Janusz J. Tomidajewicz: Jaka lewica ma szanse?6 min czytania


14.11.2025

Lewy sierpowy

Brak nam populistycznej lewicy. Czy taka lewica ma w Polsce szanse?

Wszystko wskazuje, że w Polsce powstrzymanie skrajnej prawicy może nastąpić nie dzięki bardziej efektywnej propagandzie a nawet pewnemu przesunięciu na prawo partii środka, lecz dzięki ofensywie „populistycznej” lewicy.

Zmiany jakie, w ciągu ostatnich dwu lat, a w szczególności od wyborów prezydenckich, obserwujemy w rozkładzie sympatii politycznych polskiego społeczeństwa pokazują wyraźny wzrost poparcia dla obu wariantów partii skrajnie prawicowych. Zarówno w wydaniu skrajnie liberalnym reprezentowanym przez Mentzena, jak i w wydaniu radykalnie nacjonalistyczno-katolickim reprezentowanym przez Brauna. To przesunięcie poparcia społecznego odbywa się głównie kosztem próbującej uplasować się na środku sceny politycznej Trzeciej Drogi, ale w pewnej części także kosztem PiS-u i w niewielkim Platformy (przepraszam, już Koalicji) Obywatelskiej. Natomiast, o dziwo, okazuje się, że mimo rosnących tendencji prawicowych obie partie lewicowe ciągle utrzymują a nawet lekko zwiększają swą pozycję polityczną w społeczeństwie.

Już w wyborach prezydenckich lewicowe kandydatki i kandydaci łącznie uzyskali dobrze ponad 10% głosów, a w kolejnych powyborczych sondażach suma poparcia dla obu partii lewicowych także przekracza lub bliska jest tych 10%. Zdaje się to wskazywać, że dla znacznej części wyborców (w szczególności młodych), która zawiodła się brakiem zdecydowania koalicji 15 października i ma już dość wiecznego sporu (coraz mniej ideowego, a coraz bardziej personalnego) między Kaczyńskim i Tuskiem, mało atrakcyjne staje się poszukiwanie starającej się wszystkich pogodzić trzeciej drogi. W to miejsce wśród wyborców zdaje się zwyciężać przekonanie, że trzeba się opowiedzieć za którąś z opcji zapowiadających radykalną zmianę. I tu – skrótowo rzecz ujmując – problem sprowadza się do wyboru między skrajną i populistyczną prawicą, a również przedstawianą jako skrajna i populistyczna, lewicą. Piszę „przedstawianą jako skrajna”, bo tak naprawdę żadna z polskich partii lewicowych nie jest w swych postulatach programowych skrajna, zaś różnice między nimi nie dotyczą założeń programowych, a politycznej taktyki, która ma prowadzić do ich realizacji. W rezultacie dla wyborcy poszukującego alternatywy, która pozwoliłaby na wyjście z beznadziejnego sporu między KO i PiS, skrajnie prawicowe Konfederacja i Korona Polska mogą wydawać się znacznie bardziej zdecydowane i konsekwentnie antysystemowe niż prawie pogodzona z obecnym systemem lewica.

Z punktu widzenia zagrożeń stwarzanych przez skrajną prawicę interesujące może być porównanie naszej sytuacji politycznej z układem sił politycznych we Francji. Tam również po ostatnich wyborach parlamentarnych znacznie wzrosła reprezentacja ugrupowań uznawanych za skrajne. Skrajnie prawicowe i nacjonalistyczne Zjednoczenie Narodowe M. Le Pen jest obecnie największym ugrupowaniem parlamentarnym, a uznawana za skrajnie lewicową Francja Niepokorna J. L. Melanchon’a jest trzecią siłą parlamentarną i w sojuszu z tradycyjną Partią Socjalistyczną tworzy najsilniejszy blok parlamentarny. W tradycyjnie lewicowej Francji to oczywiście znacznie więcej niż lewica może dziś osiągnąć w znacznie bardziej prawicowej Polsce. Jednak przykład francuski pokazuje, że lewica uznawana za skrajną jest w stanie osiągnąć dziś nawet większe poparcie niż tradycyjna socjaldemokracja. Także w Polsce tę tendencję potwierdziły wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich, w której A. Zandberg uzyskał wynik lepszy od M. Biejat.

