26.02.2023
Przed laty omawiając książkę dr Anny Rataj Sąd Najwyższy Izraela jako sąd konstytucyjny, (wydaną w roku 2016 przez Wydawnictwo Austeria z Krakowa), zatytułowałem mój felieton „Porządny Najwyższy Sąd w Izraelu”. (Stanisław Obirek: Porządny Najwyższy Sąd w Izraelu) Dzisiaj ta instytucja jest poważnie zagrożona przez rządzącą obecnie koalicję nacjonalistyczno-religijną.
Jej głównym architektem jest jak wiadomo jeden z najbardziej przebiegłych polityków Izraela, po raz kolejny premier Benjamin Netanjahu. Tym razem koalicjanci wymykają się spod kontroli sprytnego Bibi i robią wszystko by wysadzić w powietrze właśnie do tej pory stojący na straży demokracji Porządny Najwyższy Sąd w Izraelu. Czy tak się stanie – zastanawiają się Izraelczycy, dla których postępująca destrukcja głównych instytucji państwowych staje się źródłem prawdziwej troski obywatelskiej. Tysiące z nich od kilku tygodni wychodzi na ulice i protestuje. Znani intelektualiści izraelscy biją na alarm.
Mają rację. W Izraelu demokracja jest zagrożona poważnie, znacznie bardziej nawet, niż w takich krajach europejskich, jak Węgry i Polska. Nasi autokraci (Orban, Kaczyński) muszą liczyć się (choć ich to uwiera) nie tylko z opinią jeszcze wolnych mediów (choć na Węgrzech praktycznie spacyfikowanych), ale przede wszystkim z Unią Europejską. Poza tym w Izraelu potężnym obciążeniem dla budżetu państwa są Żydzi ultraortodoksyjni, których system edukacyjny i prawny jest prawdziwym państwem w państwie. Co więcej, to „państwo” żyjące na koszt Żydów świeckich rozrasta się znacznie szybciej niż społeczeństwo płacące podatki. Podobnie rzecz się ma z osadnikami mieszkającymi na terytoriach okupowanych, którzy mają szczególny status ekonomiczny i prawny.
Jak się wydaje, to właśnie Benjamin Netanjahu może ostatecznie pogrzebać Izrael jaki znamy od 1948 roku. Jednym z najbardziej przejmujących głosów jest refleksja znanego historyka i autora bestselerów takich jak „Sapiens” i Homo Deus” Yuvala Noaha Harariego. Swój tekst zamieścił najpierw po hebrajsku na łamach izraelskiego Yenet, a następnie został on opublikowany po angielsku w Washington Post. Polecam; choć to lektura porażająca
Opinion | A disaster for democracy looms in Israel
Yuval Noah Harari is the author of “Sapiens,” “Homo Deus” and “Unstoppable Us” and a professor of history at the Hebrew University of Jerusalem. This op-ed was adapted from an article in Hebrew for Ynet in Israel.
Tytuł tych refleksji (Katastrofa dla demokracji w Izraelu) jest niestety uzasadniony przekonująco. Każdy może je przeczytać i konia z rzędem, kto potrafi unieważnić alarmistyczny ton uwag Harariego, który całkiem serio myśli o emigracji z Izraela, jak to zresztą zrobiło już tysiące Izraelczyków, nieumiejących znieść arogancji i bezmyślności większości rządzących ich państwem polityków z Bibi Netanjahu na czele.
To właśnie premier jest głównym rzecznikiem zniszczenia Sądu Najwyższego, zresztą we własnym interesie, bo jest zagrożony licznymi procesami. Pozbawienie Sądu Najwyższego niezależności sprawi, że nikt nie będzie w stanie pozwać przed sąd skorumpowanego polityka, którego usprawiedliwi podporządkowana mu maszynka do głosowania jakim stał się Kneset.
Prof. Obirek pisał niedawno m.in…
Czy doskonale znający Izrael Autor może wprowadzać czytelników w błąd? Czy jest możliwe, że ci znakomici intelektualiści mówiący o „katastrofie demokracji” coś ukrywają? Czy nie warto jednak poinformować czytelników, że:
1. Izrael nie ma konstytucji (dlatego wszyscy przywołują Deklaracje Niepodległości, ale rolę konstytucji pełnią prawa podstawowe).
2. W demokratycznych krajach uchwalenie konstytucji jest aktem wymagającym kwalifikowanej większości, a możliwość zmian jest tak obwarowana, żeby kolejne rządy nie mogły sobie dowolnie przy konstytucji majstrować. Izrael jest jednak specyficznym krajem, w którym Ustawy Zasadnicze uchwala się zwykłą większością głosów i to nawet bez wymaganego kworum. Ustawa Zasadnicza, o której sąd twierdził, że zezwala na kontrolę sądową parlamentu, została przyjęta głosami 32-21, (a więc przy pustych ławach poselskich), co świadczy o braku świadomości Knesetu, co do tego, że będzie traktowana jako dokument konstytucyjny.
