Zbigniew Szczypiński: Koniec nepotyzmu, czy koniec prezesa?6 min czytania

06.07.2021

To, co stało się w ostatnich dniach, może być dobrą ilustracją tego, co pewien sławny mistrz od horrorów formułował jako zasadę: najpierw musi być trzęsienie ziemi, a potem napięcie musi wzrastać.

No i było trzęsienie w Platformie. Nastąpiło miękkie przejęcie władzy przez starego lidera – i pojechało. Donald Tusk został pełniącym obowiązki przewodniczącego na czas do wyborów statutowych, a Rafał Trzaskowski musiał zrezygnować z ambicji bycia liderem już teraz. Platforma nie pękła, ale to nie jest żaden sukces, to tylko uniknięcie całkowitej klęski Donalda Tuska, jaką byłaby wojna na górze.

Teraz napięcie będzie rosnąć. Każda wizyta w terenie nowego/starego przewodniczącego będzie sprawdzianem jego siły, charyzmy i talentów. Z tych trzech parametrów dwa są znane, to charyzma i talent jednania ludzi. Jak przełoży się to na jego siłę – zobaczymy.

Chciałbym jednak zająć się tym, co nastąpiło w tym samym czasie, w innej hali, ale też w Warszawie, gdzie w podobnych dekoracjach Prawo i Sprawiedliwość odbyło swój kongres, na którym po raz kolejny i podobno ostatni prezesem został wybrany Jarosław Kaczyński. To było zebranie utrzymane w żelaznych ryzach, takich, jakie określił prezes, tu nie było napięć, zmienne mogły być tylko liczby głosów, jakie otrzymali wiceprzewodniczący partii. Zgodnie z wolą prezesa Mateusz Morawiecki został nowym wiceprzewodniczącym w miejsce Adama Lipińskiego, który jako prezes banku zwolnił mu miejsce. Wszyscy pozostali wspaniali fachowcy zostali na swoich stanowiskach, nawet Antoni Macierewicz.

To, co było nowe – to wystąpienie prezesa wszystkich prezesów przeciwko „tłustym kotom”, które zasiadły na wszystkich wysokopłatnych stanowiskach w spółkach skarbu państwa i urzędach państwowych. Prezes jednoznacznie wypowiedział się przeciw nepotyzmowi, awansowania na ważne stanowiska ludzi, których najważniejszą kwalifikacją jest pozostawanie w rodzinnych związkach z politykiem rządzącej partii. Te wszystkie żony, siostry, bracia, ciotki i wujowie, a nawet bliscy koledzy ze szkoły czy wojska, którzy swoje stanowiska zawdzięczają rodzinnym koneksjom czy znajomościom awansowali, gdy PiS w pierwszym już roku swoich rządów zlikwidował procedury konkursów na stanowiska, konkursów dodajmy, też nie do końca eliminujących nepotyzm. Za rządów „dobrej zmiany” poszło na całość.

Jeżeli za poprzedników zjawisko nepotyzmu to była Gubałówka, to teraz mamy Himalaje.

Kongres PiS był dostępny tylko w przekazie medialnym robionym przez PiS, żadne inne media nie miały wstępu na salę. Widzieliśmy tylko to, co mieliśmy widzieć. Dlatego też nie bardzo wierzę w ten aplauz, jaki towarzyszył zapowiedzi prezesa, że trzeba skończyć obsadzaniem przez „swoich” wszystkich stanowisk państwowych. Nie wierzę, że ludzie, dla których bycie członkiem rządzącej partii oznaczało i oznacza przede wszystkim możliwość dorabiania się, przyjęli to wystąpienie prezesa z entuzjazmem. I teoria i praktyka mówią, że takie pomysły mogą oznaczać głęboki kryzys w partii z próbami zamachu na lidera.

