17.08.2025
Wbrew temu, co napisał na platformie X premier Donald Tusk, 15 sierpnia nie okazał się dobrym dniem dla spotkania Vladimira Putina z Donaldem Trumpem na Alasce. Wiele o tym spotkaniu nie wiemy, nawet dziennikarze chętni do zadawania pytań musieli się zadowolić milczeniem obu polityków. Zresztą po wysłuchaniu oświadczeń Putina i Trumpa trudno się było czegokolwiek po ewentualnych odpowiedziach spodziewać. Wysłuchałem i moją ocenę opieram na tym, co obaj panowie mieli do powiedzenia, a raczej na tym czego nie powiedzieli. Bo dla nikogo nie jest tajemnicą, że hucznie zapowiadany szczyt w Anchorage na Alasce okazał się fiaskiem i na Ukrainie żadnego rozejmu nie będzie.
Putin po raz kolejny okazał się wytrawnym graczem, a Trump wielkim naiwniakiem. To Putin go potrzebował, aby wrócić na salony, Trump wyszedł po raz kolejny na putinowskiego asystenta. Nie zmienia tego wrażenia fakt, że to Trump miał wszelkie atuty, by tę partię wygrać, a jedyne co miał do powiedzenia to „że nie ma dealu, kiedy nie ma dealu”. Ten pierwszy swoje starannie przygotowane oświadczenie (świetny przykład putinowskiej nowomowy wypranej z jakichkolwiek znaczeń) odczytał. Ten drugi, jak zwykle przy użyciu nie więcej niż 50 słów (powtarzanych wielokrotnie więc sprawiających wrażenie, że dużo mówił), zdołał zapewnić, że bardzo sobie ceni prezydenta Putina i jego przyjaciela, z którym zawsze dobrze mu się rozmawia i że spotkanie było bardzo dobre.
Wojna Putina rozpoczęta 24 lutego 2022 roku toczy się dalej. Trump powiedział, że wszystko jest w rękach prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. Być może tak jest, bo tylko dlatego, że od pierwszego dnia pełnoskalowej wojny Putina Ukraina bohatersko walczy, nie doszło do pełnej aneksji kraju przez Rosję. Miejmy nadzieję, że nie powtórzy się deal z Monachium, który umożliwił przejęcie Hitlerowi Czechosłowacji w 1938 roku. Europejczycy, nauczeni historią, nie powinni do tego dopuścić. Miejmy nadzieję, że szczyt Putin Trump w Anchorage na Alasce będzie oznaczać zakotwiczenie w tradycyjnych wartościach nakazujących poszanowanie integralności wolnych i demokratycznych krajów, a nie kolejną odsłonę barbarzyńskiego przejęcia zmęczonego wojną i okupacją kraju. Zgadzam się z dziennikarzem „Sueddeutsche Zeitung”, który napisał, że „Miejscowość na Alasce przejdzie do historii nie jako druga Jałta, ale jako symbol nikczemności”.
Profesor Obirek podziela rozczarowanie wielu obserwatorów oczekiwaniami wobec szczytu Putin–Trump oraz troskę o przyszłość Ukrainy i bezpieczeństwo Europy. Autor zwraca uwagę na rolę niedopowiedzeń i brak realnych rezultatów spotkania, podkreślając, jak łatwo polityczne nadzieje mogą pryskać wobec realnych działań przywódców. Istotne jest również nawiązanie do historycznych analogii, które skłaniają do refleksji nad odpowiedzialnością Zachodu i znaczeniem solidarności wobec państw walczących o swoją wolność. Pomimo krytycyzmu wobec obu polityków, w tekście wybrzmiewa autentyczna troska o wartości demokratyczne i losy Ukrainy, co warto docenić jako głos sumienia w trudnych, niejednoznacznych czasach.
Bardzo dziękuje Slawkowi za dopowiedzenie. W istocie martwi mnie, o czym więcej napisał kolega Szczypinski obok, ze era Trumpa oznacza bezpowrotną utratę zaufania do administracji USA, która stała się przedłużeniem nieprzewidywalnosci swego szefa i odejście od demokratycznych standardów. Przy czym nie widziałbym w tym logiki twardego biznesu tylko narcystyczny zachwyt samym sobą samego Trumpa. Martwi mnie tez, ze następca Dudy, który wielokrotnie ośmieszył i upokorzył urząd prezydenta RP idzie dokładnie jego śladami i już zasłużył sobie na niezbyt zaszczytny pseudonim Trumpka.
