan wyjątkowy. Za komuny mogła to zrobić Rada Państwa tylko wtedy, gdy nie było akurat sesji Sejmu. Według projektu PiS Prezes może to zrobić zawsze.

I na koniec ciekawostka: Prezes zarządza wybory do Sejmu i Senatu, ale bez żadnego terminu, w jakim ma to zrobić. Praktycznie może rozwiązać Sejm i zwlekać ile chce z rozpisaniem wyborów. Nawet do końca kadencji. A co wtedy? Teoretycznie termin wyborów Prezesa ogłasza marszałek Sejmu, ale przecież Sejm będzie rozwiązany, a więc Prezes może trwać, i trwać, i trwać… Ale co tam? Przecież już teraz Prezes sam się wybiera.

I pozamiatane…

Krzysztof Łoziński

Emeryt

Ur. 16 lipca 1948 r., aktywista wydarzeń marca 68. Były działacz opozycji antykomunistycznej z lat 1968-1989, wielokrotnie represjonowany i dwukrotnie za tę działalność więziony.

Członek Honorowy KOD i NSZZ „Solidarność”

Autor o sobie

Print Friendly, PDF & Email
 

2 komentarze

  1. Yac Min 28.10.2019
  2. Michał 28.10.2019