Ernest Skalski: „Tak sądzę i inaczej nie mogę”16 min czytania

luter2015-10-22. Pod powyższym tytułem podpisujemy się obaj; pierwszy był Marcin Luter (ES)

Nad bramą; „Piekło kapitalistyczne”. Przed nią nikogo.
„Piekło socjalistyczne” – potępieni pchają się jeden przez drugiego.
– Co robią w kapitalistycznym?
– Straszne rzeczy! Gotują w smole, pieką na rożnie.
– A w socjalistycznym?
– To samo.
– ?
– Czasem prądu zabraknie i smoły na czas nie dowiozą…

Pan Jerzy Łukaszewski (Jerzy Łukaszewski: Dzień Kundelka), liczy na indolencję, lenistwo i niedołęstwo Prawa i Sprawiedliwości w robieniu nam piekła i zapewnia, że nie będzie aż tak tragicznie. No, może. Ale nie jestem do tego zbyt przekonany, więc bardzo się boję i wolałbym wariant, przy którym pozostajemy w koalicyjnym czyśćcu.

Słaba to pociecha w środku drugiej dekady XXI wieku, że Polska przeżywała gorsze opresje… Kto przeżył, a kto nie bardzo. Perspektywa rządów PiS, nawet w jej najłagodniejszym wariancie jest zdecydowanie gorsza od wszelkiej innej kombinacji parlamentarnej i rządowej.

Ty se mów

Pisanie p. Łukaszewskiego w SO cenię wysoko, ale niekiedy wprowadza mnie w zakłopotanie. Jak choćby w tym jego „kundelku”. Wywód skomplikowany, wielowątkowy. Co nieco postaram się jakoś rozplątać. Tym bardziej, że czuję się przezeń pośrednio zaczepiony.

Był pan łaskaw, panie Jerzy Łukaszewski przeczytać mój poprzedni tekst – (Ernest Skalski: Im gorzej tym gorzej)  w SO i nawet odnieść się doń w komentarzu – dziękuję. Napisałem, że rządy antypisowskiej koalicji nie będą sprawne. Po złych wyborach sytuacja musi być gorsza, ale nie musi być najgorsza. Nie wynikało więc z tego, że 26 października będzie dniem szczęścia, jeśli tylko Kaczyński nie będzie w stanie stworzyć rządu. I jeśli nawet w SO ktoś gdzieś coś takiego o tym „szczęściu” napisał – w co wątpię – to bezzasadnie ustawia pan sobie figury do bicia, przypisując taki punkt widzenia podstawowemu nurtowi piszących w naszym wspólnym, czyli m. in. moim i pana, Studiu.

Studio to jest de facto rozbudowany klub dyskusyjny. Grupa stałych i okazjonalnych autorów, plus grono przeważnie tych samych dyskutantów reprezentuje dość zróżnicowane poglądy w różnych sprawach. Stanowiska ekstremalne bywają tu omawiane, nie mają wszakże w tym spektrum swojej reprezentacji. Wychodzimy bowiem z założenia, że wolność słowa nie polega na tym, że każdy ma prawo wypowiadać co chce w każdym medium, lecz że każdy ma prawo mieć takie medium jakie chce, co w dobie Internetu nie jest już prawem bez pokrycia.

Nasze dyskusje mają charakter publiczny, jako że czytuje nas wielekroć więcej ludzi niż tu pisuje. Zapewne na zasadzie rozrzutu statystycznego mogą się trafiać wśród nich zwolennicy PiS, lecz generalnie ma pan rację, twierdząc że jako grupy, nurtu, ich tutaj nie ma.

Ci ludzie, których tu nie ma – przynajmniej większość z nich – nie są zainteresowani innymi poglądami niż własne, czyli partyjne. Jak by się bali utracić wiarę. Tłumaczenie im, że nie mają racji, że służą złej sprawie, tak jak pan słusznie zauważa, mija się z celem. Ale my, proszę pana, pisząc o partii Kaczyńskiego-Macierewicza et consortes, również samych siebie nie chcemy przekonywać, że to jest zło. To wiemy. Dyskutujemy, choćby z panem, o stopniu i charakterze tego zła. O tym czym ono grozi. Czy i jak zapobiegać mu. Jeśli pan w miarę uważnie czyta publikowane tu artykuły oraz wypowiedzi pod nimi, to przecież musi pan dostrzegać jak bardzo są one zróżnicowane. Ostatnio, co zrozumiałe, zastanawiamy się czy głosować, na kogo głosować?

