12.11.2025
Środa. Miała być spokojna. Miała być dniem oddechu po wczorajszym upiornym spektaklu kibolsko-faszystowskiego sabatu. Po przemowie w stylu łobuza z młodzieżówki ONR-u, jaką zaserwował Naródowi Karol Nawrocki – pierwszy prezydent Rzeczypospolitej Kibolskiej. Myślałem naiwnie, że może po tym wszystkim przyjdzie chwila ciszy. Ale nie. Nawrocki nie schodzi z ringowego narożnika. Tym razem rzucił się na sądy. Oznajmił z godnością godną selekcjonera lokalnej drużyny bokserskiej, że nie podpisze nominacji 46 sędziów. Bo ci, jak śmią, „nie uznają jego państwa”. Państwa Nawrockiego. Republiki Kaczyńskiej.
Ten człowiek nie wie, co to Konstytucja. On zna jedynie tryb rozkazujący. Odmawia podpisywania ustaw, które zostały przyjęte legalnie, po czym bełkocze o jakimś „porządku konstytucyjno-prawnym”. W jego ustach brzmi to jak szyderstwo. Prezydent, który demoluje system prawny, który ustawia się w roli blokady, nie strażnika, tylko bramkarza klubu nocnego, który decyduje: „ty wejdziesz, a ty nie”.
Jego lista 46 to nic innego jak czarna księga nienawiści. „Nie awansuję tych, którzy słuchają podszeptów Żurka” – oznajmia z kamienną twarzą, jakby chodziło o diabła z bajki. Karol Nawrocki myli prerogatywy z prywatną vendettą. Zawłaszcza państwo. Zachowuje się jak sutener wymiaru sprawiedliwości: tych wciągnę, tych wyrzucę, tym dam, tym nie dam. Bo jego państwo to państwo kibolskie. Prawo silniejszego, bat na sędziów, kołek na niezależność, pała na obywatela.
Ten człowiek nigdy nie miał żadnych kompetencji, by objąć urząd. Zasłynął jako apologeta przemocy, głosił kult „twardej ręki”, lubował się w rekonstrukcjach narodowo-radykalnych. Był przyklejony do historii jak naklejka z IPN-u na stacji benzynowej. Ani wizji, ani klasy, ani godności. A teraz demoluje instytucje państwowe z energią niedoszłego stadionowego chuligana.
Nie sposób nie wspomnieć, że jego marsz przez państwo wspiera drugi z namaszczonych przez Jarosława Kaczyńskiego – Daniel Obajtek. Ten od fuzji, ten od miliardów, ten od tajnych umów i ochrony przez detektywa z Trójmiasta, który zajmował się – jak wynika z ustaleń prokuratury – nie ochroną koncernu, lecz szpiegowaniem polityków opozycji i śledzeniem ich rodzin.
Obajtek – dziś już z zarzutami – wyszedł z prokuratury jak mesjasz ludu PiS-u. W otoczeniu Bąkiewicza, wśród okrzyków „Murem za Obajtkiem!”, rozpływał się w samozachwycie. Kłamstwa? Rozbieżności czasowe? Dokumenty przeczące jego narracji? To wszystko nieważne. Obajtek nie czuje się winny. On się czuje prześladowany. Jak każdy złapany za rękę przez prokuratora człowiek PiS-u, który natychmiast zamienia się w męczennika za sprawę Narodu.
Jak wynika z materiałów śledczych, umowy na kwotę niemal 400 tysięcy złotych miały służyć jego prywatnym celom – zbieraniu informacji o majątku, życiu prywatnym i powiązaniach polityków Koalicji Obywatelskiej. Inwigilacja za publiczne pieniądze. Pegazus po godzinach. Orlen jako narzędzie do brudnej gry politycznej.
Obajtek nie rozumie, czym jest interes publiczny. Nawrocki nie rozumie, czym jest państwo. A Kaczyński – ojciec chrzestny tego duetu – rozumie aż za dobrze, jak wykorzystywać idiotów z misją.
To nie są zwykłe nadużycia. To nie są błędy. To systemowe przejęcie państwa przez watahę pseudopolitycznych rzezimieszków, dla których urząd jest tylko tarczą, a władza pałką. Obajtek miał pieniądze i dostęp do danych. Nawrocki ma pieczątkę i dostęp do mikrofonu. Razem stanowią największe zagrożenie dla demokracji od czasu, gdy Antoni Macierewicz zaczął „wyjaśniać” katastrofy lotnicze.
