Krzysztof Bielejewski: Tusk robi robotę, Nawrocki robi show4 min czytania


13.11.2025

Gdy Donald Tusk skrupulatnie liczy miliardy z KPO i przerabia państwo z ruiny w organizm działający choćby na średnich obrotach, gdzieś na drugim końcu sceny politycznej Karol Nawrocki próbuje zamienić prezydenturę w osobistą walkę duchową z resztą instytucji państwa. Jeden prowadzi państwo. Drugi – wojnę z państwem.

Nie, to nie jest felieton o dwóch Polskach. To opowieść o jednej Polsce i dwóch systemach operacyjnych: rządzie, który działa, i prezydencie, który najwyraźniej działa w trybie awaryjnym. Donald Tusk, z całą swoją europejską rutyną, robi rzeczy jak z podręcznika: wzrost PKB najwyższy od trzech lat, inflacja na uwięzi, KPO zasilane miliardami, które nie lądują już w limuzynach leśniczych ani prywatnych kieszeniach ochranianych prezesów spółek Skarbu Państwa.

Za tym wszystkim stoją konkretni ludzie. Minister Domański, który niczym księgowy na sterydach próbuje zapanować nad finansowym dziedzictwem epoki „Polskiego Ładu”, łata dziury i równocześnie próbuje nie tracić poparcia wśród przedsiębiorców. Minister zdrowia, Jolanta Sobierańska‑Grenda – menedżerka, która zamiast politycznych deklaracji przyniosła do resortu metodykę zarządzania, faktyczne planowanie i szacunek do systemu, który przez lata był traktowany jak pole doświadczalne. I wreszcie Żurek – sędzia-symbol, teraz minister, który nie tylko nie boi się mówić, ale też nie boi się robić. Jego uporczywe budowanie nowego ładu prawnego może nie jest medialne, ale jest kluczowe.

Tymczasem Karol Nawrocki zachowuje się, jakby odmawiał współpracy z rzeczywistością. Odrzuca nominacje 46 sędziów, bo ponoć słuchają „podszeptów ministra Żurka”. Trudno powiedzieć, czy to cytat z egzorcysty, czy zapowiedź nowego show TV Republika: „Polityka paranormalna”. W każdym razie – groteska. Prezydent, który nie czyta konstytucji, tylko ją przepowiada z fusów.

I jeszcze to jego marszowe objawienie 11 listopada. Karol „Karol z Kibicowa” Nawrocki – prezydent, który zamiast wygłaszać orędzie, wygląda, jakby zaraz miał rzucić racę i zacząć śpiewać o wypędzaniu zdrajców. Donald Tusk nazwał ten spektakl „ponurym żartem” – i był to komplement. Rzeczywistość przypominała bardziej pełnometrażową katastrofę instytucjonalną z udziałem statystów z Konfederacji i narratora z IPN.

A teraz z drugiej strony: Hołownia. Człowiek, który wszedł do Sejmu z pomysłem na „Sejmflixa”, a wychodzi jak aktor, który nie dostał roli w nowym sezonie. Otworzył Sejm, usunął bariery, dorzucił możliwość komentowania ustaw i wprowadził dyplomację parlamentarną. Wszystko pięknie, tylko w finale sam siebie zamknął w pokoju z Kaczyńskim na kolacji u Bielana. I nawet nie przyniósł własnego widelca.

Koalicja rządzi – i nie jest to rządy w stylu „jakoś to będzie”. Wzrost gospodarczy na poziomie 3,7% nie bierze się z modlitwy. Konsumpcja rośnie, inwestycje wchodzą w grę, a środki z KPO zaczynają być realnie widoczne – nie jako pliki PDF w PowerPoincie premiera Morawieckiego, tylko jako realne inwestycje. Jednocześnie państwo inwestuje w sektor obronny – choć wolniej, niżby chciało – bo zakupów za 200 miliardów nie robi się z katalogu LEGO.

KSeF – system e-faktur – nadciąga jak cyfrowy meteoryt, którego wszyscy się boją, ale nikt nie potrafi zatrzymać. Mikroprzedsiębiorcy są przerażeni, księgowi w amoku, a rząd tłumaczy, że to „transformacja cyfrowa”. Owszem, tylko bez mapy i z wyłączonym GPS-em.

Nawrocki? W tym czasie wetuje Park Narodowy, blokuje awanse w służbach i planuje kolejne Rady Gabinetowe, czyli seanse nieporozumień z rządem. Chce być wodzem prawicy, ale przypomina raczej faceta, który przyszedł na trening MMA z podręcznikiem do historii.

A co robi opozycja? Obajtek staje się bohaterem dnia, stawiając się do prokuratury z orszakiem flag i ludzi, którzy najwyraźniej myślą, że Orlen był klasztorem, a on jego przeorem. Wygłasza orędzie do narodu, sugeruje prześladowanie polityczne i mówi, że „się nie da złamać”, chociaż to zarzuty go mają łamać, a nie wiatr historii.

Braun, inny wielki „opozycjonista”, właśnie stracił immunitet decyzją Parlamentu Europejskiego. Może dlatego, że jego działalność bardziej przypominała wybryki z kroniki policyjnej niż działalność europarlamentarzysty. To nie jest już nawet groteska. To degrengolada. Nawet PE uznał, że czas powiedzieć: dosyć pajacowania.

Polska gospodarka idzie do przodu, nawet jeśli nie w rytmie samby, to przynajmniej w solidnym tempie dworca PKP po remoncie. Służba zdrowia? Jasne, jest kryzys. Ale to nie efekt dwóch lat Tuska, tylko dwóch kadencji PiS-u i ich medycznego Monte Carlo z zarobkami na poziomie 300 tys. miesięcznie dla wybranych. Teraz rząd lepi ten system z resztek sensu i budżetu, i nie ukrywa, że trzeba zmian. I chociaż to wszystko idzie mozolnie, to pierwszy raz od lat wygląda, jakby ktoś faktycznie miał plan.

W tym wszystkim PiS wygląda dziś jak emerytowana kapela disco polo – z czasów świetności pamięta tylko refren, a publiczność i tak przyszła zobaczyć nowy zespół. Obajtek z zarzutami, Ziobro z milczeniem jak z betonu, Braun bez immunitetu. To nie opozycja – to skład pogrzebowy z ambicjami na wielki powrót.

Tusk? On robi swoje. Spokojnie. Bez fajerwerków. Bez rac. Bez podszeptów. Aż nudno. I dobrze.

Krzysztof Bielejewski

 

2 komentarze

  1. slawek 13.11.2025 Odpowiedz
  2. Kuba 13.11.2025 Odpowiedz

Skomentuj slawek Anuluj pisanie odpowiedzi

wp-puzzle.com logo