07.11.2022
… Film wczoraj widziałam.

Czy jest fajny? Rozpatrując słownikowe znaczenie słowa „fajny” w kategoriach, że ciekawy, interesujący i świetny, to tak. Potwierdzam. Potocznie natomiast słowo kojarzone jest ze zjawiskiem „zajebistym” (kolokwialnie oraz młodzieżowo rzecz ujmując), a takich niejednoznacznych wulgaryzmów staram się nie używać.
Zapytacie, czy momenty były? Otóż odpowiem, że nie było. Tam nawet nie zauważyłam żadnej interakcji intymnej, ani też kontekstu kobiety. Pojawił się ledwie ulotny zapach czystego kobiecego ciała utrwalony na chustce.
Zapewne domyślacie się Państwo, co oglądałam z takim zaciekawieniem? Tak. Najnowszą (i drugą) ekranizację dramatu wojennego z 2022 roku pt. „Na zachodzie bez zmian”, ze scenariuszem stworzonym na podstawie powieści o tym samym tytule Niemca E.M. Remarque‘a. Pierwsza, przedwojenna, doczekała się dwóch Oscarów, a książkę naziści palili na stosach ze względu na jej antywojenne i antynacjonalistyczne przesłanie.
Film emitują na Netfixie. Otrzymał już dwie nominacje, choć światowa premiera odbyła się dwa miesiące temu. A że jest produkcji amerykańskiej w kooperacji z Niemcami, ci drudzy nie pozwolili na przesadne zamerykanizowanie fabuły. I całe szczęście. Śmiem twierdzić, że niemiecka solidność i powściągliwa prostota reprezentowana przez niemieckiego reżysera Edwarda Bergera doskonale współgra z amerykańskim rozmachem i zamiłowaniem do naszpikowanych efektami specjalnymi scen kaskaderskich.
Przyznaję. Film zrobiony jest po mistrzowsku. Tam nie ma zbędnych kadrów, nie ma sugestii, nie ma niedomówień. Każdy element tła, każda pora skóry bohaterów rozpaczliwie krzyczy, ostrzega. To jest jak w powieści Remarque’a, kolejny wyrazisty manifest antywojenny. Tak aktualny, tak poruszający.
Autor wie, jak jest na wojnie, jak wojna potrafi każde życie zamienić w piekło. Jak okrutnie może zrujnować wszystkie marzenia, wyznawane wartości. Wie, bo w niej walczył. Wie, bo ją przeżył i z niej wrócił. Wie, bo do końca życia bezsensowna śmierć stała mu przed oczami, tkwiła w każdej tkance jego ciała.
„Mieliśmy osiemnaście lat i zaczęliśmy miłować świat i istnienie; kazano nam do tego strzelać. Pierwszy granat, który padł, trafił w nasze serca”.*
Młodzi Niemcy dali się zwieść patetycznym hasłom propagandowym odnoszącym się do narodowej dumy. Pełni nadziei na zwycięstwo i uczestnictwo w zawieszeniu narodowej flagi nad dachami Paryża wstępują do armii, a po kilkudniowym szkoleniu otrzymują karabiny z bagnetami oraz niezbędny ekwipunek, i jadą na front zachodni. Szybko zdają sobie sprawę, że wojna nie jest zabawą. Jest czystym złem, największym koszmarem, w który może uwikłać się człowiek.
Leje po bombach. Błotniste, zimne, nagie. Oto, czym ludzkość czci swoje zniszczenie. Zostaje złowroga cisza. Pustka.
Czołgi, zniszczenie, ogień, śmierć. Potem nic. Dla nikogo; nawet dla tych, którym udało się przeżyć.
Powalający nagi realizm.
Leżące w nieładzie na gołej ziemi bezimienne zwłoki, ludzkie ciała odarte z czci, honoru, godności i nadziei.
Trumny. Wszędzie trumny. Unurzane w błocie, w brudzie, w żołnierskim pocie i we krwi. Trupy cynicznie pozbawiane szyneli i butów. Te fragmenty odzieży, po wypraniu i załataniu przydadzą się kolejnym żołnierzom.