Czy ktoś kogoś do czegoś w ten sposób przekona? Wątpię. Może w drodze wyjątku. Ale czytając się nawzajem czegoś się dowiadujemy, poznajemy inny, czy tylko nieco inny punkt widzenia. Pana tekst, do którego tu się odnoszę, dał mi co nieco do myślenia i sadząc z mnogości komentarzy, nie tylko mnie. Ci którzy nas tylko czytują, też widać, coś z tego mają, no bo po co by mieli czytać?

Marks pisał, że filozofowie objaśniali świat, a zadanie polega na tym aby go zmieniać. I tacy, pożal się Boże, filozofowie jak Lenin i Mao podjęli się tego zadania. Chmary ambicjonerów chwytają się za zmienianie, choćby w skali jednego, średniej wielkości kraju. A my, tu w naszym SO, robimy tylko przy objaśnianiu. Czasem pomaga.

W zamierzchłych czasach PRL- koledzy narzekali, że krytykując latami – w dozwolonych ramach – brak sznurka do snopowiązałek i napojów chłodzących dla żniwiarzy, męczą się na próżno. Przekonywałem, że trzeba to pisać tak długo, aż do ludzi dotrze, że w tym systemie tych rzeczy brakowało, brakuje i będzie brakować, bo musi. Dotarło. Minęło kilkadziesiąt lat i napojów chłodzących skolko ugodno. Zimą, latem, w mieście i na wsi, a i sznurek by był, gdyby były jeszcze snopowiązałki.

Nasi w PiS

Jak już wspomnieliśmy o naszych tu nieobecnych zwolennikach PiS, to zgadzam się z jednym z komentatorów pana tekstu, który nie zgada się z panem, że to inny gatunek człowieka. Może niektórzy. Przeważnie to człowiek, taki jak większość pozostałych, tylko mający idee fixe, czyli zajoba, akurat w sferze polityki, ogólnie mówiąc.

Tak się składa, że mam zwolenników i nawet aktywistów PiS wśród bliskich i najbliższych mi ludzi. Nie odpowiadają standardowi wyborcy tej partii, bo nie są z prowincji, ale z samej Warszawy, mają wyższe wykształcenie, a nawet stopnie naukowe niektórzy. Wiek: od średniego do poważnej starości. Z podstawową masą pisowskiego elektoratu łączy ich frustracja. W momencie dokonywania opcji politycznej czuli się skrzywdzeni w życiu i nie byli skłonni przypisywać tego swym błędom, brakom, konkretnym okolicznościom, czy przypadkowi. Nie chcieli być Hiobami, woleli być wyklętym ludem ziemi. Ich krzywda stawała się więc polityczna.

Wielu ludzi, skądinąd racjonalnie myślących, ma jakąś sferę, w której kieruje się emocjami, silniej do nich mówiącymi niż „mędrca szkiełko i oko”. Dopada to nawet mędrców. Wierzenia, miłość, uzależnienia, nienawiść, uprzedzenia i fobie. A polityka łatwo kumuluje emocje. Politykiem, który potrafił kumulować dobre emocje wielkich rzesz, wzmacniać je i kierować w dobrą stronę był Jan Paweł II. (Ernest Skalski: Advocatus Dei…) – To rzadka umiejętność, można powiedzieć – dar. Znacznie łatwiejsza i częstsza jest umiejętność wykorzystywania złych emocji i przeinaczania w złe nawet dobrych. Szczególnie patriotyzmu. Ma tę zdolność Jarosław Kaczyński, od dekady dysponujący nieodmiennie jedną trzecią elektoratu.

A my tu, proszę pana, gaworzymy w obrębie tych dwóch trzecich wyborców, którzy nie życzą sobie rządów tej sfrustrowanej mniejszości, lecz nie są w stanie przeciwstawić się jej determinacji. Przypadek częsty w historii. Zdecydowana mniejszość wygrała Rewolucję Październikową i mniejszość wyniosła Hitlera do władzy.

Nie będziesz pożądał…

Jeden z bliskich mi ludzi, nie pisowiec, brzydzi go PiS, uważa, że Polska jest na równi pochyłej. Głosowanie – uważa – tego nie zmieni. On akurat jest na równi wznoszącej. Trzydzieści dwa lata. Wykształcony, z dobrym fachem, prosperuje coraz lepiej, zadowolony z życia. Mieści się w tych zadowolonych, stanowiących 81 procent Polaków, co wykazała tegoroczna Diagnoza Społeczna pracowni profesora Janusza Czapińskiego. Poprzednia, w roku 2013, wykazywała około 70 procent. We Francji taki wskaźnik wynosi 85 procent, w Skandynawii przekracza 90. Nie jest więc źle. U sąsiadów i na południu Europy jest znacznie gorzej.

