2015-06-18.
Na wstępie historyjka – dygresja – kursywą. Można pominąć, nie tracąc wątku, z którym się ona wszelako jakoś wiąże. I może komuś coś dać do myślenia. A poza tym, chce mi się ją opowiedzieć.
Przeczytałem to ongiś w książce generała w armii, kolejno; carskiej i Czerwonej, hrabiego Alieksieja Ignatiewa ”Piatdiesiat liet w stroju’’. Autor, w czasie I wojny światowej rosyjski attache militaire we Francji, dysponował imiennie ogromnymi kwotami Rosji, które przekazał bolszewikom. Opisuje on między innymi okoliczności śmierci, w wieku 38 lat, generała Michaiła Skobielewa, ludowego bohatera Rosji i Bułgarii.
Zaczął on, Skobielew, od udziału w ”podawlieniju polskowo miatieża” w 1863 roku. Jego pomniki w Warszawie i w Suwałkach usunięto w niepodległej Polsce. Odznaczył się w okrutnym podboju Azji Środkowej, a największe, spektakularne sukcesy odnosił w wojnie rosyjsko-tureckiej (1877-1878) na terenie Bułgarii, która dzięki niej odzyskała niepodległość po wiekach. Był uwielbiany.Za brawurę, męstwo, szeroki gest. W prawie wszystkich domach rosyjskich, a już szczególnie ”w narodzie” widniały jego podobizny.
Według Ignatiewa w roku 1882 odbył inspekcję w znajdującym się w Moskwie pułku. Wypadła dobrze i panowie oficerowie popili z generałem, a potem całe towarzystwo udało się do burdelu, gdzie w środku nocy Skobielew niespodziewanie umarł.
Okoliczności oficerowie uznali za kompromitujące, ale przepisy surowo zabraniały w takich warunkach wywożenia ciała bez odpowiedniej procedury. Zezwolenie mógł wydać tylko moskiewski policmajster, który tej akurat nocy nie spędzał w domu. Znalazł się rano, natychmiast zezwolił. Trupa ubrano w mundur, posadzono na siedzeniu dorożki, siedzący po bokach oficerowie, podtrzymywali go. Lecz już się po Moskwie rozeszło. I tak jechali wśród gęstniejących szpalerów ludzi, którzy klękali, żegnali się, głośno się modlili i płakali. Wszyscy wiedzieli, nikt nie komentował, wtedy i potem. Nie pisano w gazetach, nie znalazło się w dokumentach. A bohater był kontrowersyjną osobowością. Miał wrogów, których się bał. Nie podnosili okoliczności w jakich umarł. Krążyły nawet legendy, że go zabito na zlecenie … Bismarcka, bo Skobielew uważał Niemcy za groźnego wroga Rosji.
Rosyjska Wikipedia informuje nawet jak się nazywała kokota, a którą generał spędził ostatnie chwile, lecz pomija drastyczne okoliczności eksportacji. Autorzy mogli do tego nie dotrzeć, a Ignatiew stykał się ze świadkami i uczestnikami wydarzenia i wydaje się wiarygodny.
No to, do czasów naszych.
Knajpiany savoir vivre
Noga moja nie postanie na pokładach statków armatora Costa Crociere, który mógł zatrudnić takiego kapitana jak Francesco Schettino z wycieczkowca Costa Concordia, tak samo jak nie postanie w lokalach, w których zatrudnia się kelnerów podsłuchujących gości i sprzedających nagrania, wiedząc o tym ich niecnym procederze. To, rzecz jasna, przestępstwo, lecz gorszy niż przestępstwo jest fakt, że to obrzydliwość.
Idąc do knajpy, dopuszczam, że czasem może mnie spotkać przykrość, w postaci nie nadmiernie smacznego dania, niekoniecznie sprawnego kelnera. Znam też ludzkie słabości i wiem, że czasem kelner może podać coś na fryturze wczorajszej świeżości, czy kropli nie dolać do kieliszka. Lecz zakładałem, że nie będzie na zapleczu pluł do talerza i nie powie ani żonie ani szefowi, z kim i kiedy w lokalu tym bywam. A tu zawodowcy sprawiają, że klienta kompromituje skorzystanie z ich usługi, że łamie mu to karierę i życie.
