14.10.2021
Przyglądając się (bo tyle teraz mogę) wydarzeniom na polskiej scenie politycznej jestem pod wrażeniem mnogości analiz – prawnych, politycznych, ekonomicznych… Jest ich bardzo dużo i są naprawdę głębokie i prawdziwe. Może właśnie dlatego chciałbym zająć się czymś innym, bardziej ogólnym, czymś takim, co umożliwi spojrzenie z góry na naszą polityczną codzienność. Nie oznacza to jednak, że uciekniemy od tego, co się dzieje, bardziej chodzi mi o inne rozłożenie akcentów niż całkowite oderwanie się od rzeczywistości.
Przesłanką do tych uwag stały się dwa wydarzenia.
Pierwsze to zaproponowanie przez wybitnego męża stanu, jakim jest niewątpliwie poseł Marek Suski, poprawek do pewnego dokumentu, w których wyniku wśród założycieli Komitetu Obrony Robotników nie znaleźli się Jacek Kuroń i Jan Józef Lipski. Zdaniem posła Suskiego to nie oni byli twórcami tamtej inicjatywy politycznej, podjętej w tamtym czasie, w warunkach opresyjnego państwa mającego monopol na wszystko. Marek Suski zgłosił poprawkę, aby wśród założycieli KOR-u znalazł się za to Karol Wojtyła — papież Jan Paweł II — z uzasadnieniem: bo jest świętym. Oraz jeszcze inny ksiądz katolicki. Marek Suski zgłosił tę poprawkę na sejmowej komisji zajmującej się upamiętnieniem powstania KOR.
Widziałem migawkę z tego posiedzenia, poseł Suski zgłaszał ten wniosek z kamienną twarzą, mówił tonem niepozostawiającym żadnych wątpliwości, że mówi serio.
Drugim wydarzeniem było wystąpienie ministra Sasina, znanego z wybitnych walorów intelektualnych, który na posiedzeniu sejmu, z trybuny sejmowej wyjaśniał posłom przyczyny szalejącej drożyzny. Zdaniem ministra Sasina jest to… wina Tuska, bo to on miał załatwić dla Polski unijne pieniądze – a nie załatwił. I dlatego ceny szaleją.
Z miny ministra jak zwykle nie można było niczego wyczytać, ale słowa padły – to wina Tuska.
Jak można zrozumieć sytuację, w której dwaj ważni politycy obozu rządzącego wygłaszają takie zdania, formułują takie wnioski?
Tego nie da się zrozumieć. Zwłaszcza wtedy, gdy będziemy się kierować przekonaniem, że zajmowanie ważnych stanowisk państwowych musi oznaczać wysoki poziom kompetencji wynikający z wiedzy i doświadczenia.
To, że tacy ludzie są tam, gdzie są, mówią i robią to, co robią, jest dowodem, że ta ekipa rządowa opiera się na ludziach prostych, o umysłach nieskomplikowanych, nieogarniających szerszych problemów. A tylko takie występują na szczeblu władzy państwowej.
Patrząc na liczbę takich ludzi we władzy, można dojść do wniosku, że w pewnych systemach umysł prosty i nieskomplikowany ma przewagę nad wyrafinowanym, mającym szeroką wiedzę o przedmiocie sprawy. Taka wiedza jest jak zawsze, źródłem wielu wahań i wątpliwości. Obecna władza nie jest subtelna. Całą obecna władza i jej „guru” zorientowana jest na cel najprostszy – na utrzymanie swojej pozycji. Utrzymanie jej jest bowiem podstawowym warunkiem zachowania przywilejów i pieniędzy, a tylko to się przecież liczy. Cała reszta – to tylko takie gadanie, od którego niczego nie przybywa – a rosną wątpliwości. Prezes wszystkich prezesów na początku swojego panowania sformułował prosty cel: należy skończyć z imposybilizmem prawnym. W jego rozumieniu – najważniejsza jest wola polityczna, a konkretnie to jak ją pojmuje ten, który ma władzę.