Tu przypomnę, że to jest wszechstronne, rzetelne badanie na próbce około 12 tysięcy gospodarstw domowych i 20 tysięcy indywidualnych osób, prowadzone systematycznie od roku 2000.

To odczucie zadowolenia oparte jest na faktach sprawdzalnych. Rośnie PKB, zmniejsza się bezrobocie, rosną płace realne. Mamy nawet nadwyżkę eksportu nad importem i nie sprzedajemy głównie surowców i palet. I to – kryzys nie kryzys – dzieje się teraz, w ostatnich dziesięciu, piętnastu latach. Transformacja dokonała się ćwierć wieku temu, za pierwszego Balcerowicza, lecz uruchomiony przez nią skok cywilizacyjny trwa nadal.

Więc dlaczego pan, panie Jerzy Łukaszewicz, pisze, że nasz rozwój od jakiegoś czasu jest de facto zwijaniem się? Sprawdził pan to? Może się pan powołać na coś innego niż własne przekonanie, które bywa największym wrogiem prawdy?

„Niepokorne” media i sfory internautów napadają na Czapińskiego, na wszelkie dane, które nie odpowiadają ich obrazowi rzeczywistości. Nie przejmują się sprawdzalnymi faktami i elementarna logiką. Ale do pana pisarstwa mi to nie pasuje.

A teraz, dla równowagi, będę panu przyznawał rację. Większość społeczeństwa nie przeżyła nawet części świadomego życia w realnym socjalizmie. Oni żyją tu i teraz. Nie musieli łasić się o przydział talonu na syrenkę ani przepłacać za nią na giełdzie samochodowej i mogą się bawić w rekonstrukcję tego samochodu, tak jak inni przemyśliwują o rekonstrukcji dinozaurów czy przynajmniej mamutów. Możność pojechania dokąd się chce i kiedy się chce – plus możliwość spokojnego powrotu – nie jest dla nich darem od losu lecz oczywistą oczywistością.

Tak jak pan pisze – porównują nasze warunki z tymi, które są na Zachodzie, czyli w zasięgu ręki, ale jeszcze nie w Polsce. Emigrują nie tylko ci, którzy w Polsce nie znajdują dla siebie możliwości, lecz także tacy, którym jest nieźle, a chcą by im było lepiej. Co występuje we wszystkich regionach świata. Z Anglii też emigrują do Australii i Nowej Zelandii.

Trafnie pan zauważa, że z niezadowoleniem i buntami mamy do czynienia gdy się poprawia, lecz za wolno w stosunku do oczekiwań, za mało w stosunku do tych którzy maja więcej. Są w tym zdrowe ambicje zmieszane z pospolitą zawiścią. Stąd postawa roszczeniowa, którą, łagodny na ogół, Leszek Kołakowski nazywał agresywnym żebractwem. Zła to emocja i nie tylko Kaczyński potrafi podgrzewać i wykorzystywać złe emocje.

Robi to nurt lewicowy w polityce i publicystyce. Z pasożytami jakimi są działacze związkowi współgra cała sfora oświeconych i postępowych. Wszyscy, których głównie kole w oczy cudze powodzenie, którzy domagają się ”godnej płacy”, bez zastanowienia się kto miałby ją płacić i z czego.

W swoim czasie do pasji doprowadzał Gomułka, który przaśną rzeczywistość lat sześćdziesiątych porównywał z nędzą na Podkarpaciu w latach jego dzieciństwa i wychodziło mu, że nie ma podstaw do narzekania.

Tak się złożyło, że w tym roku przejechałem się po prowincji francuskiej, szkockiej i włoskiej i wypada stwierdzić, że nie zauważa się różnicy cywilizacyjnej w porównaniu z prowincją polską. Nawet na terenie uznawanym za Polskę B, będącym matecznikiem PiS.

Wiem, że samochody widziane w Polsce są starsze od tych na Zachodzie, ale są! Ćwierć wieku temu było ich kilkakrotnie mniej i widać było, że większość to rzęchy. Teraz na ogół są przynajmniej zadbane. Generalnie; jeszcze jest spory dystans do europejskiej czołówki, ale za Gomułki, i także za Gierka, to była przepaść nie do przebycia. Znajdowaliśmy się w stworzonym przez ówczesny ustrój ślepym zaułku światowej cywilizacji. Teraz, jak święty Paweł, bierzemy udział w dobrych zawodach i zmniejszamy nasz dystans do czołówki.