Po takim twierdzeniu rozlegają się wrzaski, że pomijamy meritum tego co podsłuchano. Że skupiamy się na procederze podsłuchu, który może nie jest najszlachetniejszym zajęciem, lecz służy tu dobrej sprawie, a my pomijamy treść tych podsłuchów. Czyli to o czym podsłuchiwani mówili.
Otóż, nie służy to dobrej sprawie
Exempla ad extremum
Polityk, przywódca, mąż stanu. Przemawia do wielkiego zgromadzenia, stojąc na tle flag i transparentów. Wyjaśnia, zachęca, wzywa. Entuzjazm. I nagle na wielkim telebimie, który powiększa jego obraz, widać go nie na trybunie, lecz w …toalecie. Rozpina i spuszcza spodnie i…wszyscy widzą co dzieje się dalej.
Czy to tak trudno ulokować dyskretnie kamerkę w dowolnym miejscu ? Może jeszcze z mikrofonikiem.
Czy ten człowiek nie robi tego co w miarę regularnie robią wszyscy, łącznie z PT profesorami zwyczajnymi i biskupami? Czy to w czymkolwiek niweczy jego osiągnięcia, zasady które głosi, cele do których wzywa? Podważa jego merytoryczne kwalifikacje do roli, którą pełni, albo o którą się ubiega ?
Albo nagranie pokazujące jak on uprawia seks. Nie żaden tam taki. Ze ślubną żoną, na małżeńskim łożu, nad którym wisi ich zdjęcie ślubne, zrobione na tle ołtarza. Wystarczy.
Drastyczne? Zmieniamy ujęcie. Rzeczony człowiek, bez marynarki, z rozluźnionym krawatem i w rozpiętej koszuli, lekko już zaczerwieniony – obraz w kolorze – siedzi z drugim takim przy knajpianym stoliku. Najazd kamery na szyld i widzimy, że to nie jest bar mleczny. Najazd na talerz…ośmiorniczki ! Bo cóż by innego? I jeszcze etykieta butelki z wyjaśnieniem, że to wino kosztuje tyle ile wynosi najniższa emerytura.
Na razie mamy fonię bez wizji. Tej fonii zresztą, nie dają nam odsłuchać. Wystarczyć ma zapis i opis. Zapis wybranych fragmentów. Kawałki rozmowy z kilkoma paskudnymi zdaniami, które mogły znaczyć nie zupełnie to co z nich w takim formacie odczytujemy. I opis lokalu, o którym prosty człowiek może tylko pomarzyć.
Powyższe przykłady różnią się poziomem drastyczności. Mechanizm za każdym razem jest taki sam. Odzieranie człowieka z godności i pozbawienie go w ten sposób kwalifikacji do pełnienia roli publicznej, w której on się może sprawdzać, lub nie, lecz raczej w luźnym związku logicznym z demaskowaniem jego intymności. No bo co ma z tego wynikać, że ktoś robi kupę i że jakieś bydle wykorzystuje to przeciw niemu ?
Postponowany mógłby nawet niczego nie mówić, a jest ośmieszony. Choćby przez te ośmiorniczki. Tu dygresja, którą można pominąć. W PRL mieliśmy bananową młodzież, która miała dostęp do nieobecnych na rynku bananów. Jak dzisiaj kogoś stać na łopatkę to może sobie kupić te ośmiorniczki nawet po 28 za kilo, a w dyskoncie to i trzynaście.