Z czasem sędziowie Sądu Najwyższego uznali to za „rewolucje sądowniczą”. Ta rewolucja oznaczała zachwianie zasady równoważenia władzy wykonawczej, ustawodawczej i sądowniczej.
3. Władza sądownicza uzyskała możliwość dowolnego anulowania każdej decyzji rządu i każdej uchwały parlamentu. Rząd i parlament mają minimalny wpływ na skład Sądu Najwyższego, prokurator generalny jest ponad rządem i ponad ministrem sprawiedliwości. Propozycja reformy zakłada, że obalenie uchwały parlamentu będzie wymagało decyzji co najmniej kwalifikowanej większości sędziów SN, a nie jak teraz dowolnej mniejszości. Wnikanie w szczegóły proponowanej reformy może być uznawane za „katastrofę” przeciwników demokracji.
4. Nie informując o tej specyfice wprowadzamy czytelników w błąd. W Stanach Zjednoczonych każda administracja uzupełnia swoimi sędziami Sąd Najwyższy, nie może jednak zmienić jego całego składu, co pozwala na zachowanie względnej równowagi. Również Wielka Brytania, która jest wzorem systemu parlamentarnego, ma system podobny to tego, jaki proponują zwolennicy reformy w Izraelu (to dokąd pojedzie ten biedny Harari, na Węgry?)
5. Być może nie należy wprowadzać czytelników w błąd oczywistym kłamstwem, że premier jest „zagrożony licznymi procesami”. Proces Netanjahu toczy się od wielu lat, Toczył się również, kiedy nie był premierem, W tym czasie prokuratura przekwalifikowała połowę swoich świadków na „wrogich” świadków. Podczas trwającego wiele lat procesu nie udało się udowodnić ani jednego „przestępstwa” Benjamina Netanjahu. Mamy zatem wyłącznie wyroki prasowe. Również teraz, kiedy Netanjahu jest ponownie premierem, proces nadal się toczy, a opozycyjna prasa nie pokazuje scen z sali sądowej, żeby nie pisać o płaczach pani prokurator, że to nie ona pisała akt oskarżenia. Tak więc, przywoływanie tego argumentu jest zwyczajnie wprowadzaniem czytelników w błąd.
6. Nie trzeba być konstytucjonalistą, żeby zgodzić się, że liberum veto było jednym z największych gwoździ do trumny Rzeczpospolitej. Prezydent Izraela nie mówi o „katastrofie demokracji”, zdaje sobie sprawę z tego, że reforma jest konieczna, proponuje kompromis pozwalający na jej przeprowadzenie, mimo fanatycznego oporu „znakomitych intelektualistów”.
Krytyka jakiejkolwiek reformy bez podawania szczegółów proponowanych zmian nie jest krytykją jest czymś zupełnie innym.
Pozwólmy Czytelnikom osądzić kto kogo wprowadza w błąd. Oto głos kogoś z Izraela, kto wolał pozostać anonimowy jednak dla mnie to głos miarodajny, więc pozwalam sobie go przywołać. Autor zaczyna od stwierdzenia: ” analiza Harariego jest bardzo trafna. Motorem obecnych zmian politycznych jest demografia, tj. znacznie większy przyrost naturalny ortodoksów, którym Sąd Najwyższy od lat działa na nerwy, przeszkadzając świeckim politykom w kupowaniu ich głosów poprzez przekazywanie im olbrzymich dotacji na rachunek reszty społeczeństwa. To zjawisko istnieje w Izraelu od dziesięcioleci, ale mimo stałych wysiłków, dotychczas ortodoksom nie udawało się wykastrowanie S.N., bo świeccy politycy rozumieli, że taki krok wywoła olbrzymi kryzys, właśnie ten który teraz przeżywamy. Po ostatnich wyborach nastąpił przełom. Powstała konstelacja, która przeważyła szalę. Bo jak napisałeś, Netayahu chce przede wszystkim ratować własny tyłek i wykorzystuje w tym celu długoletnie aspiracje
ortodoksów, oszołomów i innych skorumpowanych polityków, którzy mają na bakier z wymiarem sprawiedliwości.