Nie każdy musi to wiedzieć i rozumieć, a każdy ma prawo głosować. I powinien mieć możność zapoznania się z opinią tych, którzy wiedzą i rozumieją. A żeby coś wiedzieć i rozumieć niekoniecznie trzeba to przeżyć samemu. W końcu są specjaliści od wojen punickich i wypraw krzyżowych. Z pana zdjęcia nie wynikałby staż w PRL, lecz wiedza wykazywana w pana publikacjach historycznych pozwalałaby oczekiwać bezinteresownej kompetencji również w zakresie spraw publicznych, aktualnych i wspartych o niedawną historię.

Nostra maxima culpa

Z samych zalet to składa się jedynie partia Jarosława Kaczyńskiego. Platforma Obywatelska, jak wszystkie byty jest sumą zalet i wad. O stosunku rozsądnego człowieka i obywatela do każdego takiego bytu, w tym przypadku partii politycznych, powinno decydować zsumowanie zalet i wad. I nie in abstracto, lecz w określonym czasie i miejscu, jeśli ocena ma doprowadzić do podjęcia decyzji w konkretnych wyborach.

Już w poprzednim swoim tekście – (Jerzy Łukaszewski: Bruzda jego mać!) – skreśla pan, panie Jerzy Łukaszewski, całkowicie PO – z powodu ustawy umożliwiającej w określonych warunkach ustalenie czy człowiek został poczęty metodą in vitro, bo to brutalne wtargnięcie w jego najbardziej intymną sferę. Ale w komentarzach do pana tekstu wskazuje się, że to posunięcie dotyczy tylko ustalania ojcostwa i jest w tym celu konieczne. Czy pan to wiedział, pisząc swój brawurowy tekst? Czy może uważa pan, że to nie tak, lub może intymność ważniejsza niż ustalenie kto jest ojcem? Czy brał pod uwagę, że może matka człowieka lub on sam wolałby wiedzieć kto jest ojcem, nawet kosztem swej intymności?

I czy gdyby pan to wszystko przerobił nadal skreślałby pan z kretesem tę partię?

Ale powiedzmy, że ta ustawa to nic więcej niż ewidentny błąd. Czy na zasadzie pars pro toto akurat on ma zdecydować o odsunięciu PO od władzy? Daleki jestem od gloryfikowania tej partii. Jej rachunek po stronie „winien” jest pokaźny. Ale czy nie ma ona niczego po stronie „ma”? Pisze pan – i słusznie – że dorobek Polski kształtował się za rządów wielu partii. Również za rządów SLD z PSL i PiS z przydawkami. W obu tych przypadkach trafiało na dobrą koniunkturę. Lecz w ostatnich ośmiu latach, w tym podczas kryzysu w Europie, to za PO Polska „rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”. Oczywiście, to nie Donald Tusk pilnował podorywek, nie Ewa Kopacz wylewała asfalt na autostradach, ale może można wpisać PO na listę partii, które pozwoliły się naszej ojczyźnie rozwijać?

W emocjonalnych atakach na Platformę dostrzegam zawiedzioną miłość i chęć odegrania się. Za nasze zawiedzione nadzieje i za to, że przegrywa, dołożymy jej żeby udowodnić, że to z jej a nie z naszej, jej zawiedzionych kochanków, winy. A wina po obu stronach. Przy czym do wszystkich swych błędów i uchybień Platforma dołożyła fatalną kampanię prezydencką i parlamentarną

Kierowanie się w polityce emocjami jest niepoważne i kontrproduktywne. Emocje każą nam ukarać tę partię. Nie pozwalają nam po raz któryś wybierać „mniejszego zła”, więc dopuszczamy do władzy większe zło. Nawet wiedząc jak bardzo jest złe, ale danie wyrazu naszym emocjom jest dla nas ważniejsze niż skutek naszego działania lub zaniechania.

Wyborcy w większości chyba kierują się bardziej emocjami niż logiką. Operowanie emocjami, budzenie i podsycanie ich staje się podstawowym narzędziem polityki. Nie należy tego pochwalać, ale można zrozumieć. Tak zwanym opinion makers, czyli dziennikarzom i innym osobom publicznym, jest to trudniejsze do wybaczenia.

