Ernest Skalski: Dzieje się, dzieje…15 min czytania

Niezgoda… buduje

Tu parę uwag o tym demiurgu, jakim jest decydujące centrum. W rewolucyjnym Konwencie Narodowym określano je wdzięcznym le marais – błoto, co starcza za ocenę. Bo są i tacy, którzy wchodząc do kabiny jeszcze nie wiedzą jak będą głosować. Ale można też uznać, że są tam obywatele odpowiedzialni, którzy każdorazowo ważą racje i po dojrzałym namyśle podejmują optymalną ze swego punktu widzenia decyzję. Oni na pewno nie popierają racji skrajnych – i jest więc regułą, że mając szanse na zwycięstwo, roztropne partie, szykują się do wyborów, wygładzając skrajności.

PiS to ma przećwiczone. W roku 2010 Kaczyński, kandydat na prezydenta, nikogo nie oskarżał o Smoleńsk, zwracał się do Przyjaciół-Moskali, nie odmówił podania ręki Komorowskiemu, któremu po wyborach odmawiał prawa do prezydentury. W roku 2015 już by nikt nie uwierzył w łagodnego prezesa, więc się wycofał na drugi plan, przezornie chowając także Macierewicza. A jacy mili był Duda i Szydło!

Dlaczego na kolejnej miesięcznicy smoleńskiej prezes szykuje sobie względnie miękkie lądowanie, z możliwością rezygnacji z „prawdy”? Oczywiście, że wraz z PiS ma już dość tego pustego rytuału, który nie podrywa już nawet Obywateli RP. Religia smoleńska już nie jest nośna, nie daje plusów dodatnich, a drażni i obciąża rachunek PiS. Więc w roku wyborów samorządowych, na rok przed wyborami do parlamentu, będzie wyprowadzona ta koza. I ponownie, jak w roku 2015, pozytywnym atutem, staje się Andrzej Duda. Przed chwilą Adrian, a teraz produkt prezydentopodobny.

U jego boku, czy równolegle z nim, pojawia się Jarosław Gowin, który głosował jak trzeba, ale demonstracyjnie nie cieszył się jak by nakazywała liturgia – niezrównany Andrzej Seweryn, w „Uchu prezesa” – i z poszerzaną partią stara się być oddzielnym bytem. Do tych wybijających się na względną niezależność ludzie zaczynają na wyrost dopisywać ministra-ministra-wicepremiera Morawieckiego. To widać, że MM jest obcym ciałem w tej ferajnie i może nie chcieć być z nią skojarzonym na stałe. Lecz gospodarka ma się tak dobrze i raczej utrzyma ten stan przez kilka najbliższych wyborów, że PiS się od niego nie odetnie. Niektórzy do tej mogącej powstać frondy dopisują nawet Glińskiego, co trudno sobie wyobrazić, ale mogę mieć ograniczoną wyobraźnię.

I jakie skutki? Z letniego ruchu protestu w obronie sądów uszło powietrze. Kto wyjdzie na ulice w sporze o bubel prawny, jakim są prezydenckie projekty, a właściwie o to, kto będzie łamaczem konstytucji; Duda czy Ziobro? Generalnie; obóz władzy poszerza się, zaczyna różnicować wewnętrznie – i to co w nim nowe, jest jakby nieco bardziej liberalne, a całość przesuwa się odrobinę ku centrum. I o to chodzi! Parę osobistości, sceptycznych wobec brutalności Prezesa, Macierewicza i Ziobry, może teraz poprzeć Gowina i Dudę. Nie rozpisuję się, tylko polecam tekst „Siedem złudzeń opozycji” Mariusza Janickiego i Wiesława Władyki w 41 numerze „Polityki”. Polecam ich, zresztą, na stałe, bo to mądrzy panowie.

A ja pamiętam takich wewnętrznych emigrantów, którzy po Październiku 1956 i odnowionym Gomułce uznali, że już wypada… I tych zniesmaczonych Gomułką, nieraz tych samych, którzy postanowili pozytywnie zareagować na „Pomożecie?” Edwarda Gierka.

A więc jednak ustawka: Duda-Kaczyński-Ziobro? Nie sądzę. To idzie samoistnie. Wszyscy ci politycy, wykonujący ostatnio samodzielne ruchy, mają w tym swój określony interes. Mieści się on w ogólnym projekcie Kaczyńskiego, lecz panowie przestają się z nim identyfikować. Co nie jest niczym oryginalnym w historii i polityce. Kiedy się rusza zdobywać władzę, kiedy jest ona jeszcze niepewna, wówczas występuje zwarta drużyna, podporządkowana wspólnemu celowi. Potem każdy uważa, że mu się należy godny udział w zdobytych fruktach, plus jakieś zabezpieczenie na przyszłość. Konkurencja wewnątrz sitwy staje się ważniejsza i bardziej absorbuje niż walka stricte polityczna. Co dzisiaj mogą zrobić Ziobrze Schetyna i Petru? Kawał należnej władzy nie oni mu wyrywają, lecz Duda.

Tu uwaga. Aktualna opozycja zachowuje się właśnie tak jakby już zdążyła się znudzić posiadaną władzą, a nie miała ją dopiero do zdobycia. Ma złą passę, kiedy wszyscy wszystko mają jej za złe, kiedy się samemu siebie nie lubi i kiedy się nic nie udaje, a cokolwiek się zrobi to wychodzi skutek odwrotny do zamierzonego. Zaś władzy nawet jej błędy wychodzą na dobre. Wiadomo; bogatemu diabeł dzieci kołysze, a biednemu zawsze wiatr w oczy, nóż w plecy, ch…w d… i kromka nasmarowaną stroną na ziemię pada. Ale fortuna variabilis i to nieraz ku zaskoczeniu stron.

 

10 komentarzy

  1. PIRS 14.10.2017
  2. Zygmunt Krasucki 14.10.2017
  3. PK 14.10.2017
  4. Pat 15.10.2017
  5. Zbyszek123 15.10.2017
  6. andrzej Pokonos 15.10.2017
  7. Pat 15.10.2017
  8. koraszewski 16.10.2017
    • Ernest Skalski 17.10.2017
  9. koraszewski 17.10.2017