03.11.2025
Kiedy wydawało się, że w arsenale ekonomicznej fantazji PiS-u nie zostało już nic oprócz karpia w galarecie i kolejnego programu „Mieszkanie+ w Excelu”, oto nadciąga pomysł tysąclecia: 500 zł dla każdego dorosłego Polaka. Tak po prostu. Z budżetu, z długów, z nieba, z cudu. „Bo nam się należy” – jak mawiała klasyczka gatunku, królowa paragonów Beata Szydło.
Niektórzy, czytając o tym pomyśle, pytają z nadzieją: „czy to żart?”. Otóż nie, drodzy Państwo. To nie żart, to strategia. Strategia polityczna oparta na genialnym odkryciu: skoro ludzie i tak nie rozumieją podatków, deficytu ani inflacji, to po co im to tłumaczyć? Wystarczy dać im pięć stów do ręki, a reszta sama się zrobi.
Tyle że, jak mawiał klasyk ekonomii, John Maynard Keynes, pieniądz ma wartość tylko wtedy, gdy nie drukuje go minister finansów w trybie desperackim, między jednym wystąpieniem w TV Trwam a drugim w Radiu Maryja.
REWOLUCJA W KIESZENIACH, ZAPAŚĆ W PORTFELACH
Pomysł, by każdy dorosły Polak dostał 500 zł miesięcznie, brzmi jak przyspieszony kurs makroekonomii dla przedszkolaków. W teorii – każdy coś dostaje, nikt nic nie traci. W praktyce – jak zawsze w PiS-owskiej ekonomii – pieniądze wyparowują szybciej niż moralność z TV Republika.
Bo skąd wziąć na to środki?
Zlikwidować kwotę wolną od podatku – mówi Marek Dietl, były szef GPW. Pomysł genialny w swej prostocie: odbierz ludziom, żeby im dać. To jakbyś ukradł sąsiadowi rower, pomalował go na niebiesko i oddał, mówiąc z dumą: „Proszę, prezent od rządu!”.
180 miliardów złotych rocznie – tyle kosztowałby ten cud gospodarki. To równowartość całego budżetu na obronność, czyli wszystkich czołgów, dronów i patriotów razem wziętych. Ale po co nam obrona, skoro wróg wewnętrzny – ekonomiczny analfabetyzm – już dawno nas zdobył?
EKONOMIA WEDŁUG KACZYŃSKIEGO: PIENIĄDZ NIE JEST OD TEGO, ŻEBY GO MIEĆ
W PiS-owskiej ekonomii nic nie jest tym, czym się wydaje. Inflacja to „wina Zachodu”, dług publiczny to „inwestycja w przyszłość”, a pusty budżet to „nowa forma oszczędzania przez obywateli”.
Jarosław Kaczyński, który o ekonomii wie tyle, co o TikToku, ma jednak swoją logikę: jak ludziom dasz, to cię będą lubić. A że w międzyczasie wszystko podrożeje, złoty spadnie, a budżet pęknie jak zardzewiała rura – cóż, to już problem następnego rządu.
W końcu to nie pierwszy raz. W 2016 roku było 500+, potem 13. i 14. emerytura, bon turystyczny, węgiel na kartki i benzyna po modlitwie. Każdy kolejny „pomysł” miał coś z późnego Gierka i wczesnego Barei. A teraz – gdy nic już nie zostało do rozdania – przyszedł czas na powietrze plus.
KIESZONKOWE DLA DOROSŁYCH, CZYLI NOWY POLSKI SEN
Pięćset złotych dla każdego to program dla ludzi, którzy już dawno przestali marzyć o pracy. To pieniądze, które nie starczają nawet na rachunek za prąd, ale za to świetnie brzmią w kampanii wyborczej.
Bo oto władza mówi:
– Obywatele! Nie macie mieszkań, nie macie lekarzy, nie macie sądów, ale za to macie 500 zł miesięcznie!
To trochę jakby lekarz amputował pacjentowi nogę, a potem wręczył mu kupon na buty.
NARÓD NAPIWKOWY I JEGO NOWY WODZIREJ – KAROL NAWROCKI

Polska, w wizji Karola Nawrockiego, samozwańczego patrioty, historyka z kompleksami i ekonomicznego analfabety z misją, staje się krajem napiwków. Prezydent, który z dumą podpisuje nominacje dla swoich, a z równą dumą odmawia podpisu pod ustawami naprawiającymi system podatkowy, zdaje się żyć w przekonaniu, że budżet państwa to taka większa wersja budżetu IPN – można w nim mieszać, ciąć i dopisywać legendy.
Nawrocki wetuje ustawy, które mogłyby wreszcie wprowadzić odrobinę porządku w tym fiskalnym chaosie. Blokuje zmiany, które upraszczałyby system podatkowy i ograniczały absurdalne przywileje dla spółek-córek partii. Jego credo brzmi: lepiej nic nie zmieniać, bo jeszcze ktoś by zrozumiał, jak to wszystko naprawdę działa.
Ten człowiek z uporem godnym ucznia drugiej klasy szkoły branżowej myli „reformę podatkową” z „komunistycznym zamachem na świętą własność”. Kiedy ekonomiści ostrzegają przed skutkami jego decyzji, Nawrocki odpowiada – jak zawsze – frazesem o „tradycyjnych wartościach”, jakby fiskus miał się modlić zamiast liczyć.
To nie prezydent, to akustyk z IPN-u, który nagle dostał do ręki fortepian i myśli, że gra Chopina.