Oszołomy to głównie partie osadników, którzy (słusznie) obawiają się, że niezależny S.N. zablokowałby ich wymarzoną aneksję okupowanych palestyńskich terytoriów, łącznie z wprowadzeniem de facto apartheidu. A na okrasę mamy byłego ministra Aryeh Deri, niesłychanie cwanego przywódcę sefardyjskiej partii Szas, któremu ze względu na dwa wyroki karne S.N. zakazał członkostwa w rządzie. Wobec powyższego Izrael idzie pełną parą w kierunku “demokratycznej” decyzji przekształcenia się w dyktaturę. Jedyne co może ten proces zatrzymać, to jakieś dramatyczne wydarzenia ekonomiczne, oraz masowy bunt pilotów wojskowych i oficerów rezerwy w
najbardziej elitarnych jednostkach. W ciągu dwóch ostatnich dni duże grupy pilotów i komandosów rezerwy
oznajmiły, że w razie przegłosowania zmian ustrojowych przestaną ochotniczo zgłaszać się do wypełniania zadań. Lotnictwo wojskowe jest trzonem izraelskiej potęgi militarnej, a te elitarne jednostki wywiadowczo-dywersyjne po cichutku ciągle działają poza granicami Izraela, wypełniając strategicznie ważne misje, z oczywistym narażeniem
życia. Na ogół nic z ich działań nie dochodzi do prasy. Jeden z owych oficerów rezerwy udzielił dzisiaj wywiadu dla radia, mówiąc m.in. “Jeżeli te ustawy zostaną przegłosowane, przestaniemy zgłaszać się na ochotnika do naszych misji. Nie odmawiamy służby w wojsku. Możemy zamiatać liście w jakieś odległej bazie wojskowej. A jeżeli chodzi o
nasze zadania, to niech Yair Netanyahu i synowie Arye Deri, oraz synowie posła Gafni (jednego z przywódców ortodoksów) zgłaszają się do nich na ochotnika.” Z kolei na arenie ekonomicznej już zaczęła się masowa ucieczka kapitału. Częściowo są to pieniądze zagranicznych inwestorów, którzy obawiają się o los swoich inwestycji przy braku politycznej stabilności i niezależnych sądów. Inna część uciekających pieniędzy to bogaci Izraelczycy (a takich jest stosunkowo dużo), którzy szykują sobie gniazda poza Izraelem i obawiają się, że rząd będzie niedługo zmuszony do wprowadzenia ograniczeń ruchu kapitału. Jest to samospełniająca się przepowiednia. Netanyahu oczywiście doskonale rozumie destrukcyjny potencjał tej “reformy prawnej”, ale przede wszystkim troszczy się o własny tyłek, a po drugie nie wiadomo czy dalej panuje nad sytuacją. Niestety jest faktem, że większość posłów obecnej koalicji rządzącej to zadufani głupcy albo fanatycy. Ci pierwsi nie rozumieją konsekwencji tego co planują, a ci drudzy są pewni, że od nieszczęścia uratuje nas boska interwencja”.
Rzymianie zalecali mądrą zasadę audiatur et altera pars. Obawiam się, ze Andrzej Koraszewski tej drugiej strony w ogóle nie chce słuchać bo się zapatrzył w genialnego stratega Bibiego. To zaślepia nawet wytrawnych dziennikarzy.
Jak widac istnieją różne lektury faktów. W Polsce od 2015 roku istnieje legion prawników, którzy lege artis przykładają rękę do niszczenia zabezpieczeń demokracji. Podobnie na Węgrzech. Przypisywani mi chęci wprowadzenia w błąd czytelników SO jest gołosłowne, a przytoczona argumentacja jest wyjęta z arsenału propagandowego biblistów. Przykro mi, ze tak wytrawny i ceniony przeze mnie dziennikarz, z długoletnim stażem w BBC tak łatwo te narracje kupuje. Proponuje uważna lekturę tekstu Harariego i rzeczowa polemikę z jego argumentami.. osobiście nie jestem miłośnikiem jego książek, miałem tez opory by czytać wspomniany tekst. Po Zachęcie poważnego naukowca się przekonałem, ze tym razem to Harari ma racje, a nie sowicie opłacani propagandziści Benjamina Natanjahu.
“Demokracja demokracją – ale ktoś przecież musi tym kierować!”
Mamy poważną polemikę dwóch cenionych przez czytelników, w tym także przeze mnie Autorów. Nie znając szczegółów rozwiązań dotyczących trójpodziału władzy w Izraelu chętnie bym poczytał w czym tkwi istota i sedno sporu, w tym np. argumenty Harariego, którego przywołuje porfrsor Obirek. Również chętnie bym przeczytał opinię Pana Andrzeja Koraszewskiego nie w formie polemiki pod artykułem, ale w formie odrębnego artykułu. Bez szeregu różnych punktów widzenia czytelnik nie będzie sobie w stanie wyrobić opinii o istocie problemu z Sądem Najwyższym Izraela,
Włala: http://www.listyznaszegosadu.pl/syjonizm/dlaczego-netanjahu-ma-racje-chcac-zreformowac-wszechpotezny-sad-najwyzszy
Dziękuję za link – przeczytałem artykuł Pana Koraszewskiego.
