Wyniki wyborów do rosyjskiej Dumy Państwowej Putin i jego ekipa powinni potraktować, jako sygnał ostrzegawczy, swego rodzaju żółtą kartkę pokazaną im przez wyborców.
Według wstępnych rezultatów, podanych przez WCIOM (prokremlowską agencję badań socjologicznych na podstawie exit polls), rządząca partia Jedna Rosja dostała zaledwie 48,5 proc głosów. To znacznie mniej niż przewidywano w ostatnich przedwyborczych sondażach.
Na kilka dni przed niedzielnym głosowaniem, wskazywano wprawdzie, że partia Putina i Miedwiediewa nie zdobędzie tak upragnionej większości konstytucyjnej (co uważano za największą sensację i wyzwanie. Przypomnijmy: przed czterema laty, “Jedna Rosja” zdobyła 64,3 proc głosów), ale nikt przewidywał, że wyniki będą jeszcze gorsze. Cenione za niezależność i uznawane za najbardziej wiarygodne Centrum Lewady dawało ekipie Putina i Miedwiediewa 53 proc głosów, a WCIOM – niewiele więcej, bo 53,7 proc. W tej sytuacji, uzyskane w niedzielnych wyborach przez rządzącą “Jedną Rosję” 48,5 proc głosów, nawet jeśli ostatecznie uda się przekroczyć 50 proc (jeśli nie zdarzy się kolejny cud nad urną) to naprawdę bardzo kiepski rezultat.
Zwłaszcza, jeśli odliczymy od niego jeszcze ok. 15 proc, które zwykle uzyskuje aktualna partia władzy, wykorzystując tzw “zasób administracyjny” (administratiwnyj resurs), tj z pomocą masowo stosowanych, administracyjnych praktyk poprzez przekupstwo wyborców, zmuszanie do głosowania na określoną partię itp. A nikt nie ma wątpliwości, że i tym razem praktyki te stosowano na skalę masową.
Napisano już wiele o niedostatkach (mówiąc delikatnie) tzw. suwerennej demokracji w wydaniu putinowskim i powtarzanie tego wszystkiego w kontekście ostatnich wyborów nie ma większego sensu. “Koń jaki jest każdy widzi”. Wyniki niedzielnego głosowania można natomiast – i należy – potraktować, jako wyraz co najmniej zmęczenia rosnącego odsetka Rosjan istniejącym systemem rosyjskiej władzy, która praktycznie jest “niezmienialna”, ale także, jako dowód spadku zaufania do rządzącej ekipy.
Breżniew wiecznie żywy?
Zdaniem Jewgienija Gontmachera, szefa Instytutu Rozwoju Współczesnego – think tanku doradzającego w minionych latach prezydentowi Dmitrijowi Miedwiediewowi – rezultat niedzielnych wyborów można uznać także, za wyraz swego rodzaju protestu przeciwko roszadom (“rokirowkom”) na szczytach władzy – tj. zamianie miejscami Putina i Miedwiediewa – z całkowitym pominięciem tego, co myślą wyborcy, sami Rosjanie. Odebrano to jako wyraz ich lekceważenia i początek nowej “epoki zastoju”, przez analogię do czasów Breżniewa, który rządził dożywotnio.
Z Putinem – mówią krytycznie oceniający sytuację Rosjanie – może być tak samo. Nie ma żadnych wątpliwości, że po zmianie konstytucji, która wydłużyła kadencję prezydencką do 6 lat, Władimir Władimirowicz będzie rządzić Rosją przez następnych 12 lat, a po kolejnej roszadzie, jeśli po drodze nie dojdzie do jakiejś zawieruchy – aż do śmierci… To zaś oznacza – jak pisze Lilia Szewcowa z moskiewskiego Centrum Carnegie – że w Rosji zmiana władzy, jak przez stulecia, będzie możliwa tylko w wyniku rewolucji, a nie przeobrażeń demokratycznych. W najlepszym zaś razie znów przyjdzie czekać na kolejny kryzys i kolejną pieriestrojkę… Jeśli przyjdzie.
