Normalizacja
W języku rosyjskim jest słowo smuta. Smuta to stan psychiczny ludzi, pewien niepowtarzalny nastrój, w który naród rosyjski popadał na tyle często, że wymyślił na jego określenie specjalne słowo. A popadał w ten nastrój z prostego powodu: przynależności do azjatyckiej, a nie europejskiej, tradycji politycznej.
Azjatycka tradycja polityczna sprowadza się w wielkim skrócie do tego, że nie ma w niej obywateli i ich przedstawicieli, lecz jest władza i poddani, a władza tym poddanym funduje w regularnych odstępach właśnie smutę.
Po stłumieniu studenckiego buntu i po operacji „Dunaj” zapanowała w Polsce właśnie smuta – stan apatii, beznadziei, nie myślenia, wegetowania, przeczekiwania…
Prasa donosiła z Czechosłowacji, że „życie się normalizuje”, co oznaczało, że i u nich smuta. Gomułka odprawiał kolejne dożynki. Kręcono serial „Czterech pancernych i pies”, dopasowując dno sztuki filmowej do dna literatury. W radiu leciały audycje dla żołnierzy. Kiedyś zimą wracaliśmy z warty na kompanię, a że był mróz, to jak zwykle chłopcy sobie tęgo na warcie popili wódki z gwinta. W kompanii ktoś włączył radio, z którego rozległo się: „czołem żołnierze, mówi wasz stary wiarus”. To była wyjątkowo wredna audycja i Cygan nie wytrzymał – wywalił w to radio cały magazynek z Kbk-AK, całe 32 sztuki amunicji.
Życie płynęło monotonnie, na piciu wódki lub alpag, grze w karty i odliczaniu dni do cywila. Na festiwalu piosenki żołnierskiej w Kołobrzegu prostytuowali się piosenkarze. Były dwie wredne do obrzydliwości piosenki z tego czasu: „Przyjedź, mamo, na przysięgę” i „Po ten kwiat czerwony”. Wojsko je przerobiło po swojemu. Pierwszą na „prawą mi urwało rękę, przyjedź zobacz twoja krew”, a drugą na „Czechów, co pomoc wzywali, będą żołnierze szukali”. Gdyby autorzy lub wykonawcy tych piosenek chcieli wówczas odwiedzić jakąś jednostkę wojskową, to bym im odradzał, ze względu na wyjątkowo wysokie ryzyko dostania po mordzie.
Były dwa festiwale naszej hańby domowej. Wspomniany już festiwal w Kołobrzegu i Festiwal Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze. Na obu polscy artyści za cenę dostępu do kariery i niemałą kasę uprawiali intelektualną prostytucję. Był jeszcze przez pewien czas Festiwal Piosenki Partyzanckiej w Kraśniku, na którym co roku miały być nowe piosenki partyzanckie. Ten festiwal jednak poległ śmiercią naturalną, bo, jak to określił Maciej Zembaty, nie udało się nałapać odpowiedniej liczby partyzantów.
Dziś piosenka „Po ten kwiat czerwony” przyjmowana jest obojętnie, bo mało kto pamięta, w jakich okolicznościach powstała. Tym kwiatem czerwonym miała być żołnierska krew, przelana ponoć w czasie operacji „Dunaj”. Tyle tylko, że w ramach tej operacji krew przelewali żołnierze nie polscy, lecz sowieccy i nie swoją, lecz bezbronnych cywilów.
Czy polskie wojsko musiało brać udział w tej interwencji? Z całą pewnością nie. Z punktu widzenia operacji wojskowej znikome kontyngenty państw Układu Warszawskiego (Polski, Węgier, NRD i Bułgarii) nie były do niczego sowietom potrzebne. Te kontyngenty nie stanowiły nawet jednego procenta wojsk inwazyjnych. Sowietom udział tych wojsk potrzebny był z powodów politycznych. Chodziło o dwie rzeczy: o to, by wszyscy trochę umoczyli ręce we krwi, co w przyszłości miało uniemożliwić solidarne wystąpienie podbitych narodów, oraz o pokazanie wszystkim, że w sowieckim imperium obowiązuje odwrócona zasada d´Artaniana: jak jeden przeciw Moskwie, to wszyscy przeciw jednemu.