„Tłuste koty” jako trafne określenie bardzo niekiedy złożonych zjawisk i stosunków wewnątrzpartyjnych opisywałem we wszystkich swoich tekstach na SO. Pisałem o partii zewnętrznej i partii wewnętrznej, o wyborze pomiędzy partią masową a partią kadrową; pisałem to wtedy, gdy to się zaczynało za rządów „naszej Beatki”. PiS wybrał wariant partii kadrowej, jej liczebność nie powala na drugi wariant – a gdy uzmysłowimy sobie, jak długo jest już partią rządzącą, to tym bardziej. Prezes wybrał model partii kadrowej, niezbyt licznej, ale wiernej, ślepo wykonującą wolę prezesa. Partia kadrowa obrosła jednak ogromną rzeszą tych, którzy stali się jej klientami. Ludźmi, których pozycja, stanowisko i pieniądze zależą od partii, a finalnie od woli prezesa. To jest wielka grupa, idąca w setki tysięcy osób w całej Polsce. To oni zapewniają pewność rządzenia; oni, którzy nagminnie łamią Konstytucje, prawo i przyzwoitość; oni, którzy wiedzą, że tyle ich władzy i przywilejów, ile trwać będzie władza prezesa Kaczyńskiego.

Jeżeli ma być tak, że ich obecność na scenie, zaangażowanie w realizację niekiedy metafizycznych projektów prezesa na przebudowę Polski i Europy ma dziać się w imię jakiejś idei, a nie konkretu: stanowiska i pieniędzy – to słabo to widzę. Pamiętam z przeszłości (wiem również z teorii), że takie zmiany często kończą się przesileniem na górze i wyborem nowego lidera. Prezes Kaczyński musi się liczyć z twardym oporem materii. Tutaj nie wystarczą jego słowa, tu liczyć się będzie zimna kalkulacja.

Czytając tekst tej specjalnej uchwały łatwo zauważyć, że w samej jej konstrukcji zawarte zostały furtki do obejścia rzekomo twardego prawa. Kaczyński powiedział, że muszą to być przypadki specjalne. Powiedział więcej: że będą to tak nieliczne przypadki w skali całej partii, że starczy mu palców jednej ręki, aby je wyliczyć. Ciekawe: ile ma palców prezes? Pamiętamy, że pewien owad ma sto nóg i dlatego nazywamy go stonogą…

Prezes powiedział też, że jeśli partia nie oczyści z tego zła, które bardzo nie podoba się suwerenowi, to nie będzie szansy na wygranie kolejnych wyborów. Tym samym sformułował alternatywę: albo skończymy z nepotyzmem, albo skończymy się jako partia rządząca. To prosty przekaz do członków – jeżeli ograniczmy te jaskrawe przypadki obsadzania żon (a może i kochanek) w radach nadzorczych państwowych spółek gdzie za sam fakt zasiadania otrzymuje się wynagrodzenie będące wielokrotnością średniej płacy i wprowadzimy kryterium kompetencji przy wyborze szefów urzędów i instytucji – to nadal będzie można robić interesy jak te z zakupem respiratorów czy maseczek i nie ponosić za to odpowiedzialności ani służbowej, ani karnej. W tej ostatniej sprawie, przypomnę, to sam prezes jako wicepremier ds. bezpieczeństwa, przed zakończeniem śledztwa w prokuraturze, a już przed wyrokiem sądu orzekł, że żadnego przestępstwa nie było. Prezes orzekł, a prokuratura umorzyła.

To doskonały przykład jak specyficznie pojmowane jest prawo i sprawiedliwość w partii o tej samej nazwie.

Z pewną ciekawością będę obserwował procesy wewnętrzne w obozie rządzącym, gdzie do napięć pomiędzy koalicjantami, którymi są Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry i Partia Porozumienie Jarosława Gowina, dojdą wewnętrzne swary i kłótnie o to, czy dany przypadek to drugi, czy trzeci palec prezesa…

Zbigniew Szczypiński

Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.

 

2 komentarze

  1. slawek 06.07.2021
    • z.szczypinski@chello.pl 07.07.2021