24.01.2024
Zapamiętajmy te dni, bo właśnie stoimy, być może, na progu narodzin nowej religii – zanim zostanie ochrzczona – może religią „więźnia politycznego” albo religią „kamińsko-wąsikową”. Nowa religia zazwyczaj zastępuje inną. Czyżby ta miała zastąpić religię smoleńską?
Gdy blisko 14 lat temu, w chłodne kwietniowe popołudnie 2010 roku, w kaplicy Uniwersytetu Stanforda skończyło się nabożeństwo za ofiary katastrofy pod Smoleńskiem, kilku z Amerykanów którzy podeszli, aby złożyć mi kondolencje, w tym były sekretarz stanu w gabinecie Ronalda Reagana, i profesor Stanfordu, George Schultz, pytało nieśmiało jakim cudem na pokładzie jednego samolotu znalazło się tylu ważnych dla kraju ludzi. Ani oni, ani ja nie mogliśmy wówczas przewidzieć, że spekulacje na temat sztucznej mgły, brzozy, trotylu, i spisków z obcym mocarstwem, a potem eksplodujących parówek, przesłonią rozważania nad działaniami poprzedzającymi katastrofę, nad procedurami, które umożliwiły tragedię i jej cenę zwielokrotniły, że mit podzieli i skłóci naród w samym sercu Europy.
Mity to kiedyś zwykle opowieści o bogach i bohaterach, naturze życia i śmierci, tajemniczym zjawiskach, o porach roku i piorunach, zaś mianem mitologii określano zbiór baśni danej społeczności. Dziś mit narodowy służy tworzeniu i podtrzymanie fałszywego mniemania o grupie lub jednostce. Mity jednych wynoszą na piedestał, innych z cokołu zrzucają, raz wybielają cuchnące plamy, innym razem plamią. Raz usprawiedliwiają, kiedy indziej obwiniają. Raz tłumaczą, czy tłumaczyć próbują, innym razem zaciemniają. Nigdy bez powodu. Bo rzadko rodzą się spontanicznie. Zwykle mają swoich architektów i zaspokajają konkretną potrzebę.
Może nasz narodowy demiurg (w filozofii i religiach starożytnych istota boska stwarzająca świat materialny), czyli oczywiście Jarosław Kaczyński, doszedł do wniosku, że znicz religii smoleńskiej, mimo tak pieczołowitej troski Antoniego Macierewicza, jednak się wypalił i przydałby się nowy znicz i świeżutka religia? A tu trafia się okazja niezwykła. Szansa budowy nowej, której praźródłem stanie się niezwykłych wręcz rozmiarów, i wołająca o pomstę do nieba krzywda, jaka spotkała dwie kryształowe postacie, Czy nie byłoby grzechem niewybaczalnym nie pochylić się na tym znaleziskiem nie podnieść go z Ziemi, otrzepać z więziennego kurzu, ogrzać ciepłem rodzicielskim, i pobłogosławić? To oczywiście pytanie retoryczne. Bądźmy zatem gotowi i w należytym skupieniu patrzmy jak to niecodzienne dzieło demiurga niczym pąk róży zaczyna żyć swym własnym życiem.
Pisał wiele lat temu Jan Parandowski: „Zawsze patrzono na mitologię jak na jeden z najpiękniejszych tworów wyobraźni greckiej i była ona zbiorem nieśmiertelnych tematów, motywów, symbolów, bez których i dziś sztuka nie umie się obejść i wciąż do nich wraca.” Ale i pisał także, że kto wejdzie w rojny i barwny świat mitów, nie może się opędzić pytaniu: w jaki sposób radził sobie wśród tych sprzeczności, kaprysów i bezeceństw umysł tak inteligentnego narodu. Odpowiedź znajdował w dziejach religii greckiej, w tysiącletnich zmaganiach między „rozsądkiem i cnotą a zabobonem i niepowściągliwą fantazją”. Ubolewał także nasz wspaniały badacz mitologii, że „dziwnym biegiem rzeczy koniec starożytności był bardzo podobny do jej zamierzchłych początków: wiara w demony opanowała nawet niepospolite umysły i wśród filozofów ginącego antyku znalazły się figury podobne do cudotwórców, magów i czarowników, jakimi już Homer gardził.”

