Krzysztof Bielejewski: Powrót do zniczy, cmentarzy i ciszy6 min czytania


01.11.2025

Każdego roku, na pograniczu października i listopada, przechadza się po Polsce duch – nieuchwytny, co prawda, ale wyczuwalny: pochód zniczy i modlitw, zadumy i tęsknoty. To dzień, gdy zbliżamy się do pamięci – własnej, rodzinnej, narodowej – i mimo że nie wiadomo dokładnie, czy się z kimś tam spotkamy (ani czy ktoś się z nami spotka), udajemy, że to możliwe. Bo w końcu Dzień Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny to momenty, gdy cmentarze stają się – paradoksalnie – żywym świadectwem życia, nie tylko śmierci.

Jakże pięknie wypadają wtedy wielkie nekropolie – Cmentarz Powązkowski w Warszawie, założony w 1790 roku, dziś 44 hektary zadumy i historii; Cmentarz Centralny w Szczecinie, 172 hektary, jedna z największych nekropolii w Europie; oraz Cmentarz Rakowicki w Krakowie, pełen artystycznych nagrobków i pamięci o tych, którzy nasze życie współtworzyli.

Ale obok tych majestatycznych miejsc są też groby zapomniane – nieoznaczone, mogiły bez nazw, knieje cmentarzy zatarte w pamięci małych miasteczek i wsi. I owe miejsca też mają swój ciężar: ciężar zapomnienia, lekkości śmierci, powagi życia, które trwa poza naszą obecnością.

Śmierć, umieranie, pamięć 

Umieranie – brzmi poważnie, dramatycznie, a przecież codziennie giną miliony ludzi w wojnach, ludobójstwach, głodzie, chorobach; i wreszcie – umieramy my wszyscy, w mniejszej czy większej skali.

Kiedy patrzę na znicz zapalony na mogile, przypomina mi się, że jest to tak naprawdę drobna iskra w ogromnym kosmosie śmierci. I tak – zapalamy świeczkę, bo chcemy powiedzieć: „Pamiętam”, a nie: „Przestań myśleć, bo to za ciężkie”.

Wojny – wielkie i mniejsze – pokazują to bezlitośnie. Patrzmy na Gazę, patrzmy na Ukrainę – tam umierają ludzie, a my zapalamy znicz w Polsce. Efekt? Mieszany. Bo pamięć narodowa potrafi być nie tylko piękna i oczyszczająca, ale i niebezpiecznie selektywna. Kto zasługuje na znicz, kto „jest godzien” pamięci? A kto zostaje zapomniany, bo miejsce pochówku nie jest widoczne, bo imię się zgubiło, bo okoliczności umierania były poza nagłówkami?

Zapalając znicz, mówimy sobie, że jesteśmy dobrzy – „Pamiętam o Tobie”. Ale zapominamy często, że równie ważne jest powiedzieć: „Nie zapomnę o tamtych”. Tamci – niekoniecznie bohaterowie, niekoniecznie nazwiska z tablicy – ale ci, co odeszli w tym roku. Blisko nas, w pracy, w domu, na ulicy. I których nam brakuje.

Polskie nekropolie jako lustra naszej tożsamości

Spacer po Starych Powązkach jest trochę jak zabawa w archeologa życia. Przechodzisz obok grobu literata, polityka, artysty… i nagle natrafiasz na prostą mogiłę, bez kolumny i marmuru. To zestawienie mówi dużo: że pamięć – i koszty pomnika – są nierówne. Analogicznie – w innych miastach: nekropolie mniejsze, ale równie znaczące.

Zaś w miejscach zupełnie zapomnianych – gdzie mogiły zostały porzucone lub lawinowo zatarte – kryje się ten pierwiastek smutku i ironii: że nasza pamięć jest ograniczona, że czas działa. W Cmentarzu Nieistniejących Cmentarzy w Gdańsku znajduje się pomnik-nekropolia upamiętniająca cmentarze zniszczone, wymazane z mapy. To nie jest romantyczna wizja – to wizja utraty. I to też wpisuje się w nasz listopadowy rytuał.

