Paweł Zbierski: Plac Powstańców i inne przystanki52 min czytania

*

Po kilku operacjach w klinikach katalońskich mam już za sobą  wszystkie telewizyjne historie, próbując pamiętać o wartościowych ludziach, których Matczak przywołuje tutaj jak na seansie spirytystycznym. Jednak najważniejsi świadkowie wolą milczeć: „Nie ma do czego wracać, wszyscy mamy krew na rękach” – tłumaczy jeden z nich na oficjalnym profilu internetowym Matczaka.

*

Swoistym dramatem demokratycznej Polski jest — według mnie — brak syntetycznej opowieści o znacznie dłuższym niż jedna kadencja oddziaływaniu TVP na umysły odbiorców na przestrzeni  dziejów od Sokorskiego do Kurskiego. Brakuje także podobnego spojrzenia na świadomość zatrudnionych tam ludzi. Materiały, którymi dysponujemy, dotyczą jedynie jakichś fragmentów, w najlepszym wypadku konkretnych epok, a czasem zaledwie odprysków rzeczywistości. Technologia  i realizacja przekazu miała potęgujący się wpływ na rzeźbienie umysłów.  

BOGDAN MIŚ, z którym mam dziś zaszczyt działać w Towarzystwie Dziennikarskim:
– Zaczynałem współpracę z telewizją, gdy miała ona jeden ogólnopolski (mocno powiedziane…) czarnobiały kanał o niewielkiej rozdzielczości, jej sygnał był czysto analogowy i nie było żadnych sposobów rejestracji. Prymitywny telerecording, czyli zapis obrazu z ekranu na taśmie filmowej był dopiero przyszłością.

Prof. Elżbieta Protakiewicz jest nie tylko wybitną reżyserką telewizyjną i teatralną (uwielbiam zwłaszcza jej przezabawne filmy o Irenie Kwiatkowskiej) także wieloletnią, piekielnie wymagającą mistrzynią sztuki operatorskiej oraz intelektualistką doskonale znającą medialne realia na świecie. Zapytana o swoją historię z TVP odpisała do mnie, zaczynając od uroczego nagłówka: „Wybacz Pawełku Drogi, że trochę trwało… To było tak…”

 Odkąd pamiętam zawsze stawała w obronie  profesjonalistów wyrzucanych z  roboty w TVP. Głównie operatorów i realizatorów wizji. W ich sprawach słała listy otwarte do kolejnych prezesów i dyrektorów.

ELŻBIETA PROTAKIEWICZ:

— TVP  chyba zjada swój ogon, przykre jest to, że pozbywa się profesjonalistów. Gwoli ścisłości nie ona sama, tylko jej ludzie, którzy wykonują jakąś „misję”, nie mylić z misyjnością.

Przyszłam do pracy (lata 70. ), kiedy telewizja była Wielka, tę wielkość uznała Europa, byliśmy najlepszą telewizją… z powodów istnienia najlepszych dziennikarzy, scenografów, operatorów, reżyserów itp. Wówczas nikt nie mógł marzyć, żeby wejść na Woronicza i Plac Powstańców, jeśli nie miał dyplomu, dobrze się nie zapowiadał, albo nie był znany, w prasie, radiu, na scenie, filmie itp.

O propagandzie, nierozerwalnie związanej z tą instytucją, mówi moja pani profesor do bólu szczerze: „Propaganda, chociaż najważniejsza, była pierwszorzędnie robiona, nie czuliśmy, że jesteśmy manipulowani i nie wydawało się nam, że my manipulujemy”.  Fakt, że w tych manipulacjach TVP kluczowa jest technologia. Akurat jednak w dziedzinie zwłaszcza  technologii i nowych mediów politycznie cyniczny propagandzista Kurski wydaje się kompletnym dyletantem, z pewnością niewiele więcej wiedząc na ten temat od takiego na przykład księdza Rydzyka.

Jak to się skończy? —  nie wiadomo,  trudno wykluczyć wariant wielkiej katastrofy. Jednak z drugiej strony szybko kończyć się nie musi, bo Kurski robi wrażenie człowieka bardzo żywotnego i długowiecznego.             

Tymczasem zdaniem przywoływanego już BOGDANA MISIA tak zwane dziennikarstwo telewizyjne całkowicie nie zniknie:

Zanikną natomiast poszczególne specjalności dziennikarskie; na przykład, z całą pewnością da się wyeliminować prezenterów. Nawet tych, występujących jedynie jako lektorzy spoza kadru. Już dziś w chińskiej telewizji mamy do złudzenia przypominającego przystojnego chłopaka… robota, który prowadzi wiadomości na jednym z kanałów. Taka będzie niewątpliwie przyszłość – bo robot-prezenter nie będzie się domagał podwyżek, nie upije się przed programem (ani po nim) i w ogóle nie będzie sprawiał żadnych kłopotów.

