13.09.2021

Mamy stan rosnącego zagrożenia. Zagrażają nam – a to Putin i Łukaszenka, a to Bruksela, zagraża nam wirus w czwartej fali. I kolejne groźne wirusy, pojawiające się gdzieś tam na świecie. To są rzeczywiste powody do niepokoju, ale bez przesady. Życie na tej planecie i w tych czasach nie może być życiem w mitycznej arkadii, krainie wiecznej szczęśliwości, spokoju i dostatku.
Marzenia o takim życiu towarzyszyły ludziom od zawsze, a pospolitość skrzeczy, jak mówił poeta.
Spróbujmy zastanowić się chwilę: co (lub kto) jest dla nas prawdziwym i dużym zagrożeniem?
Powiem wprost – największym i stałym zagrożeniem człowieka jest drugi człowiek. Spoglądając w bliższą czy dalszą przeszłość: największe nieszczęścia, jakie spotykały ludzkość, były rezultatem działania właśnie samych ludzi. Nikt i nigdzie nie zabił tylu ludzi co inni ludzie – co to pod znakiem krzyża albo jakiegoś innego symbolu religijnego mordowali innych.
Wielkie światowe wojny mamy za sobą. Ale to tylko pozór, wojny w tradycyjnej postaci – z armią, czołgami, bombardowaniem – toczą się przecież stale, choć lokalnie. Nawet w cywilizowanej i ponoć kulturalnej Europie. A co dzieje się w innych regionach – lepiej nie mówić.
Nie mam zamiaru oczywiście dokonywać tu przeglądu sytuacji międzynarodowej czy analizy międzykulturowych konfliktów, są znacznie bardziej kompetentni ode mnie. Chciałbym skupić się na polskiej scenie politycznej, na naszym „dzisiaj”.
Rząd długopisem prezydenta wprowadził stan wyjątkowy na granicy z Białorusią. Czy to poprawiło nasze bezpieczeństwo, czy nie – tego nie wiem, wiem, że dało komfort władzy. Władza teoretycznie może teraz kształtować opinię swojego ludu tak, jak jej to będzie wygodnie; a jak będzie potrzeba, to nawet sprowokuje mały incydent graniczny, żeby uzasadnić swoją wcześniejszą decyzję – lub po to, aby przykryć jakiś inny kłopot.
Piszę „władza”; ale to przecież konkretni żywi ludzie, mający nazwisko, zajmujący określone stanowisko w strukturze państwa jako instytucji, która ma realizować dobro wspólne. Uprawnienia do podejmowania decyzji ci ludzie uzyskali w wyniku procedur obowiązujących obecnie w Polsce. To są procedury umowne — określające progi wyborcze, system przeliczania liczby uzyskanych głosów na liczbę mandatów w Parlamencie, liczbę i kształt okręgów wyborczych, a nawet wiek uprawniający do głosowania. To są wszystko reguły, zasady, normy, które przyjęliśmy jako obowiązujące. Możemy wymyślić inne, niekiedy zupełnie inne od obowiązujących teraz. Piszę to dlatego, że skoro wszystko — albo prawie wszystko — jest płynne, to możliwe jest też rozważenie całkowicie innego systemu sprawowania władzy.
Już w siedemnastym wieku Thomas Hobbes w swoim podstawowym dziele Lewiatan budował porządek świata ludzi oparty na umowie społecznej, aby uniknąć złych skutków zapisanych w naturze ludzkiej; takich, które powodują stan permanentnej wojny wszystkich przeciwko wszystkim. To był oczywiście zupełnie inny świat, ale czy zupełnie inni ludzie?
Gdy patrzę na to, co u nas – ale i na świecie – narasta we mnie przekonanie graniczące z pewnością, że zmiana musi nastąpić. Zasadnicza zmiana w systemie rządzenia. Kluczowe, najważniejsze decyzje, takie, od których zależy życie lub śmierć wielu ludzi – musi docelowo podejmować samoucząca i samoprogramująca się SI.
Jeżeli nadal ma być tak, że wszystko zależy od skrzywionej psychiki jednego człowieka, który będąc w stanie najwyższej i w pewnym sensie zrozumiałej frustracji wszystkim i wszystkimi rządzi – to wolę, aby decyzje podejmowała maszyna. Tym wszystkim, którzy – i słusznie – mówią o możliwych błędach, odpowiem krótko – będzie ich zdecydowanie mniej i będą mniejsze niż błędy takich ludzi.
Demokracja jako byt idealny jest dobra; jako system realnie funkcjonujący jest fikcją. Jeżeli ma być tak, jak jest, że najważniejsze decyzje są pochodną od wyniku głosowania skomplikowanych spraw, których ogromna większość głosujących albo nie rozumie, bo to przekracza ich możliwości intelektualne albo – co gorsze – to ich w ogóle nie interesuje, to wolę, aby decyzję podejmował system sztucznej inteligencji mający zdolności analizy wielokrotnie przekraczające zdolność nawet najmądrzejszych ludzi.
Przyglądając się, jak łatwo mając media, można kształtować postawy i poglądy ludzi na każdy temat, wiem jedno – władza ludu oznacza władzę tych, którzy tym ludem manipulują („ciemny lud to kupi”). Tak dzieje się w Polsce; ale tak dzieje się też na całym świecie. Patrz Donald Trump w Ameryce.
Czekanie, aż uzyskamy poprawę w wyniku lepszej edukacji jest samooszukiwaniem się. Wystarczy wspomnieć ministra Czarnka i jego pomysł na edukację. Tu musi nastąpić zasadnicza zmiana – albo doprowadzimy do samozagłady. Taka wizja jest bliska tym, którzy wierzą, że świat powstał w sześć dni i zmierza do swojego końca – jak to było w boskim planie.