Gomułka, Cyrankiewicz i Jaruzelski bez żadnego problemu mogli odmówić udziału w tym najeździe. Nie groził im sąd polowy, jak kapitanowi W. Najwyżej towarzysze z Moskwy trochę by na nich pofukali i to wszystko. Z całą pewnością nie zrobiliby z tego powodu najazdu na Polskę. Zresztą wiemy, że udziału w napaści odmówił Ceausescu (nie z gołębiego serca, lecz z politycznego kunktatorstwa) i nikt Rumunii nie najechał. Naszym władcom daleko było jednak do odwagi Wodza. Byli małymi, tchórzliwymi sługami okupanta, z którym związali swoje kariery. W grudniu 1970 roku skierowali polskie wojsko przeciw własnemu narodowi. Jaruzelski zrobił to jeszcze ponownie w grudniu 1981 roku, wyręczając okupanta w pacyfikacji własnego kraju.
Przyszło następne lato i moi koledzy taternicy, bracia Wroczyńscy pojechali jak zwykle w Tatry Słowackie, do Doliny Zimnej Wody. W schronisku spotykali się z drobnymi oznakami wrogości ze strony Słowaków, bo oni Polacy, bo polscy najeźdźcy. Pewnej nocy zostali wyrzuceni ze schroniska na deszcz. Za nimi wyrzucono ich rzeczy, które zbierali z kamieni po ciemku i w deszczu. Nie mieli namiotu. Siedzieli do rana ukryci w kosówkach, a jacyś ludzie z latarkami ich szukali. Nie wiadomo, czy ci ludzie mieli dobre, czy złe zamiary, ale woleli nie sprawdzać.
Polscy turyści w Czechosłowacji spotykali się powszechnie z wrogością. To był efekt tego symbolicznego i bezczynnego udziału polskiego wojska w operacji „Dunaj”. Ale przecież o to Breżniewowi chodziło: wszyscy umoczyliśmy ręce we krwi.
W Czechosłowacji, niemal dokładnie w pół roku po inwazji, nocą z 28 na 29 marca 1969 roku, około 500 tysięcy osób wzięło udział w rozruchach skierowanych przeciw okupacyjnej armii sowieckiej. Pretekstem było zwycięstwo reprezentacji Czechosłowacji nad ZSRR na mistrzostwach świata w hokeju. Manifestacje odbyły się 69 miastach. Tłum zaatakował 21 garnizonów radzieckich. Sowieccy generałowie zaczęli grozić Dubczekowi. Oświadczono mu wprost, że może podzielić los Imre Nagya, premiera Węgier, rozstrzelanego po inwazji sowieckiej na ten kraj w 1956 roku. Do tłumienia wszelkiej opozycji przystąpiło już „znormalizowane” czechosłowackie wojsko i milicja.
W rocznicę inwazji, w Pradze, rodzima milicja zabiła dwóch młodych demonstrantów. 21 sierpnia zginęli trzej kolejni. Kilka tysięcy osób aresztowano i bito. Pod koniec roku aż 1526 osób skazano na podstawie dekretu, który podpisał nie kto inny, jak Aleksander Dubczek. Był to początek potężnej fali represji i masowego gnojenia ludzi krajowymi rękami. Uwięziony Bogumil Hrabal zmuszany był do palenia własnych książek. Bezpieka, za pomocą technik fotomontażu, fabrykowała i rozpowszechniała zdjęcia pornograficzne z udziałem niezależnie myślących artystek, piosenkarek, aktorek…
Aleksander Dubczek przestał być sekretarzem KPCz 17 kwietnia 1969 roku. Przez pewien czas pełnił jeszcze inne funkcje, ale i z nich był stopniowo rugowany. Pozbawiony znaczenia pracował fizycznie w fabryce. Do końca uważał się za komunistę. Nigdy nie przystąpił do coraz silniejszej z czasem opozycji. Komunizm z ludzką twarzą, o którym marzył, pokazał twarz Frankenszteina.
W Polsce krążył dowcip, że w czechosłowackiej reprezentacji na Wyścig Pokoju, za czasów Dubczeka jeździł kolarz nazwiskiem Vesely, a za jego następcy Husaka – Poslušny.

Bardzo mi się spodobało to autobiograficzne opowiadanie. Pozwala poznać, a nawet przypomnieć tamte komunistyczne klimaty. Poznać dlatego, że z racji wieku na szczęście nie musiałem tak na bieżąco poznawać tego z autopsji. Ale przypomnieć, bo i trochę później te klimaty były wyczuwane. Może nie w sposób aż tak drastyczny.
.