W kryminalistyce takie postępowanie to bodajże dolus eventualis; robimy co chcemy, godząc się z możliwością złego skutku lub nie biorąc go pod uwagę, choć mogliśmy i powinniśmy byli to uczynić. I to jest, przy winie Platformy, nasza wina, nasza bardzo wielka wina.

Tak krawiec kraje

Owszem, Polsce należy się zmiana na prowadzeniu, a Platformie – ławka rezerwowych po ośmiu latach rządzenia, ale realnym zmiennikiem może teraz być tylko PiS.

Realnie realnym zmiennikiem ma szanse stać się stać partia posiadająca kapitał polityczny. To przede wszystkim spore poparcie społeczne. Bez niego nie uzyska się ilości mandatów potrzebnych do sformowania choćby mniejszościowego rządu. Społeczeństwo jest już na tyle dojrzałe, od czasu Stana Tymińskiego, że raczej nie uzyska odpowiedniego poparcia efekciarska efemeryda w rodzaju przyjaciół piwa, partii Leppera, Korwina, Kukiza, czy Palikota luzem. Jest nadzieja, że tak będzie dalej.

W partii mogącej rządzić duża część wyborców chce dostrzec ludzi, którzy już pokazali, że potrafią funkcjonować we władzach. Te wszystkie warunki łącznie spełniają wciąż jeszcze tylko PO i PiS. Partie, które mogłyby wejść w antypisowską koalicję z Platformą mogłyby pretendować do roli jej zmiennika, powiedzmy, w roku 2019.

Nie dotyczy to PSL, bo ta partia już się opatrzyła. A zmiany swego wizerunku, przy nikłym elektoracie, nie może zaryzykować. Nowoczesna.pl prezentuje się jako reaktywator wczesnej, prawdziwie liberalnej Platformy. Dla sporego odłamu dotychczasowych zwolenników PO hasła Petru mogą być atrakcyjne. Nie jest jeszcze natomiast zbyt atrakcyjna jego maleńka partia. Jej szansą może być udział w rządowej koalicji z Platformą, od której teraz musi się odżegnywać. Współrządząc może być postrzegana jako nadająca się do rządzenia, zdobyć kapitał polityczny potrzebny do ewentualnego zastąpienia Platformy.

I z góry można przewidzieć, że jeśli do tego dojdzie i partia Petru zaczęła by odpowiadać nie za swój program ale za państwo, przeszłaby ewolucję jaka przeszła partia Tuska od ideowego Kongresu Liberalno-Demokratycznego do pragmatycznej partii władzy, jaką jest dzisiejsza PO.

Z drugiej strony podobna ewolucja, tyle że z lewa na prawo, mogłaby się stać szansą dla Zjednoczonej Lewicy. Społeczeństwo pożąda zmiany u władzy, ale wbrew temu co mu się wmawia nie potrzebuje ono lewicy – Ernest Skalski: Komu lewica, komu? – To, co teraz wygaduje Barbara Nowacka – nie będzie miało znaczenia. To co się myśli i mówi o rządzeniu dosyć się różni od wymagań jakie rządzenie stawia.

W interesie demokracji, której naprawdę zagraża PiS – a także w interesie Platformy – jest, aby obie te partie, wraz z PSL znalazły się w Sejmie, w sile umożliwiającej stworzenie koalicji rządowej. A w tym układzie lewicowa partia Razem, która najprawdopodobniej do Sejmu nie wejdzie, osłabia szanse ZL i przybliża możliwość rządów PiS. To jednak nie zraża lidera Razem, Adriana Zandberga, który robi furorę, gdyż potrafi rzeczowo i logicznie wypowiedzieć szkodzące gospodarce frazesy.

W Internecie pojawiły się już stwierdzenia, że to pożyteczny idiota Kaczyńskiego. Lecz na idiotę on nie wygląda. Stosuje metodę Lenina, który zawsze musiał mieć do dyspozycji swoją odrębną partię. Jak nie mógł opanować partii, to wychodził z grupą sobie oddanych i tworzył odrębny byt polityczny.

I to by było na tyle, w ostatniej chwili.

Ernest Skalski

 

10 komentarzy

  1. Anna-Maria Malinowska 22.10.2015
  2. slawek 22.10.2015
  3. MaSZ 22.10.2015
  4. andrzej Pokonos 23.10.2015
  5. narciarz2 23.10.2015
  6. narciarz2 23.10.2015
  7. Magog 23.10.2015
  8. Mr E 23.10.2015
  9. slawek 23.10.2015
  10. Stary outsider 23.10.2015