*
Matczak zajął się ekonomią, z całą świadomością, że 2 + 2 równa się cztery. Zajął się ekonomią widząc, że z kultury nie wyżyje, a praca reportera politycznego to praca sezonowa. Od wyborów do wyborów. I że oznacza wciąż nowe twarze dziennikarzy…
— Wklejanie polityków to nic innego jak powielanie kłamstwa. Polityk to przecież człowiek, który nie mówi tego, co myśli i nie robi tego, co mówi, czyli de facto reporter polityczny powiela kłamstwa – skwitował Matczak i zapytał mnie znienacka: – a jak to było z tą twoją weryfikacją?
— Tuż przed operacją wylizingowania w weryfikacji mojej osoby — za prezesa Brauna — brał udział dyrektor Zbigniew J., osobisty protegowany Czarzastego, arcybiskupa Głódzia oraz PSL — zawodowo specjalista od wychowania fizycznego, do niedawna kierownik parkingu w Kurii Arcybiskupiej. Zdaniem części mediów, a nawet według własnych politycznych towarzyszy, zamieszany swego czasu w zabójstwo zakonnicy w kantorze wymiany walut. W przesłuchaniu brała także udział urzędniczka z LT, a także wieloletni urzędnik w TVP Gdańsk Mirosław N. szef Agencji Producenckiej, bezskutecznie niegdyś startujący do sejmu z listy PZPR. Oficjalne wytypowanie mnie do zwolnienia z TVP motywowane było – co otrzymałem na piśmie – m.in. „brakiem kompetencji oraz wykształcenia kierunkowego”. Cała ta operacja wydała mi się surrealistyczna, tym bardziej że stosunkowo niedługo przedtem obroniłem właśnie u profesor Elżbiety Protakiewicz dyplom z wynikiem celującym i ukończyłem wydział operatorski w łódzkiej filmówce, otrzymując nawet – tuż po egzaminie od Grzegorza Królikiewicza — propozycję wykładów w Łodzi.
Poza tym akurat w dniu weryfikacji byłem już właściwie całkiem zrezygnowany. Po udanej operacji serca, aczkolwiek po zakażeniu gronkowcem, w szpitalu Uniwersytetu Medycznego umierał bowiem dokładnie w godzinach tamtej ustnej weryfikacji mój ukochany ojciec. (Klasyka polska: operacja się udała, pacjent umarł). W takich właśnie okolicznościach zostałem wydalony z TVP do LT, a wkrótce potem zwolniony z pracy, by powrócić do niej na moment za sprawą kolejnego po Braunie prezesa TVP Janusza Daszczyńskiego.
Ostatecznie kolejnego wyrzucenia mnie domagał się od dyrektorki TVP Gdańsk osobiście Jacek Kurski na wniosek ówczesnego szefa informacji w Gdańsku i byłego rzecznika SKOK Andrzeja Dunajskiego. Pretekstem stał się mój felieton zrobiony tuż po decyzji Brytyjczyków o wyjściu z UE. Wskazywałem na liczne związki Gdańska z W. Brytanią, wspólne interesy gospodarcze, na liczne połączenia lotnicze, na gdańsko-brytyjskie przedsięwzięcia naukowe i kulturalne, na rodziny mieszane i liczną grupę naszych emigrantów. Dunajski właśnie za ten materiał straszliwie zrugał mnie na zebraniu przy całej załodze jak burą sukę, przy czym nie był w stanie podać żadnych kontrargumentów w kontrze do mojego spojrzenia.
Pamiętam krótką rozmowę z Dunajskim w telewizyjnej palarni, kiedy to ni stąd, ni zowąd rzucił nagle: „Tej rzeki nie przejdę!”. To był zresztą tytuł znanej nam obu powieści gdańskiego pisarza Wojtka Hrynkiewicza. Miałem wrażenie, że nawiązał może do czegoś, co nas może niegdyś łączyło mentalnie, jednak dziś — w czasie dobrej zmiany — byliśmy już na radykalnie rozbieżnych biegunach. Wezwała mnie Joanna, czyli dyrektorka ośrodka, oświadczając, że właściwie to ona nic do mnie nie ma, a nawet jest jej przykro, ale że mam się wkrótce spodziewać wypowiedzenia. Skutek? Z potwornym bólem, tak jakby czołg mi wjechał na klatkę piersiową i podejrzeniem zawału wiozła mnie już na sygnale karetka na szpitalny oddział ratunkowy. Mimo najszczerszych chęci nie byłem w stanie zapanować ani nad moim sercem, ani nad resztą układu krążenia.

Przeczytałem ten tekst (zamieszczony oryginalnie w blogu Andrzeja Koraszewskiego – ze zgrozą. Dodam do tego tylko jedno: utwierdza mnie on w przekonaniu, że jednym z największych błędów tzw. demokratycznej Polski (czyli konkretnie rządu Mazowieckiego) było zniszczenie całego dorobku TVP przy czynnym udziale sprawczym Kościoła.
Nie neguję, że TVP wymagała zmian, idących w kierunku odpolitycznienia; tymczasem postąpiono wręcz odwrotnie. Usunięto większość fachowców — nie dlatego, żeby byli skażeni współpracą z „komunistami”, ale przede wszystkim dlatego, by zrobić miejsce dla swoich — cynicznych beztalenci i politykierów.
W kilka lat po transformacji spotkałem na stacji benzynowej jednego z dawnych kolegów telewizyjnych, świetnego operatora i reżysera światła, którego nowej ekipie nie udało się usunąć, bo jednak miał ogromną wiedzę techniczną i był nie do zastąpienia. — Boguś — powiedział do mnie — jaki ty jesteś szczęśliwy, że jesteś poza tym świętojebliwym pieprznikiem. Ja niestety muszę dożyć w nim do emerytury, chociaż codziennie chce mi się rzygać.
Nieudolność prostytutek też przekroczy kiedyś masę krytyczną. I wtedy szambo w odnośnym ustępie eksploduje. Ale kultura nam nieprędko (jeśli w ogóle) odrośnie.