Musi natomiast dysponować przygotowanymi tekstami i obrazami. Tego się w pełni zautomatyzować nie da.

Zawsze więc jakiś Kurski czy Braun  się tam przydadzą.   

ROBERT KOZAK — szef  „Wiadomości” TVP  po przełomie 89 r., pracował w BBC, był moim znakomitym nauczycielem newsów w łódzkiej filmówce:

— Historia Brauna to przykład powtarzania wielokrotnie tego samego błędu. Nie mogę zdradzić, kto mi to powiedział, ale to był człowiek bardzo wysoko postawiony w Unii Demokratycznej. „Wiesz, to była taka sytuacja, że ten Braun to się — kurwa — do niczego nie nadawał. No to stwierdziliśmy, że wsadzimy go w media, do Krajowej Rady, żeby tam sobie był. Jednak popełniliśmy błąd, bo nie wiedzieliśmy, że po drugiej stronie Braun będzie miał takiego cwaniaka jak Czarzasty”. Czarzasty był także członkiem Krajowej Rady i wodził Brauna za nos. A potem Braun wystartował w konkursie na prezesa. Ja też wystartowałem. Wszystko można było śledzić w internecie więc śledziłem.

Kozak opowiada jak Braun, który był szefem Krajowej Rady, opowiadał bzdury na temat ustawy o radiofonii, twierdząc, że dotyczy ona wyłącznie TVP, chociaż dotyczyła oczywiście wszystkich mediów.          

W różnych epokach zalety ludzi perfekcyjnych, tworzących bez względu na politykę najlepsze produkcje, były bardziej lub mniej doceniane.

ELŻBIETA PROTAKIEWICZ  :

– Przyszli Pampersi, nikogo nie wyrzucili, co poniektórych odsunęli od realizacji, wizji i fonii, poutykali  w redakcjach… realizatorzy, scenografowie, operatorzy pozostali na swoich miejscach. 

Zaprosili mnie na spotkanie, było krótko, „nie lubimy pani, ale pani umie i będzie pani dla nas pracować”… to był mój bardzo dobry okres w telewizji.

Potem już nie pamiętam. Ale było kiepsko

HANNA KORDALSKA-ROSIEK, magistrantka Marii Janion, polonistka i psycholog kliniczna, Działaczka „Wizji”, wieloletnia dziennikarka TVP Gdańsk, relacjonuje rozmowę z  montażystą.

–     Czy odebrałeś już swoją opaskę na rękaw?

–     Jaką opaskę?

–     Nie wiesz? Przecież wszyscy o tym mówią: trzeba natychmiast pobrać opaski z napisem LT!

— Nie będę — kurwa — nosił żadnej opaski! — krzyknął wzburzony montażysta, ale po chwili refleksji dodał — A gdzie to się odbiera?…

Prawdopodobnie, gdyby opowiedziany przez Kordalską makabryczny żart okazał się prawdą, wszyscy założyliby te opaski i nosili je na ramionach, jak Gwiazdę Dawida. Według Kordalskiej ludzie z LT szybko ujawnili w sobie taki swoisty syndrom osaczenia.  

Kordalska relacjonuje też — jak  to na polecenie dyrektora Zbigniewa J. „etażowa” — jak nazwano w ośrodku gdańskim  panią sekretarz programu – osobiście kontrolowała  w newsroomie podczas letnich upałów czy wylizingowani nie podpijają przypadkiem wody mineralnej przeznaczonej dla etatowców z TVP.  — To taka chora radość, że można ludzi gnoić — ocenia Kordalska — bo przecież w hurcie butelka takiej wody kosztuje może 50 groszy, najwyżej złotówkę.

Niejako w kontrze do tych opowieści  Sławek relacjonuje  mi historię wieloletniego, codziennego wymykania się z pułapki wszechobecnego serwilizmu i koniunkturalizmu. Tymczasem serwilizm i koniunkturalizm dziennikarzy w TVP i w innych mediach publicznych wydają się zjawiskami nieuchronnym. Czy są przejawami swoistego „instynktu samozachowawczego” ludzi tam pracujących? – pytam FILIPA ŁOBODZIŃSKIEGO:

— Podejrzewam, że każdy przypadek może mieć różne wytłumaczenie. Jednym może chodzić o kasę, innym o stabilizację, jeszcze inni po prostu szczerze wierzą, że muszą zabić przeciwników, dalsi są chwiejni i lubią być zawsze blisko konfitur. Krótkowzroczność i głupota też mają znaczenie. Są być może i tacy, którzy starają się nie wychylać, chcą przetrwać, bo nie mają żadnego innego pomysłu na życie. Nie generalizowałbym. Natomiast ci, którzy jawnie z ekranu manifestują triumfalizm i arogancję szatniarza z Misia, to po prostu istoty, przed którymi należałoby skutecznie chronić media i odbiorców.

 

2 komentarze

  1. Bogdan Miś 12.03.2020
  2. Andrzej Goryński 13.03.2020