Obywatel już nie zarabia, on czeka na przelew od państwa, jak kelner na klienta z Zachodu. Każdy dostaje tyle samo, niezależnie od pracy, wysiłku czy potrzeby. To jak socjalizm, ale bez idei. Jak kapitalizm, ale bez kapitału. Jak Polska – ale z Nawrockim w roli głównego księgowego od cudów.
KTOŚ MUSI TO KUPIĆ
Nie trzeba być profesorem Balcerowiczem, by zrozumieć, że ta gra nie jest warta świeczki. Ba – tu już nie ma świeczki. Tu zostało tylko zadymione powietrze i puste pudełko po zapałkach.
Za te 180 miliardów można by:
- zlikwidować skrajne ubóstwo,
- zbudować tysiąc szpitali,
- zreformować system edukacji,
- albo po prostu nie robić nic – co i tak wyszłoby taniej.
Ale nie. Lepiej kupić lojalność za 500 zł miesięcznie. Bo przecież – jak mawiał towarzysz Kaczyński – naród nie potrzebuje wolnych sądów, tylko ciepłego obiadu i jasnego przekazu w TVP, oczywiście kierowanej przez Kurskiego.
500 zł dla każdego Polaka to nie program gospodarczy. To program terapeutyczny dla polityków PiS, którzy nie mogą pogodzić się z tym, że ich czas minął. To ostatni akt desperacji partii, która zamiast planować przyszłość, rozdaje drobne na pożegnanie.
A my, podatnicy, mamy w tej sztuce rolę statystów – bez kwestii, bez wynagrodzenia, za to z obowiązkiem zapłaty za bilety.
Bo, jak mawiał klasyk, nie ma darmowych obiadów.
Zwłaszcza, gdy gotuje je partia, która nie umie nawet zagotować wody, ale wciąż wierzy, że da się z niej zrobić rosół z suwerena.
Krzysztof Bielejewski

A może by tak po „powietrzu (zasmogowanym) plus” jeszcze chociażby… „wieczne odpoczywanie plus”?
Tanio wypadnie nie rujnując budżetu, z funduszu bógzapłać.
Felieton Pana Krzysztofa Bielejewskiego stanowi błyskotliwą i przenikliwą analizę mechanizmów populizmu ekonomicznego, ukazując, jak oferty typu „500 zł dla każdego” są nie tylko nierealne budżetowo, lecz także nieuczciwe wobec obywateli – to „pieniądze z nieba i cudu”, a w praktyce z deficytu i rosnącego zadłużenia państwa.
Rozbudowane programy socjalne PiS – od 500+ po „500 zł dla każdego dorosłego Polaka” – na które powołuje się Autor są tylko częścią festiwalu nieodpowiedzialności, z tej pożal się boże konwencji. Warto przytoczyć listę głównych „obietnic” socjalnych:
– progresywne 800+ – im więcej dzieci w rodzinie, tym wyższa suma świadczenia, a także coroczna waloryzacja programu 800+ wraz z inflacją.,
– bon mieszkaniowy – 40 000 zł po narodzinach pierwszego dziecka oraz 100 000 zł na zakup mieszkania po narodzinach trzeciego dziecka,
– gwarantowany dochód podstawowy – 500 zł miesięcznie dla każdego dorosłego obywatela Polski, finansowany m.in. przez likwidację kwoty wolnej od podatku (według deklaracji: nawet 160 mld zł rocznie),
– likwidacja kwoty wolnej od podatku – jej usunięcie miałoby częściowo pokryć wydatki na dochód podstawowy.
– darmowe obiady dla wszystkich uczniów szkół podstawowych,
– podwyższenie zasiłku rodzicielskiego oraz zwiększenie świadczenia macierzyńskiego dla rolników ubezpieczonych w KRUS do poziomu płacy minimalnej.
Te zaklęcia, przebrane w obietnice, są w istocie kosztownym i nieodpowiedzialnym kupowaniem lojalności politycznej, które swoją cenę wystawi wszystkim obywatelom w postaci stagnacji gospodarczej, cięć w usługach publicznych i narastającej frustracji społecznej. To, co Autor nazywa „ostatnim aktem desperacji partii na pożegnanie”, najlepiej podsumowuje krytyczną ocenę strategii PiS: nie ma darmowych obiadów – zwłaszcza jeśli gotuje je partia, która nie rozumie mechanizmów ekonomii.
Felieton jest znakomitą lekcją racjonalnego myślenia i ostrzeżeniem przed polityczną magią, a jednocześnie gorzkim, lecz trafnym obrazem obecnej rzeczywistości politycznej.
Patrząc na obraz szpetnego karła ilustrującego ten artykuł, nie mogę sobie odmówić przytoczenia pewnej anegdoty. Jesienią 2021 roku w trakcie protestów „czarnych parasolek” obawiano sie, że tysiące kobiet może całą dobę protestować pod domem Kaczyńskiego. Opracowywano scenariusze ewakuacji tego pana. Jeden z nich zakładał przebranie „imperatora” w kostium krasnala ogrodowego i ogłoszenie alarmu przeciwpożarowego, a interweniujący oddział straży pożarnej miał wywieźć tego „krasnala w przebraniu strażaka” w bezpieczne miejsce.
Wiele wskazuje na to, że sytuacja zmierza w podobnym kierunku, bowiem pojawiła się informacja jakoby ochrona JK rozważała różne scenariusze ewakuacji – tym razem z Polski.