Andrzej Lubowski
Polski i amerykański dziennikarz i publicysta polityczno-ekonomiczny.
Przypomniała mi się sympatyczna i niegłupia postać prezydenta Indonezji Sukarno.
On był seksoholikem i raz na tydzień latał samolotem do burdelu w Bangkoku. Do samolotu zabierał ze sobą zawsze kwiat swej opozycji politycznej. To funkcjonowało dobrze całe lata, ale w końcu jednak go obalili. Wiem o historii od mojego przyjeciela, Roberta R. Stillera, któremu nasza kronika filmowa dała do przetłumaczenia powitanie na lotnisku przez Sukarnę przewodniczącego rady państwa PRL, Zawadzkiego. Przypadkiem akurat wtedy go odwiedziłem. Ryczał ze śmiechu, bo przemówienie było całkowicie niecenzuralne.
Nie jestem zdumiony, jestem poważnie wstrząśnięty. Nikt, absolutnie nikt nie rozumie ustroju naszego państwa. W 1967, może rok później, w średniej szkole PRLu nauczyciel wyłożył nam na podstawie Protokołu Dyplomatycznego hierarchię ważności osobistości i urzędów. Pamiętam model prezydencki, monarchię i model parlamentarny-gabinetowy. Pierwszy „wodzowski” a dwa pozostałe przedstawił nam jako rządy z „kołem zapasowym”. Zarówno monarcha, jak pierwszy sekretarz czy prezydent wsparci premierem byli wyręczani przez owych premierów i mieli za zadanie tylko reprezentowanie kraju na międzynarodowej arenie, uświetniać swoją obecnością uroczystości i nie ponosić odpowiedzialności ani podejmować nadzwyczajnych decyzji. Najważniejsze osoby w państwie były chronione przed wikłaniem ich prozą codzienności.
Wtedy też usłyszałem że najważniejsze osoby nie podróżują tym samym środkiem lokomocji, że nic nie jest pozostawione improwizacji ani bez ustalenia zakresu najmniejszych gestów, o dostępie do VIPów tylko upoważnionych osób, ubioru, tematów rozmów, przemówień.
Kto i kiedy ten jasny podział kompetencji zaniechał a nawet skopał? Za komuny nieogarnięci towarzysze byli hołubieni i bezkarni. Dzisiaj ich ciągle niedouczone potomstwo i wychowankowie droczą się, bo są na prawie dopracowanego bezprawia i niekompetencji.
Mitologia dwóch pisowskich “kryształów” Wąsika i Kamińskiego może sie w przekształcić w religię, bowiem czeka nas ciąg dalszy ich męczeństwa. Oto prawdopodobnie odpowiedzą za Pegasusa a to będzie dodatkowe parę lat odsiadki. Na dodatek wyrok nie zapadnie zbyt szybko znając zawiłość sprawy oraz tempo pracy sądów. Nie będzie już wówczas Anżeja i zamiast ułaskawienia ciąg dalszy męczeństwa. Jeżeli taka religia sie utrwali to spodiewam się na początek niewielkiego grona wyznawców, nie przez analogię do pierwszych chrześcijan. Będzie to religia niszowa, pewnie nawet nie na sektę, bo to “męczeństwo” jakieś takie zbyt prostacko-pijackie !
Nie podzielam optymizmu autora i sadze ze paliwo na nowa religie mało atrakcyjne. Testem jest reakcja mojej mamy, która sprawę komentuje krótko – a daliby se spokój taz to cyrk prawdziwy. Myśle ze nie jest w swym osadzie odosobniona. Tym razem szyki demiurgowi prezydencik, który stał się częścią nie tyle mitu założycielskiego ile farsy ulaskawieniowej.
Mozna zestawić dwa zdjęcia, jakże podobne.
I drugie zdjęcie, w tym samym duchu.