19.04.2023
Fajny film wczoraj…
Nie, nie tak. Ja widziałam dobry film. Fajny może być melanż z przyjaciółmi, kawa mrożona z gałką lodów waniliowych albo muzyka rockowa. Ja obejrzałam natomiast, oględnie mówiąc, kawał dobrego warsztatowego kina.

Zapytam dla porządku, aby zachować formę mojego cyklu recenzenckiego: momenty były? Nie było. I nie powinno ich być w tego rodzaju obrazie, który śmiało można nazwać dramatem kryminalnym. Choć wymyka się jakby z tego kryminalnego podgatunku, kluczy wokół niego, zahaczając o dramat społeczny, lub nawet ciągnąc za sobą prosty w formie dokument.
Najpierw skojarzenie. Pamiętacie Państwo autorskie kino włoskie lat 60. i 70. ubiegłego wieku? Felliniego, Antonioniego, Pasoliniego lub Bertolucciego? Mam na myśli słynną oraz znaną wytrawnym kinomanom szkołę włoskich neorealistów. Pragnę przypomnieć, że tamte filmy odnosiły się do codzienności. Na ekranie pokazywano ludzi utkanych z ich uczuć oraz wrażliwości. Stosowano do tego niezwykle oszczędną formę przekazu. Co mam na myśli? Głównie brak efekciarskich filmowych gadżetów, prostotę, wręcz skromność. Nic poza realizmem życia.
Oto na Netfliksie obejrzałam fabułę pt. „Yara”. Współczesny (premiera w październiku 2021 r.) włoski dramat kryminalny w reżyserii Marco Tulio Giordana, ze scenariuszem Graziano Diana.
Yara to po arabsku motyl. Jest imieniem trzynastoletniej dziewczynki, pełnej życia, pasji poznania świata, mądrej nad swój wiek, kochającej taniec, uprawiającej gimnastykę artystyczną. Piszącej pamiętnik. Istoty kruchej, szczerej, ufnej.
Pewnego zimowego przedświątecznego dnia dziewczynka znika przemierzając krótki odcinek drogi z siłowni (sali gimnastycznej) do domu. Jest zimno, pada śnieg.
Sprawę zaginionej Yary prowadzi czterdziestoletnia prokurator, niedawno przeniesiona do małego miasteczka po jakimś służbowym epizodzie. Prokuratorka jest kompetentna, błyskotliwa, kreatywna. Doświadczona w ściganiu przestępców ciężkiego kalibru: mafiosów i morderców. To nie wszystkim w smak…
To ona nadzoruje śledztwo. Ale polski widz może być zdumiony faktem, że włoska prokuratorka sama prowadzi większość czynności śledczych, pracuje w terenie, przesłuchuje potencjalnych świadków, zleca badania i ekspertyzy kryminalistyczne. Jak nasz policyjny detektyw. Większość czynności uzgadnia z Carabinieri, z uwagą rozpatrując każdy pomysł policjantów.
Przyznam, że wątek kobiety borykającej się z ignorancją męskich przełożonych bliski jest memu sercu. Nowoczesna, nietuzinkowo myśląca, jeżdżąca motorem, boksująca kobieta walczy ze skierowaną przeciwko niej służbową mizoginią. Nie jest jej łatwo. Wybijający się ponad przeciętność profesjonalizm, niewątpliwe zdolności analityczne i przywódcze, jak również bezkompromisowa kreatywność wzbudzają nienawiść dziennikarzy i lokalnych polityków. Na odsiecz przychodzą nowoczesne technologie kryminalistyczne, z którymi nie można się spierać, oraz ofiarne, empatyczne, równie zdeterminowane specjalistki. Kobiety.
– Teraz na nic nigdy nie ma czasu.
Paradoksalnie, główną rolę w procesie śledczym gra wyścig z procedurami, z czasem – oraz ludzkie DNA.
Z drugiego planu epatuje wyraźnie podkreślona przez twórców, podparta wiedzą i uporczywą determinacją kobieca intuicja.
Nikt nic nie wie, nie widział, nie słyszał. Zmowa milczenia.
– A mówią, że omerta to rzecz z Południa…
Zbrodnią żyje całe miasteczko, wszystkie krajowe media. Politycy natomiast wietrzą okazję, by na niej zrobić karierę i dopiec adwersarzom. Skąd my to znamy?
Aktualność problemów społecznych, z polityczno-gospodarczymi w tle aż poraża swoistym cynizmem, też jakby transgraniczną europejskością. W tej całej bezwzględnej machinie medialnej nikogo już nie interesują przeżycia najbliższej rodziny ofiary. Ci biedni ludzie cierpią w ich wyobcowanej, bezradnej samotności.
Jeden ze śledczych tropów okazuje się prowadzić donikąd.
– To nie pani wina!
– A czyja? To moje śledztwo.
Widz nie może liczyć na hollywoodzkopodobną dynamiczną akcję, na strzelaniny, efekciarskie pogonie szybkimi samochodami, krwawe przesłuchania, albo jakże modne zwykłe mordobicie. Nie znajdziemy tatuaży ani botoksu. Niektórym zawód sprawi pobyt w laboratoriach kryminalistycznych i w domu Yary. U typowej włoskiej rodziny, stojącej ze łzami w oczach przed świąteczną choinką. Smutny jest widok mrugających lampek.
Niezbyt żwawe wydają się dialogi. Jednak takie właśnie jest życie. Toczy się głównie wewnątrz nas samych. Czujemy, przeżywamy, cierpimy. Kłamiemy, oszukujemy bliskich. Obawiamy się wyjawić prawdę, unikamy tematów tabu.
W sumie: „Yara” to rzetelna włoska robota. Polecam, pozdrawiam.

Aneta Wybieralska
Dziennikarka – freelancerka, autorka kilku powieści
Dyskusja : W jakim języku najładniej nazywa się motyl ?
Więc Włoch : Farfalle, Francuz : Papillon, Anglik : Butterfly, Węgier : Pillangoo, Hiszpan : Mariposa ,
Rosjanin : Baboczka. Niemiec (czerwienieje na twarzy) : „Und was ist falsch mit Schmetterling ?! ”
Nie wiedziałem jak po arabsku (za słabo znam), ale od Ani Pietraszek wiem jak po pasztuńsku :
Parvane. (ona tam nakręciła parę reportaży, w czasie tych wojen).
Recenzja brzmi zachęcająco. W powodzi thrilerów, którymi zasypuje nas literatura i kino może Motyl będzie inny, bardziej skupiony , realniejszy. Brak momentów można w tym wypadku chyba zaliczyć do plusów. Jestem zainteresowana obejrzeniem filmu!