Jedyne co mi się nie spodobało, to relatywizacja ruchów roku 68 na Zachodzie. One miały wprawdzie inny charakter, ale miały jednak niebagatelny wpływ w historii i na kształt dzisiejszej Europy. I drugie, to to porównanie Rumunii z Polską, jako przykład wolności i suwerenności. Z przyczyn czysto geopolitycznych nie można w najmniejszym stopniu porównywać roli Rumunii czy choćby Jugosławii ze strategiczną rolą Polski w teatrze Zimnej Wojny.
W charakterze suplementu:
Sławne to były dzieła, sławne były czasy
A było, jak opowiem — bo wszystko wiem z prasy:
Więc Wyszyński z Kuroniem, przy poparciu Mao
Mieli Żydom zaprzedać naszą Polskę całą
Izrael, w myśl tych planów sięgałby Szczecina
Zaś chłopi z Zamojszczyzny poszliby na Synaj
Naród nasz miał iść w jarzmo żydowskiego króla
Którym byłby Zawieyski, bratanek Kargula
Każdy Żyd miał otrzymać zaraz tytuł lorda
A Niemen mógłby śpiewać tylko, jako Jordan
Do tego każdy student, a zwłaszcza niechrzczony
Miał dostać Mercedesa oraz cztery żony
Dyspozycje w tej sprawie wyszły od Dajana
Via Tokio, Rzym, Biłgoraj, Pułtusk i Tirana
…A jeszcze łotry zdradę umyśliły taką:
Oddać molo w Sopocie Czechom i Słowakom
Do tego łódź podwodną, Pannę z Jasnej Góry
Szczerbiec, żubra Pulpita… i Pałac Kultury
A — jakby mało było takiego wyzysku —
Zabrały nam Pepiczki rekord świata w dysku!
Bauman z Brusem i Baczko — ta podstępna szajka
Pastwiła się nad Polską, jak „czerezwyczajka”
Kazali nam zapomnieć; żeśmy są przedmurze
Kazali nam o Jasiu zapomnieć, Kiepurze
Żaden z nich stydu, żaden z nich sumnienia nie miał
Putrament z Przymanowskim mieli iść na przemiał
Oni na „Dziadach” bili najdłużej oklaski
…A jeden z nich miał w domu „Dzieła wszystkie”, Hłaski
A znowu Kołakowski, jak jeszcze był młody
To Stalina całował w rumiane jagody
A Stalin mu na lody dawał i na kino
I razem gryźli pestki i grali w domino
Natomiast Kisielewski, jak z prasy wynika
Jest synem naturalnym studenta Michnika,
Który do rewolucji wiernie służył carom
I miał sześcioro dzieci z carycą Dagmarą
Tacy to byli ludzie, dzieła takie, czasy
A było, jak rzekłem, bo wszystko wiem z prasy
Natan Tenenbaum
Dzieki, piekny i potrzebny tekst. Przypominac trzeba. Bo dekownicy lubia mieszac w historii.
Całkowicie zgadzam się z pierwszym i ostatnim akapitem. Tak myślimy dziś, ale wówczas? Pisał pan kiedyś, panie Krzysztofie, o Antku Macierewiczu noszącym koszulkę z Che( albo po prostu mówiącym o Che jako swoim idolu, mogłem coś pomylić, przepraszam). To znaczy, że wtedy nie wszyscy byliśmy w stanie te sprawy odróżniać. Ja nie odróżniałem, a przecież byłem już poważnym facetem lat 16. Wydawało się, że na całym świecie (bo i USA z falą antywojenną trzeba by tu zaliczyć) młodzież występuje przeciw „reżimom”. To było autentyczne odczucie i wielu z nas to tak odbierało. Mało – właśnie to poczucie „wszechświatowej wspólnoty” było czymś co napawało optymizmem, dodawało odwagi, pozwalało szybciej określić się. A że dziś, jako nieco starsi chłopcy, widzimy to już inaczej? Cóż, trudno od 18 – 20 latków wymagać dogłębnych politycznych analiz. Ja tam przyznaję się, że bardziej kierowało mną wtedy serce, niż rozum.