Słowa, słowa
Ilu jest ludzi, którzy nigdy przez chwilę, albo i dłużej, nie pomyśleli z wściekłością o bliskim sobie człowieku? Którzy nigdy ze złością nie powiedzieli czegoś złego o nim komuś innemu? Nie podzielili się ostrą, nieraz niesprawiedliwą i krzywdzącą uwagą? Często nic z tego nie wynika. Nie zmienia się stosunek do innego człowieka, jakieś grupy, instytucji, do sprawy. Nawet gdy takiej wypowiedzi towarzyszą epitety, słowa ”powszechnie uważane za obelżywe”.
Czasem wynika to z chwilowego napięcia, emocji, nad którą nie możemy zapanować. Czasem chcemy się komuś przypodobać, podstroić się pod ton jakiejś zbiorowości. Nie są to rzeczy chwalebne, ale przeważnie cechuje je ”znikoma szkodliwość społeczna”, dopóki się sprawa nie nagłośni. Dlatego, niezależnie od tego, że to także nieładnie, nie należy podsłuchiwać, podglądać, czytać cudzej korespondencji. Nie kalkuluje się, bo możemy trafić na epizod który nie mówi całej prawdy, czy zgoła wprowadza nas w błąd, prowadzi do fałszywych wniosków i szkodliwych postanowień. I tym bardziej nie należy rozpowszechniać czegoś takiego.
W zespoliku, w którym redagowaliśmy PWA, podziemny ”Przegląd Wiadomości Agencyjnych”, pojawił się ktoś z kolejnym donosem na Jaruzelskiego, który ponoć w ścisłym gronie o działaczach opozycji mówi ”te chwasty”.
– No dobrze. A jak my mówimy o Jaruzelskim ?
W Google’u figuruje oda doń, ”Bluzg”. Można sprawdzić.
Ludzie mający do siebie jakąś sprawę, a ufający sobie. Członkowie niewielkich gremiów decyzyjnych. Wszyscy oni muszą się ze sobą w nieskrępowany sposób naradzić, zanim wystąpią z czymś publicznie. Rzuca się różne pomysły, nieraz od czapy. Nauka o zarządzaniu kwalifikuje taki proceder jako ”burzę mózgów”. Czasem wplecie się w to jakiś dowcip. Czasem opinie z epitetem. Niech ktoś to nagra, a potem poda do wierzenia. Jak chociażby te sześć tysięcy miesięcznie Bieńkowskiej, które mogło wkurwić nawet zarabiających nieco powyżej średniej krajowej, jeśli nie dowiedzieli się, że to nie o zarobkach w ogóle, a w sferze ministerialnej.
Życie byłoby za proste i za łatwe gdyby wszystko było jednoznaczne. Podsłuchiwanie, podglądanie, szperanie w cudzych listach i komputerach jest paskudne, lecz się stosuje, tak jak stosuje się środki zapobiegawcze. Jeśli jest to konieczne, robią to odpowiednie służby na mocy odpowiednich przepisów, pod odpowiednim nadzorem. Zdobyte ta drogą materiały operacyjne służą zapobieganiu przestępstwa, ujęciu przestępcy i na ogół nie stanowią dowodu w postępowaniu sądowym. Wiadomo też, że istnieją i funkcjonują wywiady. Lecz podstawową zasadą ich działalności jest dyskrecja, wręcz tajemnica. I chodzi, służbom i wywiadom, o konkretną, rzetelną wiedzę, a nie o materiał publicznie kompromitujący kogoś czy coś. W Rosji jest już skrót; kompromat, który chyba się przyjmie wkrótce i u nas.
Winni niewinni
Działanie wywiadów przeważnie jest nielegalne i podlega karze, bądź restrykcjom dyplomatycznym. Wszelakie służby powinny odpowiadać za to co robią i ponosić konsekwencje, jeśli robią to z naruszeniem prawa i procedury.