Fascynujące jest, że człowiek tak ambitny jak DT pozwala tak robić się w konia przez Putina, na oczach całego świata. Może samozachwyt mu wystarcza…
Obawiam się, że DT jest dużo bardziej próżny niz ambitny i właśnie próżność dominuje nad ambicją. W skrajnych przypadkach próżność utożsamia on z ambicją i stąd takie efekty. Dążenie do Nobla jest silniejsze od racjonalności, a nawet sprzeczne z nią.
Gdy czytam takie teksty dużego filozofa a więc mądrego człowieka to żyć mi się nie chce. Ten świat, w którym rządzą tacy ludzie – i nie jest to „wypadek przy pracy” a norma – jest skazany na zagładę. Prędzej czy później – ale raczej prędzej _ zniszczymy siebie i świat. Albo zaniechaniem i katastrofą klimatyczną która jest nieuchronna przy braku decyzji w skali globalnej, albo decyzjami takich prezydentów, którzy politykę traktują tylko jako robienie interesów.
Smutno…
Nie mogę się powstrzymać przed napisaniem, że zgadzam się ze Zbigniewem.
Smutno…
Po dzisiejszym spotkaniu z Zelenskim i niektórymi przywódcami europejskimi zdaje się, ze dodatkowo ograł Polaków (Nawrockiego i Tuska) bo wyszli na idiotów którzy są zbędni gdy poważni ludzie rozmawiają.
Z analiz wynika, że Nawrocki we wcześniejszych konsultacjch telefonicznych pouczał Trumpa, co spowodowało brak zaproszenia na spotkanie liderów w BIałym Domu. Tak sie kończy wybieranie na prezydenta kompletnego amatora i dyletatna z ego rozdętym jak balon. To przecież PiS i ludzie NAwrockiego przechwalali sie, ze ma on „monopol” na kontakty z Trumpem !
Chciałbym zaprezentować nieco inny punkt widzenia.
Owszem – Putin uzyskał to, co chciał, a Trump nic.
Jednak dla samej Ukrainy i Europy to dobrze, że nie było żadnego „dealu”. Żadnych zobowiązujących ustaleń ponad głowami zainteresowanych. A więc tego, co prawdopodobnie Trump chciał osiągnąć. Czyli w sumie dobrze, że „przegrał”.
Dodatkowo ta porażka wizerunkowa może sprawić, że Trump przestanie lubić Putina, wszak ucierpiało jego jakże kruche ego.
.
Dzień później obejrzałem 100 sekundowy Tagesschau, niemieckiej „jedynki” – ARD.
Pierwszą wiadomością była wizyta Pitina w Anchorage.
Drugą fiasko rozmów między państwami w sprawie ograniczenia plastiku. Ta druga wydaje się znacznie ważniejsza. Nie widziałem (ale nie śledzę bardzo uważnie) , żeby tym tematem polskie media się zainteresowały, a też toniemy w śmieciach, które co jakiś czas płoną.
Panie profesorze, z naszego i ukraińskiego punktu widzenia ma pan rację, ale tu chyba chodzi o to, że Trump ma już też dość tej wojny i nie czuje w żaden sposób się związany z nią emocjonalnie. On chciałby doprowadzić do jakiegokolwiek zakończenia tego konfliktu przed ważniejszą dla niego rozgrywką z Chinami. Mało go obchodzi, czyj będzie Ługańsk, Donieck, czy jakiś tam Pokrowsk. Nidy tam nie był i pewnie nigdy nie będzie. Te nazwy kojarzą mu się chyba tylko z dzikimi ziemiami gdzieś na krańcu świata. Zresztą czy nas np. interesuje konflikt między jakąś Tajlandią i Kambodżą? Było coś o tym ostatnio w naszych mediach, ale nie za wiele. Nie znamy kontekstu, przyczyn, kto zaczął, kto jest agresorem, a kto się broni…
Ogólnie zgadzam się z komentatorami, z których każdy zwraca uwagę na istotne aspekty spotkania. Jestem tez gotów przyznać, ze lepiej gdy się coś dzieje niż stagnacja. Nie przestaje mnie jednak martwić beztroska polskich polityków, którzy rozgrywają własne ambicje, a los przyszłości również naszego kraju jest decydowały ponad naszymi głowami, a poza tym zaczynaja „wpadać” zapewne nie przypadkowo, rosyjskie drony.