2017-06-29.
Jesteśmy świadkami przemian ustrojowych, chyba nawet ich końcowej fazy.
To ma PRAWO budzić sprzeciw. I budzi, tylko że to się sprowadza głównie do słów sprzeciwu.
Słowa mają znaczenie tak długo, jak toczy się dialog. Gdy go brak, słowa tracą moc sprawczą.
Żadnego zorganizowanego, zaplanowanego i realizowanego metodycznie oporu nie widać, poza pojedynczymi spontanicznymi akcjami. Organizacji może tylko przeciwstawić się organizacja – nie ma innej możliwości.
Tępiąc w zarodku organizacje antysystemowe można teoretycznie długo rządzić. Tak funkcjonuje każdy sprawny system.
Niemiecka Konstytucja wyraźnie zakazuje istnienia organizacji, których cele skierowane są przeciwko porządkowi konstytucyjnemu — przeciwko systemowi. W naszej Konstytucji tak jasno sformułowanego zapisu zabrakło.
Przemiany ustrojowe zawsze miały charakter rewolucji. W oczach obrońców burzonego porządku „najeźdźcy” zawsze byli barbarzyńcami – to naturalna optyka. Zmiana porządku to zmiana reguł – zmiana praw konstytuujących nowy porządek rzeczy.
Zwolennikami rewolucji zawsze byli ci, którym wydawało się, że nic nie mają do stracenia – tacy systemowi przegrani. Tak dzieje się i teraz.
Słyszane słowa sprzeciwu to praktycznie tylko forma relacji z bieżących wydarzeń, kierowane wyłącznie do zwolenników byłego systemu. Ostro artykułowana krytyka wydarzeń, z pozycji praw wcześniej obowiązujących, jest tylko echem odchodzącej epoki i jednocześnie wyrazem jej bezsilności.
Prawa ustanawiali zawsze zwycięzcy. Niby to banał, niby to każdy wie, ale ta prosta prawda jakby nie docierała do partii opozycyjnych. Zachowują się tak, jakby jeszcze funkcjonowała jakaś scena polityczna. Naiwnie liczą na wolne wybory.
Dlaczego partia po przejęciu kontroli nad wszystkimi organami władzy w państwie miałaby pozwolić na (w pełni) wolne wybory?
Czy zna ktoś przykład takiego państwa?
Jak się zatraca wolę walki, to traci się prawo do stanowienia prawa.
Ustanowione prawo musi być egzekwowane, inaczej staje się fikcją – tylko pustym słowem.
Organizacja to cecha każdego przejawu kultury społecznej.
To co niezorganizowane jest chaosem – w kulturowym ujęciu nie istnieje. Naiwnością było przekonanie, że coś może trwać wiecznie. Naiwnością też jest wiara, że można wrócić do poprzedniego stanu – to jawnie przeczy doświadczeniu.
Można mieć takie marzenia. Marzycieli jednak nie można traktować poważnie. Przemiany społeczne mają charakter długotrwałych procesów. To też jest niby oczywiste.
Istotnych symptomów nadchodzących zmian nie można było nie zauważyć. Były lekceważone.
Silny powiew „dobrych zmian” odczuliśmy na przełomie 2006 i 2007. Poza falą oburzenia nie było żadnych konsekwencji prawnych, ani żadnych działań zapobiegawczych.
Projekt Konstytucji PiS z 2010 roku nie przewidywał niezależności władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej. Nie było tam mowy o trójpodziale władzy, ani o decentralizacji władzy. Nie gwarantowano również niezależności władzy samorządowej.
To była jawna deklaracja zmiany ustroju państwa.
Warto na wszelki wypadek przypomnieć, że wtedy PO było u steru rządów i rządziło dwie kadencje. Niby to oczywiste, ale dzisiejsze nadzieje pokładane w PO jakby temu przeczą.