Sprawa dla mnie jest prosta. Netanjahu robic z Sądem Najwyższym dokładnie to samo, co PiS zrobił z Trybunałem Konstytucyjnym i z polskim sądownictwem i prokuraturą. Różnica jest taka, że Ziobro i Kaczyński ciągle muszą się liczyć z Unią Europejską, a Netanjahu nie musi, stąd powszechne przerażenie w Izraelu, że podporządkowując sobie całkowicie SN obecna koalicja zniszczy podstawową gwarancję demokracji. Subtelności w jakie się wdaje w swoich analizach Andrzej Koraszewski nie mają żadnego przełożenia na faktyczne niebezpieczeństwo jakie stoi przez izraelską demokracją. Kilka dni temu w Tel Avivie protestowało ok 160 000 ludzi, część z nich to wyborcy (Likut) obecnej koalicji, którzy nie głosowali za destrukcją demokracji tylko za silnym państwem, które tak bardzo leży na sercu (i słuszeni) Koraszewskiemu. Przypominam, że Hitler też wygrał w demokratycznych wyborach, ale tylko po to by zniszczyć demokrację.
Przepraszam Staszku, ale mam bardzo poważny problem i z “analizą” dokonaną przez modnego izraelskiego pisarza i z Twoją odpowiedzią. Skąd polski czytelnik ma wiedzieć co właściwie proponuje rząd? Czy propozycja w jakikolwiek sposób ograniczy niezawisłość izraelskiego sądownictwa? Czy może tylko jest to próba przywrócenia równowagi między trzema pionami władzy? (Nie jest prawdą, że mam tu pełną jasność, bo mam zbyt małe kompetencje, a co gorsza nie znam samych dokumentów tylko omówienia, w których nieodmiennie jest więcej przymiotników niż informacji.) Ani u niego, ani u Ciebie nie ma ani słowa o meritum sprawy. Nie chodzi mi tylko o polskiego czytelnika, któremu mówi się co ma myśleć, nie mówiąc o czym. Gorzej, prezentacja całego problemu w prasie izraelskiej jest skandaliczna, właśnie na poziomie tej analizy celebryty. Spory o konstytucyjne uprawnienia są fundamentalne i nie powinny być zmieniane w kawiarniane. Proszę, spróbuj nam wyjaśnić (nie w oparciu o analizę pisarza, a konkretnych sformułowań przedstawionej propozycji), w jakim sensie i w jaki sposób proponowane zmiany mogą ograniczyć niezawisłość izraelskiego Sądu Najwyższego? Co mówi rząd, co proponuje prezydent? (Co mówi celebryta, to naprawdę jest najmniej interesujące, jak długo nie wiemy o co chodzi.)
I jeszcze jedno, który punkt propozycji ma chronić Netanjahu i w jaki sposób? To ważne, bowiem może zmieniać merytoryczną dyskusję w coś bardzo paskudnego.
POnieważ omawiane w Artykule i komentarzach kwestie wydają sie być bardzo ważne dla Izraela – ergo również dla całego współczesnego świata, pozwalam sobie przytoczyć opinię Harariego w tłumaczeniu na język polski:
Opinia Groźba katastrofy demokracji w Izraelu
Autorstwa Yuvala Noaha Harariego
The Washington Post
23 lutego 2023 o 19:00 EST
Yuval Noah Harari jest autorem książek „Sapiens”, „Homo Deus” i „Niepowstrzymani” oraz profesorem historii na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie. Ten artykuł został zaadaptowany z artykułu w języku hebrajskim dla Ynet w Izraelu.
Argumentacja Harari’ego
To, co dzieje się z próbą naprawy Sądu Najwyższego przez izraelski rząd, nie jest reformą sądownictwa, ale bardziej przypomina antydemokratyczny zamach stanu. Skrajnie prawicowa koalicja rządowa, która doszła do władzy niecałe dwa miesiące temu, w zawrotnym tempie uchwala serię niezwykle kontrowersyjnych ustaw, które razem oznaczają jedną bardzo prostą rzecz: rząd miałby moc uchwalania dowolnego prawa, jakie chce , i interpretować istniejące prawa w dowolny sposób, bez kontroli swojej władzy i bez ochrony praw mniejszości.
W większości demokracji władza rządu jest kontrolowana, a prawa mniejszości chronione za pomocą szeregu mechanizmów, takich jak konstytucja, niezależny Sąd Najwyższy, system federalny i uznanie trybunałów międzynarodowych. Żaden z tych mechanizmów nie miałby zastosowania w proponowanym nowym izraelskim systemie prawnym.