Ci, którzy nie podzielają tych wierzeń, muszą sobie postawić pytanie – co robić, aby wyjść z tego zaklętego kręgu ideału i skrzeczącej pospolitości?
I trzeba się spieszyć, czasu nie zostało zbyt wiele.

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
Gdyby, jak zakłada Autor, już obecnie ludzkość w tym Polska dysponowałaby technologią AI zdolną do podejmowania racjonalnych decyzji w skali co najmniej makro, a być może także mikrospołecznej, to i tak stalibyśmy przed podobnymi problemami jak dzisiaj.
Po pierwsze duże grupy społeczne głosami repezentujących je partii poitycznych przesunęłyby problem decyzji na etap „przedmaszynowy”. Partie polityczne kwestionowałyby sam mechanizm podejmowania decyzji przez AI jako np. niedemokratyczny, oparty o błędne kryteria, nie uwzględniający wielu interesów, etc.
Po drugie wykonywanie podjętych decyzji mogłoby odbiegać od sensu i treści podjętych przez AI, gdyby wykowacami byli ludzie.
To tylko pierwsze z brzegu uwagi jakie przyszły mi do głowy – w rzeczywistości ograniczeń i barier mogłoby być więcej.
*
AI tylko wtedy mogłaby podejmować i realizowac podjęte decyzje gdyby miała nieograniczoną władzę nad ludźmi. Taka wladza niekoniecznie musiałaby pochodzić z fizycznego zniewolenia czy ubezwłasnowolnienia ludzkości, choć taka droga byłaby skuteczna. Mogłaby być pochodną splotów okoliczności – uratowania ludzkości przez AI przed skutkami zniszczenia środowiska, zmian klimatycznych, wirusów czy chorób, etc. NIe jestem pewien czy w takim świecie bylibyśmy w stanie żyć i czy mielibyśmy jakiekolwiek szanse na przetrwanie jako ludzkość. AI dominując gatunek ludzki mogłaby z powodzeniem pozbyć sie naszego gatunku jako nadmiernego kosztu z punktu widzenia przetrwania planety. To elementarna przesłanka racjonalności podejmowanych decyzji.
Napisałem ten tekst aby wywołać takie reakcje.
Tak, to prawda, w obecnych realiach politycznych żadna SI nie ma szans. Ja myślę jednak o przyszłości, o takim czasie gdy wszyscy zobaczą jakie są skutki obecnego modelu podejmowania kluczowych decyzji przez takie gremia decyzyjne ja ONZ czy NATO lub UE. To tam widzę szansę by ludzi z ich emocjami, interesami psychiką zastąpiła zimna i do bólu logiczna SI.
Ta druga część uwag o wyeliminowaniu ludzi przez SI to trochę z Lema ale to może być rzeczywisty problem. Całe szczęście, ze nie mój
Pozdrawiam
Panie Zbigniewie – są jeszcze dwie potężne bariery utrudniające przetrwanie ludzkości : wielkie systemy religijne islam i katolicyzm oraz pańśtwa narodowe. Reasumując – gatunek ludzki aby w ogóle przetrwać musi pokonać te trzy wielkie bariery:
– wielkie, monoteistyczne systemy religijne (głównie islam i katolicyzm),
– państwa narodowe,
– systemy polityczne w obecnym kształcie.
Wyeliminowanie tych trzech barier czy wręcz przeszkód otwiera droge do wykorzysstania AI jako narzędzia racjonalnych decyzji w skali świata i ludzkości jako gatunku biologicznego.
Zgoda, czynników blokujących jest jeszcze więcej. Dlatego też, w pierwszym etapie, SI mogłaby funkcjonować jako organ decyzyjny – za zgodą wszystkich państw które chciałyby by to uznać – tak jak już teraz funkcjonuje ONZ, NATO, UE i jeszcze inne takie ciała. Decyzje SI podejmowane w tym porządku dotyczyć by miały fundamentalnych problemów od rozwiązania których zależeć będą losy świata. Cała reszta spraw niech biegnie jak dotąd, z tymi wszystkimi absurdami i hucpą rządzących ekip.
Ale moze warto byłoby rozpocząć praktykę działania SI na tym najbardziej ogólnym poziomie po to, aby nie zginąć…
Myślę, że to się nie uda. Nie w ten sposób, żeby z dnia na dzień oddać władzę wykonawczą obcej istocie. Istocie, która będzie bez wahania podejmowała niepopularne decyzje. I będą one na takim poziomie wyliczeń, że nie będą zrozumiałe.
Zbyt głęboko wbudowany lęk. I z drugiej strony, często bardzo krwawo była odzyskiwana autonomia jednostek spod władzy różnych dyktatur – teokracji, monarchii czy dyktatury proletariatu, żeby teraz nagle oddać tę władzę innemu niesterowalemu dyktatorowi.
Ale to może zadziałać od drugiej strony. Ludzie sami z siebie oddają coraz więcej informachi o sobie, a co za tym idzie – władzy nad sobą wszelkiego rodzaju „smart” urządzeniom. I mogą one podpowiadać, hak głosować. wreszcie partie polityczne by zyskać przewagę same mogą zaprząc SI do pracy. A potem conajwyżej samo pójdzie
Ja do tej drugiej części wypowiedzi – tak, to już się dzieje. Są kraje, na przykład Chiny, w których ilość danych zbieranych przez różne systemy informatyczne o każdym obywatelu jest taka, że już teraz rządzą systemy. Oczywiście nadal pod kontrolą Najwyższego Kierownictwa. Ale to dopiero początek…