Stefan Bratkowski: Wstyd i sprawiedliwość28 min czytania

22.10.2021

Profesorowi Oktawiuszowi Jurewiczowi

01. Wstęp

Kiedy okazało się, że pierwsi ludzie nie umieją współżyć ze sobą, by stworzyć społeczeństwo, Zeus przywołał do siebie Hermesa i polecił obdarować ich – wstydem i sprawiedliwością.

Obawiam się, że nie da się napisać historii wstydu. Na to nie starczy nawet najbogatsza znajomość faktów. Trzeba zrozumieć ducha czasu w danej epoce, czasu, który może zależeć od chwili i miejsca urodzenia. Inaczej wstydzi się dowodząca swoimi oddziałami, idąca do boju na ich czele, w pierwszym szeregu, wojownica z czasów matriarchatu, której się nie powiedzie, inaczej – setki lat później tchórz, którego sadzają poniżająco na rynku w kobiecym stroju, a inaczej w naszych czasach kłamca, który tylko wie, że powinien się wstydzić, bo go inaczej wyświecą z jego społeczności, bądź odbiorą mu miejsce w gronie najbardziej szanowanych ludzi naszego globu. Nie przysparza takich komplikacji — sprawiedliwość, poczucie sprawiedliwości. Choć różnie sprawiedliwość rozumiano, w istocie swej pozostała tym samym, co wtedy, gdy po raz pierwszy ludzie próbowali wedle niej kierować swymi ocenami tudzież postępowaniem.

Kilka lat przed śmiercią Stefan, już wówczas unieruchomiony w znacznym stopniu chorobą, zaczął pisać kolejną książkę. W Studiu Opinii zdeponował maszynopis. „Na wszelki wypadek”.

Obecnie przystępujemy do jej publikacji. Na zakończenie cyklu książka ukaże się w naszej Bibliotece w formacie pdf.

Czasy, w których żyjemy, aż nader często obywają się bez poczucia wstydu i bez poczucia sprawiedliwości – prawo i sprawiedliwość są tu i tam liczmanami propagandy, pozbawionej wstydu. Kłamstwo rozpełza się zaborczo po życiu politycznym, bywa, że nielojalność dopuszcza się niemal jako normę — co demonstruje bez drgnienia powiek dobrze wychowany młody człowiek z tzw. dobrego domu, z tych domów, które mogły się chronić przed minionym ustrojem tylko w przyzwoitość. W skali światowej – nielojalność państwa, które chce wrócić do swej pozycji mocarstwa i po to wszczyna wojny ze słabszymi od siebie, wojny, które naturalnie wygrywa… Jego dyplomata kłamie w żywe oczy, wyzywająco i obraźliwie, nie przejmuje się utratą prestiżu ani utratą wiarygodności.

Piszę te słowa po kilkudziesięciu latach pokoju w świecie naszej, europejskiej cywilizacji. Sam ten pokój, i to jeszcze tak długotrwały, był pewnym intelektualnym zaskoczeniem. Mało kto nań liczył. W roku 1950 wielki historyk francuski, Fernand Braudel, wygłosił w College de France wykład inauguracyjny, który przeszedł do historii myśli europejskiej. Mówił Braudel: „Wszystkie symbole społeczne lub prawie wszystkie – a wśród nich i takie, za które gotowi byliśmy wczoraj bez większej dyskusji umrzeć – pozbawione zostały treści. Pytanie tylko, czy będziemy mogli nie tylko po prostu żyć, lecz żyć i myśleć bez ich znaków orientacyjnych, bez świateł ich pochodni. Wszystkie pojęcia myślowe zachwiały się lub załamały” (cytat ze szkiców F.Braudela, Historia i trwanie, tłum. Bronisław Geremek, Warszawa 1999, s. 23). Wprawdzie potem, w epoce „postmodernizmu”, kryzys pojęć stał się modą intelektualną, to jednak nie na dość długo. Ale nie dziwmy się diagnozie Braudela. Tegoż 1950 roku zaczęła się wojna koreańska, piekło miało wrócić, Zachód Europy w strachu przed spodziewaną inwazją sowiecką wykupywał wszystko, co pływa, z motorówkami włącznie, by, jeśli się uda, czmychnąć przed jej groźbą za Atlantyk. Zresztą już w roku 1945 niczego więcej nie rokował ostatni tekst Herberta George’a Wellsa, a był to jeden z największych autorytetów filozofii historii. Jego „broszurka Umysł u kresu drogi, pełna krańcowej, otchłannej rozpaczy, była ostatecznym wyznaniem niewiary w możliwości ludzkiego postępu, przekreślającym wszystko, co w innym duchu wypowiedział autor na ten temat wcześniej” (Juliusz K. Palczewski, wstęp do Wellsa „Historii świata”, Wrocław 1979, s. LXV). A przecież ani Herbert Wells, ani Fernand Braudel, nie przeszli piekła, które dane było przeżyć mnie, 10-letniemu chłopcu i moim rówieśnikom, w druzgotanej bombami i pociskami ciężkiej artylerii, podpalanej i wysadzanej w powietrze, miażdżonej aż po piwnice Warszawie roku 1944. Nie mówiąc już o przeżyciach bohaterskich żołnierzy i oficerów walczących w niedozbrojonej Armii Krajowej…

Print Friendly, PDF & Email