W swojej retoryce rząd nie wyrzeka się demokracji. Podobnie jak skrajna prawica gdzie indziej, twierdzi, że jest jeszcze bardziej demokratyczna niż jej krytycy. Ale opiera się to na bardzo wąskiej definicji demokracji, skupiającej się wyłącznie na większości wyborczej i w efekcie utożsamiającej demokrację z nieograniczoną dyktaturą większości. W nowym reżimie prawnym nie jest jasne, co powstrzymałoby obecny lub przyszły rząd przed uchwaleniem praw, które na przykład zamykają opozycyjne gazety, odmawiają robotnikom prawa do strajku, znoszą wolność akademicką, kryminalizują homoseksualizm, delegalizują partie arabskie , mogą pozbawić praw wyborczych obywateli arabskich lub – co być może najważniejsze – mogą zmienić sam system wyborczy w sposób gwarantujący trwałe utrzymanie władzy.
Na pytanie, co wykluczałoby takie scenariusze, chroniłoby prawa mniejszości i chroniło nawet większość obywateli przed nadużyciami władzy przez rząd, koalicjanci odpowiadają w efekcie: „Nasza dobra wola. Zaufaj nam.” To mrożąca krew w żyłach odpowiedź, znana ofiarom każdego tyrana, gangstera i agresywnego małżonka w historii. Dyktatorzy zawsze mówią „zaufaj nam, będziemy cię chronić. Ale uważaj, żeby nie stracić naszej dobrej woli, tak? Nie chcemy, żeby stało ci się coś złego”. Jeśli zdarzy ci się spotkać kogoś, kto opisuje antydemokratyczny zamach stanu w Izraelu jako łagodną demokratyczną reformę, należy zadać mu jedno kluczowe pytanie: „Wyjaśnij mi: Jaki mechanizm ograniczyłby władzę rządu w ramach nowego reżimu? Czy jest choć jedna rzecz, której rząd nie będzie mógł zrobić?”
Zagrożenie jest szczególnie namacalne, ponieważ Izrael jest bardzo spolaryzowanym społeczeństwem, a członkowie rządzącej skrajnie prawicowej koalicji często wyrażali pogardę dla grup mniejszościowych. Rzeczywiście, kiedy w tym tygodniu debatowano nad ustawą w Knesecie, członek koalicji Almog Cohen z partii Jewish Power transmitował debatę na żywo, jednocześnie wygłaszając rasistowskie komentarze na temat członków partii arabskich, porównując ich do bestii. Do jakiego stopnia Arabowie i inne mniejszości mogą powierzyć swoje podstawowe prawa człowieka dobrej woli ludzi takich jak Cohen?
Ogrom zagrożenia doprowadził do powstania potężnego ruchu oporu. Nawet część izraelskiego sektora high-tech, ekonomicznego silnika start-upów, ogłosiła stan wyjątkowy, dając pracownikom czas wolny na dołączenie do protestów na ulicach Tel Awiwu i Jerozolimy. Podczas gdy międzynarodowi inwestorzy panikują, a miliardy dolarów już uciekają z kraju, magnaci technologiczni wiedzą, że bez niezależnego sądownictwa i demokratycznego społeczeństwa cała ich branża jest w niebezpieczeństwie.
Jeśli ruch oporu upadnie, jak wyglądałby nieliberalny, niedemokratyczny Izrael? Wiele osób w Izraelu i innych krajach porównuje go do Węgier, zwłaszcza że reżim węgierski ma bardzo bliskie powiązania z nowym reżimem izraelskim. Ale niedemokratyczny Izrael w niczym nie przypominałby Węgier.
Po pierwsze, Węgry nadal są członkiem Unii Europejskiej i chcą nią pozostać, co oznacza, że instytucje i prawa E.U. nakładają ograniczenia na to, co robi węgierski reżim. Izrael nie jest częścią takiej unii i nie byłoby podobnych ograniczeń dla uprawnień i ambicji nowego izraelskiego reżimu.
Po drugie, węgierski rząd rządzi węgierskimi obywatelami. W przeciwieństwie do tego, Izrael rządzi milionami Palestyńczyków na terytoriach okupowanych. Tak źle, jak demokratyczne rządy izraelskie traktowały Palestyńczyków, sytuacja prawdopodobnie pogorszyłaby się po zniszczeniu izraelskiej demokracji.
Po trzecie, węgierskie społeczeństwo się starzeje, a węgierski reżim jest wspierany głównie przez konserwatywnych ludzi w starszym wieku, którzy mogą chcieć podążać za silnym przywódcą, ale nie mają apetytu na przemoc. Izrael ma znaczną kohortę młodych radykałów, z których wielu ma doświadczenie wojskowe i wyznaje mesjańskie poglądy religijne.
Po czwarte, Węgry są mało znaczącą potęgą militarną, która nie stoi w obliczu poważnych zagrożeń zewnętrznych. Izrael jest głównym mocarstwem dowodzącym potężną machiną wojskową, obejmującą zarówno arsenał nuklearny, jak i najnowocześniejszą broń cybernetyczną, która może uderzyć w dowolne miejsce na świecie. Pielęgnuje również głębokie poczucie egzystencjalnej niepewności, zwłaszcza wśród skrajnej prawicy.