Gdy stawką są przemiany ustrojowe warto cofnąć się do finału bezkrwawej rewolucji z 1989 roku. W Polsce po ’89 podjęto wysiłek transformacji państwa w kierunku świeckiej demokracji pluralistycznej. Utknęliśmy w fazie pośredniej „demokracji wadliwej” – chorej demokracji. Ten rodzaj hybrydowego ustroju może być wyłącznie stanem przejściowym.
W stanie osłabienia chorobą, przy niskiej sprawności i niskiej sprawczości, organizm państwowy podatny jest na wiele zagrożeń wewnętrznych i zewnętrznych.
Władza państwowa, która traci SIŁĘ stanowienia porządku, traci też tytuł do władzy.
Na tej prostej zasadzie opiera swą siłę rewolucja, nawet gdy nazwiemy ją barbarzyńską. Tracący władzę każdą rewolucję postrzegają jako barbarzyńską. Rewolucje to swojego rodzaju kulturowo – ideologiczne turbulencje, wynikające z zaburzeń równowagi, gdy państwo jest słabe. Można je też postrzegać jako skutek osłabionego „układu odpornościowego” organizmu – braku odpowiednich zabezpieczeń.
PO wszystkie objawy nadchodzących zmian zlekceważyło.
Justin Yifu Lin powiedział:
Duże zmiany zachodzą tylko wtedy, kiedy rzeczywistość jest na nie gotowa. Zmian nie można wywołać. Można się jedynie do nich przyczynić. Można im trochę pomóc, jeśli jest się w odpowiednim miejscu, kiedy przychodzi odpowiednia chwila.
Można to rozumieć w kategoriach praw cykliczności następujących po sobie faz rozwoju. Problem w tym, że gdy sytuacja dojrzała do zmian, nie można ich już powstrzymać – nie ma też powrotu do STAREGO.
Na zachodzące zmiany można jednak silnie wpłynąć, nadając im inny kierunek.
Rewolucje mają swoje fazy, często o dużej dynamice!
PO miało szanse podniesienia naszych notowań wyrażanych międzynarodowym wskaźnikiem demokracji, przybliżając nas do demokracji dojrzałej (indeks opracowywany przez Economist Intelligence Unit). Dobrą ideą był kierunek „PRZYJAZNEGO PAŃSTWA”.
Program po dobrze zapowiadającym się początku przeszedł w fazę stagnacji i zniknął.
To „zaniechanie” PO miało wymiar oszustwa wobec swoich wyborców.
Zapowiedź budowy przyjaznego państwa było ważnym punktem ich programu wyborczego.
Konsekwentne działania porządkujące bałagan prawny, likwidujące przerosty prawne, szły w kierunku wzmocnienia państwa, wzmocnienia systemu i jednocześnie podniesienia poziomu zaufania obywatela do państwa. To mogło wystarczyć, by powstrzymać narastające niezadowolenie, które było głównym paliwem dla PiS-u.
Rewolucja jest przypadkiem gwałtownych zmian, gdy detronizowany jest stary porządek, nowy zaś często jeszcze nie jest określony.
Pierwszą fazę rewolucji można określić BUNTEM, często opartym na terrorze. Jej przywódcy nie muszą nawet wyznaczać kierunku nadchodzących zmian – po niej następują następne, aż do… fazy równowagi. Jesteśmy w trakcie tej rewolucji i koniecznością obecnie jest uwzględnienie jej realiów.
Nadal jest szansa na przejęcie inicjatywy przez opozycję. Do tego potrzebne są w zasadzie dwie rzeczy: wzbudzenie zaufania w narodzie i wyrazista wizja.
Odwoływanie się do obywatelskiego nieposłuszeństwa to może być zdecydowanie za mało, bo w pewnym momencie pojawi się pytanie: co dalej? Trudno w tej roli sobie wyobrazić samą PO. Ciążą na niej grzechy „zaniechania”, które można tłumaczyć brakiem kompetencji, ale też cyniczną grą. Taka partia może liczyć na głosy przy urnie, ale nigdy nie porwie tłumów.
