Alina Kwapisz-Kulińska: Podglądanie Zuzanny (3)45 min czytania

Ostatnie spotkanie z Zuzanną, już po wkroczeniu Niemców, po rzeziach Żydów, na które pozwalali Ukraińcom, opisuje Mieczysław Jastrun:

Zostaliśmy sami. Było głodno i pusto. Odwiedziliśmy Zuzannę Ginczankę, mieszkającą niezbyt daleko od nas. Marzyła o tym, by się przedostać do Krakowa. Wierzyła, że tam będzie lepiej i bezpieczniej. (…) Siedziała teraz przy dużym stole, towarzyszył jej jakiś nieznany mi pisarz, którego nazwiska zapomniałem. [Być może był to Franciszek Gil]. Ginczanka liczyła, że wkrótce ruszą pociągi, a wtedy… Nie tylko ona miała nadzieję, że końcu znajdzie się pod czyjąś opieką i zniknie z jej oczu cień, który od pewnego czasu szedł za nią i przed nią.

Tym cieniem było żydostwo: Ginczanka była piękna, ale była Żydówką, jak mówiono wówczas, niezupełnie pojmując, co to znaczy i dlaczego jest wyklęta.

Tajemnic kilka: dlaczego Zuzanna nie uciekła w głąb Rosji? Dlaczego od razu się ukrywała, nie podejmując niemieckiej gry w rejestrację, opaski i getto, ze wszystkimi jej nieuchronnymi konsekwencjami? Niewielu Żydów, identyfikujących się z pochodzeniem lub nie, przejrzało niemiecką taktykę. Należał do nich prof. Steinhaus. Jak pisze, rychło przygotował się do zmiany identyczności, przez zniszczenie wszystkich dokumentów osobistych i listów. Wyrobił z pomocą przyjaciół fałszywe papiery dla siebie i żony, zniknął ze swego domu, nie meldował się, ukrywał poza Lwowem. Po tym, co ujrzał już w pierwszych dniach niemieckiej okupacji, jedynym racjonalnym zachowaniem był brak zaufania i jakiegokolwiek współdziałania z Niemcami. Dzięki temu przeżył. Oprócz mądrej decyzji o ukrywaniu się, miał szczęście.

Zuzanna i jej mąż zdaje się stwierdzili to samo; także się ukrywali i do getta nie poszli. Jak wyglądało to ukrywanie się? Idźmy tropem odsłoniętym przez Agnieszkę Haską w artykule pt. „Znałam jedną żydóweczkę ukrywającą się…”, zamieszczonym w PAN-owskim piśmie pt. „Zagłada Żydów”. Podczas okupacji [Marceli] Stauber, Zuzanna Ginczanka i jej mąż Michał Weinzieher, Franciszek Gil oraz Blumka Fradysówna mieli zajmować jedno mieszkanie przy Jabłonowskich 8a. W tej samej kamienicy mieszkali i dozorcami byli Chominowa Zofia i jej syn Marian, uwiecznieni przez Zuzannę w wierszu jej ostatnim, a nam znanym.

Wiersz później, najpierw historia. Sprawę ukrywania się Zuzanny i jej męża we Lwowie poznajemy z akt sprawy wytoczonej Chominowej i jej synowi m.in. przez Marcelego Staubera. Oskarżeni zostali o pomaganie Niemcom w wydawaniu i szykanowaniu Polaków i Żydów, lokatorów z ulicy Jabłonowskich, a konkretnie o zadenuncjowanie Zuzanny Ginczanki i Blumki Fradysówny. Świadek oskarżenia Ludwika Karwowska, przedtem Gelmont, była przyjaciółką Zuzanny. To ona przekazała dołączony do akt sprawy tragiczny, szczególny dowód oskarżenia – wiersz Zuzanny pt. Non omnis moriar. Nie zapamiętała, skąd go miała.

Blumka Fradysówna także wywodziła się z Równego. Na ogół uważano, że podczas okupacji spotkały się dopiero w Krakowie, po ucieczce Zuzanny ze Lwowa. Autorka artykułu wydobyła jednak na światło dzienne ich lwowskie kontakty.

Tę szkolną przyjaciółkę Zuzanny opisał dokładnie Jan Śpiewak. Zwrócił uwagę na jej oryginalność i dziwaczność: Najbliższa przyjaciółka Zuzanny była także przedziwną dziewczyną. Pochodziła również z mieszczańskiego domu, nie mniej zamożnego, tylko jeszcze bardziej zdziwaczałego. Śpiewaka w jej domu zwłaszcza zszokowało lustro umieszczone naprzeciw sedesu! Dalej wyjawia, że Fradysówna była przystojną dziewczyną, inteligentną, dowcipną, ale od dzieciństwa zakompleksioną, opisuje jej lęki, zamykanie się w wewnętrznym świecie, wręcz zamykanie się w domu (depresja?). Zauważa przy tym, że z Zuzanną różniły się bardzo. Może jednak lęki Zuzanny były nie mniej obezwładniające. Jej późniejsze życie raczej potwierdza to przypuszczenie – stwierdza.

Krótkie życie. Tropienie Zuzanny, jej męża i Blumki, o które oskarżono Chominów, odbywało się w sierpniu roku 1941. W dwa miesiące po wkroczeniu Niemców do Lwowa. Na rzeź Żydów Niemcy pozwolili Ukraińcom. To było barbarzyństwo niewyobrażalne. Jak z epoki Chmielnickiego.

Na ulicy Jabłonowskich 8a zaczęło się tak, jak zeznaje Ludwika Karwowska: W dzień Petlury w lipcu 1941 roku cały dom obszukiwali Ukraińcy. Chominowa z córką b. usilnie im w tem pomagały, wskazując wszystkie możliwe wyjścia z domu. Przy częstych wizytach policji niemieckiej, wiedząc iż w domu tym mieszka ludność żydowska Chominowa również informowała ich jak i gdzie można kogoś znaleźć. Mariana Chomina, służącego w jakiś niemieckich służbach pomocniczych, widziano, jak przeszukiwał z Niemcami komórki. Schwytana Blumka wylegitymowała się dokumentami rumuńskimi (była urodzona na terenie ówczesnej Rumunii, w Kiszyniowie, co potwierdza zgłoszenie o jej zamordowaniu złożone w Yad Vashem przez kuzynkę) i ją wypuszczono, co Chominowie mieli zakwestionować (tłumacząc, pisownia wedle oryginału zeznań, szukającym Niemcom, że to jest żadna rumunka tylko żydówka). Zuzanna zdołała wykupić się patrolowi wezwanemu przez Chominową, a ta nasłała na nią kolejny patrol. Podobno uratował ją paszport nansenowski, podobno uratował ją sąsiad, fryzjer czy kelner. Był rok 1941. Zuzanna miała 24 lata. Między 25 a 29 lipca lwowskich Ukraińców ogarnął morderczy amok. Musiała o nim wiedzieć. Potem był kolejny rok ukrywania się i denuncjacji. I przeniesienie się do wymarzonego Krakowa. Skąd Kraków?

Czytaj też:

Alina Kwapisz-Kulińska

 

4 komentarze

  1. A. Goryński 30.03.2014
  2. Alina Kwapisz-Kulińska 30.03.2014
  3. Kot Mordechaj 30.03.2014
  4. Alina Kwapisz-Kulińska 30.03.2014