Dodajmy do siebie te cztery czynniki i jasne jest, że niedemokratyczny Izrael może stanowić zupełnie inne wyzwanie niż Węgry. Jeśli antydemokratyczny zamach stanu w Izraelu się powiedzie, zmusi przyjaciół Izraela na całym świecie, społeczności żydowskie na całym świecie, a przede wszystkim własnych obywateli Izraela, do dokonania trudnych wyborów.
Jeśli mogę zakończyć osobistym akcentem, nigdy poważnie nie rozważałem wyjazdu z Izraela. Pomimo wielu problemów tutaj i pomimo wielu zaproszeń z różnych uniwersytetów i ośrodków badawczych na całym świecie, zawsze uważałem, że ważniejsze jest zostać tutaj i spróbować coś zmienić, niż wyjechać w jakieś spokojniejsze i bezpieczniejsze miejsce. Ale ponieważ moja praca polega na myśleniu i mówieniu rzeczy, które często nie podobają się większości, wątpię, czy mógłbym dalej pracować w miejscu, w którym brakuje jakiejkolwiek znaczącej ochrony praw mniejszości i wolności słowa.
Nie potrafię ocenić istoty sporu tutaj, nie mam dość danych ani kompetencji. Chciałbym natomiast napisać parę słów na temat “celebryty” i “modnego pisarza”, o jakim pisze Pan Andrzej Koraszewski. Yuval Noah Harari jest profesorem historii na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie, specjalizującym się w wielkiej historii (ang. Big History). Ta nowa dziedzina nauk historycznych jest mało znana w Polsce, czego efektem było np. mylne przedstawienie Yuvala Harari jako popularyzatora wiedzy z nauk ścisłych w specjalnym wydaniu Znaku. Skorygowałem te nieporozumienia tutaj: https://magazynkontakt.pl/swiatopoglad-dla-sapiens/. Piszę o tym, bo Harari zajmuje się w swoich książkach przede wszystkim sposobami budowania ludzkiej współpracy na przestrzeni tysiącleci i w rozmaitych kulturach. Jeśli jakaś forma tej współpracy – jak demokracja w liberalizmie XXI wieku – przeżywa fundamentalny kryzys, Harari jest dokładnie tym specjalistą, który ma najszersze horyzonty i najlepsze narzędzia intelektualne, aby to oceniać i komentować dla osób spoza Akademii.
Andrzeju, skoro domagasz się dookreślenia mojego stanowiska – oto ono w punktach, które sam zastosowałeś w polemice ze mną czy raczej Hararim:
1. Zawsze istnieli ludzie, którzy korzystając z demokracji chcieli ją obalić i im się to nie raz udawało i udaje. Przykłady chyba znasz bo to nie kończy się na Hitlerze i Mussolinim.
2. Zarówno w Polsce PiS, a w Izraelu obecna koalicja doszły do władzy wykorzystując system wyborczy, a nie zdobywając poparcia większości obywateli, a nawet wyborców (PiS w 2015 roku zyskał 18% i tylko system wyborczy sprawił, że zgarną głosy przegranych). O ile pamiętam, Merec zabrakło niecałe 800 głosów, by wejść do Knesetu. Jest to oczywiście wina dwóch pań przewodniczących Merec i Awoda, że dla własnych ambicji nie potrafiły stworzyć wspólnej listy. Inaczej byłby kolejny pat w Knesecie. Tak więc sytuacja jest podobna.
3. Nawet gdyby poparło koalicję ponad połowa wyborców, nie znaczy, że nie należy liczyć się z mniejszością. Na tym polega demokracja. W Izraelu od lat mniejszość narzuca swoje prawa większości. W soboty nie ma transportu, śluby tylko religijne, do szpitala w święta nie można przynieść czegoś niekoszernego itd. Doskonale wiesz, że haredim żyją na koszt społeczeństwa, a teraz dostali dodatkowo miliardy szekli, nie płacąc podatków, nie służąc w wojsku, nie ucząc młodzieży przedmiotów w innych szkołach uznane za obowiązkowe, poczynając od matematyki. Dlaczego w Stanach haredim pracują, a w Izraelu nie mogą?
4. Reforma sądownictwa. W Polsce pomimo dwóch” kotwic” w postaci Konstytucji i unijnego prawa rządzącej koalicji udało się zdemolować sądownictwo. Tu nie ma żadnej bariery poza Sądem Najwyższym. Są dwie “reformy” proponowane przez koalicję: a. obalenie w Knesecie wyroku Sądu Najwyższego większością 61 głosów; b. zmiana sposobu mianowania sędziów Bagacu, przy czym większość miejsc obsadzałby rząd, a Sąd Najwyższymusiałby swoje decyzje podejmować jednogłośnie.