Dzisiaj wiadomo jedno: to nie są incydenty. To jest metoda. Odmowa nominacji sędziów to nie kaprys. To ostrzeżenie. Zarzut dla Obajtka to nie przypadek. To początek końca. Jeśli się nie obudzimy – Nawrocki i Obajtek napiszą nam konstytucję na kartonie po racach i podpiszą ją pałką teleskopową. W imię Narodu, oczywiście.
Krzysztof Bielejewski

Felieton Krzysztofa Bielejewskiego czyta się znakomicie. To błyskotliwy, odważny i gorzko ironiczny głos krytyczny wobec (p)rezydenta Karola Nawrockiego. Autor nie zawahał się użyć bardzo ostrych słów, nazywając Nawrockiego „sutenerem wymiaru sprawiedliwości” i zarzucając mu jawne nadużycia władzy przy odmowie nominacji 46 sędziom – decyzji, która zbulwersowała środowiska prawnicze oraz opinię publiczną i jest szeroko interpretowana jako polityczny rewanżyzm. Poprzez odniesienia do historii i celne porównania (np. „nie strażnik, tylko bramkarz klubu nocnego”), tekst zmusza do refleksji nad standardami życia publicznego oraz tworzy narrację, która nie pozostawia odbiorcy obojętnym.
Autor ostrzega, że instrumentalne traktowanie prerogatyw prezydenta i blokowanie legalnych nominacji sędziów, oraz publiczne wystąpienia w stylu lidera bojówek – nie są incydentami, lecz częścią metodycznego demontażu instytucji państwa. Felieton jest także wyrazem troski o los polskiej demokracji, a ostrzeżenia Bielejewskiego mają funkcję mobilizującą opinię publiczną do obrony wartości konstytucyjnych.
Felieton punktuje fundamentalne nadużycia i niekompetencję prezydenta Nawrockiego. Zarzuty są uzasadnione: drastyczna retoryka, pogarda dla zasad konstytucyjnych, instrumentalne traktowanie urzędu, promowanie brutalnych wzorców i otwarte szyderstwo wobec idei praworządności. Blokowanie nominacji 46 sędziów to demonstracja politycznej przemocy i narzędzie zastraszania wymiaru sprawiedliwości – taki ruch wpisuje się w najgorsze tradycje autorytarnych rządów. Nawrocki, zamiast być gwarantem ładu konstytucyjnego, staje się jego największym zagrożeniem: grozi to ostatecznym rozpadem instytucji państwowych, zawłaszczeniem ich przez kliki, a w dłuższej perspektywie – poważnym zubożeniem debaty publicznej i upadkiem zaufania społecznego do państwa.
Bielejewski rozlicza Nawrockiego z braku wizji, klasy i godności, zarzucając mu też apologię przemocy i brak elementarnych kompetencji. DAlej stawia zasadniczą tezę: państwo zawłaszczone przez politycznych rzezimieszków i partyjnych bramkarzy to realnie największe niebezpieczeństwo dla polskiej demokracji od lat. Przypadek Nawrockiego jest tu wymownym symbolem kryzysu państwowości i ostrzeżeniem, że indolencja społeczna wobec takich praktyk może okazać się początkiem trwałego upadku polskiego państwa prawa.
Należy podkreślić, że zachowanie Batyra jest kontynuacją zapoczątkowanego w 2015 roku przez PiS systematycznego niszczenia demokracji liberalnej oraz państwa prawa przez zastępowanie ich zdegenerowanymi, skompromitowanymi atrapami instytucjonalnymi i lojalnymi wykonawcami. Zaprzysiężenie Nawrockiego spowodowało frontalny atak na obowiązującą konstytucję oraz wynikający z niej porządek prawny a także instytucjonalny. Rządząca koalicja, premier i rząd stoją przed koniecznością obrony ustroju państwa przed instytucją, która miała stać na jego straży – instytucją prezydenta.
W rozgrywce Nawrockiego z rządzącą koalicją zupełnie zmarginalizowany został Jarosław Kaczyński. Ciekawe czy wróci jeszcze na scenę polityczną, czy zostanie odsunięty przez młodszych neandertali ?