Ci, którzy zlecają nielegalne podsłuchy i podsłuchują też powinni podlegać karze i chyba ją poniosą, chociaż przy sposobie działania naszego aparatu sprawiedliwości nie jest to takie pewne. Problem jest z nagłaśnianiem. Wyjawianie tajemnicy państwowej – jeszcze proste. Podawanie nieprawdziwych faktów obciążających może być przedmiotem procedury karnej. Kompromitowanie kogoś nawet przez podanie prawdziwych faktów, a już szczególnie spreparowanych, może być podstawą do oskarżenia prywatnego o naruszanie dóbr osobistych.
Procedura to długa i męcząca. Wiem coś o tym, bo ponad sześć lat zeszło, w których kolejno wygrywałem w kolejnych instancjach, łącznie z Sądem Najwyższym, a konsekwencje ponoszę nadal i pewnie będę ponosił.
I jakie by to sadownictwo nie było, to jednak jest ono o wiele bliższe rzeczywistości i sprawiedliwości niż sąd opinii publicznej. Ten drugi opiera się na emocjach, wywoływanych przez fakty. Nieprawdziwe, cząstkowe, spreparowane i …przemilczane, albo fałszywie naświetlone. Czy choćby tylko ośmieszające, jak zdjęcie z opuszczonymi spodniami. A kiedy przychodzą wybory to decyduje o ich wyniku nie postępowanie sadowe lecz sąd opinii publicznej. Taka jest nieunikniona cena demokracji. Trafność i sprawiedliwość takiego werdyktu zależy od dojrzałości społeczeństwa, ta jest pochodną trwania w demokracji i systemu informacji, która do ogółu dochodzi za pośrednictwem mediów.
I tu jest miejsce na dyskusję o stanie mediów w RP. Zostawmy na kiedyś.
Możemy stwierdzić, że rację miał premier Tusk, który nie wyciągnął wniosków personalnych w stosunku do podsłuchiwanych, poza jedna osobą, co do której zachodziły podejrzenia natury kryminalnej. Uznał, że nie będzie paru chuliganów formować konstytucyjnego rządu. Możemy też stwierdzić, że racje miała premier Kopacz, doprowadzając do ustąpienia podsłuchiwanych, którzy choćby niewinnie utracili kwalifikacje do pełnienia swych funkcji. Obie racje słuszne. Która słuszniejsza? To zależy od wielu niejednoznacznych okoliczności i żadna decyzja nie bywa ”jedynie słuszna”. Sąd bywa nieraz skrępowany przez prawo i procedurę, a władza ma szerszy wybór i bez porównania cięższą odpowiedzialność.
A na razie dowiedzieliśmy się, że p. Sowa zamknął swój lokal. Podobno na lato. I tak nie pójdę do żadnego jego lokalu. Może jestem niesprawiedliwy. Może lokal był dobry, a on nie wiedział, że jego kelnerzy podsłuchują. Lecz stracił kwalifikacje pryncypała knajpy. Przynajmniej w moim odczuciu klienta. I co mi zrobicie?
Ernest Skalski
Nie sądzę, aby Kompromat przeszedł do nas. W Polskim brakuje tej dwuznaczności, (mat) sugerującej aluzyjnie złą intencję.
*
Obawa przed „obcym” przygotowującym i podającym posiłek, jeden z elementów tak potężnych systemów jak ten kastowy, Indyjski… ma niewątpliwie za powód małpią złośliwość człekoida, zmuszonego przez warunki do posługi u innych, przez to poniżonego i zasługującego we własnych oczach na godziwą satysfakcję z udanego figla. Nie wiem ile zarabiali sympatyczni młodzi chłopcy, w których kiosku „Doenner-Kebab” kupowałem tenże. Widać za mało. Kiedy kiosk raptem zamknięto, dowiedziałem się, że inspekcja sanitarna przypadkiem znalazła w sosikach do Kebabu spermę tych milusińskich. Rozniosło się natychmiast i nie da się ustalić, jakie straty odnotował przez całe lata Doenner w swojej walce z „Curry Wursztem”o paszcze niemieckich żarłoków w moim Darmsztacie . Nieznana nikomu z nas kara dla wesołych onanistów musiała być, z pewnością, straszna. By odstraszyć ewentualnych naśladowców.