5. Czy nie dostrzegasz, że Bibi chroniąc własnego tyłka oddał państwo w ręce faszysty Ben-Gwira i skrajnego nacjonalisty Smotricza? Ben-Gwir już dostał pieniądze na tworzenie Gwardii Narodowej, swego prywatnego wojska. Smotricz przejął od wojska uprawnienia w Judei i Samarii, co jak wskazują prawnicy, równa się aneksji Zachodniego Brzegu. Delegacja izraelska w Akabie podpisała porozumienie o zaprzestaniu tam budownictwa na trzy-cztery miesiące, po czym Bibi, pod naciskiem w/w oświadczył, że rozbudowa osiedli będzie trwała bez przerwy. Mógłbym tak jeszcze długo. Nie rozumiem dlaczego podobne procesy w Polsce ci się nie podobają, a w Izraelu je legitymizujesz? Wybacz, jeżeli obwiniam cię o to bezpodstawnie. I już na koniec. Nazywanie Harariego “celebrytą” jest niezbyt elegancką próbą unieważniania jego argumentów. Wolałbym byś się do nich ustosunkował, a nie lekceważył ich autora, tylko dlatego, że pisze rzeczy dla Ciebie niewygodne.
Drogi Staszku, nie zamierzałem pisać o tej reformie, ale Twój artykuł mnie przekonał, że jednak powinienem. Tak więc, większość będzie osobno. W tym miejscu odpowiedź na stały dylemat demokracji. W prawdziwej demokracji zazwyczaj zwycięscy są nieznaczną większością i ważenie interesów jest trudną parlamentarną sztuką. Kiedy ateiści chcą znieść koszerne posiłki w szpitalach, ja będę tym ateistą, który będzie protestował. (Tak samo jak w sytuacji odwrotnej, kiedy religijni chcą narzucić całkowity zakaz aborcji, in vitro, utrudnić rozwody itp., czy zatrzymać komunikację w szabat.) Mój protest jest bez znaczenia, ale przynajmniej domagałbym się, aby reprezentujący mnie politycy szukali w parlamencie kompromisu. Nie ma znaczenia, ile komu zabrakło głosów, demokracja jest okropnym systemem, ale najlepszym jaki znamy. Ta izraelska koalicja może mi się nie podobać, ale nie widzę cienia dowodów na dążenie tej koalicji do OBALENIA demokracji, przeciwnie, to po stronie opozycji widzę dążenia do rezygnacji z parlamentarnych negocjacji na rzecz ulicznych przepychanek i manipulacji tłumami przy pomocy emocjonalnych argumentów.
Pytanie dlaczego w Stanach haredim pracują, a w Izraelu nie, jest pytaniem nie do Netanjahu, a do Ben Guriona. Budowa tego państwa nie była łatwa, wszyscy politycy popełniają błędy, a ja nawet nie mam pojęcia, czy było wtedy jakieś rozsądne wyjście. Od lat toczą się trudne manewry, żeby włączyć ich i do służby wojskowej i do rynku pracy. To się powoli zmienia, ale nie jestem taki mądry, żeby powiedzieć jak można ten proces przyspieszyć. (Mam wrażenie, że poprawna jest ocena, że kluczem jest tu oświata kobiet.) Twoja uwaga na temat kosztów jest słuszna. To kosztuje jeden procent budżetu, to nie jest mało (chociaż nie użyłbym tu określenia „ogromne”). W Izraelu kłopoty z religią są znacznie większe i trudniejsze niż w Polsce i nie musisz mnie o tym przekonywać. Pytanie jak pogodzić religijną tolerancję i wymogi nowoczesnego państwa? Jeśli chcesz powiedzieć, że byłoby dobrze, gdyby było inaczej, to ja się pewnie zgodzę. Reszta osobno.
O: “Poza tym w Izraelu potężnym obciążeniem dla budżetu państwa są Żydzi ultraortodoksyjni, których system edukacyjny i prawny jest prawdziwym państwem w państwie. Co więcej, to „państwo” żyjące na koszt Żydów świeckich rozrasta się znacznie szybciej niż społeczeństwo płacące podatki.”
K: “Mam wrażenie, że poprawna jest ocena, że kluczem jest tu oświata kobiet.”
Panowie, powiedzcie proszę, dlaczego aż tak nienawidzicie Izraela, że chcecie by on wymarł? I dlaczego nie powiecie tego jasno – tak, chcę by Izraela nie było; tylko udajecie obiektywizm?