Ma Pan rację. Wiele dzisiejszych ocen to typowe myślenie ahistoryczne. Myśmy byli nie tylko młodzi, ale i żyliśmy w zamkniętym kraju z cenzurą i nahalną propagandą. Dziś wiem, że wpojono nam na przykład całkowicie fałszywy obraz wojny wietnamskiej. Myśmy wtedy myśleli, że był sobie wolny szczęśliwy Wietnam, na który bez powodu najechali wredni Amerykanie. Wiem dziś, że Komunistyczny Wietnam Północny napadł na Wietnam Południowy, któremu dopiero po 4 latach wojny przyszli na pomoc Amerykanie. Nam zrobiono wówczas taki mętlik w głowach, że uważaliśmy agresora za ofiarę, a sojusznika napadniętych za napastnika. Ale to wiem dopiero teraz. Tak samo w tamtym czasie nie wiedziałem, podobnie jak Macierewicz (który dziś się tego wypiera), że Che nie był „krysztalowym rewolucjonistą”, tylko typowym komunistycznym zbrodniarzem. Tak samo, dzisiejsza prawica, która nie rozumie, że młodzi ludzie, za czasów Gomółki, nie mieli dzisiejszej wiedzy o komunie, myśli ahistorycznie. Sama natomiast uprawia regularne historyczne kłamstwo bazując na oszczerstwach autorstwa SB o „dzieciach komunistów z KPP” i powtarzając inne idiotyzmy. Jest cała grupa pseudohistoryków, którzy nie rozumieją, że to, co ktoś kiedyś napisał w dokumencie lub artykule nie miusi być prawdą. Tu mój własny przykład: W 1979 roku kierowałem wyprawą w Himalaje. W tej samej dolinie, ale nie na mojej wyprawie, zaginęło dwóch ludzi (moja wyprawa była już w Polsce). Zostałem wysłany przez MSZ na akcję ratunkową i wróciłem na nią do Indii. W tym czasie, gdy byłem w Indiach, pewien paszkwilant ze Sztandaru Młodych opublikował rzekomy telefoniczny wywiad ze mną (w Warszawie). Miałem nie malże tych ludzi zamordować. Ponoć rozmawiał ze mną przez telefon domowy. Tylko ja wówczas nie miałem w domu telefonu i byłem w Indiach, a w momencie, gdy oni zginęli w Indiach, byłem o 7 tysięcy kilometrów od nich. Było to oczywiste działanie na zamówienie SB. W 2012 roku zostało to wyciągniete przez prawicowe portale, bo trzeba było mnie opluć też na zamówienie polityczne, tylko nie komunistów, a kaczystów. Ta prawica z jedenj strony pluje na komunę, a z drugiej uważa za prawdę wszystko, co komuna pisała. Dlaczego ten pacan z komitetu jakiegoś tam uważa, że wszyscy komandosi to byli Żydzi i partyjni? Bo Gomółka tak twierdził, a Gontarz, Kąkol i inni podobni tak pisali.
Przypomniał mi Pan atmosferę tamtego okresu. Faktycznie, młodzi (choć nie tylko oni) nie zastanawiają się nad wieloma sprawami, jak choćby nad wspomnianym Wietnamem. Dopiero jakieś zdarzenie zmusza do myślenia. Dla mnie była to wtedy informacja, że północnowietnamscy bojownicy ostrzelali rakietami Sajgon i trafili blisko celu, bo ok. 800m, od ambasady amerykańskiej. Wydało mi się to barbarzyństwem, bo przecież na pewno zabili swoich niewinnych rodaków. Moje rozumowanie spotkało się wówczas z dużym sprzeciwem przyjaciół i znajomych.
Bardzo podatni jesteśmy na propagandę, a szlachetny cel często uświęca nam środki.
Nie mam też przekonania do twierdzenia że „historia to osądzi”. Osądzają historycy, często niesprawiedliwie bądź po prostu niemądrze. Czytam i słucham wypowiedzi uczonych historyków o czasach w których żyłem i nie mogę się nadziwić. Tu już nie chodzi o ocenę faktów, ale nawet same fakty są zupełnie różne.
Przytoczę anegdotę: wzywa Król Gala Anonima i mówi: „Coś ty tam popisał? To nie tak było!”. Na to Gal Anonim: „Ależ Królu, ja jestem historykiem, a tak jak było to każdy głupi może napisać!”.
@Krzysztof Łoziński
Dobre. 😉
Przyszła mi do głowy inna odpowiedź Gala Anonima. Bardziej szczera. „Alez Królu, gdybym napisał całą prawdę, to byś mnie Królu natychmiast wysłał na głowy ścięcie”.
