Krzysztof Łoziński: Cała Polska czeka na swego Dubczeka51 min czytania

Szambo

marzec gomułkaDo „Marca 68” nie istniał dla mnie temat antysemityzmu, ani nawet temat narodowości niektórych moich kolegów. Nawet nie wiedziałem o tym, że ktoś jest Żydem i wcale mnie to nie obchodziło. Podobna obojętność do tego tematu, lub nawet nieświadomość jego istnienia dominowała wśród większości moich kolegów. Do dziś uważam, że każdy rasista jest kanalią i nie ma czegoś takiego, jak „antysemita, ale porządny człowiek”. Te dwa pojęcia się wykluczają. Takie stwierdzenie jest identycznie absurdalne, jak „garnek cały, ale dziurawy”.

Od pierwszych dni marcowych rozruchów w prasie i w radiu (telewizor wówczas mało kto posiadał) rozpętuje się antyinteligencka i antysemicka nagonka. „Aktyw robotniczy” odwiedza zebranie w Związku Literatów i używa „długich, elastycznych argumentów”. Gomułka trzęsie się na mównicy i pieni: „a taki Szlajfer, ni to pies ni wydra … a taki Paweł Jasienica, krwawy watażka, pomocnik – Łupaszki – spod Białegostoku … i tacy ludzie nazywają mnie ciemniakiem!” Gomułka nie może przeboleć, że Stefan Kisielewski nazwał jego władzę „dyktaturą ciemniaków”. Pojawia się określenie „syjoniści”. Studenci to „bananowa młodzież”. Z łamów gazet leje się szambo.

Za tą nagonką słowną, w której przodują Ryszard Gontarz i Kazimierz Kąkol, idą czyny. Ludzie wyrzucani są z pracy, profesorowie z uczelni, oficerowie z wojska. Wyjątkowo brutalne, chamskie przemówienie wygłasza sekretarz Komitetu Warszawskiego PZPR Józef Kępa. To przemówienie to sygnał do ataku. Tabuny młodych, partyjnych karierowiczów ruszają na wysokie stanowiska. Ale te stanowiska nie są wolne, więc trzeba wykryć „syjonistów” i otworzyć drogę do własnej kariery. Gomułka stwierdza publicznie, że jeśli ktoś chce wyjechać do Izraela, to państwo mu to umożliwi.
To jest hasło do kolejnej akcji – wyrzucenia masy ludzi z Polski. W następnych miesiącach tysiące ludzi otrzymało „dokument podróży” – paszport w jedną stronę. Tylko pozornie te wyjazdy były dobrowolne.

Oto nagle dowiaduję się, że moja dziewczyna jest Żydówką. Pierwsza reakcja: no to co? A bądź sobie Żydówką, Murzynką, Chinką, czym chcesz, co mnie to obchodzi? Ale szybko okazuje się, że mnie to obchodzić musi.
Wychodzę z pracy po pierwszej zmianie, czyli o czternastej, i przed bramą widzę Krystynę. Jest zapłakana, roztrzęsiona. Dłuższą chwilę nie mogę jej uspokoić. Co się stało? Wczoraj jej matkę wyrzucili z pracy. Zostały bez środków do życia (ojciec od dawna nie żyje). W nocy było jakieś walenie do drzwi. Bały się otworzyć. Rano znalazła gówno pod drzwiami, a na drzwiach gwiazdę Dawida nasmarowaną kałem. Chce wyjechać, ma dosyć tego kraju.

A w prasie pełno tego szamba. Przemawia „poseł Ozga-Michalski (poeta)”. A przemawia tak: „Nasz orzeł biało-czerwony obrastał stalowymi piórami od Lenino do Berlina, a teraz chcą go syjoniści oskubać!” W każdej gazecie, w każdym przemówieniu, wszystkiemu winni są „syjoniści”. A swoją drogą to poezja przednia pana „posła, w nawiasie poety”. Chyba najlepsza odkąd Broniewski napisał „Słowo o Stalinie, w nawiasie poemat” („rewolucja parowóz dziejów, potrzebny jest maszynista, którym jest on, towarzysz, wódz, komunista, Stalin, słowo jak dzwon”).

Dzieją się tysiące dramatów. Ludzie wyrzucani są z kraju, który uważali za własny. Tu się urodzili, tu mieszkali przez całe życie, żadnego innego kraju nie znają. Mówią tylko po polsku i nagle zostali wykluczeni z narodu, którego językiem mówią. Mogą zabrać ze sobą tylko część majątku (jakże to typowe). Zerwane miłości, rozdzielone rodziny… Od tamtej pory minęło 45 lat. Prawie nikt z tych ludzi nie wrócił. Nikogo za tę zbrodnię nie postawiono przed sądem.

W pracy, w fabryce Elwa, w połowie pierwszej zmiany wzywają nas wszystkich na stołówkę. Wszędzie stoją transparenty. Partyjniacy wtykają je zaskoczonym ludziom w ręce. „Syjoniści od Syjamu”, „Literaci do pióra, studenci do nauki”, „Jesteśmy z wami towarzyszu Wiesławie”, „Ukarać rewizjonistów i syjonistycznych wichrzycieli”. Na podwyższeniu ktoś nas filmuje.

Na salę wchodzi Józef Kępa w mocnej obstawie. Przemawia butnym tonem. Płaszcz rozpięty, nawet go nie zdjął, ręka w kieszeni.

— Zdejmij łapę z rewolweru! – krzyczy ktoś z sali.

Tajniacy rzucają się w tamtą stronę. „Wiesław, Wiesław” – skandują partyjni. Reszta milczy.

Wracamy na wydział. W milczeniu. Czujemy się zgwałceni, zbrukani, dziewczyny płaczą. Snujemy się w milczeniu. Wszyscy patrzą gdzieś w dół, pod nogi. Nikt nie rozmawia.

Po jakiejś godzinie jedna z kobiet zaczyna śpiewać: „Żyli raz sobie hrabia z hrabinią, on zwał się Rodryg, ona Franczeska…„. Kobiety zawsze śpiewały przy pracy na taśmie, ale nie dziś. Dziś to jest zgrzyt.

— Stul pysk! – dolatuje okrzyk z drugiego końca sali.

I znowu cisza do końca zmiany.

Na Krakowskim Przedmieściu już nie ma starć. Na uczelniach już nie ma strajków. Gęste patrole milicji. „Życie się normalizuje” – pisze Trybuna Ludu. 2700 osób siedzi w więzieniach i aresztach.

 

11 komentarzy

  1. bisnetus 08.03.2013
  2. BM 08.03.2013
  3. andrzej Pokonos 08.03.2013
  4. Jerzy Łukaszewski 09.03.2013
  5. Krzysztof Łoziński 09.03.2013
    • PIRS 09.03.2013
  6. Krzysztof Łoziński 09.03.2013
    • bisnetus 09.03.2013
  7. Jerzy Łukaszewski 09.03.2013
  8. Anna 09.03.2013
  9. de mowski 13.03.2013