Każda scena obrazuje okrutną bezwzględność tej wojny. Każdej wojny. Chłodną kalkulację poniesionych strat, w tym ofiar w substancji ludzkiej. Życie żołnierza nie przedstawia żadnej wartości. Liczy się chory, psychopatyczny sen dowódców. Sen o zwycięstwie, o przejęciu panowania nad światem i nad ludźmi.
„Jesteśmy opuszczeni jak dzieci i doświadczeni jak ludzie starzy, jesteśmy zajadli i brutalni i smutni i powierzchowni – myślę, że jesteśmy zgubieni.”*
Puste, znieruchomiałe na wieki oczy, nieumiejące krzyczeć otwarte usta. Policzki zastygłe w ostatnim oddechu.
„Jesteśmy tylko parą butów z karabinem”.
„Wypowiedzenie wojny powinno być czymś w rodzaju ludowego pikniku, z biletami wstępu i muzyką, podobnie jak walki byków. Potem na arenę powinni wyjść, ubrani w kąpielówki i uzbrojeni w kije, ministrowie oraz generałowie obu krajów i nacierać na siebie. Kto zostałby na placu, tego kraj by zwyciężył. Byłoby to prostsze i lepsze od tego tutaj, gdzie walczą ze sobą niewłaściwi ludzie.”*
Rozkaz. Przestrzelone hełmy, szynele i koszule noszone w okopach po kimś, kto zginął. Kogo już nie ma. Została tylko skrzętnie odłamana połówka metalowego identyfikatora zwanego, (o, ironio), nieśmiertelnikiem.
„Daj psu mięso, a od razu je zeżre. Daj człowiekowi władzę, a od razu stanie się bestią”.
Cynizm wojny jest porażający. Jeszcze bardziej porażająca oraz przerażająca jest determinacja zaciekłych bestii, które ją prowadzą.
Pusty, bezlistny listopadowy las. Lepka, osaczająca mgła przesycona bezwonnym gazem bojowym.
„Był tu gaz!”
Kilkudziesięciu dopiero co przybyłych na front chłopców za wcześnie zdjęło maski gazowe. W tej strasznej wojnie po raz pierwszy zastosowano gaz bojowy. Potem stało się to normą. Straszną normą.
„Warto za to umierać? – Warto. Gdy jesteś głodny”.
Podczas wspólnego posiłku złożonego z kradzionej gęsi jeden przyjaciół zadaje pytanie o plany po powrocie do domu.
„Nigdy już się tam nie odnajdziemy”
„Tam giną ludzie”. „Od zawieszenia broni dzieli nas tylko fałszywa duma”. „Prośmy o łaskę, gdzie się da. Ale, na litość boską, zawrzyjmy pokój!”
W imię jakich cholernych racji zabijamy i sami giniemy? Ja nie wiem. A Wy wiecie?
Ten film powinien obejrzeć każdy. I zapłakać. Jak ja.

Aneta Wybieralska
Wyróżniono cytaty z tekstu powieści Ericha Marii Remarque ‘a pt. „Na zachodzie bez zmian”.
Ten gaz nie był bezwonny. Były dwa. Jeden, Iperyt, pachniał musztardą. Drugi, Fosgen, skoszoną trawą.
.A teoretycy literatury być może wyjaśnią kiedyś, czemu Pierwsza światowa zaowocowała tak wieloma znakomitymi dziełami literackimi, druga tylko paroma, koreańska ledwie jednym, sfilmowanym komiksem („Mash”), podobnie jak wietnamska. Chyba przestajemy ogarniać. Dla mnie np. ta ukraińska to realizacja haseł Orwella „wojna jest pokojem”, wolność jest niewolą” itp. Ale to musi być coś więcej, skoro Pitunowi udaje się to na prawdę zrealizować na skalę tej postsowieckiej „Euroazji”.
Dzięki za gazy. Druga (wojna) paroma? W sensie, że dziełami literackimi? Hmm. Nie wystarczy mi życia, żeby przeczytać tych „parę”. Aj!