’kompromat’ w wersji „kompromateriały” funkcjonował w żargonie polskiego UB już w latach 40. i 50. Do języka ogólnego nie przedostał się.
Fala w wojsku, po miesiącu wycisku starzy dochodzą do wniosku że dadzą Jaśkowi spokój. Zawołali go i obwieścili, że jest równiacha i dają mu już spokój. Na pewno chłopaki?
Na pewno!
No dobra, to ja przestaję wam szczać do kawy.
21 kwietnia 1996r. zginął Dżochar Dudajew Prezydent Czeczenii, trafiony rosyjską rakietą kierowaną sygnałem z telefonu satelitarnego z którego rozmawiał.
Członek Rządu RP, podejmując się tej służby, dobrowolnie zrzeka się życia osobistego na rzecz pełnej dyspozycyjności wobec państwa. Zamiast podsłuchów mogły być zainstalowane bomby lub nadajniki naprowadzające rakiety.Rząd nie potrafiący zadbać o swoje bezpieczeństwo to śmiertelne zagrożenie dla państwa i narodu.Za nasze podatki nieodpowiedzialni karierowicze urządzili sobie zabawę w III RP.
Szanowny Panie Autorze, przestań Pan pleść te androny bo już mi wstyd że toto czytam ( z grzeczności).
Panie Aleksy! Tak trochę obok tematu.
Kiedyś siostra przywiozła mi arabską chałwę. Było to szare, bure, przypominało wyglądem papier toaletowy (ten z PRL).
Gdybym był w sklepie i miał wybór, kupiłbym każdą inną, byle nie tę.
Tymczasem była to najlepsza chałwa jaką w życiu jadłem, a jadłem (i zjem jeszcze) niemało i ze wszystkich krańców świata.
Forma potrafi zniechęcać.
Podobnie jest z pana wypowiedziami. Bywa, że podzielam pańskie zdanie, ale forma wypowiedzi szybko zniechęca do czytania. To nie pańska wina, to znany psychologiczny mechanizm.
Gdyby był pan łaskaw zrezygnować z tej ciągłej agresji pod adresem niemal wszystkich tutaj, wiele z pańskich argumentów trafiłoby do czytelnika z pożytkiem dla wszystkich. No chyba, że panu na tym nie zależy. W takim wypadku przepraszam, co złego to nie moje koty.
http://ruslan.pecado.pl/upload2/readfile.php?file=ruslan/sowaip.jpg
Moim zdaniem to ciąg dalszy katastrofy Casy i smoleńskiej. Nie mamy państwa, nie mamy służb ochrony rządu i nie mamy polityków z prawdziwego zdarzenia.
Gdzie był BOR i kontrola podsłuchów? Nikt nie wykonał porządnie własnej pracy bo „jakoś to będzie” i tak zginęło dowództwo sił lotniczych a później 96 osób w Tupolewie.Teraz „giną” politycznie kolejni oficjele. I nadal „jakoś to będzie”, dopóki kolejny kwiatek nie wypłynie na światło dzienne. Nie mamy służb specjalnych ani państwa bo historia się powtarza i nikt nie tylko spraw nie wyjaśnia ale nie wyciąga z nich wniosków. Ile jeszcze głów musi polecieć aby wyciągnąć wnioski, że nie „jakoś to będzie” ale powinno być konkretnie i odpowiedzialnie. Inaczej będziemy mieli rewoltę nieustającą.
Inną kwestią pozostaje, że politycy na okres sprawowania władzy powinni wykazać niezwykłą „czujność rewolucyjną” bo nie znają dnia ani godziny.
@ Slawek
Szanowny panie znowu musze sie z panem zgodzic w stu procentach. No i teraz nie jestem w tej mikroskopijnej mniejszosci.
hmmmmm – Szanowny J.Luku. Pańska anegdotka, niestety, przeczy Pańskiemu wnioskowi. Toż pańska Siostra udowodniła Panu, że nie wszystko złoto co się świeci. Wolę chałwę Aleksego od moralnego zadęcia Gospodarza. Też opowiem anegdotkę.