Pamiętam też pierwsze „niezgodności” w postrzeganiu serwowanego mi świata. W liceum obowiązkowo korespondowaliśmy z uczniami z ZSRR. Wybierało się jakieś miasto, szkołę i pisało, zawsze ktoś odpowiedział (fajne to było :)) Niektórym, jak np. mnie, to zostawało. Kilka lat korespondowałem z dziewczyną z Samarkandy. Ludzie, żebyście widzieli te oczy! Bogini! Heca zaczęła się w momencie, kiedy chciałem zaprosić ją do nas.Cyrk z zaproszeniami, jakieś oświadczenia, kupa papierków i … i tak nic z tego nie wyszło. Zaczęło mnie to dziwić. No bo jak to tak: państwo zaprzyjaźnione do bólu, narody kochają się jak nie wiem co, a odwiedzić się nie można? Dziwaczne, nie? No a potem to już poszło…
Panie Krzysztofie, bardzo dziękuję za tę lekcję historii.
Szkoda tylko, że publikowaną w tak nielicznym gronie.
Jakże to żywe i w kolorycie wierne obrazy. Aż człek się dziwi, że nie czarno-białe te fotografie, po tak wielu latach. Gratulacje. Piękny tekst. Jak niewiele trzeba, by deprawacja wszystko Cenne Człowieka Wrażliwego przerobiła na durne i uporczywe wspomnienia z wojska.
Ale czy Zambrowski- do- komitetu wyznaczył ten dzisiejszy stan? Co komu jest tu do zawdzięczenia?
Historiozofia czerpana z tamtych lat jest zawodna w efektach.
Czy zastanawiał się Pan, skąd w Starszym Pokoleniu (hufcowa SzSz, Kedyw, Korpus akowskiego kontrwywiadu & bezpieczeństwa – wszystko superelita, nie było większego i trudniejszego Bohaterstwa czynu) – – była ta niezwykła siła, determinacja do niezwykłych działań, te rezerwy obrony polskości – tożsamości nienajpierw politycznej?
Dwudziestolecie zwróciło im polskonarodową godność, uważam, i dlatego. Mieli w co wierzyć. Nie, jak dziś, w pozory. Godność to narodowa prowiększościowość.
Nie – selektywna pro-mniejszościowość, jak wszystkie te niedorozwinięte, najpierw czerwone – okupacje umysłów chciały, niszcząc, pauperyzując i zubażając.
Adam Michnik sam wyznaczył poziom antysemityzmu w Polsce. „Wyborcza” była wybiórcza i na pewno zawsze walcząco pro-mniejszościowa. Pułapka pewnego przesadnego zacięcia. Uparcie budowała swe getto świadomościowe, w końcu -jako takie- dobrze rozpoznawalne, na obraz i podobieństwo Autora Uczuć Niższych. Czy nie duży błąd?
Walczył też Bronisław Geremek. Szerzej, strategiczniej.
Daleki jestem od poglądu, że śmierć profesora Geremka była efektem chwilowej nieuwagi Jego samego. Przede wszystkim dlatego, że możliwa do wykonania technika „ów sposób” uczyniła modnym naonczas w Europie. Joerg Haider, austriacki kapitan krajowy o kontrowersyjnych, mocno antyżydowskich poglądach zginął (być może ? w odwecie MOSSADu) tuż – zaraz potem. Niewidzialny front: Duże plany.
Tak samo Martin Schulz z centralnym sterowaniem Europy: cieszył się, biedny, że (nareszcie) może ostrzegać przed całkowitym załamaniem -wkrótce- Europy Unijnej: ZA duże plany.
A pomysły z przeprogramowaniem Mercedesa są stanowczo nie do amatorskiego wykonania. To może być para poczciwych, miłych emerytów, jadąca za wybranym skazanym, lub niechlujny student w wytartych dżinsach i brudnym swetrze: nad zderzakiem swej szybkiej krypy ma mało widoczny, silny nadajnik cyfrowej podczerwieni, taki powiększony pilot jak od kluczy samochodowych działający ze stu metrów, a w podłączonym do niego laptopie – kod pilota wozu tego skazanego i kilka zaprogramowanych dodatków, np. na osobne pełne hamowanie jednego koła. W „odpowiedniej”, dobrze obserwowanej i skalkulowanej chwili wciska guzik – i wóz skazanego z całym impetem ładuje się w czołowe lub skręca w przepaść.
Kaskadowa eskalacja nasilana równo z obydwu stron tych promniejszościowych frontów dorobiła się dziś sporawych potencjałów do czegoś jeszcze znacznie gorszego. Szukamy pasującej, nieżas, historiozofii. Nie żądamy sprawiedliwości?