Alina Kwapisz-Kulińska: Jak jarmużu bedłki…2 min czytania

…tak cudu pragnie lud. Ale żeby przyszedł bez wysiłku. Najlepiej w wyniku starań rządu. Przekonanie o omnipotencji rządzących jest tak rozczulające, jak denerwujące.

W programie Janiny Paradowskiej na antenie Superstacji występuje na ogół żelazna trójka dyskutantów. Zwykle nie mam zastrzeżeń do jednego, poza samą Gospodynią programu, jakkolwiek nie zawsze się z nią zgadzam, co zresztą przyjmuję z ulgą… Dzisiaj nie było inaczej.

Tradycyjnie wzruszyłam ramionami nad nowomową redaktora Jana Wróbla (mam nadzieję, że pedagog Jan Wróbel wygłasza bardziej przemyślane sądy), dla którego wciąż istnieje i jest wciąż równoprawnym punktem odniesienia tematyka narodowo-niepodległościowa, choćby była obciachem. Red. Wróbel, zwykle odżegnując się od Salonu, tego w rozumieniu twardego jądra Salonu 24, lawiruje poszukując jakiejś „trzeciej drogi”. Stara się być kontra rządowi, ale bez popadania w widoczne już nawet nieuzbrojonym okiem aberracje prezesa PiS-u. Po Gombrowiczowsku trochę. Dzisiaj nie było inaczej, ale o to mniejsza, ma na tyle złą dykcję, że zapewne dlatego trafił i do radia.

Innego rodzaju zastrzeżenia co do rządu zgłaszał bowiem drugi uczestnik audycji: redaktor Tomasz Wróblewski. Jemu z kolei za mało dialogu w wykonaniu rządu. Według niego, propozycje ministra Sikorskiego są właściwe (choć może i za mało radykalne?), ale dyskusja na ich temat powinna się odbyć PRZED wystąpieniem ministra. Spadło ono, jak się domyślałam słuchając redaktora, na zakuty łeb Narodu i teraz Naród nie wie, czy ma się zgadzać, czy nie zgadzać, bo sprawy z nim czy przed jego obliczem nie przedyskutowano.

A ja się pytam: od czego są naczelni redaktorzy gazet? Czy nie oni powinni być animatorami debaty na tematy obecne zresztą i wałkowane od lat? Czy redaktor Wróblewski, weteran najwyższych w mediach stanowisk, tak redaktorskich, jak wydawniczych, obecnie w „Rzeczpospolitej”, poprzednio w „Newsweeku” i „Dzienniku Gazecie Prawnej” i pewnie czymś jeszcze, nie miał narzędzi, ludzi, środków do prowadzenia takich debat? Czy naprawdę uważa, że od organizowania społecznych dyskusji jest rząd?

To oczywiście wygodne, aby rząd inicjował, proponował, podejmował. Zawsze potem można powiedzieć: inicjuje za wcześnie, proponuje bez sensu, podejmuje za późno. Tylko na kogo mają głosować wyborcy? Na media? Ustami red. TW one się odżegnują od odpowiedzialności. Opisują tylko swoje „pragnienie cudu”. Na szczęście do pewnego stopnia naród głosuje i na media, przynajmniej papierowe. Przy kiosku.

Alina Kwapisz-Kulińska