Dziś to chyba największy problem. Niedzielne wybory do Dumy Państwowej to był zaledwie początek realizacji nowego projektu politycznego, którego finałem będą wybory prezydenckie, z już znanym ich zwycięzcą. Po zakończeniu całego tego cyklu politycznego, kończącego krótki okres systemu “tandemokracji”, (stworzonego, jak się okazuje, wyłącznie na okres przejściowy), Rosja będzie pewnie wyglądała inaczej niż dotąd, ale tak naprawdę nikt nie wie jeszcze jaka będzie w istocie.
Rosja putinowska – bis
Niepokoi co innego. Wbrew pozorom rosyjska elita władzy nie jest tak jednorodna, jak by się z pozoru wydawało. Zdaniem Michaiła Chodorkowskiego, rozmowę z którym opublikował niedawno portal “gazeta.ru” – powrotu Putina na Kreml, na najwyższe stanowisko w rosyjskiej hierarchii władzy domagało się najbliższe jego otoczenie. Dodajmy: wywodzące się głównie z tzw. struktur siłowych i służb specjalnych – które nie mogło mieć i nie miało zaufania do lojalności Miedwiediewa. Ale dlatego też możemy teraz – i chyba na długo – zapomnieć o jakichkolwiek programach modernizacyjnych, o których jeszcze wiosną tego roku mówił Miedwiediew i któremu tak wielu jednak uwierzyło.
I jeszcze jedno: jeśli rządząca w Rosji elita władzy, nawet podzielona na skrzydło bardziej liberalne, bardziej otwarte na Zachód i promodernizacyjne oraz to konserwatywne, związane ze strukturami siłowymi – wybrała wariant “putinowski”, to także pod wpływem tego, co dzieje się w Europie i na świecie. Kryzys i zawirowania europejskie mogły posłużyć, jako dodatkowy argument, żeby wziąć na przeczekanie i spróbować wykorzystać słabość partnera, jego zaabsorbowanie własnymi, wewnętrznymi problemami, aby – w sferze geopolitycznej – jak najwięcej “ugrać” dla siebie.
Rosyjskie wahadło
To niczego dobrego nie wróży. Już można zaobserwować usztywnienie rosyjskiej dyplomacji w wielu fundamentalnych kwestiach polityki zagranicznej i wyraźną zmianę tonu, retoryki. A myślę, że jest to tylko początek. Oczywiście, nie rozwiąże to rosyjskich problemów modernizacyjnych, potrzeby gruntownych reform strukturalnych, o których tyle mówiono w ostatnich latach, także z inicjatywy prezydenta Miedwiediewa. Co więcej, w miarę pojawiających się kłopotów, będących wynikiem zaniechania takich reform, rosnąć będzie pokusa szukania ratunku w tzw. silnej władzy, a być może również – konsolidowania społeczeństwa poprzez odwołanie się do haseł nacjonalistycznych (wielu prognozuje taki właśnie rozwój wydarzeń), aż do kolejnej rewolucji.
Rosyjskie wahadło znów zaczęło wychylać się w dobrze znanym kierunku, a jedyne co budzi nadzieję – i właśnie po niedzielnych wyborach – to to, że mimo propagandowej i administracyjnej ofensywy Kremla oraz rządzącej partii, Rosjanie, przeciętni rosyjscy obywatele, potrafili pokazać władzy “żółtą kartkę”. Wątpię natomiast, aby rządząca ekipa wyciągnęła z tego wnioski, zdecydowała się na jakieś zmiany strukturalne, “poluzowanie kursu” itd. Bardziej prawdopodobne jest to, że – po zakończeniu politycznego eksperymentu z “tandemokracją”, swoistą dwuwładzą – Putin, (i stojące za nim środowiska polityczne), postawi na jeszcze większą konsolidację władzy.