A to on ma władzę i nie odda jej nigdy, nikomu!
Mogę się całkowicie z tym nie zgadzać (i ja się tak właśnie nie zgadzam), ale trzeba przyznać, że jest to jakaś myśl, jakaś wizja mogąca stać się podstawą systemu władzy. W Polsce tak właśnie się stało. Prezes wszystkich prezesów doszedł do władzy powtórnie i konsekwentnie realizuje swoją wizję, łamiąc wszelki opór i nie zważając na żadne konsekwencje.
Ale prezes jest jeden, do rządzenia potrzebna jest drużyna, zespół, ekipa. I tacy ludzie się znaleźli (zawsze się znajdują).
Proste pytanie – a jaką wizję oni mają? Czy ją mają w ogóle? Co ich motywuje i napędza, bo przecież nie idee?
Podałem tylko dwa przykłady polityków obozu rządzącego, których zachowania i wypowiedzi bulwersują każdego myślącego człowieka. Obóz rządowy jest jednak znacznie liczniejszy, mamy najwięcej stanowisk ministerialnych w całej historii po 89 roku. A i tak dojdą nowe, utworzone po to, aby zaspokoić żądzę władzy nowych koalicjantów Prawa i Sprawiedliwości. Pojawi się minister sportu, no i oczywiście jego wiceministrowie. Ministerstwo sportu zostanie „wyjęte” z ministerstwa kultury i dziedzictwa narodowego wicepremiera Glińskiego.
Może jest w tym jakaś logika, bo kultura to nie kibole. Boję się tylko, że Piotr Gliński, odciążony od spraw sportu, które nigdy nie były jego pasją, będzie miał jeszcze więcej czasu na „demolkę” w sferze kultury właściwej. O dziedzictwie narodowym nie wspomnę.
No to jak? Warto trzymać się starych sposobów wyłaniania władzy w tradycyjnych metodach, opartych na wyborach tajnych, równych i bezpośrednich – czy może już czas na zmianę, na inne sposoby podejmowania kluczowych decyzji, od których zależy los wielkich grup społecznych, a nawet całej ludzkości?
Te dotychczasowe formy wyłaniania władzy niech pozostaną na takim szczeblu, który jest możliwy do ogarnięcia, do zrozumienia przez wszystkich członków danej wspólnoty, to jest uzasadnione. Ale utrzymywanie tego sposobu wyłaniania władzy państwowej – a tym bardziej światowej – jest prostą drogą do klęski, do wszystkich znanych i jeszcze nieznanych, ale możliwych patologii.

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
„Kodeks Dobrej Praktyki W Sprawach Wyborczych” Komisji Weneckiej mówi, że aby wybory mogłyby być traktowane jako demokratyczne, muszą być pięcioprzymiotnikowe, a więc POWSZECHNE, RÓWNE, WOLNE, TAJNE i BEZPOŚREDNIE. Przy czym kolejność tych przymiotników nie jest przypadkowa. Ona jest hierarchiczna, zwłaszcza w odniesieniu do trzech pierwszych. To znaczy, że bez tych przednich nie ma mowy o spełnieniu kolejnych. I tak POWSZECHNOŚĆ według Komisji Weneckiej oznacza, że każdy obywatel ma swobodne prawo kandydować, wystawiać własnych kandydatów i głosować na dowolnych z wolno zgłoszonych kandydatów. Bez tego warunku wszystkie inne przymiotniki tracą swój sens, a wybory nie są z definicji demokratyczne.
I to jest centralny problem Polski z demokracją oraz „niedemokratycznym państwem bezprawnym”. Taki jak w Turcji, Chinach, czy Rosji. Nie ma demokratycznych, wolnych wyborów bez powszechności wyborów, czyli w warunkach wykluczenia wszystkich obywateli (czy jakiegokolwiek obywatela) z aktywnego (biernego i czynnego) w nich udziału.
wykluczenie jest. Mamy cenzus wiekowy. mogą być też wyroki sądu ograniczające bjerne prawo wyborcze.