Między osobistym a uniwersalnym

W tym roku – w tym moim osobistym kalendarzu pamięci – odszedł ktoś bliski. I nie chcę tutaj konkretnie opowiadać, bo to raczej intymna sprawa, ale to sprawiło, że inaczej patrzę na znicze. Zamiast tylko „dla zmarłych” – myślę także: „dla tych, którzy byli”, „dla tych, których już nie ma, ale mogli być”, „dla tych, których mogłem znać, a nie znałem”.

I wtedy myślę o ludziach, którzy umarli w konfliktach – niekoniecznie ze swoim imieniem na nagrobkach; myślę o dzieciach w Gazie, o cywilach w Ukrainie, o żołnierzach, którzy padli z bronią w ręku, ale także o tych, którzy odeszli w spokoju, w domu – i nikt ich wielkiej historii nie upamiętni. Myślę: czy ich pamięć też jest naszym obowiązkiem? Odpowiedź wydaje się twierdząca.

Święto zmarłych – święto żywych

Przechodząc w noc 1 listopada przez cmentarz – znicze migoczą jak drobne gwiazdy pod ziemią. Ale one nie są dla zmarłych (oni już są gdzieś indziej, poza obecnością w tej chwili), one są dla nas – którzy zostaliśmy. Bo zapalamy, bo idziemy, bo stajemy przy nagrobku i mówimy: „Jestem”, „Pamiętam”, „Chciałbym, byś wiedział…”.

I ta noc pokazuje: nie tyle śmierć jest końcem, co zapomnienie. Gdy pamięć gaśnie – człowiek umiera po raz drugi. A skoro tak – to może warto podejść do pomnika nie tylko z lampką i kwiatkiem, ale z pytaniem: „Czy moje życie zasłuży na znicz?”

Tu przypomina się Norwid: „Bo piękno na to jest, by zachwycało – do pracy; praca, by się zmartwychwstało.” Może to właśnie o tym jest całe to święto – nie o żałobie, lecz o pracy nad pamięcią, nad sensem, nad sobą.

Z lekką ironią, bo nie wszystko musi być czarno-białe

Nie trzeba zakładać smokingu ani welonu, by iść na cmentarz. Wystarczy kurtka, spokojne myśli i – jeśli ktoś chce – lekki uśmiech. Bo życie bywa absurdalne: śmierć – absolutna i poważna – tymczasem my zapalamy znicze i robimy zdjęcia na Instagrama. Cmentarze stają się tłem do selfika („Kto jeszcze przed północą wpadnie tu na znicz?”) – i to jest trochę śmieszne, trochę straszne.

Ale może właśnie w tym jest piękno: dostrzegamy absurd, a mimo to robimy to. Stawiamy znicz, bo to nasz protest przeciwko zapomnieniu. I nie musi być to wielkie wyznanie – wystarczy: „Nie zapomnę”. Bo pamięć to trochę nasza ostatnia twierdza przeciwko przemijaniu.

Na temat śmierci można pisać tysiące stron. Ale dzisiaj wystarczy: przyjdź na cmentarz, niech znicz płonie, niech cisza przemówi. Pomyśl o tych, których kochasz; o tych, których nie znałeś; o tych, poległych w Ukrainie czy Gazie; i o tych, którzy są tu – wśród lampionów – cicho. Pomyśl o czcigodnych nekropoliach – Powązki, Rakowicki, Centralny – i o mogiłach zapomnianych, bo i one są częścią pamięci, której jesteśmy strażnikami.

Bo w końcu 1 listopada to święto nie tylko zmarłych – to święto żywych (póki żyją), święto pamiętających. I jeśli potrafimy choćby przez chwilę myśleć z humorem i dystansem (oczywiście z odpowiednią powagą), to znaczy, że żyjemy dobrze. I że pamięć ma sens.

Krzysztof Bielejewski

 

3 komentarze

  1. Zbigniew 02.11.2025 Odpowiedz
  2. HK 03.11.2025 Odpowiedz
  3. slawek 03.11.2025 Odpowiedz

Odpowiedz

wp-puzzle.com logo