W takiej sytuacji Platforma może jedynie się włączyć w proces budowanej koalicji. Jako największa partia opozycyjna ponosi też największą odpowiedzialność za brak działań w tym kierunku. Warto też przypomnieć, że zwątpienie to zazwyczaj zapowiedź klęski.
Obecną sytuację należy rzetelnie zdiagnozować i zinterpretować, odwołując się do złożonych przyczyn zjawiska i wskazać czytelnie kierunek zmian koniecznych.
Interpretacja
(…) jest określeniem sensu zjawiska. Sens polega właśnie na stosunku sił, zgodnie z którym w złożonej i zhierarchizowanej całości jedne siły działają, a inne reagują. Bez względu na złożoność zjawiska wyróżniamy siły aktywne, pierwotne, siły podboju i ujarzmienia oraz reaktywne, wtórne, siły przystosowania i regulacji.”
(Deleuze: Nietsche)
Dzisiaj sprawy zabrnęły zbyt daleko by do czegokolwiek wracać. To co było, doprowadziło do tego co jest.
Przedstawiona musi być czytelna wizja Polski, której przynajmniej część Obywateli ma ochotę bronić. Na początek wystarczy 5% (ok. 1 mln ludzi dorosłych).
Nie może być mowy o jakiejkolwiek drodze, gdy nie wyznaczono jeszcze celu.
Tego rodzaju deklaracja musi paść.
PO odwołało się ostatnio do hasła „Polska Małych Ojczyzn”. Odnoszę jednak wrażenie, że potraktowali je jedynie jako dobrze brzmiący slogan.
To hasło jest bardzo dobre, w dodatku nie jest przeciw zwolennikom PiS, wskazuje jedynie na kierunek zmian. Dla dużej części obecnych zwolenników PiS to może być alternatywa wizji państwa, w opozycji do byłej bezideowości polityki „ciepłej wody w kranie”… i obecnej oferty PiS-u! Wystarczy to rozwinąć.
Sygnalizowałem to już w komentarzu, odnosząc się do idei koalicyjnej opozycji Europa (PIRS 2017-05-27):
Koalicja musi mieć wspólną wizję Polski określającej ramy funkcjonowania państwa, z miejscem na różnorodność, z zabezpieczeniami przed ryzykiem zdominowania życia publicznego przez jakichkolwiek ideologię, partię.
(…) Ta wizja powinna być powiązana z programem naprawczym państwa, gdzie szczególne miejsce może zajmować lista zmian możliwych do przeprowadzenia po uzyskaniu większości konstytucyjnej.
Doskonałym punktem wyjścia, nośnym medialnie, może być rzucone przez PO hasło „Polski Małych Ojczyzn”.
Wystarczy ideę wzmocnienia siły władzy regionalnej w państwie rozwinąć: decentralizacja, większa niezależność władzy samorządów, z możliwością (po korekcie w ustawie zasadniczej) współuczestniczenia w centralnej władzy ustawodawczej np. Senat złożony wyłącznie z przedstawicieli władz regionalnych, analogicznie jak w Niemczech. Szczegóły do międzypartyjnej debat)
Takie podejście wymaga od liderów partyjnych wyjścia poza schemat myślenia partyjnego, wodzowskiego… i to chyba jest obecnie największym problemem.
Warto podkreślić, że jest to też kurs na odpartyjnienie państwa. Partie wodzowskie z założenia nie nadają się do budowania państwa demokracji pluralistycznej.
Oczywiście może nasuwać się pytanie: czy partie dobrowolnie będą chciały ograniczać swoją szczególnie uprzywilejowaną pozycję w państwie, jaką gwarantował im przejściowy stan z „demokracją wadliwą”? To jest jednak pozorne pytanie.
Zgodnie z wyznaczonym kursem partii rządzącej uprzywilejowaną pozycję w państwie może mieć tylko jedna partia.
Obywatel RP
W punkt, ale niestety ponieważ podjęcie właściwych (skutecznych) działań „… wymaga od liderów partyjnych wyjścia poza schemat myślenia partyjnego, wodzowskiego …” nadal będzie jak jest.