Poza tym powszechność jest.
Każdy może teoretycznie zarejestrować komitet wyborczy lub założyć partię polityczną. Zrobił to skutecznie Palikot, Petru, Biedroń, Kukiz… Nieskutecznie (bez sukcesu w wyborach, czy choćby przy zbieraniu podpisów) są dzisiątki komitetów.
Że szanse tych komitetów nie są równe, to zgoła inna sprawa i w zasadzie nie do wyeliminowania. Trzebaby odebrać wszelkie fundusze, łącznie z własnymi środkami kandydatów i zlikwidować media. Równych szans nie ma. Ale:
Wyborcza Równość polega na tym, że w okręgach wyborczych takie sama mniej więcej liczba ludności przypada na jednego przedstawiciela. W Polsce oznacza to mniej więcej 50.000- 60.000 wyborców na jednego posla. Nie, że np. 2-milionowa Warszawa wybiera jednego, i 10 razy mniej ludny Białystok też jednego.
Przypomnienie tych pięciu warunków bez których nie ma demokracji raz jeszcze pokazuje jak nie dostosowane są te warunki do współczesności, do państw i społeczeństw wielomilionowych a nawet miliardowych. Tak, takie muszą być wybory w zbiorowościach, w których jest choćby szansa na świadome decyzje wyborców. A wiemy, ze tak nie jest. Wynik wyborczy jest funkcją ilości pieniędzy zainwestowanych w wybory – patrz wybory na prezydenta Stanów Zjednoczonych- sprawności sztabów prowadzących kampanię wyborczą i znajomości reguł socjo-psychologicznych jakie rządzą ludzkimi umysłami, możliwością wykorzystania aparatu państwa i jego instytucji na ustalanie wyniku wyborczego…To tylko pierwsze z licznego grona argumentów przemawiających za tym aby skończyć z tą fikcją. Wybory przymiotnikowe TAK ale tylko w społecznościach ograniczonej wielkości, takich w których ludzie mogą świadomie podejmować wyborcze decyzje.
Ostatnio widziałem rozpowszechnianą plotkę, że oto w PiS wiele osób uznało, że dobrze byłoby przegrać, bo nachapali się wystarczająco, by przetrwać kolejne 8 lat, kiedy to obecna opozycja będzie zmuszona zabierać przywileje i ciąć wydatki. Po tych 8 latach PiS mialby zaś tryumfalnie wrócić, jako partia kojarzona ze „złotym wiekiem dobrobytu”, ale bez JarKaczowych obsesji.
Tak ponoć myśli nie wierchuszka ani partyjne doły, tylko „klasa średnia”.
Ile w tej plotce prawdy i gdzie ma źródło zupełnie nie wiem.
To nieprawdopodobne, oznaczałoby to, ze prezes wszystkich prezesów oddałby władzę i już do niej nie wrócił – z powodów biologicznych. Wiek robi swoje, Jarosław Kaczyński w wieku 80 lat nie będzie w stanie rządzić tak jak to robi mając lat 72.
„Marek Suski zgłosił poprawkę, aby wśród założycieli KOR-u znalazł się za to Karol Wojtyła — papież Jan Paweł II — z uzasadnieniem: bo jest świętym. Oraz jeszcze inny ksiądz katolicki. „m zamiast Jacka Kuronia i Jana Józefa Lipskiego.
To i tak dobrze, że nie zgłosił JK jako założyciela państwa polskiego zamiast Piastów, z uzasadnieniem że przecież jest Imperatorem…
*
„Z miny ministra jak zwykle nie można było niczego wyczytać….”
A co można wyczytać z miny przeciętnej nogi stołowej?
*
Przewaga umysłów prostych nad wyrafinowanymi jest oczywista, ponieważ brak jakiejkolwiek refleksji jest łatwiejszy i zdrowszy niż proces myślenia.