…miałem kiedyś sąsiada co prał całą rodzinę. Ponieważ było dość głośno – to mogłem podsłuchiwać przez ścianę. Zadzwoniłem więc po policję. Interwencja policji wypadła w momencie kiedy sąsiad zaprzestał wzmożonych kontaktów rodzinnych. Policjanci przyszli do mnie (dzwoniąc przedstawiłem się z imienia i nazwiska) z wyrzutami za niepotrzebne wezwanie. Na drugi dzień sąsiad z braku mojej osoby, nawrzucał mojej żonie od konfidentów i donosicieli. Kiedy zaś sąsiad powtórzył to co mogłem podsłuchiwać poprzednio – zrobiłem mu to co teraz robi społeczeństwo Platformie – spuściłem łomot jak się patrzy. I, Dobry Boże, sąsiad uzdrowił swój stosunek do rodziny. Czasami nawet wypijamy piwko. Ale uważnie patrzę mu na ręce i słuch mam wyostrzony.
Pozdrawiam.
P.S. – tak a propos – polecam Panu i pańskim współhobbiarzom zapomniane cmentarze tuż koło Srokowa na Mazurach. Zarośnięte chaszczami nagrobki w kształcie pnia z księgą na tymże. Okolica boska. Ludzie fantastyczni.
To w publicznym lokalu, gdzie tyle ludzi się kręci, gdzie wszystko może się zdarzyć, można spodziewać się intymności?
Liczy się skutek tych intymnych zwierzeń, a ten jest żałosny. Strach pomysleć co tam mogło być mówione i co mogło być nagrane. Usprawiedliwienie nie ma żadnego znaczenia, liczy się efekt końcowy, a ten może być przykry dla całej partii.
@ j.Luk – przy okazji anegdotki o chałwie parę słów o tym właśnie. W latach 60-tych mój ojciec jeździł służbowo raz na miesiąc do W-wy i ze sklepu wedlowskiego przywoził m.in. 25 dkg chałwy – tyle wówczas sprzedawano pojedynczej osobie. Musiało po kawałku starczyć dla całej familii. Obiecałem sobie, że jak zrobię maturę kupię kilka kg chałwy i zjem wszystko od ręki. Akurat nastał Gierek po grudniu 1970 i na maturach a.d. 1971 Polska miała trochę lesze zaopatrzenie sklepów. Po maturze, w czerwcu kupiłem 5 kilo chałwy i w towarzystwie kolegów postanowiłem zjeść. Dałem radę w konsumpcji non-stop 2 kg chałwy zanim mnie zemdliło. Na jakiś czas byłem wyleczony. Chałwę lubię nadal, z tym że w trochę rozsądniejszych ilościach. Jadłem rzeczywiście wiele rodzajów chałwy w tym: bułgarskiej, tureckiej, greckiej, ukraińskiej, rosyjskiej, kazachskiej, arabskiej, ale najbardziej smakuje mi najzwyklejsza chałwa waniliowa z łódzkiej Optimy. Widocznie przywiązanie do smaku robi swoje.
@slawek wychodzi na to, że robiliśmy maturę w tym samym roku.
Ja miałem o tyle łatwiej, że tu marynarze przywozili cuda wianki i w tzw. sklepach kolonialnych można było je dostać. tak jak papierosy Lark np.
Podzielam zdanie co do polskiej chałwy. Ukraińska jest też dobra, ale trzeba pamiętać, że ona nie jest na bazie sezamu.
Grecka jest teraz w greckich delikatesach (mamy tu sporą kolonię grecką).
Tamtą arabską siostra przywiozła z Izraela w Polsce jak na razie nieobecna, a szkoda.
@ j.Luk – jeśli tej dobrej, arabskiej nie ma, to są dwie możliwości:
– albo jest to pomysł na znakomity interes,
– albo popyt jest na tyle niewielki, że importerom nie opłaca się przywozić.