„Obecną sytuację należy rzetelnie zdiagnozować i zinterpretować, odwołując się do złożonych przyczyn zjawiska i wskazać czytelnie kierunek zmian koniecznych.”
Upłynęło tyle czasu i po stronie opozycji żadnej diagnozy, żadnej ewaluacji. Politycy opozycji są skupieni na czubku własnego nosa. Stać ich jedynie na puste, reaktywne gesty, w gorących momentach biorą wolne.
Nawet ja, która jestem anielsko cierpliwa (że przypomnę moje stanowisko w sprawie MK), straciłam nadzieję.
Wycofuję się. Nie mam ochoty rozmawiać z nikim i nic więcej robić. Dlaczego?
Bo opozycja nadal buja w obłokach, że za dwa lata …bla, bla, ślepcy – nie po drodze mi z nimi,
bo intelektualiści nie potrafią się uwolnić spod wpływu kościoła (jak weszli z nim w koalicje w okresie transformacji, tak tkwią w kruchcie i całują biskupie pierścienie) – nie po drodze mi z nimi,
bo młodzi ludzie tkwią w kleszczach autoprezentacji (nie robią nic, bo boją się obciachu, tak to OBCIACH jest ich postrachem, a nie utrata demokracji, czy wolności) – nie po drodze mi z nimi,
bo każdy z kim próbowałam coś robić (w tej sytuacji), zawsze przede wszystkim miał ma uwadze własny interes, albo własne ego i próbował mnie sobie podporządkować, a ponieważ jestem wdzięcznym obiektem manipulacji, więc i z nimi mi nie po drodze.
Czasem coś skomentuję, tu lub tam, ale rzadko bywam dobrze rozumiana, więc wygląda na to, że to ze mną coś jest nie tak. A może dlatego, że każdą polemiką, każdym działaniem rządzi erystyka. 99% rozmówców musi mieć rację. Nikomu nie mieści się w głowie, że można dociekać prawdy. Wniosek nasuwa się sam – nie po drodze mi …
„Żadnego zorganizowanego, zaplanowanego i realizowanego metodycznie oporu nie widać, poza pojedynczymi spontanicznymi akcjami. Organizacji może tylko przeciwstawić się organizacja – nie ma innej możliwości.”
No właśnie. 2 lata i żadna organizacją poza KOD, a teraz Obywatele RP, nie zrobiła nic …, nie osiągnęła nic trwałego. Były zdarzenia (czarny protest) i nic więcej. Akcja – reakcja.
Znowu wyszło na to, że rację mieli znajomi, którzy nie manifestowali, nie wspierali KODu, nie bronili MK, nie zabierali głosu. Oni nie tracili czasu, energii, pieniędzy, a ja inwestowałam w działania skazane na porażkę. Były skazane na porażkę, bo prócz osób wymienionych wyżej, wielu aktywnych działaczy, to osoby „spontaniczne”, ale nieumiejące myśleć strategicznie ani taktycznie. Nie przygotowane do zadań, których się podjęły.
Wiedziałam o tym, mimo to inwestowałam, liczyłam na polityków opozycji i mądre głowy. W głowie mi się nie mieści ich niekompetencja. Po dwóch latach muszę przyznać rację lepszemu sortowi. Elity zawiodły, a PO symulowało, jego wizerunek był maską na użytek EU. Wciąż jest przekonane, że to skuteczna strategia powrotu do władzy. Teraz już nie mam najmniejszych wątpliwości, chodzi im wyłącznie o to, by rządzić. Ich wizja Polski niewiele się różni od tej PiSowskiej. Nie po drodze mi …
Więc co dalej? Co mogę zrobić, żeby jednak nie poddać się zwątpieniu, żeby robiąc niewiele jednak coś robić?
Nie jestem osobą, która może przyjść na miesięcznicę.
Dorzucę się do zbiórki Obywateli RP, choć ze smutkiem zauważam, że idzie opornie, podobnie jak zrzutka na organizacje Kongresu Świeckości. Ta idzie jeszcze gorzej.