Oczywiście zarówno baza społeczna lewicy jak i odpowiadające jej główne postulaty programowe znacznie różnią się między Francją i Polską. Przede wszystkim, we Francji znaczącą rolę w wyborach mogą odegrać pracownicy mający imigranckie pochodzenie. Dlatego obrona imigrantów może tam stanowić nośne hasło wyborcze. W Polsce, chociaż imigranci odgrywają coraz większą rolę na rynku pracy, ciągle nie mają oni większego znaczenia, jako wyborcy. Natomiast przez większość polskich wyborców, także tych należących do klasy ludowej, imigranci są w znacznym stopniu (niesłusznie) traktowani, jako zagrożenie. W rezultacie stosunek do polityki migracyjnej, w odróżnieniu od Francji, może być dla polskiej lewicy jednym z najtrudniejszych tematów wyborczych. Wobec przeważającego w polskim społeczeństwie braku zaufania do państwa, także „populistyczne” lewicowe postulaty wysokiego opodatkowania bogaczy i zwiększenia nakładów na powszechnie dostępne usługi społeczne, nawet dla polskiej klasy ludowej, mogą być mniej atrakcyjne niż obiecywane przez prawicę transfery bezpośrednie i przynoszące korzyści głównie bogatym obniżanie obciążeń podatkowych. Również obietnica zahamowania pełzającej prywatyzacji usług społecznych nie jest w społecznej świadomości postrzegana jako szczególnie atrakcyjny kierunek działania. Pokazuje to, że w Polsce sformułowanie projektu lewicowego, który mógłby przynieść „populistyczny” sukces może być trudniejsze niż we Francji. Niemniej przed kolejnymi wyborami wszystko wskazuje, że w Polsce powstrzymanie skrajnej prawicy może nastąpić nie dzięki bardziej efektywnej propagandzie i nawet pewnemu przesunięciu na prawo partii środka (KO, PSL, Polska 2050), lecz dzięki ofensywie „populistycznej” lewicy. W związku z tym należy sobie jednak zadać pytanie: co w polskich warunkach może stanowić populistyczne hasła lewicy?

Populistów definiuje się, jako tych, którzy twierdzą, że to oni mówią w imieniu “zwykłych ludzi” i że “elity” ich oszukują. Dlatego muszą przejąć władzę, by bronić interesów ludu…Łączy ich sposób działania – proste hasła, silne emocje, niechęć do kompromisów i przekonanie, że tylko oni mają rację. Oznacza to, że także polska lewica powinna wskazać „ludowi” elitarnych wrogów, którzy są winni temu, co złe, z którymi będzie walczyć i których okiełznanie wreszcie umożliwi lepsze zaspokojenie potrzeb zwykłych ludzi. Dla lewicy takim wrogiem nie mogą być imigranci, nie mogą być ekolodzy, czy mniejszości seksualne lub obyczajowe, a nawet elity intelektualne. Natomiast takim wrogiem dla lewicy mogą stać się elity finansowe i biznesowe, zblatowane z nimi środowiska polityczne i mechanizmy ustrojowe oddające władzę w ręce potężnych, krajowych i międzynarodowych grup wpływu. Lewica musi także pokazać, że to nie państwo, lecz wielki biznes jest wrogiem małego i średniego biznesu. Przecież to on dyktuje rolnikom niskie ceny skupu płodów rolnych i to on narzuca niewolnicze warunki umów ze swoimi poddostawcami.

Przekonanie naszego społeczeństwa do konieczności walki z tak określonym „wrogiem ludu” może stać się dla lewicy głównym paliwem wyborczym a równocześnie podstawą do sformułowania całego zestawu postulatów programowych takich jak: opodatkowanie wysokich fortun i dochodów, poddanie kontroli działalności wielkich krajowych i międzynarodowych monopoli, walki z „luką VAT i unikaniem opodatkowania (optymalizacją podatkową) oraz z drugiej strony: ochrony pracujących i związków zawodowych, rozwoju usług publicznych, popierania społecznego budownictwa mieszkaniowego, finansowego wsparcia dla rozwoju nauki i techniki a nawet wsparcia poprzez transfery bezpośrednie grup w najgorszej sytuacji materialnej (pomoc społeczna, świadczenia na rzecz niepełnosprawnych itp.).

Janusz J. Tomidajewicz

Em. profesor ekonomii na UEP i w Uniwersytecie Zielonogórskim.
Założyciel Unii Pracy i wieloletni członek jej władz krajowych i regionalnych.

 

4 komentarze

  1. slawek 16.11.2025 Odpowiedz
  2. Zbigniew 16.11.2025 Odpowiedz
    • slawek 16.11.2025 Odpowiedz

Skomentuj slawek Anuluj pisanie odpowiedzi

wp-puzzle.com logo