Za bardzo lubię chałwę aby zrozumieć i przyjąć tę drugą możliwość.
Spoznilem sie na ta dyskusje o chalwie. W kraju w ktorym obecnie mieszkam, na polkach jest co najmniej dwadziescia rodzajow chalwy. A ile to ma kalorii.
Ja pamiętam powiedzenie „sciany mają uszy”. Nalezało uwazac. Takie byly zasady BHP. Kuron dla porozmawiania wychodził przed blok i trzymal się z dala od smietnika, bo w smietniku były mikrofony. Partyjni dygnitarze dla porozmawiania we własnych mieszkaniach szli do łazienek i szeroką strugą puszczali wode do wanien. Kazdy wiedział i rozumiał, dlaczego tak trzeba postępowac. A tutaj się okazuje, ze dorosli ludzie, weterani walki z komunizmem, entuzjastyczni burzyciele Pałacu Kultury, politycy europejskiego formatu, wszyscy oni nie znali zasad BHP na swoich stanowiskach?
.
Kazdy zawod ma swoje własne zasady, a przynajmniej powinien je miec. Biskup powinien pamiętac „jesli sie napijesz, to sie nie wypowiadaj na trudne tematy”. Policjant powinien sprawdzic, czy aresztowany ma w domu bron. Nawet, jesli aresztowany jest kobietą. Pilot powinien sprawdzic, czy lotnisko docelowe nie jest aby w trakcie demontazu. A poza tym, pilot powinien wiedziec, jak sie obsluguje samolot. Polityk powinien wiedziec, ze ma się zachowywac politycznie. A juz zwłaszcza w kraju, w ktorym juz dwa rzady upadły po tym, jak kolega nagrał kolegę.
.
Niestety, obecnie mało kto przestrzega zasad BHP. Sądząc po wypowiedziach, biskupi najwyrazniej nigdy nie trzezwieją. Policjanci dają sie zaskoczyc, po czym musza scierka wycierac odciski palcow. Piloci nie sprawdzają, czy w miejscu docelowym da się wylądowac. Pozyczkobiorcy nie rozumieją, ze banki zyją z procentow od pozyczek. Wyborcy nie rozumieją, ze nie kazda małpa moze kierowac krajem. Młodzi ludzie nie rozumieją, ze z ich pomocą kazdy kraj da się dosc szybko zrujnowac. Politycy nie wiedzą, co to jest magnetofon. A pani premier nie rozumie, ze nie kazdy katecheta moze zostac ministrem zdrowia.
.
A przeciez to mogłoby byc takie proste, gdyby w szkołach uczono, ze najbardziej podstawowym zyciowym pytaniem jest „co ewentualnie moze pojsc nie tak i jak się przed tym zabezpieczyc”. Najczesciej po prostu wystarczy pamiętac dobrą radę Mleczki: obywatelu, nie pieprz bez sensu. A jesli pieprzysz, jesli głosujesz na oszustow albo na idiotow, to moze po fakcie miej pretensje do samego siebie.
.
Dobranoc.
@narciarz2 weterani i BHP? Myśli pan, że walcząc z komuną wszyscy wiedzieli co to jest? Kuroń to nie wszyscy 🙂
Kiedyś trzeba było odebrać paczkę z bibułą nadaną w Warszawie. Jakiś geniusz w redakcji wymyślił, że skoro rzecz ma być tajna, to najlepiej wysłać ją … nocą 🙂 czyli wtedy, gdy ulice są puste, każdego widać z kilometra, a na ulicach same patrole 🙂
Mogę panu opowiedzieć jeszcze lepsze historie 🙂
Nihil novi.
Czyż to nie jest chore?
https://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=7cIzrx6dn_4
narciarz2 – to się chyba nazywa Prawo Murphiego……im się wydawało, że w ICH przypadku nie działa. Pomijam żonę Nowaka.