Taką mamy moc.
Taka gmina.
„Jesteśmy świadkami przemian ustrojowych, chyba nawet ich końcowej fazy.”
I co?
I pstro – FB, galeria handlowa, grill, urlop, a potem skrucha i pokuta – na kolana … spowiedź, pielgrzymka, msza … i od nowa (nie odnowa) FB, galeria handlowa, grill, urlop … itd. Kościół trzyma się mocno. Korpobiznes też.
Dziękuję, że jesteście.
Nie rozumiem tego biadolenia. Od 1989 roku to KRK miał plan i wpływ na władzę, każdą, po kolei… i niczego nie ukrywał. Naiwnym „politykom” wydawało się, że rządzą, a w pełzającej rewolucji oddawali drzwi Sejmu, ściany i lekcje w szkołach, publiczną swobodę wypowiedzi, a teraz trójpodział władzy…
Skoncentrowano się na zyskach, PR, ograniczaniu „kłopotów” dla przedsiębiorców, przynależności do międzynarodowych umów i organizacji, a zaniedbano praworządność, edukację i obronność, nie mówiąc o zaufaniu pracujących do „organizatorów” pracy i życia (bieda i umowy śmieciowe).
Żeby coś budować albo czegoś bronić, trzeba mieć wizję tego czego się chce.
KRK i PiS taką wizję mają od dawna a opozycja nie…
Ani Demokraci, ani PO, ani co zostało z „lewicy”, nikt nie zaprezentował do tej pory programu: jak ma być?
Program to nie jest zapewnianie bezkarności jednej z grup społecznych, ani ochrona partykularnych interesów jakiegoś regionu. To opis co się stanie i jakie zmiany obejmą całe społeczeństwo, co jest dla przyszłości najważniejsze.
Nie business, nie chłopi, nie „pracownicy”, w programie realnego rozwoju MUSI być miejsce dla wszystkich.
Kościół jak rządził do tej pory od, bez mała 400 lat, tak będzie rządził dalej, bo jak do tej pory tylko On ma program.
Reszta gada od rzeczy…
Dotychczasowa bezkarność, wsparta pieniędzmi Państwa w cieniu ambony, gwarantuje długotrwały sukces…
Czas się obudzić.
PiS nie jest partią wodzowską tylko strukturą mafijną zdegenerowanych prawników i szemranych biznesmenów. Przeciwników zwalczają nie argumentami lecz podsłuchami, donosami i szantażem
@PAT
Droga Pani PAT,
w roli Obywatela RP przyjąłem chłodny ton wypowiedzi.
Polityka to skalkulowana gra, uwzględniająca grę pozorów kierowaną do „mas”. Propaganda kieruje się podobnymi zasadami jak kampania reklamowa, której kluczem do sukcesu jest dobór odpowiednich środków przekazu dla zdefiniowanej grupy docelowych odbiorców produktu.
Pisze Pani: „Więc co dalej? Co mogę zrobić, żeby jednak nie poddać się zwątpieniu, żeby robiąc niewiele jednak coś robić?” . Traktuję te pytania jako retoryczne.
Chyba warto też w tym kontekście przypomnieć słowa Wojciecha Młynarskiego:
Raz Noe wypił wina dzban
I rzekł do synów: Oto
Przecieki z samej Góry mam-
Chłopaki, idzie potop!
Widoki nasze marne są
I dola przesądzona,
Rozdzieram oto szatę swą-
Chłopaki, jest już po nas!
A jeden z synów- zresztą Cham-
Rzekł: Taką tacie radę dam:
Róbmy swoje!
Pewne jest to jedno, że
Róbmy swoje!
Póki jeszcze ciut się chce,
Skromniutko, ot, na własną miarkę
Zmajstrujmy coś, chociażby arkę! Tatusiu:
Róbmy swoje! Róbmy swoje!
Może to coś da- kto wie?
Serdecznie pozdrawiam