Jeśli powie Pan, że naród żydowski przetrwał dzięki religii, to takie stwierdzenie będzie bliskie prawdy. Naród żydowski trwał dzięki religii i prześladowaniom. Gdyby nie religia, nie zdołałby zachować języka, wspólnej kultury, poczucia tożsamości, gdyby nie prześladowania, prawdopodobnie rozpłynąłby się podobnie jak inne starożytne narody. Żydowskie państwo nie jest zwykłą kopią starożytnego Izraela, ani teokracją. Jest nowoczesnym państwem, z wszystkimi kłopotami, które mają nowoczesne państwa, plus nienawiść świata i ciągłe zagrożenie egzystencjalne (dodatkowo wzmocnione przez wewnętrzne podziały). Ani ja, ani Stanisław Obirek nie jesteśmy Izraelczykami, ani nawet Żydami. Ja mówię o sobie, że jestem syjonistą, gdyż uważam, że Izrael ma nie tylko prawo do istnienia, ale, że jego istnienie jest ważne dla nas wszystkich. Jestem jednak krytyczny wobec religii i ideologii, kiedy są w konflikcie z nauką i kiedy są źródłem fanatyzmu. Dziś zagrożenie Izraela i wielu innych krajów płynie głównie ze strony fanatycznej świeckiej lewicy, jednak grupy tkwiące mentalnie w średniowieczu są również fanatyczne. Zapyta Pan co złego w fanatyzmie (religijnym czy świeckim), odpowiem cytowaną swego czasu przez Miłosza żydowską mądrością: „Człowiek, który ma 30 procent racji, to człowiek, z którym warto pogadać, człowiek, który ma 50 procent racji, to mądry człowiek, którego warto posłuchać, człowiek, który ma 70 procent racji, to mędrzec. Ale człowiek, który mówi, że ma sto procent racji, to złodziej i rabuśnik, od którego trzeba uciekać.”
Bo przypomniał mi się kraj (Tunezja?), gdzie z ONZ-etowskim błogosławieństwem, całej młodzieży (wraz z dziewczętami) zapewniono (obowiązkowe) średnie wykształcenie. Zauważalnego wpływu na gospodarkę to nie miało, za to padła dzietność. No i kraj przeniósł się do wymierających….
Trudno odpowiadać na zarzut, któremu brak jakiegokolwiek związku z moimi (i Andrzeja Koraszewskiego) wypowiedziami. Zarzucanie mi, ze nienawidzę Izraela, a tym bardziej, ze marże by przestał istnieć jest obraza zdrowego rozsądku. Z podobnym zarzutem spotykam się gdy krytykuje Kościół katolicki. Czy to tak trudno zrozumieć, ze krytyka oznacza dojrzała formę szacunku, a nawet miłości? Krytykuje tylko kogos albo jakaś instytucje bo chciałbym by stała się lepsza. Tak wiec drogi Panie/droga Pani MMM777 proszę czytać, co jest napisane i nie wymyślać bezzasadnych zarzutów.
Chodzi o proste pytanie: czy Izrael bez Żydów ma sens?
Bo jeśli chce się zlikwidować istotne źródło przyrostu naturalnego w Izraelu – to takie pytanie ma sens.
Nie będę dyskutować o sympatyczności tradycjonalistów (bo raczej wielka nie jest), ale czy bez nich Izrael nie wymrze (oczywiście, nie teraz, w przyszłości…)? Więc, right or wrong, my Israel 😉
Co ciekawe, chyba nikt nie zauważył, że sprawa mocno przypomina ograniczenie prawa weta brytyjskiej Izby Lordów… Bo oni mogli blokować rząd według uznania, z czego korzystali. Ileż wtedy było o to krzyku (tyle, że krzyczeli arystokraci 😉 )
Do tej dyskusji dwóch osób mających dużą wiedzę o Izraelu głos tylko obserwatora tamtych zdarzeń ale i tej dyskusji
Jestem całkowicie po stronie Stanisława Obirka.
I to tyle w tej sprawie.
Miło, że jest Pan po stronie profesora Obirka, ale jest tu drobny problem, bo ja nie jestem kibicem, i nie jestem nawet po swojej stronie, jestem obserwatorem, który coś próbuje zrozumieć z odległego kraju, na bardzo ważny temat. Profesor Obirek oparł swoją opinę na innych źródłach i rozmawiamy o poważnej sprawie, czy nasze opinie są uzasadnione i czy moga być pogłębione. Jęsli chce mik pan powiedzieć, że niejedst wazne o co toczy się spór tomoge tylko odpowiedzieć “szczęść Boże”, ale jeśli chce Pan coś zrozumieć, to nie bawi się Pan w strony, tylko szuka dalszego pogłębienia. Gdyby przypadkiem chciał Pan więcej zrozumieć z tego sporu, żeby próbować wytrobić sobie opinię (a nie tylko być p stronie) to bardzo polecam ten obszertny tekst: https://mosaicmagazine.com/essay/israel-zionism/2023/03/israels-judicial-reckoning/